czwartek, 31 maja 2012

Uzupełnienie...

Zawsze pod koniec miesiąca przychodzi taki czas kiedy to w portfelu zaczyna się robić pusto. Zazwyczaj wtedy pusto zaczyna się robić również w kosmetyczce bo jak się coś kończy to robi to masowo...
Chcąc nie chcąc musimy wtedy uzupełnić zapasy i tak też musiałam zrobić ja w ciągu ostatniego tygodnia.
Zakupy były skromne ale to tylko "uzupełnienie" kosmetycznego niezbędnika.

Jako pierwszy w moje rączki trafił Wella Lakier do włosów Wellaflex.
 Zakup zrobiony bardziej z przymusu niż z rzeczywistej potrzeby jednak na pewno nie będzie się marnował. Mój obecny lakier jeszcze się nie skończył jednak gdy wybrałam się na rozmowę w sprawie pracy to go ze sobą nie zabrałam a okazało się, że w Krakowie jest bardzo wietrznie i moja fryzura nie wytrzymała presji. Weszłam więc do Rossmanna i korzystając z promocji 9,99zł za sztukę wrzuciłam go do koszyczka. Jeszcze nigdy nie miałam lakieru tej marki ale po pierwszym użyciu wywołał bardzo pozytywne wrażenia. Zobaczymy jak spisze się później.

 We wtorek podczas kolejnej wyprawy do Krakowa uzupełniłam pozostałe braki. W czasie wizyty w Rossmannie w koszyczku wylądowały: Nawilżane Chusteczki Alouette, Natural Lip Balm anti-age od Lovely i Chusteczki kosmetyczne Lilibe, które pominęłam na zdjęciu.
Nawilżane chusteczki towarzyszą mi zawsze i wszędzie częściej nawet niż żel dezynfekujący, stanowią więc niezbędne wyposażenie mojej torebki. Zazwyczaj za 15szt. chusteczek musimy zapłacić ok 4zł natomiast w tym przypadku opakowanie 25szt. kosztowało mnie 2,79zł. Co prawda opakowanie jest troszkę większe niż standardowych chusteczek ale ja zużywam je bardzo szybko więc niedługo się spłaszczy a i tak zawsze noszę ze sobą duże torebki co oznacza, że wielkość paczuszki nie stanowi one mnie żadnego problemu;)
Balsam do ust to zakup do kuferka kosmetycznego. Gdy ostatnio jechałam malować dziewczynę to okazało się, że wszystkie mazidła do ust mam w formie sztyftu. Wersja fajna ale dla siebie, do stosowania u innych kiedy to trzeba wydobyć go w higieniczny sposób sprawdza się już mniej. To, że jest to wersja ant age to zupełny przypadek. Miałam już wersję klasyczną, która bardzo mi odpowiadała więc tym razem sięgnęłam po prostu po inny kolor opakowania. Jeszcze go nie testowałam ale wersja klasyczna okazała się odpowiednikiem Carmexu więc pokładam w nim duże nadzieje. Za pojemniczek o pojemności 12ml zapłaciłam 4,99zł.
 Ostatnim zakupem było pudełeczko 100szt chusteczek kosmetycznych Lilibe zakupionych również do kuferka. Paczuszka kosztowała mnie 4,29zł.

Wszystkie braki kosmetyczne mam już uzupełnione jednak jak to w naturze bywa równowaga musi zostać zachowana w związku z czym odkryłam ostatnio, że niechybnie zbliżam się do końca balsamu do ciała (a zapasu nie mam) więc kolejne zakupy nastąpią niedługo;)

Czy u Was tez występuje opcja awaryjnego uzupełniania braków bo nagle odkrywacie, że czegoś tam brakuje czy zawsze jesteście przygotowane i robicie zapas już wtedy, gdy otwieracie ostatnie opakowanie?

środa, 30 maja 2012

Ideał do stópek;)

Miało nie być recenzji kosmetyków do pielęgnacji ciała ale temu jednemu nie mogłam się oprzeć:)
Od samego początku mnie zachwycił więc postanowiłam dać się ponieść fantazji i podzielić się z Wami tym zupełnie niepozornym odkryciem;)

ZIAJA
KREM DO RĄK I STÓP
głęboko odżywczy

OBIETNICE PRODUCENTA:
Kuracja odżywcza:
 * olej z oliwek, olej słonecznikowy
 Jak działa?
* Zapobiega pękaniu oraz nadmiernemu rogowaceniu naskórka.
* Doskonale zmiękcza, przywraca skórze gładkość i elastyczność.
Polecany również dla diabetyków.

SKŁAD:

MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Słodki ale jednocześnie trochę kwaskowaty. Odrobinę cytrusowy z domieszką pudrowości - taki perfumeryjny. Pachnie identycznie jak maska do rąk z serii oliwkowej tylko trochę mocniej. Zapach utrzymuje się dosyć długo na ciele.
SMAK: Nie próbowałam;)
BARWA: W opakowaniu biały a po rozsmarowaniu na ciele bezbarwny. Nie bieli.
KONSYSTENCJA: Dosyć gęsta, odrobinę ciągnąca a jednocześnie trochę oleista. Po nałożeniu krem rozpuszcza się pod wpływem ciepła ciała i praktycznie zamienia w coś na kształt bardzo gęstego, kremowego olejku. Bardzo łatwo się rozprowadza ale długo wchłania więc nałożenie skarpetek jest niezbędne.
DZIAŁANIE: REWELACYJNE! Krem niesamowicie nawilża i natłuszcza dzięki czemu zmiękcza skórę, przywraca jej gładkość i elastyczność pozostawiając po sobie piękny zapach. Pięty nie mają szans na pękanie a z czasem warstwa zrogowaciałego naskórka bardzo się zmniejsza. Pozostała część stóp jak i rączki (nie stosowałam go typowo na ręce a dostawał się na nie jedynie w trakcie smarowanie stóp) stają się niesamowicie delikatne i przyjemne w dotyku jak pupa niemowlaka. Stosuję go raz dziennie i to mi w zupełności wystarcza jednak myślę, że osoby, którym pięty faktycznie pękają na początku powinny używać go rano i wieczorem.
WYDAJNOŚĆ: Bardzo dobra. Chociaż opakowanie jest maleńkie to kremik wystarcza na długo.
SKUTKI UBOCZNE: Pozostawia bardzo tłusty i trochę lepki film.
OPAKOWANIE: Plastikowy słoiczek utrzymany w pomarańczowo-białej kolorystyce: słoiczek jest pomarańczowy a jego wnętrze, zakrętka i napisy białe. Mam mieszane uczucia co do tego pudełeczka ponieważ nie lubię grzebać palcami w słoiczkach bo krem wchodzi mi pod paznokcie ale z drugiej strony znając tubki Ziaji to jest to niesamowicie praktyczne i wygodne opakowanie.
POJEMNOŚĆ: 50ml
DOSTĘPNOŚĆ: Drogerie, internet.
CENA: Około 5zł: ja zapłaciłam 5,30zł
OCENA: 6/6
    
Podsumowując: Kupiłam go bo w sklepie nie było nic innego co zachęciłoby mnie do włożenia do koszyka i przepadłam właściwie już po pierwszym użyciu. Do tej pory moim ideałem był inny krem Ziaji ale ten bije go na głowę. Kończy mi się już pierwszy słoiczek więc czym prędzej muszę nabyć koleiny i myślę, że już się nie rozstaniemy;)

poniedziałek, 28 maja 2012

Codzienna pielęgnacja: PORANEK:)

Jakoś nie mam dzisiaj weny na pisanie recenzji a już od jakiegoś czasu chodziła za mną inna forma posta więc dzisiaj postanowiłam zrealizować mój pomysł. Mam nadzieję, że Wam się spodoba:)

Tematem dzisiejszej notki będzie moja codzienna pielęgnacja, która towarzyszy mi każdego ranka.
Ujęłam w niej produkty, które stosuję obecnie jak i te, które stosuję zazwyczaj oraz te po które sięgam spontanicznie.
Miłego czytania i oglądania:)
 Na początek to co towarzyszy mi każdego dnia:
Oczyszczanie: Obecnie każdego ranka oczyszczam twarz mydełkiem ze słodkich migdałów jednak zazwyczaj rano używam oczyszczającego żelu lub innego specyfiku. Ostatnio była to widoczna na zdjęciu Oczyszczająco-Rozświetlająca Pianka do Mycia Twarzy YSL, której recenzję mogliście przeczytać TUTAJ.
Tonizowanie: Po myciu obowiązkowo tonizuję skórę - wiem, że niektórzy uważają ten etap pielęgnacji za zbędny albo przynajmniej niekonieczny a tonik uznają za najdroższą wodę świata jednak ja mam inne zdanie i uważam, że ten etap pielęgnacji to rzecz obowiązkowa bo rzeczywiście widzę różnicę w kondycji skóry po zastosowaniu toniku. Obecnie tonizuję skórę Płynem Micelarnym do Demakijażu z Wyciągiem z 3 Herbat YR, o którym mogliście przeczytać TUTAJ ale nie jest to regułą. Zazwyczaj sięgam po tonik i z reguły jest to również kosmetyk od YR.
Nawilżanie: Na oczyszczoną i stonizowaną skórę również obowiązkowo nakładam krem. Jako, że moja skóra boryka się z różnymi problemami staram się aby krem dzienny zaspokajał przynajmniej jedną z jej potrzeb. Zazwyczaj staram się również aby poranna i wieczorna pielęgnacja się uzupełniały jednak nie na zasadzie stosowania kosmetyków z tej samej serii tylko na doborze kremów zaspokajających różne potrzeby mojej skóry. Obecnie stosowanym przeze mnie kremem jest Nawilżająco-Łagodzący Krem na Dzień YR z serii Active Sensitive, którego recenzja pojawi się za jakiś czas ponieważ dopiero niedawno zaczęłam go stosować.

Poza kosmetykami wymienionymi powyżej czasami i pod różnymi warunkami sięgam jeszcze po inne kosmetyki. Oto one:
Odkąd przyszła wiosna, zrobiło się ciepło i towarzyszą nam coraz bardziej słoneczne dni zaczęłam sięgać po kremy z filtrem aby ochronić buzię przed niekorzystnym wpływem promieniowania. Jak dotąd jeszcze nigdy nie miałam kremu z filtrem przeznaczonego stricte do twarzy a w razie potrzeby nakładałam na buzię stosowany akurat balsam do ciała jednak tej wiosny postanowiłam to zmienić. Jak o pierwszy w moje rączki trafił Ziaja Sopot Sun Krem Przeciw Zmarszczkom SPF 30, o którym mogliście przeczytać TUTAJ.
Nie zawsze i nie regularnie nakładam również krem pod oczy. Nie jest to spowodowane tym, że takich kremów nie lubię ale tym, że nie zawsze nadają się one pod makijaż. Ten, który stosuję teraz: Superdrug Line Decrease Krem pod Oczy, o którym mogliście przeczytać TUTAJ, jest bardzo lekki i z po powodzeniem coraz częściej po niego sięgam również o poranku a makijaż bardzo dobrze się na mim trzyma. Myślę, że doprowadzi on do zmiany moich porannych nawyków;)
Kolejnym kosmetykiem, po który sięgam bez wyraźnej regularności jest serum na naczynka. Stosuję je zawsze wieczorem jednak rano jego użycie zależy od czasu jaki posiadam na wyszykowanie się. Im mniej go mam tym bardziej ograniczam ilość stosowanych mazideł bo wiadomo, że każdemu z nich trzeba dać czas na wchłonięcie przed położeniem kolejnej warstwy a jak czas goni to na taki luksus nie można sobie pozwolić;) Obecnie używam Farmona Dermacos Aktywna Kuracja Uszczelniająca Naczynka i Redukująca Zaczerwienienia i muszę przyznać, że sprawdza się rewelacyjnie a dodatkowo szybko wchłania dlatego ostatnio stosuję go bardzo często. Jego recenzja pojawi się już niedługo:)

To by było na tyle moich porannych smarowideł. Nie jest tego mało ale też nie wydaje mi się, żebym przesadzała bo staram się zaspokoić wszystkie potrzeby mojej skóry, których przecież z wiekiem jest coraz więcej a jednocześnie zachować umiar w ilości stosowanych kosmetyków.

Mam nadzieję, że notka Wam się spodobała i z chęcią przeczytacie o tym co nakładam na siebie wieczorami.
A Wy po jakie kosmetyki sięgacie każdego ranka?
Podzielcie się swoimi doświadczeniami.

sobota, 26 maja 2012

Malinka - żurawinka;)

NIVEA
WITAMIN SHAKE
Żurawina i Malina

OBIETNICE PRODUCENTA i SKŁAD:

MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Słodki i trochę owocowy ale jednocześnie czuć, że zapach jest syntetyczny. Jakieś delikatne malinowe nuty można w niej wyczuć jednak żurawiny w ogóle nie mogę się doszukać. Możliwe, że na początku zapach był ładniejszy jednak ja używam jej już dosyć długo i się przyzwyczaiłam więc odbieram tylko te gorsze nuty zapachowe.
SMAK: Słodki ale trochę wazelinowy. Jak poliżemy posmarowane nim wargi to nie wyczujemy jakiegoś szczególnego posmaku natomiast będziemy mieć wrażenie słodyczy w ustach.
BARWA: W opakowaniu sztyft ma barwę czerwono białej mozaiki. Dla mnie wygląda jak nie do końca wymieszany mus truskawkowy z jogurtem naturalnym. Bardzo miły i sympatyczny dla oka.
 
Po nałożeniu na usta kolor jest jednak niewidoczny. Jeżeli ktoś ma naturalnie bardzo blade usta to pomadka może delikatnie je zaróżowić jednak moje usta mają bardzo silną pigmentację więc pomadka jest na nich po prostu niewidoczna.
KONSYSTENCJA: Sztyft jest dosyć zwarty ale miękki. Łatwo się go rozprowadza na ustach. Trzeba uważać w słoneczne i upalne dni bo może się rozmiękczyć i przy nakładaniu rozgnieść na ustach.
DZIAŁANIE: Właściwie to zgodne z obietnicami producenta. Pomadka ładnie nawilża i wygładza usta nadając im słodki zapach i posmak. Tak jak pisałam już wcześniej na bladych ustach może również podbijać kolor. Co prawda od dłuższego czasu używałam Carmexów i ta pomadka nie może się z nimi równać w kwestii działania jednak również się spisuje. Na pewno nie poradzi sobie z maksymalnie wysuszonymi ustami, zajadami i suchymi skórkami ale z mniejszymi problemami się upora a jednocześnie pozostawi na ustach ochronną warstwę, która dosyć długo na nich pozostanie.
WYDAJNOŚĆ: Bardzo dobra. Chociaż sztyft nie jest twardy to nie ubywa go zbyt szybko i wystarcza na dosyć długo.
SKUTKI UBOCZNE: Brak.
OPAKOWANIE: Standardowy, dosyć duży sztyft z kolorową zatyczką i białą podstawą zapakowany w kartonik z przezroczystą folią, dzięki której widzimy jak wygląda pomadka. Grafika utrzymana jest w biało-różowo-czerwono-granatowej kolorystyce.
POJEMNOŚĆ: 4,8g/5,5ml
DOSTĘPNOŚĆ: Drogerie, internet.
CENA: Około 10zł w promocjach taniej.
OCENA: 5/6
    
Podsumowując: Jestem wielką fanką pomadek Nivea i wypróbowałam już wszystkie dlatego, gdy na wieszaczku zobaczyłam tę nowość nie mogłam się jej oprzeć. Pomimo tego, że ich działanie nie może się równać z Carmeksem to i tak nadal będę je kupować oraz używać bo je po prostu uwielbiam a w związku z tym, że ciągle czymś smaruję usta to nie mam z nimi takich problemów, żebym musiała nakładać na nie nie wiadomo co;) Polecam wszystkim fankom słodkich i owocowych mazideł do ust;)

czwartek, 24 maja 2012

Jej piękne czarne oczy...

VERSATI
Kredka do oczu czarna No 1.

OBIETNICE PRODUCENTA:
Właściwie nie ma żadnych poza tymi w nazwie kredki;)

SKŁAD: 
Był na kredce ale niestety jedynie w formie białej pieczątki, która już się zmazała w trakcie używania:(

MOJE WRAŻENIA:
BARWA: Czarna z delikatnym satynowym połyskiem.
PIGMENTACJA: Dobra. Może nie jest to karbonowa czerń eyelinera ale kredka ma ładny i wyrazisty odcień czerni, jednak na powiece trzeba kilkukrotnie powtórzyć aplikację aby uzyskać takie efekt jak na załączonym zdjęciu.
KONSYSTENCJA: Dosyć miękka i trochę woskowa. Łatwo się nakłada i nie podrażnia powieki. Nie nadaje się jednak na linię wodną bo do tego jest zbyt twarda.
UŻYTKOWANIE: Całkiem przyjemne. Pomimo tego, że kredką trzeba kilka razy przejechać po powiece aby uzyskać mocno czarną kreskę to nie stanowi to żadnego problemu, bo nie podrażnia ani nie drapie powieki. Kredka również bez problemowo daje się rozcierać. Świetnie spisała się do makijażu czarnych ust, bo ma idealną konsystencję jednak w ten sposób użyłam jej tylko raz, bo na co dzień jednak nie chodzę z czarnymi ustami;)
WSPÓŁPRACA Z INNYMI KOSMETYKAMI: Dobra. Jedynie cienie do powiek nastręczają drobne problemy z aplikacją ponieważ przyklejają się do rysika i wtedy trzeba go przetrzeć czystą chusteczką aby dalsze rysowanie kreski stało się możliwe.
TRWAŁOŚĆ: Dosyć dobra, jednak kredka spływa w wewnętrznym kąciku oka (chociaż u mnie to norma i w zasadzie nie ma kosmetyku, który by tego nie zrobił), a czasami zdarza się jej odbić w załamaniu, chociaż nie jest to regułą. Zastosowana na linię wodną jest zupełnie nietrwała i znika już po kilku minutach.
EFEKTY: Podkreślone oko i efekt zagęszczonych rzęs.
ZAPACH: W zasadzie brak i wąchając kredkę wyczuwamy jedynie zapach drewna, z którego wykonana jest obudowa.
SMAK: Nie próbowałam;)
SKUTKI UBOCZNE: Nałożona na linie wodą szczypie w oczy i powoduje ich łzawienie.
DEMAKIJAŻ: Dosyć problematyczny. Co prawda mleczkiem schodzi bez większego problemu, ale takiego sposobu nie stosuję zbyt często. Żelem, którego zazwyczaj używam zmywa się trochę ciężej bo zdarza jej się rozmazywać po dolnej powiece, jednak po poprawieniu płynem micelarnym lub tonikiem znika całkowicie. Delikatniejsze środki jak płyn micelarny mogą sobie z nią nie poradzić.
OPAKOWANIE: Drewniana obudowa rysika o okrągłym przekroju pokryta czarną emalią ze złotą dosyć stroją grafiką. Całość uzupełnia rewelacyjna plastikowa, czarna, zatyczka-strugaczka.
WYDAJNOŚĆ: Średnia. Niby kredka jest dużo dłuższa od standardowych ale konieczność wielokrotnego powtarzania aplikacji skraca jej żywotność
APLIKATOR: Brak.
 DOSTĘPNOŚĆ: Wszystkie sklepy w których znajdziemy kosmetyki, nawet te po 4zł i internet.
 MASA: Brak danych
CENA: W drogeriach około 7złm, w internecie nawet 2,50zł.
OCENA:  3/6

Podsumowanie: Kupiłam ją na próbę na linię wodną i w tym temacie zupełnie się nie sprawdza. Do stosowania na powiekę jest taka sobie: nie poleci do kosza ale jak ja skończę to kolejnej na pewno nie kupię. Zupełnie zaskakującą i wręcz rewelacyjną częścią tej kredki jest zatyczka-strugaczka, która temperuje kredki "na krótko" (co widać na załączonych zdjęciach) i sprawdza się idealnie do wszystkich kredek jakie mam. Myślę, że warto kupić tę kredkę choćby tylko dla tej strugaczki bo tak dobrej nie udało mi się nigdzie indziej znaleźć.

wtorek, 22 maja 2012

Budyniem w twarz...

BIOTHERM
Aquasource Non Stop
Silnie nawilżający krem oligotermalny dla skóry suchej
OBIETNICE PRODUCENTA:
Ulepszona formuła znanego kremu Aquasource, teraz zatrzymuje w skórze wilgoć na dwa razy dłużej, w porównaniu z poprzednikiem. Wersja dla cery suchej ma formę delikatnego beztłuszczowego kremu w kolorze różowym i o przemiłej konsystencji gęstego jogurtu.
Natychmiast po aplikacji poprawia się nawilżenie skóry, ustępuje uczucie ściągnięcia czy wysuszenia, cera staje się odświeżona, jedwabista i elastyczna, pozostając taka przez cały dzień. Krem zawiera ekstrakt z planktonu termalnego (ekwiwalent 5000 litrów wody źródlanej!) i niezbędne dla skóry pierwiastki śladowe, a także witaminę E dla prawidłowej regeneracji skóry, witaminę F i masło shea, dla komfortu skóry suchej.

SKŁAD:
  Aqua/Water, Prunus Armeniaca/Apricot Kernel Oil, Butyrospermum Parkii/Shea Butter, Glycerin, Alcohol Denat., Dimethicone, Cyclohexasiloxane, Cyclopenthasiloxane, Ammonium Polacryloyldimethyl Taurate, Tocopheryl Acetate, Panthenol, Vitreoscilla Ferment, Copper Gluconate, Serine, Citrulline, 2-Oleamido-1, 3-Octadecanediol, Ceramide 3, Hydrohypalmitoyl Sphinganine, Glyceryl Linoleate, Glyceryl Oleate, Glyceryl Linolenate, Cholesterol, Biosaccharide Gum-1, Fructose, Glucose, Sucrose, Urea, Alanine, Aspartic Acid, Hexylene Glycol, Dextrin, Glutamic Acid, Hexyl Nicotinate, Menthoxypropanediol, Glycine Soja/Soya Bean Oil, Tocopherol, Polyperfluoromethylisopropyl Ether, Dimethicone/Vinyl Dimethicone Crosspolymer, Dimethiconol, Stearic Acid, Glyceryl Stearate, Acrylates/Steareth-20 Methacrylate Copolymer, Triethanolamine, Disodium EDTA, Phenoxyethanol, Chlorphenesin, Methylparaben, Ethylparaben, Buthylparaben, Isobutylparaben, Propylparaben, CI 19140/Yellow 5, CI 14700/Red 4, Parfum/Fragrance.

Obietnice producenta i skład pochodzą ze strony wizaż.pl

MOJE WRAŻENIA:
Kremu zaczęłam używać bardzo wczesną wiosną kiedy moja skóra była jeszcze mocno wysuszona ale już trochę podratowana kuracją kremami przeciwzmarszczkowymi i olejkami nawilżającymi. Pomimo, że jej stan już się poprawił to nadal go używam bo boję się powrotu tego tragicznego stanu i muszę przyznać, że choć moja skóra jest teraz mieszaniną skóry suchej, normalnej i tłustej to ten kremik całkiem nie źle się spisuje ale szczerze mówiąc po kolejny egzemplarz już nie sięgnę. Jeżeli chcecie wiedzieć dlaczego to czytajcie dalej. 
ZAPACH: Bardzo roślinny i dosyć mocny. Przypomina mi zmielone chwasty z odrobiną pudrowości gdzieś tam w tle. Początkowo był on dla mnie nieprzyjemny ale się przyzwyczaiłam i już mi nie przeszkadza. Na szczęście nie utrzymuje się i po nałożeniu na twarz dosyć szybko znika.
BARWA: W słoiczku jak to widać na załączonym zdjęciu jest delikatnie pastelowo różowy. Po nałożeniu na twarz staje się bezbarwny ale może zostawiać białe plamy przypominające natłuszczony talk. 
KONSYSTENCJA: Bardzo gęsta i zwarta - taka jaką lubię u kremów na noc. Przypomina mi bardzo gęsty budyń a z kosmetyków masło do ciała z TBS. Nie topnieje pod wpływem ciepła ciała więc trzeba się przyłożyć do rozprowadzenia go na twarzy. 
OBIETNICE PRODUCENTA: No cóż... Ciężko mi to określić bo stosuję ten krem choć nie jest przeznaczony do mojego rodzaju cery ale jakoś trzeba to opisać. Zastosowany na dzień w niewielkiej ilości ładnie nawilża, nie przetłuszcza zbytnio skóry i stanowi dobrą bazę pod krem. Zastosowany na noc (zazwyczaj kremy na noc stosuję w większej ilości) sprawdza się gdy skóra nie ma większych wymagań. Niweluje uczucie ściągnięcia i całkiem nie źle nawilża ale to by było na tyle. Nie radzi sobie z bardzo wysuszoną skórą a gdy pewnego dnia moja skóra bez wyraźnego powodu zaczęła piec i głośno wołać pić poległ zupełnie. Nakładałam go trzema lub czterema warstwami i nawet wtedy nie pomógł. 
WYDAJNOŚĆ: Bardzo dobra. Używam go od kilku miesięcy codziennie wieczorem nie żałując sobie i kilka razy zdarzyło mi się zastosować go na dzień a dopiero teraz zużyłam 2/3słoiczka. Myślę, że spokojnie wystarczy mi jeszcze na kilka tygodni.

SKUTKI UBOCZNE: Zdarza mu się zostawić na twarzy plamy z takiego natłuszczonego talku, które nie chcą zniknąć nawet po długim rozmasowywaniu na twarzy a po nałożeniu grubszej warstwy powoduje świecenie.
OPAKOWANIE: Prosty, bezbarwny słoiczek z grubego szkła z białą plastikową zakrętką i srebrną grafiką. Całość dodatkowo zapakowana jest w białe tekturowe pudełeczko ze srebrno-niebieską grafiką i folię.
POJEMNOŚĆ: 50ml
DOSTĘPNOŚĆ: Perfumerie, internet.
CENA: 160zł choć ja miałam szczęście i dostałam pełnowymiarowy egzemplarz (tester) w prezencie.
OCENA: 4/6
    
Podsumowując: Kosmetyk OK, nawet nie zły ale pupy nie urywa. U mnie się sprawdził (chociaż bez szału) ale myślę, że u osób z suchą skórą, do której nota bene został stworzony, sobie nie poradzi (no może na dzień ale na noc na pewno nie da rady). Cena jest zdecydowanie zbyt wygórowana jak na takie właściwości i wydaje mi się, że z powodzeniem mogłabym go zastąpić kremem za 20-30zł a tym bardziej moimi ulubionymi kremami z YR.
Ten krem to doskonały dowód na to, że nie zawsze cena jest wyznacznikiem jakości.

niedziela, 20 maja 2012

YSL

Jak powiedziałam tak też zamierzam uczynić: dosyć zakupów i makijaży, czas na poważne recenzje;)
Dzisiaj motywem dnia są wysoko półkowe perfumy (a raczej ich reklama), o czym mogliście się przekonać na facebooku, więc postanowiłam utrzymać się w tym klimacie i dzisiejszy post zaistnieje pod marką YSL.

Yves Saint Laurent
Rise-off Instant Foam Radiance Revealer
pureness

OBIETNICE PRODUCENTA:
Reveal your skin's natural beauty!
This cleansing fluid transforms instantly into an airy mousse, removing from the skin all residues of make-up, excess sebum, impurities and pollutants. Enriched with purifying Bamboo sap and bark of Enantia Chlorantha, it refines and improves the quality of the skin, giving it a pure and fresh sensation. Clean and detoxified, the skin revelas a pure radiance.
Apply onto damp skin. Massage delicately, then rinse off thoroughly with water. Combination to oily skin.

 SKŁAD :

MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Słodki ale jednocześnie świeży i energetyzujący. Trochę chemiczny ale bardzo charakterystyczny dla kosmetyków do mycia twarzy. Nie jest może zachwycający ale mi się podoba (tak w granicach zdrowego rozsądku) dzięki czemu stosowanie go jest przyjemnością. Nie utrzymuje się po spłukaniu kosmetyku ze skóry a przynajmniej ja go nie wyczuwam.
BARWA: W butelce bezbarwna, po wyciśnięciu na dłoń śnieżno biała.
KONSYSTENCJA: W opakowaniu jest to wodnisty płyn natomiast po wyciśnięciu na dłoń zamienia się on w puszystą, niesamowicie napowietrzoną i lekką piankę. Ciężko mi określić do czego podobna jest ta pianka ale spróbuję: wizualnie przypomina lekko ubite białka natomiast konsystencją spienione chude mleko.
OBIETNICE PRODUCENTA: Spełnione:) Co prawda nie zmywa makijażu (czego producent i tak nie obiecuje) ale doskonale oczyszcza i odświeża skórę ze wszystkich zanieczyszczeń i sebum bez podrażniania jej. Właściwie nie ma się nad czym rozpisywać bo wszystko co znajduje się w podpunkcie obietnice producenta mogłabym skopiować tutaj. Co do detoksykacji to raczej ciężko mi się wypowiedzieć bo tego nie widać ale po zastosowaniu pianki skóra staje się wygładzona, rozświetlona i pełna blasku oraz faktycznie poprawia się jej stan.
WYDAJNOŚĆ: Bardzo dobra. Używam jej codziennie 1-2 razy od około dwóch miesięcy i jeszcze nie sięgnęłam połowy.
SKUTKI UBOCZNE: Pomimo tego, że mentol znajduje się gdzieś tam na końcu składu to delikatna i wiedząca o co chodzi skóra go wyczuje - u mnie tak dzieje się w okolicach oczu ale nie przeszkadza mi to. Czasami ale nie zawsze wywołuje bardzo delikatne uczucie ściągnięcia.
OPAKOWANIE: Prosta, zielona, półprzezroczysta butelka ze srebrną obrączką w górnej części i nieprzezroczystą zieloną pompką zamieniającą płyn w piankę. Napisy są czarne.
POJEMNOŚĆ: 150ml
DOSTĘPNOŚĆ: Perfumerie, internet.
CENA: Około 200zł ale ja miałam szczęście i dostałam pełnowymiarowy egzemplarz (tester) w prezencie;)
OCENA: 5/6
    
Podsumowując: Kosmetyk jest świetny i właściwie nie mam się do czego przyczepić, no może poza ceną, która jak dla mnie jest straszna i nie do pokonania, jednakże ona nie ma wpływu na jakość i komfort stosowania. Bardzo chętnie zostałabym już przy tej piance bo spisuje się na prawdę rewelacyjnie ale jak mówi piosenka "nic nie może przecież wiecznie trwać..." ;)

piątek, 18 maja 2012

Kobieta zmienną jest...

... czyli o tym jak złota róża spotkała kameleona i wielu innych rzeczach udowadniających tę tezę;)

Na początek spotkanie, czyli makijaż oka wykonany za pomocą cieni:
 KOBO Golden Rose i CATRICE C'mon Chameleon!
(z minimalnym dodatkiem brązu)
 UWAGA! Zdjęcia zrobione zostały 8godzin po zrobieniu makijażu;)

Jak zapowiadałam w środowym poście - udałam się dzisiaj na dalsze polowanie na buty. Celem były czarne czółenka na koturnie - klasyczne i dyskretnie eleganckie. Miały mi służyć na wyjścia w zimniejsze dni wyjścia, kiedy potrzebne są eleganckie buty. Po przewertowaniu wszystkich sklepów w Bochni główny zamiar został zgodny z założeniem jednak kupione butki są ... granatowe.
Jakoś ten kolor przykleił się do mnie w tym roku (może za sprawą analizy kolorystycznej) i nie potrafię mu się oprzeć;)
 Buty kosztowały 179zł i kupiłam je w sklepie, w którym kupuję większość moich butów. Jak widać mają świetny asortyment w niewygórowanych cenach.

Kolejnym argumentem przemawiającym za tym, że kobieta zmienną jest stanowi zakup mydełka do twarzy. Do mydlarni poszłam z założeniem, że kupię mydełko różane coby nie zaszkodziło moim delikatnym naczynkom a jednocześnie oczyściło buzię i wspomogło jej regenerację bo ostatnio coś mi wyskakują niespodzianki:( Po konsultacji i długiej rozmowie z Panią ze sklepu zakupiłam mydełko ze słodkich migdałów... Przeznaczone do skóry tłustej i naczynkowej. Mam nadzieję, że podziała tak jak tego oczekuję;)
 
Mydełko kosztowało mnie 18,40zł.

Takim sposobem wyczerpałam już moją długą listę chciejstw i na razie zakończyłam zakupy;)

Muszę się Wam jeszcze pochwalić, że zgłosiłam się do III edycji BlogBoxa i już nie mogę się doczekać zakupów i szykowania paczuszki:)

czwartek, 17 maja 2012

Na konkurs...

Niedawno na Lamode.info odbył się konkurs na makijaż inspirowany jednym z proponowanych makijaży Lancome - KLIK. Do wyboru był makijaż naturalny, zmysłowy, hipnotyzujący i w stylu Emmy Watson.
Ja zainspirowałam się makijażem hipnotyzującym. Oto wynik:


 
SKŁADNIKI:
Twarz:
Clinique Miosture Sourge 01
Sephora Concleaner Palette
Dior Skinflash 001
Essence fix&matte! Transculent Loose Powder
Astor Mattitude Powder
Bikor Ziemia Egipska
Essence RtP Shimmer Powder
Usta:
Yves Rocher Luminelle rouge Drage No 51
Essence LE Vampire Love Lipstain 01 Bloody Mary
Oczy:
Baza Art Deco
Avon Colour & Contour Rose Glow
Guerlain 93 rue de Passy
Sensique Exotic Flower 224
Yves Rocher Coleurs Nature 02 Rose Eglantine
Essence Mono Eyeshadow 42 Mystic Purple
Versati Kredka do oczu no 1 czarna
Delia Glamour Fashion Eyebrows Gel Corector 3 in 1
Clinique Hight Impact Mascara 01 Black

środa, 16 maja 2012

Spowiedź...

Ledwo się przyznałam na facebooku, że byłam na zakupach już zewsząd dobiegły mnie głosy, żebym się wyspowiadała co tam nakupiłam dlatego zamiast normalnej recenzji dzisiaj będą kolejne zakupy;)
W takim razie nie przeciągając zbytnio moje nabytki:
Najpierw udałam się do Natury, chodzę tam już chyba tylko z przyzwyczajenia i nie spodziewałam się zastać niczego co by mnie ciekawiło, aż tu nagle... Zaglądam na stand Essence a tam prawie dziewicza (bez 2cieni) Marble Mania no to buch róż do koszyka. Zmacałam wszystkie testery z limitki a potem poleciałam do świeżo uzupełnionej szafy Bell i wsadziłam paluchy do różów Air Flow, którym również się nie mogłam oprzeć i wysmarowałam się nimi cała po rękach. Nie zachwyciły mnie jednak więc zostały w szafie. Jak już ochłonęłam z pierwszego szoku podchodzę do szafy Catrice a tam... Moje modły zostały wysłuchane - na zaszczytnym miejscu stoi dziewicza limitka Nymphelia. Nie mogłam się jej oprzeć więc wymiziałam się testerem różu, po czym pobiegłam do testera różu z Essence i też się nim wymiziałam dla porównania i wyszło na to, że Essence lepszy więc został w koszyczku. Potem się jeszcze wysmarowałam testerami cieni z Catrice i zrobiłam rundkę na około sklepu po czym sobie przypomniałam, żeby jeszcze sprawdzić czy jest Catriceowy kameleon - no i był, pierwszy raz i to w liczbie 3 sztuk więc również wylądowała w koszyczku - to mój pierwszy kosmetyk tej marki:)
Podsumowując zakupy w Naturze:
1. Essence róż Marble Mania 13,99zł.
2. Catrice 410 C'mon Chameleon 11,99zł
Jako, że miałam jeszcze listę "kosmetyków potrzebnych" a wiadomo, że w Rossmannie taniej niż w Naturze to udałam się do Rossmanna i zakupiłam potrzebne rzeczy oraz równie potrzebny:
Wibo Eyebrow Stylist za 7,99zł
Myślałam jeszcze o pudrze Rimmela ale nie mieli gratisowej pomadki więc sobie odpuściłam;)

Pomiędzy wizytą w Naturze a wizytą w Rossmanie postanowiłam uzupełnić moją niesamowicie ubogą szafę w wymarzone i niezbędne elementy czego efektem był zakup:
1. Chabrowej marynarki z wywijanymi rękawami za 119zł, rozmiar 40(!) -  Miała być zielona ale nie było mojego rozmiaru. Marynarka nie jest markowa ale jest cudna i świetnie się układa po założeniu więc grzechem byłoby jej nie kupić skoro chodziła za mną odkąd się zrobiło ciepło.
 2. Szafirowej tuniki za 69zł rozmiar UWAGA! - 36 (!) - Również bezmarkowy. Bo był zakup nieplanowany i zupełnie spontaniczny więc nie będę się tłumaczyć;)
 3. Marynarskiego sweterka MOHITO za 79,99zł, rozmiar L - Bardzo planowany i bardzo potrzebny bo nie miałam co zakładać w chłodne dni.
 4. Kremowego sweterka z cudną kokardką w błękitne kwiaty TOP SECTET za 69,99zł również rozmiar 36(!) - Wytłumaczenie jak wyżej.
W planach były jeszcze buty - zwykłe, klasyczne, czarne półbuty na koturnie (coś w typie balerinek na koturnie) ale niestety nie znalazłam nic co by mi odpowiadało i nie było babciowate więc się wstrzymałam i mam nadzieję, że jeszcze uda mi się takie znaleźć bo dalsze poszukiwania prowadzić będę w piątek;)

sobota, 12 maja 2012

Wiosennie...

Makijaż zmalowany na konkurs;) Nie wygrał ale i tak go wam pokażę;)

SKŁADNIKI:
Twarz:
Clinique Miosture Sourge 01
Sephora Concleaner Palette
Dior Skinflash 001
Essence fix&matte! Transculent Loose Powder
Avon Marmurkowy róż
Avon 24K Podwójny róż do twarzy
Usta:
Clinique Chubby Stick 06 woppin' watermelon
Oczy:
Baza Art Deco
MaxFactor Creme Puff 55 Candle Puff
Wibo Rose Touch 04 Sweet Touch
KOBO Kajal Pencil
Yves Saint Laurent Ombre Solo 12
Sephora Jumbo liner 14 Violet
Sensique Paradise Island nr 231
Miss Sporty Shimmer Dust Eyeshadow 004 Plush
Delia Glamour Fashion Eyebrows Gel Corector 3 in 1
Clinique Hight Impact Mascara 01 Black
 

czwartek, 10 maja 2012

Egzotyczny kwiat...

Mam ten cień już bardzo, bardzo długo i bardzo, bardzo długo po niego nie sięgałam. W końcu jednak zdecydowałam się go użyć... Jeśli chcecie wiedzieć jakie mam wrażenia z jego stosowania to czytajcie dalej;)

SENSIQUE
Exotic Flower
Cień do powiek 224

INFORMACJE NA OPAKOWANIU:

 OBIETNICE PRODUCENTA i SKŁAD:
Niestety nie posiadam:(

MOJE WRAŻENIA:
BARWA: Delikatnie łososiowa o ciepłej tonacji z bardzo delikatnym perłowo-metalicznym połyskiem.
PIGMENTACJA: Bardzo delikatna. Chociaż łatwo się go nabiera i nawet na palcu tworzy grubą warstwę to na powiece jest bardzo subtelny.
KONSYSTENCJA: Pudrowa ale jakby tłusta i lepka dzięki czemu bardzo łatwo się nabiera i nakłada oraz szybko przywiera do powieki. Przy pocieraniu znika a przy nabieraniu na pędzelek dosyć mocno pyli. Podczas nakładania zdarza mu się osypać ale tylko odrobinę.
UŻYTKOWANIE: Bardzo łatwe i przyjemne. Nakładanie tego cienia to czysta przyjemność:)
WSPÓŁPRACA Z INNYMI KOSMETYKAMI: Dosyć dobra. Całkiem nie źle trzyma się na bazie pod cienie a sam stanowi bardzo dobrą bazę pod inne cienie i pod eyeliner.
TRWAŁOŚĆ: Raczej średnia. Nawet na bazie Art Deco nie zawsze wytrzymuje cały dzień i w trakcie noszenia potrafi wyblaknąć i zebrać się w załamaniu powieki.
EFEKTY: Rozjaśnione i rozświetlone oczy w sam raz pod eyeliner czy inne cienie.
ZAPACH: Brak.
SMAK: Nie próbowałam;)
SKUTKI UBOCZNE: Brak.
DEMAKIJAŻ:  Bardzo prosty - cień schodzi każdym środkiem do demakijażu a nawet tymi, które do demakijażu nie są przeznaczone jak np. żel do mycia twarzy, czy  nawilżane chusteczki dla niemowląt.
OPAKOWANIE: Plastikowe, dosyć tandetne pudełeczko zamykane na klik. Z czasem jedna zamknięcie się wyrabia i cień może się otwierać w kosmetyczce. Dolna część opakowania jest szaro-srebrna a zamykane wieczko jest bezbarwne.
WYDAJNOŚĆ: Średnia. Przez to, że tak łatwo się nabiera i pyli dosyć szybko go ubywa.
APLIKATOR: Brak.
 DOSTĘPNOŚĆ: Drogerie Natura
 MASA: 3,5g.
CENA: Około 6zł
OCENA:  3/6

Podsumowanie: Zupełnie nie wiem dlaczego się na niego skusiłam ale jakoś specjalnie nie żałuję. Cień jest dobry do stosowania na co dzień i na jakieś mniej wymagające okazje - ot taki zwyklak. Na ważniejsze wyjścia nie odważyłabym się go użyć, żeby nie zepsuł mi makijażu.

wtorek, 8 maja 2012

Zakupy, swatche i próby kręcenia;)

Wczoraj rano nagłym sposobem popsuł mi się humor a jako, że wybierałam się na pocztę i do Tesco po matę do ćwiczeń stwierdziłam, że poprawię go sobie w Rossmaninie.
Zaplanowany miałam zakup wodoodpornego tuszu do rzęs ponieważ wczoraj naoglądałam się filmików o podkręcaniu rzęs za pomocą właśnie takiego tuszu i zapragnęłam to wypróbować. Poza tym chciałam sobie coś kupić z Manhattanu i jakiś błyszczyk z Maybelline ale niestety po spędzeniu ponad pół godziny na przemieszczaniu się pomiędzy ich szafami stwierdziłam, że nic mi się nie podoba.
Przechodząc jednak do rzeczy w moje rączki wpadły:
 1. Wellness&Beauty Żel pod prysznic Czarny pieprz i Kardamon - Pachnie cudownie, mi przypomina zapach soczystych owoców a najbardziej liczi ale muszę przyznać, ze nie wiem jak pachnie kardamon więc może to być ten zapach;) Na pewno będę go używała z przyjemnością:) Był w promocji "Dobra cena na do widzenia" więc zapłaciłam za niego 3,39zł - takiej cenie nie sposób się oprzeć;)
2. Garnier Szampon Drożdże piwne i Owoc granatu - Pachnie przyjemnie, nie wiem dlaczego wyczuwam w nim nuty pieprzu - widać mój nos jest specyficzny;) Konsystencja jest bardzo gęsta, prawie żelowa. Ciekawa jestem jakie wywoła wrażenia bo dawno już nie używałam szamponów tej marki. Również kupiony w promocji za 6,99zł.
3. Wellness&Beauty Żel pod prysznic Liczi i Kwiat róży - Pachnie ślicznie a jednocześnie niesamowicie delikatnie i subtelnie. Nuty liczi jedynie gdzieś atm delikatnie przepływają natomiast główną nutę stanowi subtelny zapach delikatnych pastelowo różowych płatków róży. Kąpiel z tym żelem będzie niezwykle relaksująca:) Ten żel również był w promocji "Dobra cena na do widzenia" więc nie mogłam się oprzeć, wrzuciłam go do koszyka i zapłaciłam za niego 3,39zł.
 4. Jako ostatni ale na pewno nie najgorszy do zakupowego koszyczka wpadł Wodoodporny Tusz do rzęs Rimmel Extra super Lash. Wobec tuszu nie miałam praktycznie żadnych wymagań oprócz tego, żeby miał jak najłatwiejszą w obsłudze szczotkę i był wodoodporny w związku z czym promocyjna cena 14,39zł przekonała mnie żeby wrzucić ten produkt do koszyczka. Miałam ogromne szczęście i trafiłam na niezmacany i nie otwierany egzemplarz:D
Pierwsze próby kręcenia rzęs przy pomocy tego tuszu już za mną i oto efekty:
Jak łatwo da się zauważyć rzęsy na oku po lewej z łososiowym eyelinerem są podkręcone a te po prawej z lawendowym eyelinerem to moje naturalnie proste pokryte jedynie dwoma warstwami tego same go tuszu:)
Jeżeli zastanawiacie się dlaczego na każde oko mam nałożony inny eyeliner  już się tłumaczę - jest to odpowiedź na prośbę axi_1099 żebym pokazała jak glitterowe eyelinery Golden Rose prezentują się na powiekach.
Po zrobieniu zdjęć postanowiłam zmyć eyeliner i odkryłam, że tusz Rimmela jest całkiem porządnie wodoodporny. Wytrzymał kontakt z nasączonymi chusteczkami dla niemowląt z Tesco a potem jeszcze hard-core'owe mleczko do demakijażu Nivea. Zszedł dopiero jak potraktowałam go dwufazówką Awokado Bielendy. Oczyściłam dobrze rzęsy i okolice oczu po czym ponownie podkręciłam rzęsy (tym razem u obu oczów coby nie szokować domowników) i utrwaliłam całość tuszem Rimmela żeby móc sprawdzić jak długo utrzyma się efekt podkręcenia. O tym ile rzęsy wytrzymały w stanie podkręcenia poinformuję was wieczorem na facebooku i tutaj.

EDIT: Rzęsy podkręcone wytrzymały aż do zmycia, czyli mniej więcej do godziny 21.00. Po kilku godzinach noszenia troszkę się rozprostowały i nie były już zakręcone do samego nieba to nadal były pięknie podkręcone i uniesione do góry:) Co prawda nie był to test całodniowy bo malowałam je około godziny 11-12-tej ale i tak uważam, że to całkiem niezły wynik.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...