czwartek, 28 czerwca 2012

Na słoneczne dni;)

O tym kosmetyku już Wam wspominałam, można nawet powiedzieć, że sporo się o nim rozpisałam ale przyszedł czas na dokładniejszą recenzję.
Moje pierwsze wrażenia o nim znajdziecie TUTAJ.

ZIAJA
Sopot Sun
Krem Przeciw Zmarszczkom
Skutecznie przedłuża młodość skóry
ochrona wysoka SPF 30 DNA protektor

OBIETNICE PRODUCENTA i SKŁAD:

MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Słodki delikatnie kremowy. Bardzo subtelny, znika zaraz po aplikacji.
SMAK: Nie próbowałam;)
BARWA: Biała, po aplikacji bezbarwny ale dosyć często tworzy białe smugi, które znikają po dokładnym roztarciu.
KONSYSTENCJA: Kremowa, dosyć gęsta ale lekka jak mocno ubita śmietanka 30%. łatwo się nakłada i rozprowadza.
DZIAŁANIE: Ciężko to stwierdzić ale wydaje mi się w pewnym stopniu zgodne z opisem producenta. Chyba dobrze chroni bo nie czuję reakcji na polikach, które bardzo szybko reagują na słonko zaczerwienieniem i pieczeniem oraz uczuciem gorąca. Zapobiega także opalaniu. Może nie w 100% ale moja skóra i tak zostaje przy nim jaśniejsza niż standardowe drogeryjne podkłady. Obawiam się, że dla skóry dojrzałej byłby zbyt delikatny i nie sprawdziłby się w roli kremu przeciwzmarszczkowego a z drugiej strony wydaje mi się, że jego działanie opóźniające procesy starzenia polega właśnie na ochronie przeciwsłonecznej i zapobieganiu starzeniu a nie zwalczaniu zmarszczek nawet tych pierwszych i delikatnych.
WYDAJNOŚĆ: Raczej niska. Szybko go ubywa z tubki.
SKUTKI UBOCZNE: Paskudnie szczypie w oczy i robi to choćbym nie wiem jakim sposobem go nakładała:(
OPAKOWANIE: Standardowa dla Ziaji płaska tubka stawiana zakrętce. Tuba jest pomarańczowa, zatyczka czerwona a grafika czerwono-biało-niebieska. Z doświadczenia wiem, że wydobycie kremu do końca będzie problematyczne i koniecznie trzeba będzie rozciąć opakowanie.
POJEMNOŚĆ: 60ml
DOSTĘPNOŚĆ: Apteki, internet.
CENA: 8,50zł.
OCENA: 3/6
 
Podsumowując: Kupiłam go bo tak jak pisałam wcześniej nie miałam innego wyboru. Jego działanie nie zachwyciło mnie a szczypanie w oczy dyskwalifikuje. Zużyję obecną tubkę do końca ale więcej po niego nie sięgnę. Uważam jednak, że osoby, które nie mają wrażliwych oczu mogą być z niego zadowolone.

wtorek, 26 czerwca 2012

Bo ja lubię być blada...

Tak lubię być blada i nie cierpię się opalać. Pytania typu "Czemu się nie opalisz? Tak ładnie byś wyglądała." doprowadzają mnie wręcz do szewskiej pasji i mam ochotę nie tylko gryźć ale i mordować ludzi, którzy je zadają. Tak samo mam z twarzą: zawsze marzyłam o porcelanowo białej skórze, prawie, że albinotycznej, którą mogłabym podkreślać bardzo różowym różem jak u laleczki;) Natura obdarzyła mnie co prawda bardzo jasną skórę (jaśniejszą niż większość popularnie dostępnych podkładów) niestety jednak dołączyła do tego w pakiecie bardzo płytko osadzone naczynia krwionośne i skłonność do pajączków. Wiosna, lato, jesień, zima, wysiłek czy spoczynek ja jestem czerwona jakbym się po całej twarzy wysmarowała różem Wawawawoo! od Essence z LE Cute as Hell. Zmagam się z tym od wieku nastoletniego ale połączenie naczynek ze skórą mieszaną w kierunku tłustej sprawia, ze walka ta do najłatwiejszych nie należy. Kremy matujące sprawiają, że bardziej się czerwienię a niwelujące naczynka, że lśnię jak gwiazda ciemną nocą dlatego też od kilku lat wyszukuje produkty do stosowania pod krem dzięki czemu mogłabym matowić skórę jednocześnie dbając o jej bladość. Kosmetyk, który Wam dzisiaj pokażę jest właśnie wynikiem takich poszukiwań.

FARMONA
Dermacos
AKTYWNA KURACJA
Uszczelniająca naczynka i redukująca zaczerwienienia.
Skóra naczynkowa, skłonna do zaczeriwenień  i podrażnień.

OBIETNICE PRODUCENTA i SKŁAD: 
Jak sobie powiększycie zdjęcia klikając na nie to będzie Wam łatwiej odczytać;)
Na odwrocie opakowania znajdziemy takie same informacje jak na ostatnio zdjęciu wyłączając skład.

MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Słodki pudrowo-kosmetyczny ale bardzo delikatny i przyjemny. Po nałożeniu na skórę znika. Nie przeszkadza ani nie jest uciążliwy.
SMAK: Nie próbowałam;)
BARWA: Brak. Kosmetyk jest bezbarwny.
KONSYSTENCJA: Żelowo-wodnista. Kosmetyk ma konsystencję dosyć rzadkiego żelu, który pod wpływem ciepła ciała zamienia się w płyn.
DZIAŁANIE: Zgodne z opisem producenta. Niweluje powstałe już pajączki jednocześnie zapobiegając ich ponownemu powstawaniu i obkurcza naczynia krwionośne sprawiając, że skóra jest bledsza. Łagodzi podrażnienia jednocześnie delikatnie nawilżając skórę.
WYDAJNOŚĆ: Doskonała. Opakowanie wystarcza na kilka miesięcy używania codziennie 1-2 razy.
SKUTKI UBOCZNE: Brak.
OPAKOWANIE: Sam żel zapakowany jest w niewielką plastikową tubkę z dziubkiem, który bardzo ułatwia nabieranie kosmetyku oraz sprawia, że aplikacja jest higieniczna. Tubka wykonana jest z odpowiednio miękkiego plastiku dzięki czemu nie ma najmniejszych problemów z wydobyciem specyfiku. Całość zapakowana jest w spore kartonowe pudełko, na którym znajdują się podobne informacje jak na tubce. Zarówno tubka jak i pudełko są białe ze srebrno-różowo-granatową grafiką.
POJEMNOŚĆ: 15ml.
DOSTĘPNOŚĆ: Apteki, sklepy zielarskie, internet.
CENA: Około 20zł. Ja kupiłam w aptece w Krakowie za ok. 23zł ale już je znalazłam w sklepie zielarskim w Bochni za niespełna 18zł.
OCENA: 5/6
Podsumowując: Natknęłam się na niego zupełnie przypadkiem w trakcie poszukiwań kremu na naczynka Tołpy i jestem zadowolona. Nie jest drogi a jego działanie jest zdecydowane i bardziej widoczne niż innych stosowanych przeze mnie uprzednio specyfików. Myślę, że efekt byłby jeszcze lepszy gdybym zastosowała całą serię ale na razie przy jego pomocy zużywam pielęgnacyjne zapasy. Myślę, że jeszcze nie raz po niego sięgnę.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

A little bit happiness;)

Wczoraj będąc u mamy znalazłam szczęście... a właściwie to nawet dwa;)
Zobaczcie sami:
Urocze nieprawdaż? Na dodatek idealne na dobry początek tygodnia:)

niedziela, 24 czerwca 2012

Migdałove love;)

Długo musieliście czekać na tę recenzję ale już mam wszystko dokładnie wypróbowane więc zaraz napiszę co i jak;)

Naturalne mydło organiczne z OLEJKIEM MIGDAŁOWYM

OBIETNICE PRODUCENTA:
Do skóry tłustej i naczyniowej.
Ręcznie robione mydło na bazie oliwy z oliwek, oleju palmowego, kokosowego i oleju migdałowego. Wykazuje szczególne zdolności do zmiękczania naskórka i wzmacniania bariery ochronnej skóry.

SKŁAD:
Na razie nie mam ale jak zdobędę to wkleję;)

MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Słodki delikatnie mydlany z łagodną słodką nutą migdałową. jest bardzo delikatny ale w trakcie mycia i chwilę po utrzymuje się na skórze. Potem znika.
SMAK: Nie żebym specjalnie próbowała ale mydełko jest słodkie;)
BARWA: Kremowa, tworzy białą delikatną pianę.
KONSYSTENCJA: Twarda i zbita ale pod wpływem wody łatwo się spienia i przenosi na dłonie oraz twarz. Nie nasiąka wodą i po użyciu bardzo szybko wysycha ale nie przesusza się i nie pęka.
DZIAŁANIE: Zgodne z opisem producenta. Mydełko bardzo dokładnie a jednocześnie delikatnie oczyszcza i odświeża skórę nie powodując przy tym przesuszenia ani podrażnienia. Przy dłuższym użytkowaniu normalizuje skórę i reguluje wydzielanie sebum, jednocześnie łagodząc zaczerwienienia powstałe na skórze naczynkowej. Po jego użyciu skóra staje się miękka i jedwabista w dotyku bez zbędnych podrażnień. Co prawda nikt nie obiecuje, że będzie zmywało makijaż ale z takim delikatnym się upora. Korektor, puder, cienie na bazie i tusz znikną pod wpływem jego działania ale z kredką już sobie nie poradzi.
WYDAJNOŚĆ: Doskonała. Używam już ponad miesiąc - czasem nawet 4 razy dziennie i tak na oko została mi 1/3 albo nawet trochę więcej.
SKUTKI UBOCZNE: Niesamowicie szczypie w oczy i miałam taki etap kiedy skóra się po nim ściągała, i miałam wrażenie, że jest przesuszona ale to już minęło.
OPAKOWANIE: Właściwie brak. Mydełko kupujemy owinięte w celofan a Pani sprzedawczyni pakuje nam je w ekologiczną papierową torebkę.
POJEMNOŚĆ: Szczerze mówiąc nie znam a każde mydełko jest inne.
DOSTĘPNOŚĆ: Stacjonarne i internetowe sklepy "Mydlarnia u Franciszka".
CENA: To 18,40zł ale tak jak pisałam wyżej mydełka mają różną masę więc ceny też się różnią bo mydełka są na wagę.
OCENA: 4,5/6
Podsumowując: Kupiłam go zupełnie przypadkiem gdy nie mogłam opanować powstawania ciągle nowych pryszczy i chociaż moja skóra nadal jest kapryśna i co jakiś czas wyskakuje mi coś nowego to jej stan się zdecydowanie poprawił. Bardzo, bardzo długo nie używałam mydeł do mycia twarzy bo się ich bałam a to cudeńko udowodniło mi że byłam w błędzie i chociaż postanowiłam po zużyciu wszystkiego co mam wrócić do wypróbowanego starego i dobrego żelu to po mydełka również będę chętnie sięgała:)

piątek, 22 czerwca 2012

STEP: Monochrome make up:)

Muszę przyznać, ze straszliwie długo zabierałam się za tego posta ale w końcu wczoraj się zmobilizowałam, zrobiłam makijaż i dzisiaj już jest:)
Zatem zapraszam na makijaż monochromatyczny krok po kroku:)

SKŁADNIKI:
Twarz:
Max Factor Xperience Beige Linen 50
Paese Korektor Tuszujący Przebarwienia 103 Beżowy
Astor Mattitude Powder
Inglot Róż do policzków 42
Collection 2000 Shimmer&Shade 3 Just peachy!
Usta:
Inglot Pomadka do ust 111
Oczy:
Baza Art Deco
Inglot Róż do policzków 42
Collection 2000 Shimmer&Shade 3 Just peachy!
Delia Glamour Fashion Eyebrows Gel Corector 3 in 1
Clinique Hight Impact Mascara 01 Black

Jak już mamy wszystko to do dzieła;)
Na początek nakładamy bazę pod cienie, podkład, korektor i puder żeby przygotować buźkę do dalszych działań;) Dwie minutki i gotowe:
Następnie nakładamy róż do policzków w zewnętrznym kąciku oka w postaci plamki:
Po czym rozcieramy do wewnętrznego kącika tak aby uzyskać gradację koloru i osiągnąć taki efekt:
Możemy również odrobinę podkreślić zewnętrzny kącik dolnej powieki ale nie jest to konieczne.
Następnie doświetlamy wewnętrzne kąciki oczu przez nałożenie rozświetlacza:
Na koniec podkreślamy brwi - ja mam je dość mocne więc ograniczam się jedynie do utrwalenia ich oraz tuszujemy rzęsy. Ot i makijaż oczu gotowy:
Jak już mamy oczka to podkreślamy poliki tym samym różem co oczka. Ja lubię nakładać róż trochę poniżej kości policzkowych coby odrobinę wyszczuplić twarz:
Jak już mamy róż to rozświetlamy szczyty kości policzkowych rozświetlaczem, który nakładaliśmy w wewnętrznych kącikach oczu:
Na koniec podkreślamy usta pomadką w kolorze identycznym jak róż:
Ot i voila, cały makijaż gotowy:
 Jak się wam podoba?
Ja bardzo lubię ten makijaż zwłaszcza jak się gdzieś śpieszę i nie mam czasu na malowanie bo makijaż jest na prawdę niesamowicie szybki i łatwy w wykonaniu.

wtorek, 19 czerwca 2012

Wszyscy mają Blogbox, mam i ja!

Wczoraj dokładnie o godzinie 18.43 (tak dobrze czytacie: o godzinie osiemnastej czterdzieści trzy) przyjechał do mnie listonosz. Strasznie byłam zaskoczona ponieważ zazwyczaj zjawia się przed godziną 16-tą więc się go już nie spodziewałam. Poleciałam do niego jak na skrzydłach i z radością odebrałam jeszcze, dosłownie "gorącą" paczuszkę:)
Domyśliłam się, że to Blogbox więc rzuciłam się na niego z nożem do tapet jak wygłodniały wilk na swoją ofiarę;) Byłam tak roztrzęsiona a paczka tak dokładnie zapakowana, że zmagałam się z nią dłuższą chwilę ale gdy już uporałam się ze zwojami taśmy klejącej drżącymi rękami odsunęłam papier i oto jaki widok ukazał się moim oczętom:

W masie kolorowych piórek i papieru oraz przepasane czarnymi wstążeczkami, które przywiodły mi na myśl wstążeczki z zapachów Sisley, ukryte były same smakowitości i słodki, ciasteczkowy liścik od nadawcy:)

Nadawcą paczuszki okazała się Burn z bloga: Kosmetyczny Kuferek Burn:)
Dziękuję kochana za wspaniałą niespodziankę:*

 W paczuszce znajdowały się trzy pełnowymiarowe produkty oraz trzy próbki:)
Jako pierwsze i największe moim oczom ukazało się:
DAX Cosmetics Perfecta SPA Wygładzające Masło do Ciała Marcepan + omega-6.
Produkt w pełni trafiony bo jestem ogromną, wręcz maniakalną fanką i zajadaczką marcepanu a na dodatek nie miałam jeszcze przyjemności testować tego specyfiku. Sięgnę po niego z przyjemnością i to najszybciej jak się da;)

 Jako kolejny, tym razem ze względu na kolor moją uwagę przyciągnął:
ESSENCE A New League Lip Tint 01 My Retro Racket's Red
 Również w 100% trafiony zakup bo uwielbiam wszelakie czerwoności na ustach:) Już czuję, że się polubimy;)

W samym rogu leżał sobie cichutko zupełnie niepozorny, w czarnym pudełeczku hit paczuszki:
INGLOT Róż do policzków 47
 Po otwarciu pudełeczka najpierw się przeraziłam a następnie zachwyciłam i oniemiałam z wrażenia. Róż okazała się być koloru wściekłego koralu, czego niestety nie udało mi się uchwycić na zdjęciach i wyszło po prostu różowo. Sama na pewno nie kupiłabym sobie tego różu bo zawsze sięgam po bardziej zachowawcze kolory ale i tak niesamowicie mi się podoba:) Myślę, że będzie się świetnie sprawdzał jako cień do powiek a w jesienne i zimowe dni rewelacyjnie ożywi buzię i nada jej promienności:) No cud, miód i paczka orzeszków;)

Próbeczki, które dostałam to:
ZIAJA Maska anty-stress z glinką żółtą każdy rodzaj skóry - Jeszcze nie miałam okazji jej wypróbować więc bardzo chętnie po nią sięgnę:)
Euphoria Calvin Klein - Znam już ten zapach i pomimo mojej wielkiej wybredności nie "gryziemy" się dlatego bardzo chętnie jeszcze kilka razy się nim psiknę;)
GUAM  Dren fangocrema - Krem Drenujący - Nie tylko nie próbowałam ale nawet nie słyszałam o tym specyfiku dlatego tym chętniej go w siebie wsmaruję:)

Jestem niesamowicie zadowolona z paczuszki, którą otrzymałam i zdecydowanie zachęcona do dalszego udziału w kolejnych edycjach:)
Dziękuję Obsession za tak wspaniałą inicjatywę:)

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Bad romance ... miłości z tego nie będzie;)

Już na samym wstępie pragnę uprzedzić Was, że dzisiaj nie będę oceniać pełnowymiarowego produktu a jedynie jego miniaturę, którą otrzymałam jakiś czas temu na wymianie w Sephorze.

Długo zbierałam się do tej recenzji bo mam bardzo mieszane uczucia co do tego produktu i w sumie dalej nie wiem co o nim napisać ani jak go ocenić. Zobaczymy co z tego wyjdzie;)

Clinique
High Impact Mascara
01 Black

OBIETNICE PRODUCENTA:
Mocno nasycony pigmentami kolor błyskawicznie dodaje oczom blasku. Zwiększa objętość i długość każdej rzęsy z osobna, aby nadać im bardziej wyrazisty wygląd. Czysty, głęboki kolor pogłębia ten efekt. Użyj tego tuszu do rzęs raz, a bez niego będziesz czuć się naga. Przetestowany okulistycznie.
Właściwości: Zwiększenie objętości i pogrubienie
 Opis pochodzi ze strony: www.clinique.com.pl

SKŁAD:
Acacia Senegal Gum, Acrylates Copolymer, Aminomethyl Propanediol, BHT, Butylparaben, Calcium Aluminium Borosilicate, Carmine, Chromium Hydroxide Green, Chromium Oxide Greens, CI 42090/Blue 1, CI 77000, ci 77007, CI 77163, CI 77400, Ci 77491, CI 77492, CI 77499, CI 77510, Copernica Cerifera Wax, Dimethicone PEG-8 Polyacrylate, Disodium EDTA, Ethylhexyl Glyceryn, Ethylparaben, Glyceryl Stearate, Hydrolyced Wheat Protein, Hydroxyethyl Ethylcellulose, Iln32138, Iron Oxides, Isobutylparaben, Isostearic Acid, Lauroyl Lysine, Melanin, Methyl Paraben, MICA, Pantethine, Panthenol, Phenoxyethanol, Polyisobutene, Propylparaben, PVP, Silica, Simethicone, Sodium Dehydroacetate, Sodium Hyaluronate, Stearic Acid, Titanium Dioxide, Urea, VP/Eicosene Copolymer, Water, Yellow 5 (CI 19140)
Skład pochodzi ze strony: www.cosmeticanalysis.com
 
MOJE WRAŻENIA:
BARWA: Czarna i to zdecydowanie.
PIGMENTACJA: Doskonała. Tusz ma odcień niesamowicie intensywnej i głębokiej czerni zarówno w opakowaniu jak i po nałożeniu na rzęsy.
KONSYSTENCJA: Kremowa. Niezbyt gęsta ale i nie za rzadka. Używam go sporadycznie już jakiś czas a ostatnio, odkąd zużyłam poprzedni tusz do każdego makijażu i nie zauważyłam, żeby konsystencja się zmieniła. Wielką zaletą jest to, że tusz się nie grudkuje i nie tworzy glutów.
UŻYTKOWANIE: Bezproblemowe przy pierwszej warstwie natomiast przy dokładaniu kolejnych rzęsy się sklejają i tworzą "owadzie nóżki".
WSPÓŁPRACA Z INNYMI KOSMETYKAMI: Ciężko mi to ocenić bo nic na rzęsy pod niego nie nakładam.
TRWAŁOŚĆ: Raczej średnia. Stosowany na co dzień daje radę ale w podróży rozmazuje się i kruszy. Nie radzi obie również w bardziej ekstremalnych sytuacjach: upały, pot a przede wszystkim łzy sprawiają, że tusz spływa z rzęs i tworzy efekt pandy na dolnej powiece. Co prawda nie jest to jakieś straszne ale i tak mi przeszkadza gdyż tusz jest kierowany do osób z problemami alergologicznymi co wiąże się z tym, że oczy takich osób częściej łzawią więc dla mnie oczywistym jest, że powinien to choć odrobinę wytrzymywać. Nie radzę również ucinać sobie w nim nawet krótkich drzemek bo w tym czasie wyląduje pod oczyma.
EFEKTY: No i tutaj mam ogromny problem. Na dolne rzęsy ten tusz ma bardzo dobre działanie: wyciąga je, dokładnie pokrywając, trochę wydłuża i pogrubia sprawiając, że stają się widoczne a jednocześnie nie przesadzone. Natomiast górne, które u mnie są długie, gęste i dosyć grube jedynie odrobinę podkreśla nadając im czarny kolor. Co prawda tworzą wtedy prawdziwą firankę ale jednak nie tego oczekiwałam. Efekt jest zdecydowanie DELIKATNY i NATURALNY. Nie ma nawet co marzyć o teatralności.
Jak prezentuje się w makijażach możecie zobaczyć TU i TU.
ZAPACH: W opakowaniu chemiczny ale delikatny. W trakcie nakładania i po niewyczuwalny.
SMAK: Nie próbowałam;)
SKUTKI UBOCZNE: Brak.
DEMAKIJAŻ: Trochę problematyczny. Pomimo tego, że tusz na rzęsach nie jest specjalnie trwały to w trakcie demakijażu wymaga kilkukrotnego przetarcia mleczkiem a następnie jeszcze domycia wodą ponieważ pomimo, iż wydaje się, że już go nie ma to nadal potrafi odbić się na dolnej powiece. Kiedyś zapomniałam go zmyć i poszłam z nim pod prysznic co wymagało ode mnie kilkukrotnego przemycia oczu wodą z mydłem alby całkowicie go usunąć.
OPAKOWANIE: Standardowa ciemno zielona, nieprzezroczysta tubka z zatopionym w niej drobnym brokatem i srebrną grafiką. Pełnowymiarowy produkt opakowany jest dodatkowo w pastelowy biało-różowo-zielony kartonik, na którym producent podaje wszystkie informacje.
WYDAJNOŚĆ: Bardzo duża. Moja miniatura służy mi już jakiś czas i nie widać końca.
APLIKATOR: Standardowa, gęsta szczoteczka wykonana z syntetycznego włókna.
 DOSTĘPNOŚĆ: Perfumerie , internet.
 MASA: Standardowo to 7g, moja miniatura to 4g.
CENA:Regularna to 109zł, natomiast moja miniatura kosztowała mnie jedynie opakowanie ze starego tuszu;)
OCENA:  3/6

Podsumowanie: Jestem fanką teatralnego podkreślenia rzęs i dlatego jestem nim bardzo zawiedziona. Konfrontując obietnice producenta z efektami mam wrażenie, że komuś coś się pomyliło i opisał nie ten kosmetyk. Z drugiej strony jednak cieszę się, że miałam możliwość jego przetestowania bo teraz już wiem, że za żadne skarby go nie kupię, gdyż taki sam a nawet lepszy efekt mogę uzyskać tuszem zdecydowanie tańszym.

piątek, 15 czerwca 2012

Zakupowe podsumowianie: I połowa czerwca 2012

Postanowiłam zmienić trochę formę pokazywania Wam moich kosmetycznych zakupów. Tak jak na początku miesiąca robię podsumowanie zużyć z miesiąca ubiegłego tak teraz dwa razy w miesiącu (15 i ostatniego dnia lub przy braku możliwości 1 dnia kolejnego miesiąca) będę robiła podsumowanie zakupów. Taka forma będzie nie tylko dla Was ale również dla mnie, żebym mogła sobie ogarnąć ile i czego zakupiłam w danym miesiącu oraz jaka kwotę na toprzeznaczyłam. Myślałam nad zrobieniem jednej notki na miesiąc ale jak zobaczyłam ile tego się uzbierało tak stwierdziłam, że byłoby to bez sensu;)
Nadeszła już połowa czerwca więc czas na podsumowanie wszystkiego co wpadło w moje rączki od początku miesiąca.
Jako pierwsze trafiło do mnie zamówienie z Oriflame. Co prawda złożyłam je w maju ale dostawa była do mojej mamy więc odebrałam je dopiero 2 czerwca.
Moim łupem padły 2 cienie w kredce z edycji limitowanej Blue Lagoon:
Beach Bronze - to ten po lewej w kolorze starego złota z delikatnie metalicznym wykończeniem i maleńkimi drobinkami srebrnego brokatu
oraz
Turquoise Island - turkus po prawej z matowym wykończeniem
 Każdy z cieni kosztował 9,90zł.
Miałam już okazję je wypróbować i niestety muszę przyznać, że trwałością nie grzeszą nawet położone na bazę i cień. Pokryte cieniem również spisują się delikatnie mówiąc średnio...
Skusiłam się również na Uniwersalny krem pielęgnacyjny Tender Care wiśniowy (w bordowym opakowaniu) i jak się okazało po złożeniu zamówienia, w promocyjnej cenie 22,90zł były aż 2 kremy. Jako gratis dostała mi się wybrana przeze mnie wersja klasyczna (w różowym opakowaniu). Jeszcze nigdy nie miałam tych kremów więc jestem ich bardzo ciekawa.

W poniedziałek 4 czerwca przyszła do mnie paczuszka z wygraną w konkursie Farmony a w niej zestaw kosmetyków z serii Sweet Secret Sekretu Orientu Wanilia i Indyjskie Daktyle:
W skład zestawu weszły:
Waniliowy Scrub do Mycia Ciała
Waniliowy Krem do Ciała
Waniliowy Krem do Rąk i Paznokci
Kosmetyki pachną obłędnie i dało się to wyczuć od razu po otwarciu paczki ponieważ zapach kremu do rąk jest nie do okiełznania i plastikowa tubka nie stanowi dla niego żadnej przeszkody...
Już nie mogę się doczekać kiedy je otworzę i zużyję je z wielką przyjemnością:)

We wtorek 5 czerwca udałam się na kosmetyczne zakupy w celu skompletowania Blog Boxa i przy okazji upolowałam najpotrzebniejsze rzeczy dla siebie:
1. Ziele Pięciornika Gęsiego aby walczyć z bólem w trudne dni. Nigdy bym nie przypuszczała, że zioła mogą być pomocne na taki ból ale informacje o tym znalazłam na blogu "Księżniczkowe pasje bez składu i ładu" o TUTAJ i postanowiłam koniecznie wypróbować przy pierwszej nadarzającej się okazji. Cena za paczuszkę 50g to 4,50zł.
Po późniejszej weryfikacji okazało się, że zioła działają nawet przez torebkę schowaną w szafcee bo w tym miesiącu natura oszczędziła mi cierpień, no poza bólem głowy, żeby nie było, że działają aż tak rewelacyjnie;)
2. Mój ulubiony Krem do Rąk i Stóp Ziaja, którego bardzo pochlebną recenzję mogliście przeczytać TUTAJ, bo poprzedni już mi się kończył. Cena - tym razem 5,70zł.
3. Maść Cynkowa - Muszę przyznać pierwszy raz kupiłam coś stricte na wypryski co byłoby mocniejsze niż stosowana przeze mnie w pilnych potrzebach pasta do zębów;) Od razu trafił na półkę z kosmetykami pierwszej potrzeby i na moją twarz;) Cena za słoiczek: 2,99zł.
Po około 1,5tygodnia używania muszę przyznać, że działa chociaż cudów nie robi.
Muszę się jeszcze rozejrzeć w tym temacie i następnym razem zakupić jednak coś lepszego.
Możecie mi coś polecić?
4. Naturalne Mydło Organiczne ROSA DAMASCENA - miałam poczekać z zakupem aż zużyję obecnie używane mydełko ze słodkich migdałów i wykończę napoczęte i zużyte do połowy żele ale rabat 10% mnie przekonał;) Cena za widoczną kostkę po uwzględnieniu 17,28zł.
Następne w kolejce do zakupu jest mydełko winogronowe;)

W piątek 8 czerwca skusiłam się na Rossmannowską promocję -45% na Puder Prasowany Healthly Balance Bourjois  i za pośrednictwem mojej męskiej połówki stał się moją własnością za jedyne 21,99zł:D
 Natomiast w poniedziałek 11 czerwca załamana już wyglądem mojej twarzy postanowiłam się pocieszyć i zakupiłam Korektor Tuszujący Przebarwienia Paese. Co prawda mam w domu paletkę korektorów z Sephory, które sobie całkiem dobrze radzą ale chciałam coś co zatuszuje wszystko idealnie tak, żebym mogła pokryć twarz tylko pudrem bez potrzeby nakładania podkładu oraz co mogłabym wrzucić do torebki i użyć w każdej chwili (paletek nie zabieram bo nie lubię w nich grzebać palcami a pędzelków mi się nie chce wozić ze sobą).
Jestem już po pierwszych próbach i muszę przyznać, że spisuje się rewelacyjnie. Co prawda użyłam go razem z podkładem ale i tak byłam bardzo zadowolona bo dziewczyna, którą malowałam nawet nie zauważyła, że mam jakieś wypryski, nie mówiąc już o tym, żeby miała zauważyć, że są czerwone.
Korektory występują w 4 różnych odmianach: zielony, tuszujący przebarwienia (4odcienie), antybakteryjny (te same 4odcienie co na przebarwienia) i rozświetlający pod oczy (2odcienie). Żałuję tylko, że nie było mojego odcienia w wersji antybakteryjnej bo myślę, że byłabym jeszcze bardziej zadowolona ale nie miałam już możliwości sprawdzić w innym sklepie. Cena takiego cudeńka 19,99zł

Jako ostatnie, ale nie najgorsze, trafiły w moje ręce zakupy z Yves Rocher:
 To co widzicie na zdjęciu to tylko moja część zakupów bo całość stanowiły zakupy moje i mojej męskiej połówki;)
W skład mojej części weszły:
1. Dwie duże butle 500zl Hamamelis Delikatne Mleczko do Ciała do Skóry Wrażliwej, którego recenzję mogliście przeczytać TUTAJ. Nic na to nie poradzę, ze uwielbiam te mleczka miłością bezgraniczną i ciągle do nich wracam. Cena standardowa to 39zł za butlę a ja w promocji dla stałych klientów zapłaciłam po 23,40zł za sztukę.
2. Coleurs Nature Wodoodporna Kredka do Oczu 05 Turquoise - Skusiła mnie promocja -30% a jako, że ostatnio mam dziwną fazę na turkusy to się nie opierałam zbyt długo;) Cena normalna to 26zł a ja w promocji dla stałych klientów zapłaciłam 18,20zł.
3. Potrójne cienie 20 Mauve Cendre - Jak już kilka razy wspominałam w mojej kolekcji brakuje różnych cieni do powiek. Ostatnio odkryłam, że brakuje mi szarości. Te cienie to takie połączenie szarości i różu. Dwa ciemniejsze z nich są zupełnie matowe a najjaśniejszy delikatny róż ma subtelny perłowo-metaliczny połysk, na który składają się miliony na prawdę maleńkich drobinek. Już wsadziłam do nich palce i okazało się, że konsystencja jest rewelacyjna - taka satynowa. Myślę, że się polubimy;) Podstawowa cena to 55zł ale ja w promocji -30% dla stałych klientów zapłaciłam za nie 38,50zł.
4. Dwie butle Tradition de Hammam Oliwka pod Prysznic z Olejkiem Arganowym - dostałam ją jako upominek do zakupów za symboliczny 1grosz za sztukę. Normalna cena to 29zł.

Jestem bardzo bardzo usatysfakcjonowana zakupami ale również trochę zszokowana, że aż tyle tego nakupiłam i to w zaledwie w 2 tygodnie, bo jak to przed chwilą podliczyłam to wyszło 218,67zł. Po głębszych przemyśleniach stwierdziłam, że za cenę kredki do oczu i cieni z YR miałabym 2 paletki Sleek... Ehhh tak to jest z zakupami pod wpływem impulsu i poganiania przez część męską...
Stanowczo muszę się ogarnąć, zacisnąć pasa i zamiast pierdół, kupować tylko to co jest niezbędne a zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na coś co mi się rzeczywiście przyda.
Jak widać ten sposób podsumowywania zakupów już przynosi efekty. Mam nadzieję, że następny taki post nie będzie już u mnie wywoływał takich wyrzutów sumienia i będzie o wiele krótszy.
Trzymajcie kciuki;)

A jak tam u Was z zakupami? Też dajecie się ponieść chwili i promocyjnym emocjom?

środa, 13 czerwca 2012

Czerwone korale... ale nie czerwona buzia;)

Wiem, że wiele osób czekało na recenzję tego kremu jednak nie byłabym sobą, gdybym zrecenzowała go nie testując wcześniej sumiennie. Trochę czasu mi to zajęło ale już minęłam połowę i wydaje mi się, że krem mnie już niczym nie zaskoczy.
Zatem ciekawych zapraszam do dalszego czytania:)

YVES ROCHER
ACTIVE SENSITIVE
Nawilżająco - łagodzący krem na dzień

 OBIETNICE PRODUCENTA:
W opakowaniu znajdujemy również ulotkę identyczną jak TUTAJ opisującą całą serię ACTIVE SENSITIVE w różnych językach.

SKŁAD:

MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Słodki pudrowo-kwiatowy. Dosyć intensywny ale nie nachalny. W słoiczku dominuje zapach pudrowy natomiast po roztarciu bardziej wyczuwalne są nuty kwiatowe. Zapach jednak nie utrzymuje się zbyt długo po nałożeniu.
SMAK: Nie próbowałam;)
BARWA: W opakowaniu biały a po rozsmarowaniu na ciele bezbarwny. Nie bieli.
KONSYSTENCJA: Dosyć rzadka. Trochę żelowo-kremowa ale bardziej w stronę lekkiego kremu na bazie wody niż żelu. Zdecydowanie jest to krem do stosowania wod wiosny do jesieni ponieważ na zimę będzie zbyt delikatny.
DZIAŁANIE: Zdecydowanie zgodne z opisem producenta. Krem łagodzi podrażnienia, zaczerwienienia i uczucie ściągnięcia po porannym myciu jednocześnie doskonale nawilżając. Niweluje również uczucie gorąca, które nieobce jest skórze wrażliwej jednak sam w sobie nie wywołuje wrażenia chłodzenia ponieważ nie ma w składzie mentolu. Mam wrażenie, ze jego działanie jest długofalowe bo skóra w ciągu dnia również jest mniej podatna na irytację. Regularne stosowanie tego kremu sprawia, że zaczerwienienia stają się mniej widoczne a skóra bardziej odporna na czynniki podrażniające i ściągające. 
WYDAJNOŚĆ: Rewelacyjna. Krem wydaje się nie do zużycia. Stosuję go już dosyć długo i dopiero zużyłam połowę. Na pewno jeszcze długo będę go używała ponieważ na wysmarowanie całej twarzy wystarczy na prawdę odrobina na czubku palca.
SKUTKI UBOCZNE: Po jego zastosowaniu skóra bardzo szybko się tłuści i zaczyna mocno błyszczeć.
OPAKOWANIE: Szklany stożkowaty słoiczek z różową plastikową zakrętką. Wszystko to zapakowane jest w biały kartonik z grafiką utrzymaną w różowej tonacji i dodatkowo opakowane folią. Do kremu dołączona jest ulotka z opisem kosmetyków z tej serii. Tak jak i w poprzednim kremie z tej serii w słoiczku przeszkadza mi to, że nie jest zaokrąglony na dnie w związku z czym ciężko wydobyć resztki kremu ze szczelin.
POJEMNOŚĆ: 50ml
DOSTĘPNOŚĆ: Stacjonarne i internetowe sklepy Yves Rocher
CENA: 49zł ale ja w promocjach kupuję zawsze taniej.
OCENA: 4,5/6
 
Podsumowując: Kupiłam go zachwycona kremem na zaczerwienienia i się nie zawiodłam. Co prawda wywoływane przez niego świecenie mocno mnie denerwuje ale nie da się ukryć, że nie ma kremów, które jednocześnie walczyłyby z zaczerwienieniami i pozostawiały skórę matową. Byłoby świetnie gdyby zawierał jeszcze filtry bo niestety ich nie ma:( Myślę, że przypadnie do gustu wszystkim naczynkowcom i wrażliwcom.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Projek denko vol.2

Jestem leniem a pogoda nie działa mobilizująco dlatego zamiast recenzji pokażę Wam mój odświeżony PROJEKT DENKO. Pierwszą jego edycję mogliście zobaczyć TUTAJ. Stali obserwatorzy mojego bloga zauważyli już pewnie po postach ze zużyciami, że większość produktów tam pokazanych udało mi się zużyć. Niestety najbardziej oporne okazały się produkty do policzków, z których nie wykończyłam żadnego. Jedynie rozświetlacz RtP pokazał mi dno;)
Jednak zmierzając powoli do rzeczy w nowym projekcie denko uczestniczyć będą jedynie produkty do oczu i ust, bo ze wszystkimi innymi kosmetykami (poza tymi do policzków, które zostają ze starego projektu denko) jestem na bieżąco;)

OCZĘTA:
Od lewej:
4. CLINIQUE High Impact Mascara - miniatura - recenzję tego tuszu przedstawię Wam już niedługo;)

USTA:
Od lewej:
2. ESSENCE: LE Eclipse Lipgloss: 02 Undead' + LE I love Berlin Lipbalm: 02 Love This City - To mazidło mogliście już oglądać w pierwszej edycji projektu denko, jednak udało mi się już zużyć to co było w buteleczce i dołożyć następną porcję Love This City. Będę tak  robić aż do momentu gdy nie opróżnię obu pojemniczków bo niestety tego balsamu nie jestem w stanie zużyć w inny sposób:(
3. ESSENCE: LE Eclipse Lipgloss: 03 Ready to be Bitten + LE I love Berlin Lipbalm: 01 City Lights - Tutaj tak jak w powyższym przykładzie najpierw zużyłam błyszczyk z LE Eclipse a potem do pojemniczka przełożyłam balsam z LE I Love Berlin. Na szczęście to już całość kosmetyku i mam nadzieję, że szybko się skończy, chociaż muszę przyznać, że idzie mi opornie:(

Wszystkie recenzje powyższych kosmetyków (poza tuszem Clinique) spokojnie znajdziecie na blogu i jak sami możecie się przekonać w większości denkować będę te produkty, które średnio albo praktycznie wcale nie przypadły mi do gustu mam więc ambitne plany;)
Życzcie mi powodzenia i trzymajcie za mnie kciuki;)

A Wam jak idą zużycia kolorówki?

piątek, 8 czerwca 2012

Wycieczka do Egiptu;)

BIKOR
EGYPTISCHE ERDE
Ziemia Egiptu

OBIETNICE PRODUCENTA:
 W pudełeczku znajdujemy również ulotkę z informacją jak stosować puder oraz z opisem najważniejszych składników w języku polskim i angielskim.

SKŁAD:
 Wypisany jest zarówno na pudełeczku:
Jak i na spodzie opakowania: 


MOJE WRAŻENIA:
BARWA: W opakowaniu ciemny brąz z dodatkiem rudości w ciepłym odcieniu i nielicznymi drobinkami. Rzeczywiście wygląda jak ziemia - glina.
 Nabrana na palec staje się praktycznie niewidoczna a na pędzlu sprawia wrażenie rudej.
 Roztarta na skórze traci rudość a drobinki znikają.
 Kosmetyk wtapia się w skórę nadając jej delikatną opaleniznę, którą można stopniować przez dodawanie warstw. Jestem bardzo blada a to cudeńko wcale nie jest dla mnie zbyt ciemne.
PIGMENTACJA: Rewelacyjna. W opakowaniu wydaje się strasznie ciemna ale na skórze staje się delikatniejsza. Nadaje się zarówno do jasnych cer gdy użyjemy jej rzeczywiście niewiele i do tych ciemniejszych gdy jej sobie nie pożałujemy.
KONSYSTENCJA: W opakowaniu sprasowana i kamienna ale jednocześnie dość miękka by bez najmniejszych problemów nabrać ją na pędzel albo palec bez choćby odrobiny pylenia.
UŻYTKOWANIE: Fantastyczne:) Łatwo się nabiera na pędzel (u mnie 15 BJF Inglota) i bez najmniejszych problemów przenosi na skórę by we wprost niebywały sposób wtopić się w nią i nadać opalonego wyglądu bądź podkreślić rysy. Wspaniale się rozciera i nie tworzy plam.
WSPÓŁPRACA Z INNYMI KOSMETYKAMI: Rewelacyjna. Jak dotąd nie weszła w konflikt z żadnym z moich kosmetyków.
TRWAŁOŚĆ: Bez zarzutu. Nałożona trwa aż do zmycia. Zawieść może jedynie nałożona np. na bardzo nietrwały podkład, który zetrze się ze skóry razem z tym wszystkim co zostało na niego nałożone ale to chyba oczywiste...
EFEKTY: Piękna opalona cera lub podkreślone rysy twarzy, gdy użyjemy jej do konturowania - ja stosuję ją właśnie w tym celu.
ZAPACH: Brak.
SMAK: Nie próbowałam;)
SKUTKI UBOCZNE: Brak.
DEMAKIJAŻ: Bezproblemowy - zmyjemy ją wszystkim czego użyjemy do demakijażu.
OPAKOWANIE: Tekturowy kartonik w rudo-brązowym kolorze ze złotą grafiką i lustrzanym połyskiem. Sam puder opakowany jest w plastikową puderniczkę z cienkiego plastiku z ogromnym lusterkiem wewnątrz. Wieczko jest matowe, pół transparentne w kolorze rudo-brązowym ze złotą grafiką na wierzchu a spód czarny, z satynowym połyskiem i czarną naklejką oraz złotymi napisami. Stosuję go stacjonarnie w domu i jak dotąd opakowanie mnie nie zawiodło jednak martwię się, że kiedyś może się uszkodzić oraz obawiam się, że mogłoby nie przetrwać zbyt długo noszenia w torebce. Zdecydowanie przydałaby się lepsza puderniczka.
WYDAJNOŚĆ: Ogromna. Ciężko mi to określić ale wydaje mi się, że puder jest nie do zużycia...
APLIKATOR: Brak.
 DOSTĘPNOŚĆ: Sklep internetowy Bikor.
 MASA: 14g
CENA: 130zł.
OCENA:  6/6

Podsumowanie: Wczesną wiosną zrobiło się na blogach głośno o Ziemiach Egiptu więc skusiłam się i ja. Padło na Bikor i uważam, że to był strzał w dziesiątkę:) Ten puder towarzyszy mi praktycznie w każdym makijażu i nigdy nie zawodzi. Cena jest dosyć wysoka jednak taka jakość i pojemność warta jest by w nią zainwestować. Ja jestem zachwycona! :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...