piątek, 30 listopada 2012

Konik, z mydła koń na biegunach... ;)

Dzisiaj będzie o kosmetyku, który wraz z pierwszym użyciem wywołał u mnie przerażenie i wręcz traumę. Na szczęście ta pierwsza reakcja okazała się być bardzo przesadzona i potem nawet udało nam się zaprzyjaźnić. Teraz zbliża się czas rozstania więc czas na recenzję ;)
                                               
Tso Moriri
Naturalne mydełko organiczne i glicerynowe dla dzieci
                                                         
SKŁAD:
                                                          
MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Bardzo przyjemny, słodki, wręcz cukierkowy. aściwie to pachnie jak gumy do żucia kulki - aż ma się je ochotę włożyć do buzi ;)
SMAK: Nie próbowałam chociaż nie powiem, że nie miałam ochoty;)
BARWA: Malinowo czerwona - jak widać na zdjęciu. Po kontakcie z wodą zamienia się w krwiście czerwoną. Mydełko ma w sobie tyle pigmentu, że barwi wszystko wokół siebie więc kąpiel z nim w wannie przypomina kąpiel w soku malinowym... Na szczęście kolor łatwo się spłukuje ze wszystkich powierzchni i nie barwi niczego na stałe. Pieni się bardzo delikatnie na różowo.
KONSYSTENCJA: Zwarta ale miękka. Mydełko jest dużo bardziej miękkie niż normalne mydło dlatego, jeżeli do mycia używamy gąbki to znika ono niesamowicie szybko. Piana jest kremowa i niezbyt obfita.
  DZIAŁANIE: Mydełko dobrze oczyszcza i odświeża skónie wysuszając je ani nie powoduje uczucia ściągnięcia. Nie pozostawia też żadnego osadu i nie wywołuje podrażnień.

WYDAJNOŚĆ: Niewielka ze względu na konsystencję.
SKUTKI UBOCZNE: Brak.
OPAKOWANIE: Cieniutka folia taka jak spożywcza a z tyłu nalepiona jest papierowa naklejka ze składem i ostrzeżeniem, że cudeńko nie nadaje się do spożycia.
 
POJEMNOŚĆ: Brak danych na opakowaniu ale w internecie znalazłam informację, że mydełka te w zależności od kształtu mają różną masę utrzymującą się w granicach 70-150g.
DOSTĘPNOŚĆ: Mydlarnie Tso Moriri i internet.
CENA: Około 10zł chociaż ja mój egzemplarz dostałam na spotkaniu bloggerek KLIK i pokazywałam już TUTAJ.
OCENA: 5/6
                               
Podsumowując: Nie da się ukryć, że początkowo kolor tego mydełka mnie przeraził i bałam się, że usunięcie go z wanny będzie jakimś koszmarem jednak na szczęście się myliłam. Mi dorosłej używało się go bardzo przyjemnie a dzieciaki będą miały z mycia nim super frajdę i kosmetyk na pewno im nie zaszkodzi. Ja je jak najbardziej polecam:)
                                     
Produkt ten dostałam od firmy Tso Moriri na spotkaniu bloggerek jednak nie miało to wpływu na moją ocenę.

czwartek, 29 listopada 2012

Pigmenty KOBO w obiektywie;)

Już od jakiegoś czasu (właściwie to od momentu, gdy zaczęły się szalone promocje) posiadam dosyć sporą kolekcję pigmentów KOBO dlatego postanowiłam Wam je w końcu pokazać:)
                                               
W trakcie dwóch wizyt w Drogerii Natura w moje łapki trafiło ostatecznie 14 sztuk, czyli 4 sztuki Pure Pigment oraz 10 sztuk (cała kolekcja) Pure Pearl Pigment.
                                                              
Pigmenty na wszystkich zdjęciach pokazane są bez użycia bazy czy płynu do pigmentów.
                                                                      
Na początek Pure Pigment. Z całej kolekcji dziesięciu sztuk wybrałam zaledwie cztery bo reszta jakoś kolorystycznie mnie do siebie nie przekonywała.
Od lewej widzicie:
401 Sunny Yellow
405 Orchid
408 Cornflower
410 Jungle Green
                                    
Natomiast z serii Pure Pearl Pigment zgarnęłam wszystkie ponieważ urzekła mnie ich opalizująca uroda dlatego sięgam po nie bardzo często aby rozświetlić wewnętrzny kącik oka albo doświetlić środek powieki.
Od lewej:
501 Violet Blush (mój pierwszy nabytek zakupiony dawno temu w jakieś niewielkiej promocji)
502 Misty Rose
503 Frosty White (jest grubiej zmielony od pozostałych i przypomina drobny, lepki brokat)
504 Mint Cream
505 Sea Shell
                                                           
Ciemniejsze i bardziej napigmentowane odcienie idealnie nadają się również do samodzielnego makijażu jaki mogliście oglądać np. TUTAJ.
Od lewej:
506 Blue Mist
507 Gold Dust
508 Golden Chic
509 Chestnut
510 Smoky Silver
                                      
Pigmenty są rewelacyjne: pięknie przyklejają się do powieki potraktowanej zarówno bazą pod cienie jak i płynem do pigmentów oraz innymi cieniami. Bez nich nie próbowałam ich nosić ale biorąc pod uwagę jak zachowują się w trakcie testowania na ręce myślę, że nie sprawiałyby problemów. Również świetnie się ze sobą mieszając przy tworzeniu błyszczącej wersji, któregoś z matowych pigmentów. Wersje matowe i te kolorowe, które mają zdecydowany kolor są świetnie napigmentowane i nie tracą koloru w takcie nakładania czy blendowania. Nie zauważyłam też osypywania w trakcie aplikacji dlatego używanie ich to czysta przyjemność.
Trwałość wszystkich jest bez zarzutu - dzielnie trwają na powiece od nałożenia do zmycia a nawet dłużej... No właśnie i tu pojawia się ich jedyna wada: matowe pigmenty tak mocno wżerają się w skórę, że ciężko je usunąć a czasami nawet po demakijażu potrafią zostawić przebarwienia...
                                                                
A Wy posiadacie jakieś pigmenty KOBO?
Jesteście z nich zadowoleni?

środa, 28 listopada 2012

Nie samymi kosmetykami bloggerka żyje...

...czyli co robię jak mnie nie ma ;)
                                                       
Ostatnio znikałam na całe dnie - co łatwo dało się zauważyć na facebooku. Nie było to jednak spowodowane przesytem blogowania ale to dlatego, że miałam szczęście dostać zaproszenie na dwa warsztaty z rękodzieła :) Uwielbiam uczyć się nowych rzeczy dlatego nie mogłam odmówić;)
                                                            
Pierwsze warsztaty były typowo świąteczne a ich tematyka była poświęcona robieniu bombek choinkowych i kartek świątecznych. Oto jakie cuda robiliśmy:
 Wykonanie bombki zajmuje nawet do kilkunastu godzin w zależności od wzoru i rozmiaru.
                                         
 Kartki to już taka trochę wyższa szkoła jazdy;)
Trzeba się nauczyć wyszywania i zainwestować w kanwę oraz passepartout, które niestety są dosyć drogie :(
                                                    
Na drugich warsztatach tematyka była typowo wiosenna i uczyliśmy się robić kwiatki:
Spod naszych rąk wyszły stokrotki, słoneczniki, róże, maki, chabry, goździki i szyszki (te zielone).
                                           
Obecnie jestem na etapie robienia kolejnych bombek o nowych wzorach, które mam też zamiar rozdawać jako świąteczne upominki:)
                
A Wy jak spędzacie wolny czas?
Jesteście zwolennikami robótek ręcznych czy nie?

wtorek, 27 listopada 2012

Andrzejkowy Smokey step by step;)

Jakiś czas temu obiecałam Wam step szybkiego i łatwego do zrobienia smokey eyes, który już wieki temu podejrzałam w TV, i tak jak obiecałam zmalowałam go już dawno ale jakoś nie po drodze było z jego publikacją;) Wielkimi krokami zbliżają się jednak Andrzejki więc się poprawiam i oto prezentuję wam makijaż, który łatwo i bardzo szybko wykonacie przed imprezą;)
Zdjęcia oczywiście możecie sobie powiększyć przez kliknięcie:)
     
SKŁADNIKI:
Twarz:
Dr Irena Eris Make Up Art Matt Precio matująco-kryjący podkład z algami 202 Sand
Paese Korektor Tuszujący Przebarwienia 103 Beżowy
Dior Skinflash 001
NYX Loose Powder LFP 11 Light Beige
Lovely Sunny Blusher Mineralny róż do policzków Cinnamon Lady
Essence LE Return to Paradise Shimmer Powder
Joko Chocolate Puder Prasowany - do przyciemnienia szyi
 Usta:
Sephora Pomadka Lip Attitude-Glamour nr G19 Innocent Beige
Oczy:
Baza Art Deco
Essence LE Metallics Quatro Eyeshadow & Eyeliner 02 Steel me eyeliner
My Secret Magic Dust Eye Shadow 204
My Secret Star Dust Eye Shadow 11
Versati Kredka do oczu No 1 czarna
Oriflame Pogrubiający Tusz do rzęs Liselotte Watkins Black
Brwi:
Catrice Eyebrow Set Zestaw do stylizacji brwi
Delia Glamour Fashion Eyebrows Gel Corector 3 in 1

     
Jak już wszystko mamy to do dzieła:
1. Najpierw przygotowuję powiekę nakładając na nią bazę pod cienie a następnie pudrując bo przecież makijaż na imprezę powinien być super trwały;)
       
 2. Następnie na wcześniej przygotowaną powiekę nakładam jasny perłowy cień My Secret z błyszczącymi drobinkami od linii rzęs po same brwi:
 
    
 3. W kolejnym kroku na ruchomą część powieki nakładam pędzelkiem eyeliner w żelu Essence pilnując aby eyeliner nie wychodził poza jej granice:
       
4. W uprzednio nałożony eyeliner wciskam palcem czarny sypki cień My Secret z błyszczącymi drobinkami nie przejmując się tym, że się osypuje;)
      
5. Po nałożeniu cienia sprzątam to co się osypało chusteczką dla niemowląt i osuszam powierzchnię skóry zwykłą chusteczką higieniczną a następnie nakładam bazę pod cienie Art Deco oraz korektor Dior i pudruję:
      
6. Dolną powiekę na granicy rzęs i linię wodną podkreślam czarną kredką Versati tak aby połączyła się z kolorem na górnej powiece w wewnętrznym i zewnętrznym kąciku oka:
      
7. Kredkę na dolnej powiece rozcieram za pomocą małego płaskiego pędzelka tym samym czarnym cieniem My Secret, który nałożyłam na górną powiekę:
    
 8. Tuszuję rzęsy. Wielbicielki sztucznych rzęs mogą je dokleić w tym momencie;)
       
9. Oczęta są już gotowe więc nakładam podkład, niedoskonałości tuszuję korektorem Paese, całość pudruję i podkreślam brwi zestawem Catrice oraz utrwalam je korektorem Delii:
      
10. Dla uzupełnienia efektu nadaję buzi kolorytu różem Lovely i podkreślam kości policzkowe rozświetlaczem Essence a usta rozjaśniam pomadką Sephora et voila:
 Mam nadzieję, że Wam się podobało:) 
         
Jeżeli chcielibyście abym zrecenzowała jakiś kosmetyk, który wystąpił w tym lub innym makijażu a nie ma go jeszcze na blogu lub macie pomysł na makijaż, ewentualnie gdzieś jakiś wypatrzyliście i chcielibyście go zobaczyć w moim wykonaniu to piszcie śmiało najlepiej dodając linki, zdjęcia lub opisy a ja postaram się go zrealizować.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Spotkanie Bloggerek z Etre Belle

W sobotę wraz z innymi bloggerkami udałam się do Częstochowy na spotkanie z marką Etre Belle. Na miejsce dostałyśmy się firmowym busem, który został przysłany do Krakowa specjalnie dla nas a na miejscu czekało na nas bardzo miłe powitanie, zabiegi kosmetyczne i pokaz kosmetyków kolorowych oraz wizażystka Pani Tatiana, która zrobiła nam piękne makijaże - jednym słowem organizacja na medal:)
                                               
Poza mną w imprezie udział wzięły:
                                                                     
                                                              
Ponownie uchwycona w ruchu Kadik Babik oraz Jagoo-peppermint
                                               
Na spotkaniu była również AnulaAt ale jej nie uchwyciłam już na zdjęciach.
                              
Spotkanie rozpoczęłyśmy od kawy i herbaty a następnie wraz z Moniką do gabinetu, gdzie miałam możliwość skorzystać z bardzo przyjemnego zabiegu hialuronowego połączonego z masażem twarzy.
Następnie odbył się wykład na temat kosmetyków kolorowych, czyli to co lubię najbardziej a po nim pani Tatiana wykonała piękne makijaże.
                                                                     
Kolorówka wystawiona była na specjalnych stojakach, które cały czas rozpraszały moją uwagę ;)
                                                   
Pani Tatiana wyposażona była we wspaniały zestaw pędzli, do którego świeciły mi się oczka ;)
                                                        
Na koniec, gdy już zrobiłyśmy sobie miliony wspólnych zdjęć zostałyśmy obdarowane upominkami:
 W moje łapki trafiły:
Diamond Lip Gloss 01 - To ten biały po lewej ze śliczną zakrętką z diamencikami. Na zdjęciu wygląda zupełnie niepozornie ale na żywo pięknie się mieni i opalizuje na różowo. Mogłabym patrzeć na niego godzinami;)
Hand Cream Apple-Cinnamon - Nie wiem czy powinnam go otwierać bo już sama nazwa wywołuje u mnie ochotę na coś słodkiego;)
Bardzo elegancki długopis - lubię taki gadżety;)
Collagen&AloeVera Hydro Mask - Bawełniana maseczka nasączona składnikami nawilżającymi - jeszcze czegoś takiego nie używałam więc bardzo chętnie zrobię to teraz.
Kwas Hialuronowy - Odsypka - W połączeniu z wodą tworzy mus, który możemy stosować jako maskę i preparat do masażu w jednym - miałam okazję mieć go na twarzy w czasie zabiegu hialuronowego i oficjalnie stwierdzam, że jest wspaniały :)
Hyaluronic Triple Effect Day&Night Cream - próbka
Hyaluronic Triple Effect Quicklift Day&Night  Serum - próbka
Cień do powiek Pearl Eyeshadow Powder 2 - Piękny złoto-brzoskwiniowo-różowy opalizujący sypki cień do powiek. Jest po prostu piękny, z resztą możecie obejrzeć swatche poniżej.
Effect Lip-gloss 13 - Wspaniały różowy błyszczyk ze złotymi drobinkami. W opakowaniu jest bardzo mocny ale na ustach staje się transparentny i połyskuje jak szalony.
                                             
Dla tych, których zaciekawił Cień do powiek Pearl Eyeshadow Powder 2 mam kilka szczegółowych zdjęć.
Tak cień prezentuje się w opakowaniu:
Już na pierwszy rzut oka widać, ze kryje się w nim coś niezwykłego.
Natomiast po roztarciu na dłoni zmienia się jak kameleon i wygląda wspaniale:
Zdjęcia niestety nie oddają całej jego urody.
                                                                   
Dziękuję całej ekipie Etre Belle za zorganizowanie wspaniałego eventu i udzielenie nam tak wyczerpujących informacji na temat kosmetyków. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz nadarzy się okazja do powtórzenia tak miłego spotkania.
                                                            
Tymczasem ja zapraszam Was do polubienia profilu marki Etre Belle na facebooku - KLIK.

niedziela, 25 listopada 2012

Olejem i woskiem w suchą skórę;)

Wraz ze zmianą pogody na coraz zimniejszą i ponurą zmieniają się też wymagania mojej skóry. Staje się sucha, szorstka a po kąpieli ściągnięta i sprawia wrażenie jakby zaraz miała popękać. Nie zawsze tak było - kiedyś spokojnie mogłam zapomnieć o balsamach nawet na dłuższy czas i nic się nie działo. Wszystko się jednak zmienia i im jestem starsza tym większe wymagania ma moje ciało. Wśród upominków, które dostałam na Krakowskim Spotkaniu Bloggerek - KLIK dostałam kilka mazideł do ciała, które pokazywałam Wam TUTAJ. Sporo z nich już zużyłam i opisałam a dzisiaj przyszła pora na kolejny z nich. Jeżeli jesteście ciekawi jak poradził sobie z moją kapryśną skórą to zapraszam do dalszej części posta.
                                 
 Lirene
Intensywna Regeneracja
Balsam
Skóra sucha i szorstka
Kremowa formuła lipidowa do 100% regeneracji
Olej brzoskwiniowy
Wosk z oliwek
                                              
 OBIETNICE PRODUCENTA:
                                                  
SKŁAD:
                                                                                  
MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Przyjemny, słodki, pudrowy. Kojarzy mi się ze świeżo zmielonym zbożem - coś jak zapach płatków owsianych ale to nie do końca to. Nie przeszkadza ani nie utrzymuje się zbyt długo.
SMAK: Nie próbowałam;)
BARWA: Biała ale po nałożeniu na skórę znika. Nie bieli.
KONSYSTENCJA: Gęsta ale nie zwarta. Po wyciśnięciu trochę się rozlewa po dłoni. Bardzo łatwo się rozprowadza ale ale potrzebuje chwili, żeby się wchłonąć.
  DZIAŁANIE: Tak jak obiecuje producent bardzo dobrze nawilża, natłuszcza i odżywia skórę.
Po zastosowaniu tego balsamu skóra staje się miła i miękka w dotyku, znika wrażenie, że zaraz popęka z przesuszenia, przestaje być szorstka. Na lato może być zbyt ciężki i tłusty ale teraz spisuje się świetnie. Nie testowałam go na świeżo wydepilowanej skórze więc nie mogę się wypowiedzieć o jego działaniu na tym polu.
WYDAJNOŚĆ: Bardzo dobra - dzięki silnym właściwościom nawilżającym i dosyć długim wchłanianiu zużywa się powoli.
SKUTKI UBOCZNE: Pozostawia dosyć lepki film, który po dłuższej chwili się wchłania.
OPAKOWANIE: Plastikowa, czerwona, spłaszczona butelka z praktycznym korkiem.
Butelka nie jest przezroczysta ale pod światło łatwo podejrzeć ile balsamu zostało jeszcze w środku. Mna ją bez problemu postawić na zakrętce dzięki czemu łatwo zużyć balsam do końca. Grafika utrzymana jest w biało-zielonej kolorystyce ze srebrnymi dodatkmi.
POJEMNOŚĆ: 250ml
DOSTĘPNOŚĆ: Drogerie, internet.
CENA: Około 15zł chociaż ja mój egzemplarz dostałam na spotkaniu bloggerek.
OCENA: 4,5/6
                               
Podsumowując: Tak jak oczekiwałam balsam okazał się bardzo dobry i spełnił obietnice producenta. Tłusty film trochę mi przeszkadza ale i tak warto po niego sięgnąć ;)
                                 
Produkt ten dostałam od firmy Laboratorium Kosmetyczne Dr Irena Eris na spotkaniu bloggerek jednak nie miało to wpływu na moją ocenę.

sobota, 24 listopada 2012

Metaliczne kreski:)

Na Krakowskim Spotkaniu Bloggerek - KLIK poza pielęgnacją dostałam również sporo kosmetyków do makijażu. Pokazywałam Wam je razem z pielęgnacja TUTAJ a teraz nadszedł czas na recenzje:)
Na początek będzie o kosmetyku, w którym zakochałam się od pierwszego użycia tak bardzo, że zaraz dokupiłam mu kolegę do towarzystwa:)
                                                 
Golden Rose
Style Liner
Metallic
11 i 16
 
                                                           
OBIETNICE PRODUCENTA:
                                                 
SKŁAD:
                                                          
MOJE WRAŻENIA:
BARWA: Nr 11 to piękny turkus z metalicznym połyskiem. Kolor jest świetnie wyważony nie przeważa w nim ani zieleń ani niebieskość - jest wręcz idealny:) Na zdjęciu niestety wyszedł bardziej niebiesko niż w rzeczywistości
Nr 16 to metaliczny grafit a właściwie srebrny metaliczny połysk na czarnej bazie w którym widoczność bazowej czerni zależy od padania światła.
PIGMENTACJA: Nr 11: bardzo dobra jednak eyeliner robi prześwity więc trzeba powtórzyć aplikację dwa a nawet trzy razy.
Nr 16: świetna - wystarczy jedno przeciągnięcie pędzelkiem i mamy idealną linię;)
KONSYSTENCJA: Płynna, dosyć rzadka ale nie lejąca. Łatwo się rozprowadza ale nie spływa ani się nie rozlewa przy aplikacji.
UŻYTKOWANIE: Nr 11: łatwe chociaż przez to, że robi prześwity trzeba go nałożyć, poczekać kilkadziesiąt sekund i delikatnie ponowić aplikację aby kreska była idealna.
Nr 16: rewelacyjne - jedno przeciągnięcie i powstaje kreska idealna :)
WSPÓŁPRACA Z INNYMI KOSMETYKAMI: Świetna. Nakłada się idealnie bez względu na to czy robimy to na gołą lub przypudrowaną powiekę, na bazę czy na cienie.
TRWAŁOŚĆ: Dobra chociaż kosmetyk nie jest wodoodporny więc wilgoć w postaci łez czy deszczu na pewno mu zaszkodzi. Sam eyeliner pięknie trzyma się powieki bez odrywania od powieki, łamania i kruszenia.
EFEKTY: Pięknie podkreślone i wyraziste oko;)
ZAPACH: Dziwny, jakiś taki pudrowy ale nie słodki tylko mdły jest jednak tak delikatny, że niewyczuwalny w trakcie użytkowania. Aby go poznać musiałam przyłożyć nos do pędzelka.
SMAK: Nie próbowałam;)
SKUTKI UBOCZNE: Brak.
DEMAKIJAŻ: Bezproblemowy - zmywa się byle czym.
OPAKOWANIE: Kartonik o holograficzno-metalicznym połysku, który zawiera wszystkie potrzebne informacje a w środku maleńka, pękata buteleczka z dopasowaną zakrętką w kolorze eyelinera i metalicznym połyskiem - idealne rozwiązanie bo od razu wiemy jaki kolor eyelinera wyciągamy z kosmetyczki.
WYDAJNOŚĆ: Świetna. Używam ich już jakiś czas i nie widzę ubytku.
APLIKATOR: Bardzo precyzyjny i wygodny pędzelek.
 DOSTĘPNOŚĆ: Salony Golden Rose, niektóre drogerie i internet.
 MASA: 6,5ml
CENA: 11,90zł
OCENA: 5,5/6
                       
Podsumowanie: Sceptycznie podchodziłam do tego eyelinera bo jak dotąd nie przepadałam za kolorowymi kreskami i on to odmienił. Pięknie podkreśla spojrzenie, rozświetla oko i przykłuwa spojrzenia nie wyglądając przy tym tandetnie i dyskotekowo. Sam jeden wystarczy za makijaż więc spokojnie możemy sięgnąć po niego gdy nie mamy czasu: ten eyeliner + tusz do rzęs i można ruszać na podbój świata ;)
                                                         
Eyeliner nr 16 dostałam od firmy Golden Rose na spotkaniu bloggerek jednak nie miało to wpływu na moją ocenę.

piątek, 23 listopada 2012

Zaprojektuj swój styl...

Wbrew pozorom dzisiaj nie będzie o projektowaniu tylko nadal o kosmetykach. Na dodatek będzie to kosmetyk, który już Wam pokazywałam TUTAJ bo dostałam go na Krakowskim Spotkaniu Bloggerek - KLIK.
                                      
Lirene
Design Your Style
20+
Nawilżający Kremowy Mus
Dzień i Noc SPF 15
                                                          
OBIETNICE PRODUCENTA:
 
                                                        
SKŁAD:
                                                                                                                                         
MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Bardzo przyjemny - owocowy jednak nie naturalnie a syntetyczny.
SMAK: Nie próbowałam;)
BARWA: Jasna, pastelowo-różowa. Na skórze bezbarwny. Nie pozostawia po sobie koloru.
KONSYSTENCJA: Zwarta ale krem jest bardzo lekki piankowo-musowy. Coś jak ubita na sztywno śmietana. Przyjemnie się rozprowadza i szybko wchłania a jego konsystencja nie zmienia się pod wpływem ciepła ciała.
  DZIAŁANIE: Moja skóra nie jest sucha i normalna, czyli taka do jakiej przeznaczony jest ten krem a mieszana. Mam przetłuszczające się okolice czoła i nosa, suche policzki i normalne okolice skroni oraz żuchwy dlatego trochę się obawiałam tego kremu ale niepotrzebnie. Krem dobrze nawilża i odżywia skórę pozostawiając ją miękką, gładką, przyjemną w dotyku i matową. Co prawda matowienie nie jest totalne i nie utrzymuje się cały dzień ale producent tego nie obiecuje, jednak skóra twarzy jest rzeczywiście zmatowiona, a gdy już się wybłyszcza to nie jest to efekt polania olejem a naturalny, zdrowy połysk. Stanowi także świetną bazę pod makijaż - wszystkie kosmetyki dobrze z nim współpracują: żaden podkład i korektor się nie roluje a całość trzyma się bez zarzutu cały dzień.
Co do stosowania na noc to nigdy go nie używałam w ten sposób. Wydaje mi się zbyt lekki i za mało treściwy a ja na noc wolę właśnie takie bogate kremy.
WYDAJNOŚĆ: Dobra. Ja stosuję go raz dziennie (tylko na  dzień) od dwóch miesięcy i zużyłam dopiero 2/3.
SKUTKI UBOCZNE: Brak.
OPAKOWANIE: Bardzo porządne dające pewność, że nikt niepowołany do niego nie zaglądał.
 Na zewnątrz jest folia, potem kartonowe pudełeczku a w środku słoiczek z kremem dodatkowo zabezpieczony wewnątrz folią aluminiową. Grafika jest bardzo prosta i czytelna,bez zbędnych udziwnień, utrzymana w biało-czarno-żowo-niebieskiej kolorystyce ze srebrnymi dodatkami.
POJEMNOŚĆ: 50ml
DOSTĘPNOŚĆ: Drogerie, internet.
CENA: Około 20zł chociaż ja mój egzemplarz dostałam na spotkaniu bloggerek.
OCENA: 4,5/6
                               
Podsumowując: Nie dziwię się, że kosmetyk został okrzyknięty przez Twój Styl Doskonałością Roku 2008 gdyż świetnie działa i spełnia obietnice producenta a przy tym jego walory są przyjemne dla zmysłów. Myślę, że osoby 20+ spokojnie mogą po niego sięgnąć i nie poczują się zawiedzione.
                                 
Produkt ten dostałam od firmy Laboratorium Kosmetyczne Dr Irena Eris S.A. na spotkaniu bloggerek jednak nie miało to wpływu na moją ocenę.

czwartek, 22 listopada 2012

Małe czary-mary;)

Każda z nas chciałaby mieć cerę idealną ale wiadomo - nie wszystkim jest to dane. Skóra ma lepsze i gorsze momenty. Co zrobić, żeby czas kiedy nasza skóra wygląda gorzej nie dawał nam w kość?
Ano należy użyć korektora i właśnie temu kosmetykowi poświęcony będzie dzisiejszy post.
                                                             
Paese
Korektor Tuszyjący Przebarwienia
103 Beżowy
 
                                 
INFORMACJE OD PRODUCENTA:
 Skutecznie tuszuje blizny i plamy po słoneczne.
 
                                                                            
SKŁAD:
                                                   
MOJE WRAŻENIA:
BARWA: Tak jak mówi nazwa: beżowa bez wyraźnych domieszek żółci czy różu. Idealnie wtapia się praktycznie w każdy podkład i nawet jasną w skórę.
PIGMENTACJA: Bardzo dobra. Sam produkt jest dobrze na pigmentowany i świetnie kryje.
KONSYSTENCJA: Bardzo gęsta i zwarta jak podkład w sticku.
UŻYTKOWANIE: Bezproblemowe. Nakładam go bezpośrednio na skórę. Nadaje się do stosowania punktowo na pojedyncze przebarwienia oraz jak podkład na większe fragmenty twarzy ponieważ świetnie się rozciąga zachowując przy tym właściwości kryjące.
WSPÓŁPRACA Z INNYMI KOSMETYKAMI: Rewelacyjna. Nie ma kosmetyku, z którym by nie współpracował albo stwarzał jakiekolwiek problemy.
TRWAŁOŚĆ: Świetna. Jeżeli nie dotykamy skóry twarzy spokojnie wytrzyma od rana do zmycia bez najmniejszego uszczerbku. Tylko dotykaniem jesteśmy w stanie go naruszyć.
EFEKTY: Ujednolicona skóra bez widocznych przebarwień i wyprysków.
ZAPACH: Plasteliny. Kojarzy mi się z kreda do tablicy i pudrem.
SMAK: Nie próbowałam;)
SKUTKI UBOCZNE: Brak.
DEMAKIJAŻ: Bezproblemowy - zmywa się byle czym.
OPAKOWANIE: Całość zapakowana jest w plastikowe przejrzyste pudełeczko zastępujące kartonik, na którym zawarte są wszystkie potrzebne informacje. Grafika zewnętrznego opakowania utrzymana jest w biało-czerwonej kolorystyce. Sam kosmetyk zapakowany jest w plastikowy, czarny sztyft z zawartym w środku pokrętłem, którym wysuwamy zawartość na zewnątrz jak szminkę. Zatyczka jest również plastikowa i przezroczysta. Na opakowaniu są białe napisy: marka i rodzaj kosmetyku jednak są one mało trwałe i szybko znikają w niezbyt estetyczny sposób. Na zatyczce znajduje się papierowa naklejka z nazwą kosmetyku.
Niestety opakowanie szybko i łatwo się brudzi a sam kosmetyk po niezbyt długim czasie się wyłamał z nasady i teraz luźno lata w środku.
WYDAJNOŚĆ: Rewelacyjna. Pomimo, że używam go przy każdym makijażu i to czasami w bardzo dużych ilościach to i tak mam wrażenie, ze nigdy się nie skończy.
APLIKATOR: Brak.
 DOSTĘPNOŚĆ: Drogerie i internet.
 MASA: Niestety nie znam :(
CENA: 20zł.
OCENA: 4,5/6
                       
Podsumowanie: Świetny kosmetyk o rewelacyjnych właściwościach w niezbyt dopracowanym opakowaniu. Jest godny uwagi i dobrze się sprawdza dlatego pomimo wad opakowania jeszcze nie raz się na niego skuszę.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...