niedziela, 30 września 2012

Błękitna laguna;)

Jakiś czas temu przy zakupach w Yves Rocher dostałam w prezencie dwie spore (po 15ml każda) próbki kremu nawilżającego. Jedną zużyłam już zupełnie a drugą napoczęłam więc doszłam do wniosku, że mogę Wam co nieco o nich opowiedzieć;)

Yves Rocher
Hydra Vegetal
Żel-Krem Intensywnie Nawilżający 24h

OBIETNICE PRODUCENTA:
Efekt dla urody:
1. Intensywnie nawilża skórę przez 24h.
2. Skóra jest widocznie bardziej elastyczna.
3. Skóra jest pełna blasku.
Składnik aktywny: soki roślinne z klonu i niebieskiej agawy bio zatrzymujące wodę w skórze,
które intensywnie, dogłębnie i długotrwale nawilżają.
Sok z klonu z Kanady (Quebec) i niebieska agawa z Meksyku mają właściwości zatrzymujące wodę w skórze. Dodatkowy składnik aktywny: woda z hamamelisu bio o właściwościach łagodzących.
Składniki pochodzenia roślinnego: wyciąg z soku z klonu, wyciąg z soku agawy bio, betaina, woda z hamamelisu bio.
Źródło: http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=52258
SKŁAD:
aqua/watet/eau, glycerin, isononyl isononanoate, dimethicone, zea mays (corn) starch, ethylhexyl stearate, methylpropanediol, ethylhexyl cocoate, stearyl alcohol, cetyl alcohol, betaine, hamamelis virginiana (witch hazel) water, glyceryl stearate, butylene glycol, sesamum indicum (sesame) seed oil, sorbitan stearate, mangiferin, peg-100 stearate, acer saccharum (sugar maple) extract, parfum/fragrance, agave tequilana leaf extract, methylparaben, ammonium acryloyldimethyltaurate/vp copolymer, phenoxyethanol, ethylparaben, tocopheryl acetate, allantoin, xanthan gum, propylparaben, tetrasodium edta,  lactic acid, potassium sorbate.

MOJA OPINIA:
Pachnie tak średnio - roślinnie ale chemicznie. Po rozprowadzeniu chemię czuć mniej a bardziej dochodzą do głosu rośliny. Na szczęście zapach nie utrzymuje się zbyt długo po nałożeniu więc nie przeszkadza.
Krem ma kolor biały ale po rozprowadzeniu na skórze staje się przezroczysty i nie pozostawia żadnych widocznych śladów.
Konsystencja jest taka jak podaje producent: lekka a treściwa - to połączenie żelu i kremu. Nie zmienia się w kontakcie ze skórą. Bardzo szybko się wchłania do matu ale pozostawia lekką, nietłustą i nie lepką ale jakby sylikonową warstwę.
  Początkowo myślałam, że używanie tego kremu to będzie istna katorga - odstraszało mnie uczucie zasylikonowanej twarzy ale po kilku użyciach się przyzwyczaiłam i nie było już tak źle. Tak jak obiecuje producent krem bardzo dobrze nawilża, co do zwiększenia elastyczności to mam wątpliwości ale nadania skórze blasku (nie mylić z błyskiem) nie zauważyłam. Po nałożeniu go na skórę jak ręką odjął mija uczucie napięcia i ściągnięcia a skóra wydaje się być ukojona i "napojona";) Niestety nawilżenie jest krótkotrwałe i po porannym myciu dyskomfort powraca.
Kosmetyku używałam na noc i niestety rano budziłam się z brzydko błyszczącą twarzą:( Na szczęście nie spowodował żadnych innych negatywnych reakcji.
Krem jest bardzo wydajny - 15ml wystarczyło mi na kilka tygodni użytkowania.
Moje opakowanie to zakręcana tubka ale pełnowymiarowy produkt zamknięty jest w słoiczku.
Problemem może być jego dostępność bo na stronie YR go nie widzę i nie wiem czy znajdziemy go w sklepach.
Pełnowymiarowe opakowanie to 50ml w cenie 39zł.

Podsumowując: Ten krem wywołał u mnie mieszane uczucia. Nie mogę powiedzieć, że jest zły bo taki nie jest ale nie jest też rewelacyjny. Po zużyciu próbek nie zdecydowałabym się na pełnowymiarowe opakowanie ale osoby o mniej wymagającej i kapryśnej skórze mogą być z niego zadowolone. Tak sobie teraz pomyślałam, że wersja bogata jest pewnie dużo lepsza;)

sobota, 29 września 2012

Cielesne luksusy;)

Staram się zużywać kosmetyki najwolniej jak się da, ale mi to nie wychodzi dlatego przed wami kolejna recenzja kosmetyku, który dostałam na Krakowskim Spotkaniu Bloggerek. Wszystkie upominki z tamtego dnia mogliście oglądać TUTAJ.
Jednak dość tłumaczeń, przejdźmy do rzeczy:

Dr Irena Eris
Body Art
Smoothing 
Skin Technology
Ujędrniająco - Wygładzający
Krem do ciała

OBIETNICE PRODUCENTA:
 Wewnątrz pudełka znajdujemy również ulotkę, która opisuje nam działanie całej serii Body Art.

SKŁAD:

MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Słodki kremowo-pudrowy. Delikatny i niesamowicie przyjemny. Na ciele dodatkowo łagodnieje i chociaż czuć go przez jakiś czas po przyłożeniu nosa do skóry to po kilkudziesięciu minutach znika - tak lubię;)
SMAK: Nie próbowałam;)
BARWA: Pastelowo różowa na bazie bieli. Bardzo delikatna, na ciele krem staje się bezbarwny.
KONSYSTENCJA: Rzeczywiście kremowa - kosmetyk ma konsystencję kremu do twarzy na dzień. Nie zmienia się ona pod wpływem ciepła ciała. Krem łatwo się rozprowadza i szybko wchłania pozostawiając niezwykły bo lekki nietłusty i nie lepki a pudrowy film.
  DZIAŁANIE: Ujędrnienia ani wygładzenia nie zauważyłam z resztą takie obietnice na kosmetykach zawsze wkładam między bajki. Co za to zaobserwowałam? Dobre nawilżenie i odżywienie skóry, czyli to czego najbardziej poszukuję w kosmetykach do ciała oraz obiecywane uczucie jedwabiście gładkiej i satynowo miękkiej skóry ale to już pewnie zasługa sylikonów i innych cudów w składzie, które dają takie wrażenia zmysłowe. Po zastosowaniu tego kremu nie mam najmniejszego problemu z przesuszonymi łydkami, które pieką i dają wrażenie, że zaraz popękają:(
WYDAJNOŚĆ: Niestety niska:(
SKUTKI UBOCZNE: Brak.
OPAKOWANIE: Najpierw jest folia, potem papierowa opaska z grafiką a pod nią kartonowe pudełeczko. Dopiero w jego wnętrzu odnajdujemy klasyczną plastikową tubę stawianą na zakrętce - tak niestety tuba jest zakręcana i nie posiada praktycznego korka:( Jest ona wykonana z nieprzezroczystego białego plastiku więc nie widać ile kosmetyku zostało. Nie da się tego też podejrzeć pod światło. Nakrętka jest srebrna z lustrzanym połyskiem więc bardzo szybko odpijemy na niej nieestetyczne paluchy zwłaszcza jeżeli będziemy ją zakręcać po użyciu kosmetyku. Plastik tuby jest odpowiednio miękki więc nie ma problemu z wydobyciem kosmetyku. Grafika produktu utrzymana jest w biało-fioletowo-niebieskiej kolorystyce ze srebrnymi lustrzanymi dodatkami
POJEMNOŚĆ: 200ml
DOSTĘPNOŚĆ: Perfumerie, internet.
CENA: 69zł chociaż ja mój egzemplarz dostałam na spotkaniu bloggerek.
OCENA: 4/6

Podsumowując: Gdybym miała ocenić sam krem to pewnie dostałby ode mnie 5 może nawet z plusem ale biorąc pod uwagę obietnice producenta, cenę i wydajność nie mogę tego zrobić. Jako, że jest to kosmetyk z wyższej półki oczekiwałam od niego trochę więcej i niestety nie zaspokoił moich wszystkich oczekiwań. W związku z powyższym cena jest dla mnie dyskwalifikująca na ten moment ale wiadomo, że za luksusy trzeba płacić;)

Produkt ten dostałam od firmy Laboratorium Kosmetyczne Dr Irena Eris na spotkaniu bloggerek jednak nie miało to wpływu na moją ocenę.

piątek, 28 września 2012

Beach walk

Bardzo stary makijaż odgrzebany na dysku.
Zrobiłam go dawno, dawno temu na konkurs;)
Zdjęcia oczywiście można powiększyć przez kliknięcie.
Miłego oglądania:)



Mam nadzieję, że Wam się podobało:)

Jeżeli chcielibyście abym zrecenzowała jakiś kosmetyk, który wystąpił w tym lub innym makijażu a nie ma go jeszcze na blogu lub macie pomysł na makijaż, ewentualnie gdzieś jakiś wypatrzyliście i chcielibyście go zobaczyć w moim wykonaniu to piszcie śmiało najlepiej dodając linki, zdjęcia lub opisy a ja postaram się go zrealizować.

czwartek, 27 września 2012

Powiew Afryki...

Uwolniłam się wreszcie od serii nielubianych przeze mnie żeli pod prysznic więc tym razem sięgnęłam po kosmetyk, który nie tylko będzie mył ale również rozpieści zmysły i odpręży ciało.
Dostałam go na Spotkaniu Bloggerek, o którym pisałam TUTAJ a listę wszystkich kosmetyków, które tego dnia trafiły w moje łapki znajdziecie TUTAJ.

Yves Rocher
Jardins du Monde
Żel pod prysznic
Ziarna Kakao

 OBIETNICE PRODUCENTA:

SKŁAD:
MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Słodki, trochę kakaowy ale nie taki typowy. Ma w sobie coś dziwnego i charakterystycznego jednak w ten przyjemny sposób. Będzie idealny na jesień i zimę. Bardzo mi się spodobał.
SMAK: Nie próbowałam;)
BARWA: Delikatnie beżowo-brązowa, jakby delikatna kawa z dużą ilością mleka.
KONSYSTENCJA: Dosyć gęsta, trochę kremowa, przypomina mleczko do ciała. Nałożony na gąbkę wytwarza dużo trwałej piany.
  DZIAŁANIE: Właściwie od żelu pod prysznic nie wymagam zbyt wiele: ma myć i nie wysuszać skóry. Ten produkt w pełni spełnia moje oczekiwania: świetnie myje i nie wysusza skóry. Niestety nie nawilża ale od tego mam mleczka;) Dodatkowym jego atutem jest to, iż rewelacyjnie zmiękcza zarówno skórę jak i gąbkę - przy użyciu tego żelu moje drapaki nie są już takie groźne. Piana, którą wytwarza jest trwała i nie wypłukuje się z gąbki więc spokojnie i długo można się szorować pod prysznicem:)
WYDAJNOŚĆ: Doskonała - wystarczy odrobina aby wytworzyć dużo piany i delikatnie acz porządnie umyć całe ciało.
SKUTKI UBOCZNE: Brak.
OPAKOWANIE: Biała plastikowa, tubka z czarną, plastikową nakrętką zamykana klapką z kolorową grafiką. Grafika utrzymana jest z żółto-brązowo-czarnej kolorystyce.
POJEMNOŚĆ: 200ml
DOSTĘPNOŚĆ: Stacjonarne i internetowe sklepy Yves Rocher.
CENA: 9,90zł a w promocjach taniej chociaż ja mój egzemplarz dostałam na spotkaniu bloggerek.
OCENA: 5/6

Podsumowując: Jestem z tego żelu niesamowicie zadowolona chociaż sama nie wybrałabym tego zapachu. Myślę, że jeszcze kiedyś się na niego zdecyduję:)
Produkt ten dostałam od firmy Yves Rocher na spotkaniu bloggerek jednak nie miało to wpływu na moją ocenę.

środa, 26 września 2012

Spychacz - zapychacz:(

Dzisiaj opowiem Wam odrobinę o kolejnym kosmetyku, na który skusiłam się dzięki promocji i jak to często bywa w takich przypadkach jestem nim totalnie zawiedziona. Nie da się go nazwać inaczej jak bubel nad buble. Robiłam do niego 2 podejścia z dosyć długą przerwą używając może w sumie 10 razy bo nie mogłam uwierzyć w to co się po nim działo, więc nie będzie to recenzja a jedynie opinia, którą zdążyłam już sobie wyrobić.
Przechodząc jednak do rzeczy:

Superdrug
Optimum
Line Decrease
Day Cream SPF 15
 

OBIETNICE PRODUCENTA i SKŁAD:
Zdjęcia oczywiście można powiększyć;)
 

To by było na tyle informacji, które ma nam do przekazania producent a teraz czas na moje wrażenia:

Zapach tego kremu jest typowy chyba dla wszystkich perfumowanych kremów ale jest bardzo mocny. Po nałożeniu na skórę nie traci zbyt wiele ze swojej intensywności a na dodatek niesamowicie długo utrzymuje się na skórze przez co wywołuje u mnie niechęć, a w gorsze dni jest nie do zniesienia i staje się przyczyną migreny.
Kosmetyk ma barwę śnieżnobiałą bez żadnych domieszek jednak nie bieli po użyciu.
Konsystencja jest typowo kremowa ale nie taka z jaką zazwyczaj mamy do czynienia w kremach na dzień a gęsta, trochę tłusta i ciężkawa czyli taka jak w kremach na noc. Dobrze ślizga się po skórze więc łatwo i przyjemnie się rozprowadza.
W kwestii działania zauważyłam jedynie w miarę przyzwoite nawilżenie i natłuszczenie skóry. Na więcej obserwacji nie maiłam szans.
 Ciężko mi ocenić wydajność po tych kilku użyciach ale widoczny jest ubytek w związku z tym śmiem twierdzić, że nie byłby zbyt wydajny.
Co do skutków ubocznych to uzbierało się ich trochę i to tych większego kalibru. Najmniej kłopotliwym z nich jest wyczuwalne natłuszczenie i spore błyszczenie skóry natomiast te gorsze to zapychanie skóry. Już po kilku użyciach powoduje powstawanie podskórnych grudek, które po jakimś czasie zamieniają się w paskudne bolesne i ciężko gojące się pryszcze.
Krem kupujemy opakowany w tekturowy kartonik, na którym znajdują się wszystkie informacje, natomiast sam kosmetyk zapakowany jest typowo w plastikowy słoiczek z bardzo grubymi ściankami (wnętrze ścianka wyznacza pojemnik na kosmetyk a jego zewnętrzna krawędź to miejsce na napisy) i również plastikową grubą zakrętką.Grafika całego opakowania utrzymana jest w niebiesko-białej kolorystyce.
Słoiczek ma 50ml pojemności i kosztował około 30zł (nie pamiętam już dokładnie) jednak ja kupiłam go w promocji 2 kosmetyki za 3,90zł czyli wyniósł mnie całe 1,85zł.
  Ja kupiłam go w Marionnaud ale z tego co wiem nie jest już u nas dostępny.

Podsumowując: Nie widzę w nim nic dobrego i zdecydowanie jest to najgorszy kosmetyk jaki kiedykolwiek miałam nieprzyjemność używać. Nawet szkodzące mi kremy negatywne efekty ujawniały dopiero po dłuższym użytkowaniu. Nigdy więcej nie zdecyduję się na żaden kosmetyk tej marki a ten bubel zużyję jako balsam do ciała i mam nadzieję, że już bardziej mi nie zaszkodzi.

wtorek, 25 września 2012

Niezapominajkowe pole...

Mollon PRO
Nail Lacquer PROFESSIONAL
Nail Polish Color with Hardener
Nr 106 Greece
Zdjęcie powiększy się po kliknięciu:)
 
KOLOR: Piękny niezapominajkowy błękit na bazie bieli - takie niezapominajki pamiętam z dzieciństwa gdy miałam okazję biegać latem po podmokłych łąkach i płytkich rowach melioracyjnych;) Kiedy mam go na paznokciach to ciągle na nie zerkam bo aż trudno mi uwierzyć, że mam na nich taki cudny kolor.
WYKOŃCZENIE: Kremowe.
TRWAŁOŚĆ: Jak dotąd jedna najlepszych wśród posiadanych przeze mnie lakierów, czyli spokojnie 2 dni. Chociaż myślę, że gdybym bardziej uważała na paznokcie to wytrzymałby 3 dni.
KONSYSTENCJA: Bardzo rzadka, płynna, lejąca - wymaga wprawy ale nie rozlewa się po skórkach ani tam gdzie nie potrzeba. Dosyć długo wysycha i twardnieje ale nie sprawia problemów i po wieczornym malowaniu nie zdarzyło mi się wstać rano z odbitą na nim pościelą ani bąbelkami.
KRYCIE: Niestety przy jednej warstwie tworzy brzydkie smugi i prześwity ale po dwóch warstwach krycie jest już idealne więc nie widzę potrzeby nakładania ich więcej.
WYDAJNOŚĆ: Dobra ale po każdym malowaniu ubytek jest widoczny.
SKUTKI UBOCZNE: Niestety bardzo mocno podkreśla każdą niedoskonałość paznokcia.
Gdy leżał dłużej nieużywany brzydko się rozwarstwił jednak po wstrząśnięciu wrócił do pierwotnego stanu i wygląda na to, że nie ma to wpływu na jego użytkowanie.
OPAKOWANIE: Duża, przezroczysta, szklana buteleczka o kształcie walca z czarną, matową, wąską nakrętką, którą bardzo dobrze trzyma się w dłoni.
PĘDZELEK: Długi, niezbyt szeroki i bardzo miękki. Dobrze się nim operuje ale trzeba nabrać wprawy. Moim zdaniem mógłby być trochę twardszy wtedy łatwiej byłoby o precyzję.
POJEMNOŚĆ: Ogromna - 15ml.
DOSTĘPNOŚĆ: Sklepy internetowe. Stacjonarnie jakoś nigdzie ich nie widziałam.
CENA: Około 20-25zł chociaż ja mój egzemplarz dostałam na spotkaniu bloggerek.
 OCENA: 4/6
   
Niesamowity kolor, na który pewnie sama bym się nie zdecydowała, bo w kwestii lakierów jestem raczej zachowawcza (królują u mnie róże i czerwienie a jeżeli sięgam już po niebieskości i zielenie to są one ciemne) ale bardzo się cieszę, że go dostałam. Jest piękny, radosny i optymistyczny a na dodatek ma ogromną pojemność i dobrą trwałość. Uważam, że jak najbardziej jest wart kwoty którą sobie za niego liczą:)
   
Produkt ten dostałam od firmy Mollon Cosmetics na spotkaniu bloggerek jednak nie miało to wpływu na moją ocenę.

poniedziałek, 24 września 2012

Gąbeczki, puszki i inne bajery;)

Poza pędzlami mam w swoich zbiorach różne inne bajery jako, że praktycznie wszystko Wam już pokazałam dzisiaj przyszła pora na ostatni post z tej serii:)
Zamiast typowych recenzji, które serwowałam Wam do tej pory dzisiaj ograniczę się do krótkich opisów.


1. Kryolan Duży puszek do pudru - Kupić go można w hurtowniach kosmetycznych i w sieci. Jego cena jest jakaś bajońska. Nie pamiętam dokładnie ale było to chyba około 50zł i to mnie mocno zszokowało. Jak sama nazwa mówi służy do nakładania pudru sypkiego i świetnie się z tego zadania wywiązuje chociaż ja używam go jedynie przy malowaniu kogoś a nie siebie. Puszek to welurowa gąbeczka o średnicy 12cm z cieniutką tasiemką. Używa się go bardzo przyjemnie i równie bezproblemowo czyści - wystarczy trochę bieżącej wody i szarego mydła. Puszek nie niszczy się ani nie odkształca nawet po wielokrotnym używaniu i praniu. Polecam tym, którzy lubią takie bajery w przeciwnym wypadku nie warto wydawać aż tyle.
Puszki do pudru 2. Inglot i 3. Yves Rocher - Są to puszki standardowo dołączane du pudrów sypkich. Do tej pory przybyła mi jeszcze jedna z NYX. Zbieram je ponieważ przydają się przy doklejaniu sztucznych rzęs - zabezpieczam nimi dłoń aby nie musieć jej opierać bezpośrednio o umalowaną twarz.
Lateksowa gąbka do podkładu 4. Inglot, 5a i 5b Donegal - Inglotowska kosztuje 1,50zł za sztukę a Donegal około 8zł za całą paczkę. Kiedyś używałam ich namiętnie a obecnie wolę sięgać po pędzle albo nakładać podkład palcami. Są przyjemne w użytkowaniu i dosyć trwałe bez względu na cenę. Czyszczenie wymaga trochę wysiłku bo podkład lubi wnikać głęboko do środka i potem ciężko go usunąć. Trzeba też zwrócić uwagę na to iż gąbki piją sporo podkładu warto więc je wcześniej namoczyć i odsączyć albo pogodzić się ze stratami;) Również polecam tym co lubią. Jak ktoś chce sprawdzić to na początek radzę kupić jedną i wypróbować a dopiero potem sięgać po całe duże opakowanie.

Troszkę mi się tego uzbierało ale chomiki tak już mają;)

niedziela, 23 września 2012

Poznajcie się;)

Na wyraźne życzenie krOOpki dzisiaj będzie pokazówka i pierwsze wrażenia z moich niedawnych zakupów, które mogliście oglądać TUTAJ dlatego oficjalnie przedstawiam Państwu:

Catrice
Eyebrow Set
Zestaw do stylizacji brwi
W sklepie na półce z ceną 15,99zł znajdujemy takie oto małe czarne, eleganckie, błyszczące pudełeczko ze srebrnymi napisami od góry zamykane klapką i posiadające z boku szufladkę :
Niestety pudełeczko dosyć łatwo się rysuje i pomimo, że zestaw mam krótko i dobrze go traktuję to widoczne są już na nim uszkodzenia.

Po otwarciu klapki naszym oczom ukazuje się małe lusterko oraz dwa matowe cienie do powiek. Jeden z nich jest jaśniejszy a drugi ciemniejszy.
Cienie są suche ale jakby satynowe w dotyku i dosyć twarde jednak nie utrudnia to ich aplikacji. Nie kruszą się ani nie pylą w trakcie nabierania ich nawet twardym pędzelkiem. Na odwrocie opakowania znajduje się informacja, że cały kosmetyk ma 4g więc bardzo sprytnie domyślam się, że każdy z cieni ma po 2g. Jak widać na zdjęciu już ich używałam i doszłam do wniosku, że wystarczą mi na bardzo, bardzo długo.

Na skórze cienie nakładane w dosyć dużej ilości palcem prezentują się tak (zdjęcie nie przekłamuje):  
Szczerze mówiąc nic specjalnego, jednak na brwiach wyglądają dużo lepiej. Nie ukrywam również, że na pewno kiedyś nadejdzie taki dzień, kiedy przejdą testy na powiekach;)

To jednak nie wszystko. Z boku pudełeczka znajduje się szufladka a w niej miniaturowa pęsetka i dwustronny pędzelek, na którego jednym końcu znajduje się skośnie ścięte, syntetyczne włosie do nakładania cieni na brwi a z drugiej strony miniaturowa spiralka do ich rozczesywania i układania:
 Po wyjęciu i położeniu obok dwuzłotówki dla porównania wielkości akcesoria prezentują się tak:
Nie testowałam jeszcze ich działania i na razie chyba się nie skuszę, chociaż myślę, że pędzelek dobrze spisze się na wyjazdach.

Na dolnej części pudełeczka jest naklejka z instrukcją obsługi jednak niestety poza naklejką na boku opakowania, która informuje nas, że jest to "zestaw do stylizacji brwi" nigdzie nie ma ani słowa po polsku, za to znajdziemy tam napisy w języku angielskim, niemieckim i francuskim.
Jestem leniem i nie chce mi się przepisywać ani tłumaczyć całości więc przytoczę tylko angielską wersję napisów (w razie problemów proszę się posłużyć Google Translatorem - KLIK):
EYEBROW SET
3 easy steps for perfect eye brows:
1. Bring eye brows in shape with the tweezers.
2. Brush Brows with the comb.
3. Choose color and apply with brush to brows.
Set contains: 2 eye brow powder. tweezers, comb and brush.

 Dość już kwestii technicznych więc przejdźmy do zastosowania i efektów. Osoby wrażliwe uprasza się o opuszczenie notki ponieważ zawiera drastyczne zdjęcia mojej twarzy bez makijażu. Mniej wrażliwi zdjęcia oczywiście mogą sobie powiększyć i przyjrzeć się wszystkiemu dokładnie;)
Moje brwi solo:
 Tutaj moje brwi okraszone cieniami z zestawu:
 Jak wskazują napisy na zdjęciu na prawej brwi (ta po lewej stronie zdjęcia) jest ciemny cień a na lewej (ta po prawej stronie zdjęcia) jasny.

 Jeżeli mało Wam wrażeń to tutaj są zbliżenia:
Lewa brew z jasnym cieniem:
 Prawa brew z ciemnym cieniem:
 Nie wiem jak waszym zdaniem ale dla mnie żaden kolor nie jest idealny bo mam wrażenie, że ciemny jest zbyt mocny a jasnego nie widać, więc je sobie mieszam uzyskując coś pośredniego (efektu szukajcie za jakiś czas na zdjęciach z makijażami) i w takim wydaniu czuję się najlepiej.
Cienie nakładam pędzelkiem do eyelinera Essence, który możecie sobie obejrzeć TUTAJ, chociaż i tak pewnie wszyscy już go znają;)

To by było na tyle co mam w tej chwili do powiedzenia na temat tego zestawu. W razie jakichkolwiek wątpliwości albo pytań piszcie śmiało:)

sobota, 22 września 2012

Nienasycenie...

Dzisiaj będzie o kolejnym kosmetyku, który dostałam na Krakowskim Spotkaniu Bloggerek. Listę wszystkich kosmetyków, które wtedy wpadły w moje łapki znajdziecie TUTAJ ale teraz przejdźmy do rzeczy:

Bielenda
Pomarańczowa Skórka
Cukrowy Peeling do Ciała
Antycellulit
wyszczuplająco ujędrniający

OBIETNICE PRODUCENTA:
 

SKŁAD:

MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Nieziemski i oszałamiający. Ten kosmetyk pachnie cukrem i pomarańczami, czyli mówiąc po ludzku bardzo słodkim pomarańczowym kisielem albo galaretką obtoczoną w cukrze. No istny obłęd! Wywoływał u mnie niesamowite ssanie w żołądku i głód, który dopadał mnie za każdym razem gdy otwierałam słoiczek;) Niestety zapach w ogóle nie utrzymuje się na skórze nawet jeżeli tylko zmyjemy kosmetyk czystą wodą. O przetrwaniu balsamowania nawet nie ma co marzyć:(
SMAK: Nie próbowałam ale wierzcie mi, wymagało to ode mnie niesamowitego samozaparcia i mnóstwa siły woli;)
BARWA: Pomarańczowa - prawdziwie apetycznie pomarańczowa ale półtransparetna jak galaretka;)

KONSYSTENCJA: Gęsta ale trochę ciągliwa z wyczuwalnymi granulkami. Przypomina mi dobrze ubity kogel-mogel z żółtek z taka ilością cukru, że aż łyżeczka w nim staje;) Drobinki rzeczywiście są cukrowe i rozpuszczają się pod wpływem wody a baza jest na bazie olejków.
  DZIAŁANIE: Miałam ogromne oczekiwania wobec tego kosmetyku i niestety się na nim zawiodłam. Peeling działa bardzo, ale to bardzo delikatnie. Nałożony na wilgotną skórę nie peelinguje wcale ponieważ drobinki w mgnieniu oka rozpuszczają się praktycznie do zera. Dokładanie kosmetyku niewiele ale jednak trochę pomaga. Jak już nałożymy odpowiednią ilość albo zastosujemy go na lekko wilgotną skórę to mamy szansę bardzo delikatnie złuszczyć naskórek i odrobinę ją nawilżyć. Niestety jednak złuszczenie jest bardzo niewielkie ponieważ w trakcie masażu drobinki dosyć szybko się rozpuszczają i zamieniają na skórze w olejek a nawilżenie jest znikome i znika po spłukaniu powstałego w trakcie masażu olejku wodą więc późniejsze nałożenie balsamu jest koniecznością. Próby zastosowania tego kosmetyku na suchej skórze również spełzły na niczym ponieważ nie przyklejał się do skóry, kruszył, spadał do wanny i marnował a to co na niej pozostało szybko zamieniało się w olejek i nie spełniało swojego zadania.
WYDAJNOŚĆ: Bardzo niska - wystarczył zaledwie na kilka (mniej niż 5) użyć:(
SKUTKI UBOCZNE: Zastosowany na podrażnioną, zadrapaną albo zranioną skórę bardzo nieprzyjemnie i boleśnie piecze:(
OPAKOWANIE: Pomarańczowy, półprzezroczysty, plastikowy słój z białawym wnętrzem oraz naklejką, opakowany w tekturkę. Grafika tekturki i naklejki utrzymana jest w czarno-pomarańczowo-biało-żółto-zielonej kolorystyce.
POJEMNOŚĆ: 200g
DOSTĘPNOŚĆ: Drogerie, internet.
CENA: Około 16zł chociaż ja mój egzemplarz dostałam na spotkaniu bloggerek.
OCENA: 2,5/6

Podsumowując: Oczekiwałam od tego kosmetyku bardzo mocnego peelingowania oraz dobrego nawilżenia okraszonego ładnym zapachem i przyjemnością użytkowania. Niestety sprawdził się tylko w kwestii zapachu i przyjemności stosowania, bo użytkowanie tego peelingu to sama przyjemność ponieważ dzięki śliskiej konsystencji dłonie gładko suną po ciele a zapach nieziemsko umila czas poświęcony na pielęgnację. Niestety czuję niedosyt bo jednak nie o to mi chodziło, więc więcej po niego nie sięgnę. Myślę jednak, że osoby oczekujące delikatniejszego złuszczania i mniejszego nawilżenia powinny być z niego zadowolone więc trzeba wypróbować go na sobie.
Produkt ten dostałam od firmy Bielenda na spotkaniu bloggerek jednak nie miało to wpływu na moją ocenę.

piątek, 21 września 2012

Krajowy BB z najwyższej półki...

Kolejna recenzja kosmetyku, który otrzymałam na Krakowskim Spotkaniu Bloggerek. Spis wszystkich niespodzianek jakie tam otrzymaliśmy znajduje się TUTAJ.
Odkrycie opakowania tego cuda w torebce z upominkami niesamowicie mnie ucieszyło ponieważ byłam go bardzo ciekawa. Wrażenia jakie przyniosły testy poznacie czytając dalszą część posta;)
Zapraszam:)

Dr Irena Eris
Vita Ceric
multifunkcyjny krem witalizujący
BB
01 light beige
na dzień SPF 20

OBIETNICE PRODUCENTA i SKŁAD:
 W pudełeczku jest też ulotka, na której znajdują się informacje o całej serii VitaCeric.

MOJE WRAŻENIA:
BARWA: Zaraz po wyciśnięciu z tubki beżowa jednak po rozprowadzeniu na skórze mocno się utlenia, ciemnieje i bardzo brzydko pomarańczowieje.
Dla porównania barwy zestawiłam go na zdjęciach z podkładem Bourjois BIO detox w odcieniu 52, który i tak jest dal mnie za ciemny ale w granicach do przyjęcia.
Zaraz po wyciśnięciu:
 Rozsmarowane:
 
 Po upływie dosłownie 1-2minut:
Później jest już tylko gorzej a dokładanie kolejnych warstw powoduje zwiększenie intensywności pomarańczowego koloru.
PIGMENTACJA: Ciężko jednoznacznie się wypowiedzieć na ten temat bo z jednej strony pigmentacja jest bardzo mocna (patrz zdjęcia powyżej i efekt kolorystyczny), natomiast z drugiej strony gdybym chciała ocenić pigmentację przez poziom krycia to muszę stwierdzić, że jest niska bo chociaż dokładanie kolejnych warstw intensyfikuje kolor to niestety nie ma wpływu na zwiększenie krycia. O ile jest w stanie wyrównać koloryt i ujednolicić wygląd skóry to niestety nie poradzi sobie z zaczerwienieniami ani z kryciem nawet małych niedoskonałości. Do tego niestety niezbędny jest korektor. Z zasinieniami pod oczyma również nie radzi sobie w ogóle - korektor także jest niezbędny.
KONSYSTENCJA: Ciekawa. Nie jest to typowy podkład ani krem. Najbardziej odpowiednim do określenia tego kosmetyku wydaje mi się słowo "mus" ale nie taki jak większość kosmetyków w musie tylko taki lekki, dobrze napowietrzony krem w musie. Mam nadzieję, że jesteście w stanie coś wywnioskować z moich zagmatwanych wywodów;)
UŻYTKOWANIE: Bardzo przyjemne. Łatwo rozprowadza się po skórze, szybko wchłania i dobrze z nią integruje dzięki czemu nie tworzy smug ani plam.
WSPÓŁPRACA Z INNYMI KOSMETYKAMI: Dobra. Nie miałam problemu z nałożeniem na niego korektorów ani pudru, chociaż ze względu na właściwości rozświetlające lubił się wybłyszczać po jakimś czasie i trzeba było kontrolować poziom połysku z pudrem w ręku. Dobrze też współpracował z bazą pod cienie i innymi kosmetykami stosowanymi naocznie.
TRWAŁOŚĆ: Dobra. Przypudrowany utrzymuje się praktycznie cały dzień chociaż testu weselnego nie wytrzymał. W bardzo upalne dni znika ze skóry zdecydowanie szybciej niż w chłodniejsze.
EFEKTY: Lekko nawilżona oraz ujednolicona a jednocześnie mocno rozświetlona i zabarwiona skóra. Efekt rozświetlenia dobrze widoczny jest tutaj:
 
WALORY PIELĘGNACYJNE: Nawilżenie jest ale bardzo delikatne. Nawet mojej kapryśnej ale z reguły normalnej i mieszanej skórze nie zawsze wystarczyło. W "lepsze" dni kiedy moja skóra była mieszana miałam wrażenie, ze wchłonęłaby całą tubkę tego kremu, co zaowocowałoby pewnie niezłą solarną a w gorsze dni kiedy moja skóra zamieniała się w suchą nie dawał praktycznie nic. Nadal czułam mocne ściągnięcie i jedynym ratunkiem było zastosowanie kremu na dzień, odczekanie aż się wchłonie, przetarcie skóry tonikiem i dopiero nałożenie tego specyfiku. Dobrze by było gdyby kosmetyk tak mocno nawilżał jak rozświetla i odwrotnie. Odżywienia, wygładzenia, pobudzenia, zmniejszenia niedoskonałości, walorów ochronnych, zapobiegania starzeniu ani nadania zdrowego i promiennego wyglądu nie zauważyłam w ogóle. Duży plus za wysoki filtr SPF 20.
ZAPACH: Połączenie zapachu charakterystycznego dla podkładów z owocowo-cytrusowym. Przyjemny i nienachalny. Po rozprowadzeniu na skórze utrzymuje się chwilę ale nie przeszkadza i po jakimś czasie (kilku-kilkunastu minutach) niezauważony znika.
SMAK: Nie próbowałam;)
SKUTKI UBOCZNE: Brak.
DEMAKIJAŻ: Bezproblemowy - zmywa się byle czym.
OPAKOWANIE: Najpierw folia, potem papierowa opaska, pod nią tekturowe pudełeczko a w środku standardowa nieprzezroczysta tubka z nakrętką niestety bez praktycznego korka:( Tubka nie jest przezroczysta i nawet pod światło nie da się określić pozostałej ilości kosmetyku. Nakrętka jest lustrzano-srebrna co nie jest praktycznym rozwiązaniem w przypadku kosmetyku koloryzującego. Grafika opakowania utrzymana jest w biało-pomarańczowo-czarno-srebrnej kolorystyce. Pomimo wielu doniesień o szybkim niszczeniu grafiki na tubce u mnie nic takiego nie zaistniało i nadal jest w idealnym stanie.
WYDAJNOŚĆ: Ogromna. Używałam go przez 2miesiące od 1 do 3 razy w tygodniu i zrobiłam sporą odlewkę a nadal jest go ponad połowa (śmiem twierdzić, że nawet 2/3).
APLIKATOR: Brak. Ja do rozprowadzania używałam palców i ten sposób był dla mnie niezawodny.
 DOSTĘPNOŚĆ: Perfumerie i internet.

 MASA: 50ml
CENA: 75zł chociaż ja mój egzemplarz dostałam na spotkaniu bloggerek.
OCENA: 2,5/6

Podsumowanie: Wiem, że mocno pojechałam z krytyką ale pomimo wygórowanej (zbyt wygórowanej) ceny dla mnie to nic innego jak zwykły krem tonujący i gdyby taką właśnie nosił nazwę a cena byłaby niższa na pewno nie czepiałabym się go tak bardzo. Miałam próbkę prawdziwego BB Creamu i ten się do niego nie umywa z resztą nawet nie ma co porównywać... Dodatkowo jaśniejszy odcień jest dla mulatek a nie dla normalnych kobiet z naszej strefy klimatycznej, nie mówiąc już o posiadaczkach jasnych karnacji. Nawet nie próbuję sobie wyobrazić jaki efekt daje ciemniejsza wersja...

Produkt ten dostałam od firmy Laboratorium  Kosmetyczne Dr Irena Eris na spotkaniu bloggerek jednak nie miało to wpływu na moją ocenę.

czwartek, 20 września 2012

Pędzlowy przegląd posiadania: no name

Przyszła kolej na starocie. Dzisiaj pokażę Wam jedne z moich pierwszych pędzli.


DOSTĘPNOŚĆ: Oj szczerze mówiąc zupełnie nie pamiętam skąd mam te pędzelki. Pewnie kupiłam jej w jakiejś drogerii. Pamiętam tylko, że pędzelek nr 1. kupiłam w liceum do błyszczyka w pojemniczku, który był dołączony do jakiejś gazety, a którego nie chciałam nakładać palcem.
CENA: Również nie pamiętam ale na pewno nie były drogie. Zapewne kosztowały kilka złotych.
PRZEZNACZENIE: 1. Pędzel do ust
2. Pędzel do eyelinera.
WŁOSIE: Syntetyczne.
WYMIARY: 1. Włosie: długość - 0,7cm, szerokość u nasady - 0,4cm, Całość: długość - 10,2cm.
2. Włosie: długość - 0,8cm, szerokość u nasady - 0,1cm, Całość: długość - 17,0cm.
OPIS: Włosie - brązowe. Skuwka - złota, błyszcząca, metalowa, odporna na zarysowania i uszkodzenia. Rączka - plastikowa, czarna, błyszcząca, odporna na uszkodzenia.
UŻYTKOWANIE: Ciężka sprawa. Włosie jest tak niesamowicie miękkie, że praktycznie nie da się ich użytkować. O ile dla pędzelka do eyelinera znajduję jeszcze jakieś zastosowanie (eyeliner w żelu z paletki Metallics Essence) tak pędzelka do ust nie używałam od wieków.
CZYSZCZENIE: Łatwe. Woda z mydłem załatwiają sprawę o ile eyeliner nie jest trwały.
WYKONANIE: Zadziwiająco dobre. Włosie nie wypada ani się nie łamie. Tylko pędzelek do eyelinera się trochę rozcapierza ale po zanurzeniu w kosmetyku wraca do pierwotnego kształtu.

Za czasów licealnych, gdy zaczynałam przygodę z makijażem co jakiś czas kupowałam jakieś tanie zestawy pędzelków albo gazety z takowymi, używałam ich chwilę, przekonywałam się, że są nic nie warte a potem albo wyrzucałam albo komuś oddawałam. Jak widać te dwa egzemplarze jakimś cudem się u mnie uchowały i teraz leżakują między normalnymi pędzelkami i przywołują dawne wspomnienia.
Nie polecam ich nikomu ale dla mnie maja tam jakąś wartość sentymentalną;)

środa, 19 września 2012

Pędzlowy przegląd posiadania: Elite

Pędzle łatwo dostępne i ładnie wyglądające. Jako pierwszy zakupiłam ten z czarną rączką a gdy pojawiła się kolekcja z jasnymi trzonkami nie mogłam się powstrzymać i dokupiłam mu do towarzystwa jeszcze dwa.

Elite Professional
Powder Brush
Beveled blush brush
Foundation brush

DOSTĘPNOŚĆ: Drogerie, internet.
CENA: Powder - 29,99zł.
Blush - 22,99zł.
Foundation - 22,99zł.
Ja wszystkie kupiłam w promocjach, niestety nie pamiętam już w jakich.
PRZEZNACZENIE: Powder - Nakładanie pudru.
Blush - Uwypuklanie kości policzkowych.
Foundation - Nakładanie podkładu.
WŁOSIE: Syntetyczne.
WYMIARY: Powder - Włosie: długość - 4,7cm, szerokość - 1,8cm, Całość: długość - 18,5cm.
Blush - Włosie: długość - 2,5-3,5cm, szerokość - 1,7cm, Całość: długość - 15,5cm.
Foundation - Włosie: długość - 2,8cm, szerokość - 1,7cm, Całość: długość - 14,8cm.
OPIS: Powder i Blush - Włosie - brązowe. Skuwka - srebrna, błyszcząca, metalowa, odporna na zarysowania i uszkodzenia. Rączka - drewniana - bambus, jasno brązowa; brązowe, matowe napisy, odporna na uszkodzenia i zarysowania.
Foundation - Włosie - brązowe. Skuwka - srebrna, matowa, metalowa, odporna na zarysowania i uszkodzenia. Rączka - plastikowa, czarna błyszcząca; srebrne, matowe napisy, odporna na uszkodzenia i zarysowania.
UŻYTKOWANIE: Powder - Po prostu kiepskie. Ma zdecydowanie zbyt miękkie włosie przez co ciężko nabrać nim nawet puder sypki a przy tych twardszych prasowanych trzeba się ostro namachać. Całkiem nie źle oddaje produkt na twarz jednak nie ma mowy o porządnym wprasowaniu go w podkład co zwiększa ryzyko, iż narobimy sobie plam i nie uzyskamy dobrego matu na dłuższy czas - o ile w ogóle uda nam się go uzyskać.
Blush -  Dobre. Pędzelek jest dużo przyjemniejszy w użytkowaniu niż ten do pudru. Pomimo tego, że włosie również jest bardzo miękkie nie sprawia problemów przy nabieraniu produktów. Problem mogą stwarzać jedynie twarde wypiekane kosmetyki ale takich mam niewiele. Dobrze sprawdzi się w przypadku produktów mocno napigmentowanych i pylących bo miękkie włosie zminimalizuje prawdopodobieństwo nabrania zbyt dużej ilości kosmetyku i jego zbędnego marnowania. Zarzucić mu mogę to, że nie jest precyzyjny i nie nadaje się do rozcierania. Czasami muszę się wspomagać innymi pędzlami, żeby nie zostać z brzydką plamą na poliku. Jednak w miarę użytkowania można dojść do wprawy i nauczyć się jego obsługi więc im częściej po niego sięgam tym jest mi łatwiej.
Foundation - Przyjemne - pędzelek sprawdza się w wykonywaniu zadania, do którego został stworzony. Dobrze nakłada i rozprowadza podkład. Co prawda zostawia delikatne smugi jednak nie ma większego problemu z ich roztarciem. Łatwo dociera do załamań i miejsc wymagających precyzji.
CZYSZCZENIE: Bezproblemowe. Wystarczy szare mydło i ciepła woda aby usunąć z nich wszystkie pozostałości kosmetyków. Nawet pędzel do podkładu nie stwarza tu większych trudności i łatwo go dokładnie doczyścić. Schną standardowo - kilka godzin na słonku i wietrze oraz całą w pomieszczeniu.
WYKONANIE: Bardzo dobre. Żaden z pędzli nie gubi włosia, nie rozcapierza się ani nie odkształca. Nie rozklejają się ani nie niszczą. Jedynie rączka pędzla do podkładu w trakcie użytkowania z błyszczącej robi się matowa.

Mam mieszane uczucia co do tych pędzli. Wersja z czarną rączką dużo bardziej mi odpowiada i myślę też, że będzie dobrym wyborem dla osób początkujących. Seria bambusowa (z jasnymi rączkami) jest bardzo zróżnicowana i wymaga wprawy więc nie wiadomo co komu przypadnie do gustu. Na pędzel do pudru szkoda pieniędzy nawet jak jest w promocji.

wtorek, 18 września 2012

Urodziny!

Nie, dzisiaj nie są moje urodziny, ani urodziny boga, ani z resztą nikogo z moich bliskich...
Po prostu postanowiłam pokazać Wam urodzinowy makijaż, który kiedyś zmalowałam na konkurs;)
Miłego oglądania:)

SKŁADNIKI:
Clinique Miosture Sourge 01
Paese Korektor Tuszujący Przebarwienia 103 Beżowy
Astor Mattitude Powder
KOBO Professional Utrwalająca baza pod pigmenty sypkie
Sensique Paradise Island 231
Yves Saint Laurent Ombre Solo 3
Eveline 3D Soft Matt Effect nr 169

Oriflame cienie w kredce Blue Lagoon Beach Bronze i Turquoise Island
Sephora Jumbo Liner wodoodporna kredka do oczu nr 14 Violet
KOBO Professional Kajal Pencil Biała
Golden Rose Glamour Look Extreme Sparkle Eyeliner 03 i 04
Yves Saint Laurent Easy Liner for Eyes 3
Delia Glamour Fashion Eyebrows Gel Corector 3 in 1
Clinique Hight Impact Mascara 01 Black
Sephora Błyszczyk Ultra Shine nr 20 Perfect Nude-Shiny

Mam nadzieję, że Wam się podobało:)

Jeżeli chcielibyście abym zrecenzowała jakiś kosmetyk, który wystąpił w tym lub innym makijażu a nie ma go jeszcze na blogu lub macie pomysł na makijaż, ewentualnie gdzieś jakiś wypatrzyliście i chcielibyście go zobaczyć w moim wykonaniu to piszcie śmiało najlepiej dodając linki, zdjęcia lub opisy a ja postaram się go zrealizować.

poniedziałek, 17 września 2012

Zalotnie;)

Dzisiaj będzie o akcesorium kosmetycznym, które dodaje wiele uroku, a po które niesamowicie rzadko sięgam bo bardzo go nie lubię...

Killys
Zalotka do rzęs
Kiedyś już miałam zalotkę ale nie działała więc ją wywaliłam, jakiś czas temu coś mnie podkusiło i kupiłam tę... Czasami po nią sięgam ale nie robię zbyt często bo bardzo nie lubię używania takich akcesoriów.

DOSTĘPNOŚĆ: Drogerie, supermarkety, internet i pewnie jeszcze wiele innych miejsc.
CENA: Około 13zł.
PRZEZNACZENIE: Jak sama nazwa mówi podkręcanie rzęs;)
MATERIAŁ: metal, plastik i guma.
WYMIARY: Długość - 11,5cm, szerokość - 3,8cm, długość gumki - 3,5cm.
OPIS: Metalowa srebrna rama odporna na uszkodzenia z plastikowymi, matowymi, czarnymi rączkami i czarną, sprężystą, wymienną gumką.
UŻYTKOWANIE: Proste i bezproblemowe. Nakładamy na rzęsy, zaciskamy i trzymamy kilkanaście sekund. Potem puszczamy i gotowe. Osoby niewprawne muszą uważać, żeby sobie nie przyciąć powieki ale łatwo dojść do wprawy.
CZYSZCZENIE: Bezproblemowe. Gumkę można wyciągnąć i dokładnie umyć całość. Można też spokojnie przemyć ją wacikiem nasączonym płynem do demakijażu.
WYKONANIE: Bardzo dobre. Zalotka jest bardzo wytrzymała i się nie psuje ani nie niszczy. Jak za tak niską cenę to jestem pod wrażeniem.

Pomimo mojej niechęci uważam, że ta zalotka jest na prawdę bardzo porządna i warta uwagi. Jeżeli ktoś lubi sobie podkręcać rzęsy albo chciałby dopiero zacząć i wypróbować jak to jest, to ta zalotka będzie na prawdę dobrym wyborem.

niedziela, 16 września 2012

Zakupowe podsumowanie : I połowa września 2012 :)

Biorąc pod uwagę moje postanowienia z sierpnia we wrześniu przy zakupach kierowałam się Wish Listą. Znowu trochę rzeczy mi przybyło więc zapraszam do oglądania;)

Pierwsze zakupy miały miejsce w Bochni 6-go września.
Najpierw udałam się do Galerii Rondo i tam w Tesco zakupiłam nowe domki dla moich kosmetyków:
 Po lewej Kosz S Czysty - 2,49zł za sztukę. Zakupiłam 5sztuk.
Po prawej Kosz M Czysty - 3,99zł za sztukę. Zakupiłam 5sztuk.

Z Tesco udałam się do Rossmanna aby uzupełnić kosmetyczne zasoby:
 
Lilibe Płatki kosmetyczne 70szt - Cena 2,79zł. Tłumaczyć chyba nie trzeba bo wiadomo, ze to rzecz niezbędna.
Original Source Seasonal Edition Spearmint Shower
 Original Source Seasonal Edition British Strawberry Shower
Cena 8,99zł. Oba żele pochodzą z mojej Wish List. To moje pierwsze kosmetyki OS i nie kupiłabym ich teraz gdyby nie to, że pochodzą z edycji limitowanej i nie wiem jak długo jeszcze będą dostępne.
 
Następnie udałam się do Pepco w poszukiwaniu mniejszych koszyczków i tam w moje rączki wpadły:
 Koszyk "odwróć i postaw" - 1,29zł za sztukę. Zakupiłam 6 sztuk.
Rimmel Kredka do Powiek Eyeful w odcieniu 700 Flaut - Cena 7,99zł. Skutek uboczny przebywania w Pepco. Zobaczyłam ją pierwszy raz i nie mogłam się oprzeć. Na razie jeszcze nie testowałam.

Po zakupach w Galerii udałam się w kierunku Rynku i po drodze odwiedziłam dwie apteki. W nich również poczyniłam małe zakupy:
 Olej Rycynowy 30g - Cena 1,60zł. Już od jakiegoś czasu chodził za mną pomysł zakupienia jakiegoś specyfiku do rzęs i tym razem padło na olejek. Codziennie wieczorem nakładam go patyczkiem kosmetycznym na rzęsy oraz powieki przy rzęsach i mam wrażenie, że już po tak krótkim stosowaniu moje rzęsy się wzmocniły i wydłużyły. Od czasu pierwszego użycia nie wypadła mi też ani jedna rzęsa. Zobaczymy jak się sprawdzi na dłuższą metę.
Pirolam Szampon - Cena 19.98zł. Kosmetyk z mojej Wish List. Już od dłuższego czasu walczę z łupieżem, który sama sobie zafundowałam nieodpowiednią pielęgnacją i chociaż jest już dużo lepiej to nadal nie jest idealnie. Mam nadzieję, że ten specyfik rozwiąże mój problem.

 Po aptekach zrobiłam rundkę po sklepach zielarskich oraz niesieciowych drogeriach i tam zakupiłam:
 Ziaja Tin Tin Żel Oczyszczający Antybakteryjny cera trądzikowa i przetłuszczająca się - Cena 9,40zł. Jest to kolejna pozycja z mojej Wish Listy. Musiałam się mocno naszukać aby dostać ten jeden egzemplarz bo okazało się, że ku mojej wielkiej rozpaczy seria ta jest wycofywana. Co prawda znalazłam jeszcze miejsca gdzie można kupić te żele ale biorąc pod uwagę moje zapasy stwierdziłam, że nie ma sensu kupować więcej.
FA Sport Double Power Anti-perspirant - Cena w promocji 6,99zł. Wiadomo - rzecz niezbędna. Obecnie stanowi mój jedyny zapas i czeka na swoją kolej:) Mam nadzieję, że się sprawdzi.

Kolejny raz wybrałam się do Bochni 11-go września i przy okazji nawiedziłam Naturę oraz aptekę kupując przy okazji:
Catrice Eyebrow Set - Cena 15,99zł. Jest to mój pierwszy kosmetyk tego typu bo stwierdziłam, że już najwyższy czas po coś takiego sięgnąć. Wahałam się między tym a zestawem Essence i w sumie nie wiem co zadecydowało. Ten wydał mi się porządniejszy i ciemniejszy ale teraz w sumie wydaje mi się, że kolory są identyczne.
KOBO professional Ideal Cover Make Up w odcieniu 405 SUNTANNED - Cena w promocji 11,99zł. Podejrzałam na jednym z blogów, że nadaje się do konturowania więc postanowiłam wypróbować;)
Octenisept 50ml - Cena 23,94. Niestety Skinspet jest nie do kupienia więc postanowiłam go zastąpić tym specyfikiem. Posłuży mi do odkażania kosmetyków.

13-go września byłam w Krakowie i tam również przybyło mi kilka kosmetyków:
EVA Natura Herbal Garden Tonik do Twarzy Pielęgnacyjny - Cena w promocji 7,49zł. Po przeszukaniu kilkunastu sklepów w bezskutecznym poszukiwaniu toników Ziaji Tin Tin sięgnęłam w Rossmannie po ten preparat jako zastępstwo.
Ziaja Tin Tin Tonik Antybakteryjny cera trądzikowa i przetłuszczająca się - Cena 5,20zł za sztukę. Kolejny kosmetyk z Wish Listy. Zrezygnowana zajrzałam do ostatniej apteki, którą mijałam  po drodze do koleżanki i ku swojemu zdumieniu znalazłam jeszcze ostatnie buteleczki mojego ukochanego kosmetyku a myślałam że już nie dane mi będzie go kupić. Oczywiście wykupiłam cały zapas;)
Te 4 toniki stanowią mój całkowity zapas tych kosmetyków jaki posiadam więc nie ma obaw, zdążę je zużyć zanim się przeterminują;)
Mememe Goddess Rocks - Cena 5zł za 2 kamyczki. To cudeńko odkupiłam od Red Lipstick na wypróbowanie. Po długich przemyśleniach stwierdziłam, ze tyle mi wystarczy a po dokładnym ich obejrzeniu i tak stwierdziłam, ze wystarczą mi pewnie na milion lat;)
Bourjois Pressed Powder w odcieniu Pastel Teint - Prezent od koleżanki. Tester. Puder brązujący ze złotymi drobinkami. Myślę, ze nie będzie leżał bezczynnie.
Bourjois Cohl & Contour Eyeliner pencil 03 Brun expressif - Również prezent od koleżanki i również tester. Ma piękny kolor i zawiera rozświetlające drobinki. Myślę, że się polubimy.

To by było na tyle co mam Wam do pokazania. Oprócz tego zakupiłam jeszcze szczoteczki i pasty do zębów, kosmetyki dla mojego lubego oraz inne środki higieniczne niezbędne każdej kobiecie ale to już sobie darowałam bo tak czy siak musiałam je kupić.

Podsumowując wydatki:
Akcesoria: 40,14zł
Kosmetyki: 146,94zł
Razem: 187,08zł

No poszalałam bardzo ale w tym miesiącu nie planuję już nic kupować. Z resztą poza kilkoma maleńkimi koszyczkami, których nigdzie nie mogę znaleźć nic mi więcej nie trzeba;)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...