środa, 31 lipca 2013

Ulubieńcy lipca 2013

Lipiec zbliża się do końca więc czas na ulubieńców :) Miałam robić zdjęcia w poniedziałek ale upał mnie pokonał więc pomyślałam sobie, że skoro we wtorek ma być pochmurno to spokojnie to zrobię w plenerze... Pogoda mnie jednak wykiwała i cały dzień padało więc muszą Wam wystarczyć domowe fotki ;)
Zapraszam :)
                                                                   
TWARZ:
                                                                                
Jako, że w tym miesiącu złapałam trochę opalenizny na mojej twarzy królował Chanel Perfection Lumiere 10 Beige. Podkład ten wywołuje we mnie mieszane uczucia jednak kolor idealnie wpasowuje się w odcień w mojej karnacji :)
                                                       
Do rozświetlania okolic oczu służył mi jak zwykle niezawodny Yves Saint Laurent Touche Eclat No 1 natomiast do walki z obficie ostatnio występującymi wulkanami wytoczyłam Paese Korektor Tuszyjący Przebarwienia 103 Beżowy. Oba kosmetyki spisują się rewelacyjnie :)
                                                     
 Kolorków nadawałam sobie za pomocą bronzera Wibo Your Fantasy Puder Prasowany Mozaika 3, który ślicznie cukierkowo pachnie, choć trochę za mocno i zapach utrzymuje się po nałożeniu oraz Avon 24K Podwójny róż do twarzy Golden Glamour. Oba kosmetyki dają bardzo delikatny i odpowiedni na lato efekt, więc krzywdy nimi nie zrobi sobie nawet bladzioch ;)
                                                         
OCZY:
                                                                                   
Po kolorowych szaleństwach czerwca w lipcu królowały stonowane i spokojne szarości z paletek Bourjois Smoku Eyes 12 Gris Lilac oraz Vipera Tri-tone Nr 135. O dziwo obie paletki dają bardzo zbliżony efekt.
                                 
Subtelnego koloru i blasku moim powiekom nadawały pigmenty Catrice LE Cucuba Loose Eyeshadow C03 Salsa Cubana, który jest ślicznym perłowym łososiem oraz Essence Pigments 09 Be my brightsmaid czyli bardzo jasna żółć ze złoto-żółtym silnym połyskiem.
                                        
Na linii wodnej jak zwykle swoje miejsce miała rewelacyjna Catrice LE Hollywood's Fabulous 40'ties Eyebrow Lifter 001 Casablanca Higlight's.
                                             
USTA:
                                                                                    
 Również na ustach nie było krzykliwie bo tym razem sięgałam po  błyszczyki. Począwszy od transparentnego Pat&Rub Lips Nawilżający błyszczyk Pomarańczowy, przez delikatny Virtual Błyszczyk do ust Rock me Baby 146, lekko koloryzujący Quiz Cosmetics SuperGloss Ultimate Lip Shine Nr 34, aż po półprzejrzysty Astor Soft Sensation Liquid Care Lip Gloss 201 Fire.
                                                 
PAZNOKCIE:
                                                                                
Paznokcie tak jak w lipcu odżywiałam Lovely Nail Care Serum wzmacniające z wapniem i witaminą C, które daje niesamowite efekty.
                                                                  
Swoim działaniem zachwyciła mnie również baza Sally Hansen Double Duty Strenghtening Base & Top Coat, która przedłuża trwałość manicure na moich paznokciach aż do 3-4dni, gdzie norma to niespełna 1 dzień...
                                             
Kolorowa emalia, który najczęściej u mnie gościła to Bell Glam Wear glossy colour nail enamel 406, którą zachwycałam sie an blogu w poniedziałek ;)

                                                      
ZAPACH:
                                                                               
W tematyce zapachu zmiany nie duże ;) W chłodniejsze dni królowała woda perfumowana Cacharel Amor Amor Tentation, w cieplejsze Oriflame Amazonia for Her EDT a w nieznośne upały ratowała mnie chłodząca mgiełka Fruttini Lime Mint Cooling Body Spray.
                                                                  
To już wszyscy ulubieńcy, którzy stale towarzyszyli mi w lipcu :)
                                       
A jak ten miesiąc upłynął Wam?
Odkryliście jakichś ulubieńców czy nie?

poniedziałek, 29 lipca 2013

Glamour nails

Jak wiecie jestem wielką fanką czerwonych paznokci więc sporo mam takich lakierów w swojej kolekcji. Dzisiaj przedstawię Wam kolejną z nich.
Zapraszam :)
                                                              
Bell
Glam Wear
glossy colour nail enamel
406
                                                                                    
Lakier ma kolor przepięknej czerwieni. Zarówno w opakowaniu jak i po nałożeniu jednej warstwy na paznokcie widać, że jest to zimna, malinowa czerwień z dużą ilością niebieskich tonów. Po nałożeniu dwóch warstw jego barwa przeistacza się w piękną żywą czerwień bez wyraźnych tonów wskazujących na temperaturę. Kosmetyk ma kremowe wykończenie i piękny wręcz szklany połysk.
Pigmentacja i krycie są świetne. Do uzyskania zadowalającego efektu wystarczy już jedna warstwa a dwie dają idealne wykończenie.
Pomimo tak intensywnej barwy nie odnotowałam aby lakier miał jakikolwiek negatywny wpływ na płytkę paznokcia. Co prawda zawsze stosuję pod niego bazę ale przy zmywaniu też nie powoduje przebarwień.
                                                 
                                                                                
Lakier ma płynną i lejącą konsystencję. Świetnie się rozprowadza i idealnie poziomuje nie tworząc smug ani bąbelków. Wysycha wręcz błyskawicznie. Jedna warstwa schnie chyba nawet szybciej niż niektóre lakiery pokryte wysuszaczem. Po pół godziny można już robić wszystko bez obaw o porysowanie czy odgniecenia. Dwie warstwy schną już trochę dłużej ale i tak spokojnie można się obyć bez wysuszacza.
Dzięki takiej konsystencji i mocnej pigmentacji lakier jest bardzo wydajny. Pomimo częstego użytkowania nie odnotowałam w nim jeszcze znaczącego ubytku.
                                                                                   
                                                                                     
Opakowanie to standardowa szklana buteleczka z lustrzaną nakrętką. Całość prezentuje się bardzo elegancko i nie przeszkadza w aplikacji.
Pędzelek jest dosyć długi i szeroki a do tego dosyć miękki więc świetnie rozprowadza emalię cienką warstwą a przy tym jest bardzo precyzyjny.
                                                                               
                        
Lakier ma pojemność10ml i jest dostępny w większości drogerii (Natura, Hebe, drogerie niesieciowe) oraz w internecie za cenę około 12zł

OCENA: 5/6
                                
 Rewelacyjny i niezbyt drogi lakier o wspaniałym kolorze i świetnych właściwościach. Już od pierwszego nałożenia stał się moim ulubieńcem i z pewnością sięgnę po więcej lakierów tej marki zarówno z tej jak i innych serii. Polecam :)

sobota, 27 lipca 2013

Cleanic Box

Wszystko zaczęło się standardowo od niespodziewanego maila od Pani Basi reprezentującej markę Cleanic z propozycją współpracy i jakoś tak samo potoczyło dalej bo produkty tej marki znam i sobie cenię :)
                                    
                                      
Wczoraj dotarła już do mnie współpracowa paczuszka z bardzo apetyczną zawartością, która prezentuje się następująco:
                                       
W skład zestawu weszły:
Patyczki higieniczne do dokładnego oczyszczania 200szt
Płatki kosmetyczne Silk Effect z proteinami jedwabiu 30szt
Waciki towarzyszą mi codziennie a patyczki przy każdym makijażu więc będą idealnym uzupełnieniem mojej codziennej pielęgnacji :)
                                                   
Chusteczki do higieny intymnej z ekstraktem z płatków róży Odświeżające 10szt.
Chusteczki do demakijażu Skóra sucha i wrażliwa Rose Balance Formula 10szt. - Których recenzję mogliście przeczytać już TUTAJ.
Oba te produkty już znam i chętnie sięgnę po kolejne opakowania bo spisują się rewelacyjnie zwłaszcza w kryzysowych sytuacjach ;)
                                   
Chusteczki odświeżające z płynem antybakteryjnym:
- Clean & Chic 15szt.
- Pure & Glamour 15szt.
 Takie chusteczki wchodzą w podstawowe i stałe wyposażenie mojej torebki więc czym prędzej znajdą w niej swoje miejsce bo poprzednie już się kończą.
                                                      
Na koniec przedstawiam Wam produkt stanowiący dla mnie zupełną nowość:
Dezodorant w chusteczce 2 w 1 z jonami srebra:
- Deo FRESH 12szt.
- Deo SOFT 12szt.
Nie miałam jeszcze okazji zapoznać się z takim produktem ale biorąc pod uwagę panujące upały i pogodowe zapowiedzi stwierdzam, że przydadzą się w torebce jako produkt awaryjny i wspomagający ;)
                                                         
To już wszystko co znalazłam w pudełeczku. Czuję się bardzo zaintrygowana jego zawartością i z przyjemnością ją przetestuję więc już niedługo spodziewajcie się recenzji.

czwartek, 25 lipca 2013

O spotkaniu, które spowodowało bankructwo ;)

Jak już wiecie z informacji na facebooku (zapraszam do polubienia) wczoraj miałam przyjemność spędzić większość dnia z Anią, która również już o tym pisała TUTAJ.
Wszystko jak zawsze miałam zaplanowane co do minuty ale jak zwykle dzień ułożył się inaczej więc do Krakowa przybyłam 1,5 godziny wcześniej niż planowałam przez co niestety miałam czas chodzić po galerii... Jak wiadomo takie "łażenie" nigdy bezowocne nie jest więc i ja coś wychodziłam... ;)
                                    
Na początek odwiedziłam księgarnię Matras i tam kupiłam kolejną już część sagi "Pamiętniki Wampirów", której może wielką fanką nie jestem ale skoro nabyłam i przeczytałam poprzednie 5 tomów to brnę dalej ;)
                                       
Jak już zaspokoiłam swoje książkowe ciągotki zupełnie przypadkiem znalazłam się w okolicach Apteki i Drogerii MEDIQ i wchodząc do niej uświadomiłam sobie, że przecież już od miesiąca szukam ładnie pachnącej i orzeźwiającej mgiełki do ciała. Po powąchaniu całego mgiełkowego asortymentu wypsikałam się trzema zapachami i ostatecznie wybrałam Fruttini Lime & Mint o właściwościach chłodzących.
                                    
Na szczęście po tych zakupach skończył mi się czas a ja pobiegłam na umówione spotkanie z Anią :)
Jak na prawdziwe bloggerki przystało najpierw wymieniłyśmy się zbiorowymi zakupami - w moje rączki wreszcie trafiły długo wyczekiwane zakupy: herbata Twinings English Breakfast w puszce oraz zamówienie z hurtowni Katherine, czyli naszyjnik, bransoletka i cudny pierścionek :)
                                  
Pierścionek w zbliżeniu:
                               
 Trochę się obawiałam zakupu tej biżuterii ale wszystko jest świetnie wykonane i śliczne więc polecam, :)
                                 
 Na dodatek na mnie czekała przemiła niespodzianka przygotowana przez Anię - spora próbka organicznego balsamu do ciała, który pachnie jak trufle rumowe wiec ciężko mu się oprzeć ;)
                                   
 Po wymianach i oglądaniu udałyśmy się na ulicę Szczepańską 5 do Bonappetea na słynną bubble tea ;) Nie obeszło się bez obaw ale upał, pragnienie i ciekawość szybko przekonały nas do zakupu :)
 Ja skusiłam się na truskawkową bubble tea na bazie zielonej herbaty z dodatkiem w postaci kulek o smaku mango i truskawek :)
                                    
Mimo początkowych obaw napój okazał się naprawdę pyszny i orzeźwiający a kulki apetyczne i słodkie...
                        
...więc szybko dobiłyśmy do dna ;)
                                  
 Bardzo chciałyśmy wypróbować słynnych czarnych kulek z tapioki ale niestety ich nie było co oznacza, że jeszcze tam wrócę ;)
 Potem udałyśmy się na pyszne lody o smaku jogurtowo-żurawinowym i waniliowym z galaretką a po ich zjedzeniu na rundkę po drogeriach i lumpeksach co przyprawiło nas o bankructwo... ;)
 Na szczęście lustro w przymierzalni było dla mnie zbyt szczere więc ograniczyłam się do zakupu ciemno czekoladowej (uwierzcie mi na słowo) bluzki za zawrotną kwotę 7zł.
                            
Oraz białą z ciekawym dekoltem z tyłu za jeszcze bardziej zawrotną kwotę 12zł ;)
                                    
                       Przód                                                                                                                            Tył

                                                                        
Rzadko udaje mi się skusić na jakieś ciuszki z second-handu więc jestem z moich wyszukiwań wyjątkowo dumna i tym optymistycznym akcentem zakończę już moje przydługie sprawozdanie z tego uroczego spotkania ;)

wtorek, 23 lipca 2013

Dziewczyńskie pudełko

Jakiś czas temu wpadło mi w łapki sporo testerów zarówno kosmetyków z wyższych jak i niższych półek, pielęgnacji i kolorówki. Większość z nich nie stanowiła problemu jednak pojedyncze cienie do powiek, pudry, róże i bronzery nie były łatwe ani w przechowywaniu, ani w użytkowaniu.
Po przewertowaniu internetu na wszystkie strony i upewnieniu się, że niestety duże paletki magnetyczne bez podziałek Inglot zostały wycofane zdecydowałam się na zakup dwóch sztuk Glam Box'a w dużym rozmiarze (13 x 18 x 1,5 cm) oraz maty magnetycznej o wymiarach 10 x 10 cm na stronie Glam-Shop.pl.
Przejrzałam wszystkie możliwe wzory i w końcu wybrałam dwa trochę różniące się od siebie modele żeby mi się nie myliły:
                                                  
                                                  
Początkowo wszystko było ładnie pięknie a mój zachwyt idealizował otrzymany produkt ale jak to mówią "im dalej w las tym ciemniej" więc wraz z upływem czasu zmieniło się też moje zdanie na ich temat.
                         
Zacznę może jednak od pozytywów bo z tym pójdzie szybciej:
- Paletki są duże więc bez problemu pomieszczą kilkanaście cieni lub/i kilka pudrów, róży bronzerów. Spokojnie można się w nią zapakować na dłuższy wyjazd.
- Mata magnetyczna, którą wyklejone są palety dobrze trzyma cienie opakowane w reagujący na magnes metal.
 - Wyglądają bardzo ładnie.
 To by było niestety tyle pozytywów. Teraz czas na realia...
                                              
                                       
 Palety są grube (1,5 cm) oraz wykonane z cienkiego mało odpornego na uszkodzenia metalu. W transporcie łatwo je uszkodzić i powyginać więc niechętnie je gdziekolwiek zabieram.
                   
Mata magnetyczna, którą są wyklejone nie przyciąga wszystkich rodzajów wkładów. Niby to jest oczywiste i właśnie dlatego producent proponuje zakup dodatkowego magnesu do mocowania cieni ale niestety on też się nie sprawdza. Podklejone nim cienie trzymają się bardzo słabo i w trakcie przewożenia palety migrują w niej przez co niestety dochodzi do uszkodzeń kosmetyków. Dodatkowym problemem jest to, iż magnes którym podklejamy kosmetyki, przyciąga się jedynie z wybranymi miejscami maty magnetycznej zamocowanej w palecie co oznacza tyle, że kosmetyku nie da się umieścić tak jak chcemy bo przeskakuje w inne miejsce i sam ustawia się w wybranym przez siebie punkcie.
                                                       
Zamknięcie też niestety nie należy do ulubionych przez kobiety. Pomimo widocznych wygięć metal się blokuje i łatwo połamać paznokcie przy otwieraniu dlatego ja posiłkuję się przy tym spinkami do włosów.
                               
                                              
Na koniec zarzut może nie najgorszy ale najbardziej mnie wkurzający - farba, którą namalowane są wzorki na paletach brudzi. Im dłużej paleta leży nie używana tym bardziej brudzi palce przy otwieraniu przez co łatwo zepsuć sobie makijaż po dotknięciu twarzy bo przecież nikt nie ogląda dokładnie rąk i ich nie myje po otworzeniu palety z kosmetykami w trakcie makijażu.
Im więcej dotykamy paletę tym mniej schodzi farba ale jeżeli pozwoli się jej odpocząć problem wraca jak bumerang :(
                                            
                                    
W czasach gdy ja kupowałam Glaam Box'y kosztowały 30zł (teraz 33zł), dodatkowy magnes kosztuje 5zł a przesyłka 8zł więc za całe zamówienie suma wyszła całkiem ładna.
                                                   
Niestety zakup uważam za niezbyt udany. Palety co prawda są praktycznie wypełnione kosmetykami ale leżą rzadko używane bo niechętnie po nie sięgam pomimo ciekawej zawartości. Przy dzisiejszej wiedzy uważam, że zakup 4 małych paletek magnetycznych Inglot byłby zdecydowanie lepszym wyborem i jeżeli będę jeszcze kiedykolwiek potrzebowała właśnie takiej palety to zwrócę się właśnie w ich kierunku.
                                     
Jeżeli rozważacie zakup palet magnetycznych to zdecydowanie bardziej polecam te z Inglot. Glam Box'y sprawdzają się tylko w przypadku, gdy potrzebujecie umieścić dużą ilość kosmetyków w jednym miejscu i będziecie ich używać wyłącznie stacjonarnie w domu bez zbędnego przewożenia.
                                                      
A wy korzystacie z palet magnetycznych?
Po jakie marki sięgnęliście i jak się Wam spisują?

niedziela, 21 lipca 2013

Pora na korektora

Z recenzjami kolorówki jest u mnie różnie - albo poużywam jakiś czas i zaraz recenzuję, albo używam, odkładam, używam, odkładam, używam i recenzuję na chwilę przed tym jak ma lecieć do kosza...
Dzisiaj recenzowany produkt należy do tej drugiej kategorii i to bynajmniej nie dlatego, że łączy nas jakaś tam "love-hate relationship". Po prostu od początku praktycznie do końca, który nastąpi już wcześniej niż później nie mogę się z nim dogadać o czym z resztą będziecie mogli przeczytać poniżej.
Zapraszam :)
                                            
Sephora
Concleaner Palette
                                            
SKŁAD:
                                                     
MOJE WRAŻENIA:
Kosmetyk zapakowany jest w plastikową kasetkę podzieloną na małe boxy dla poszczególnych kolorów. Jest ona ładna, estetyczna i w miarę trwała (nie testowałam jak się spisuje w przypadku upadku), ma przejrzyste wieczko dzięki czemu łatwo ja zidentyfikować w kosmetyczce ale niestety dosyć szybko się rysuje co odbiera jej uroku. Jako aplikator znajduje się w niej mały dla mnie bezużyteczny pędzelek.
Zawiera 3,6g kosmetyku. Można ją dostać w Perfumerii Sephora w cenie około 50zł.
                         
W skład zestawu korektorów wchodzą 4 kolory:
1. nude - jasny beż, tak jasny, że nawet na mojej skórze wydaje się biały,
2. leaf - bardzo jasna pastelowa zieleń,
3. lilac - jasny, pastelowy, chłodny, liliowy róż,
4. sandy - dosyć ciemny, neutralny beż bez pomarańczowych tonów.
Taka kombinacja kolorów pozwala (przynajmniej w teorii) zatuszować praktycznie wszystkie przebarwienia i niedoskonałości powstałe na skórze. Pigmentacja kosmetyku jest dobra jednak krycie pozostawia wiele do życzenia.
                                           
                                 
Konsystencja kosmetyku przypomina rozgrzaną w dłoniach plastelinę dzięki czemu łatwo się nabiera, przenosi na twarz oraz blenduje. Dobrze też współpracuje ze wszystkimi stosowanymi przeze mnie podkładami i pudrami. Niestety łatwo też odkleja się od miejsca, w którym go nałożyliśmy i przenosi na palec czy pędzel, którym chcemy wklepać go w skórę przez co uzyskanie idealnego krycia jest wręcz niemożliwe bo proces nakładania i wklepywania można powtarzać w nieskończoność uzyskując jedynie efekt maski w miejscu nałożenia.
Konsystencja nie zmienia się niestety po zaaplikowaniu na twarz - kosmetyk nie zasycha nawet po przypudrowaniu przez co trwa na twarzy zaledwie kilka godzin a potem znika/ściera się i wszystko co miał zamaskować staje się znów widoczne. W związku z tym usunięcie go jest bajecznie łatwe - wystarczy przetrzeć zamaskowane miejsce jakimkolwiek środkiem do demakijażu i nie pozostanie po nim nawet ślad.
Pomimo tak marnego krycia i kiepskiej trwałości korektory są bardzo wydajne, ale może to też wynikać, z mojej niechęci do ich użytkowania.

Co do zapachu to nie jest on zbyt przyjemny bo korektory pachną chemicznie.
Nie odnotowałam żadnych niepożądanych skutków ubocznych, no może tym, że pomimo iż kod znajdujący się na opakowaniu wskazuje, że kosmetyk jeszcze długo, długo będzie zdatny do użycia (na opakowaniu nie ma oznaczenia o terminie przydatności do zużycia po otwarciu) to zaczyna już zmieniać zapach na przypominający starą, wieki noszoną w plecaku plastelinę więc niedługo wyląduje w koszu.
                                            
OCENA:  2/6

Podsumowanie: Kupiłam tę paletkę w promocji "-50% gdy oddasz stary kosmetyk" więc zawód jaki mi sprawiła nie boli aż tak bardzo, jednak uważam go za totalny niewypał. Już lepiej sprawdziła się u mnie paletka korektorów Essence, która kosztowała ułamek jej ceny i służyła mi dobrze. Więcej na pewno do niej nie wrócę a tymczasem poszukam czegoś na zastępstwo.
                                        
Mieliście może do czynienia z innymi paletkami korektorów?
Możecie polecić mi coś o dobrym kryciu i niewygórowanej cenie?
Bo na razie jedyne co przychodzi mi do głowy to kółko korektorów Kryolan.

piątek, 19 lipca 2013

Stylista Brwi

Przez wiele lat pomijałam podkreślanie brwi w trakcie makijażu trzymając się przekonania, że to co mam w zupełności mi wystarczy. Odkąd jednak odkryłam kosmetyki do ich ujarzmiania zupełnie zmieniłam zdanie i teraz nie wyobrażam sobie powrotu do dawnych czasów dlatego dzisiaj opowiem Wam trochę o takim specyfiku.
Zapraszam :)
                                                                  
Wibo
Eyebrow Stylist
Tinted eyebrow gel with thickening effect
Brązowy żel stylizujący do brwi
                                     
SKŁAD:
aqua, glycerin, acrylates/palmeth-25 acrylate copolymer, mica, cl 77491, cl 77499, cl 77891, phenoxethanol, sodium dehydroacetate, potassium sorbate, potasium hydroxide, allantoin, ethylhexylglycerin, bisabolol, cl 75470
                                                       
MOJE WRAŻENIA:
Opakowanie to standardowa dla tuszu tubka z aplikatorem w formie ogromnej szczoty wykonanej z syntetycznego włosia. Niestety jest ona trochę zbyt duża i trochę zbyt mało precyzyjna więc trzeba być ostrożnym przy nakładaniu. Zakrętka domyka się na klik więc nie ma obaw, że jej zawartość wyschnie. Opakowanie jest nieprzezroczyste co dla mnie jest dużą wadą bo nie widzę ile specyfiku mi jeszcze zostało i kiedy mam kupić nowy.
Ma pojemność 8m i można go dostać w każdym Rossmannie w cenie 8zł.
                                                                         
                                                  
Kosmetyk ma kredowy zapach i żelowo-kremową lekką konsystencję, która szybko zasycha po nałożeniu. Do uzyskania oczekiwanego efektu wystarczy to co znajduje się na szczoteczce po jej wyciągnięciu z tubki więc żel jest niesamowicie wydajny. Używam go już kilka miesięcy i końca nie widać.
                            
Kosmetyk ma brązowy kolor w chłodnym odcieniu z delikatnym złotawym połyskiem, którego początkowo bardzo się obawiałam. Pigmentacja jest dobra - taka w sam raz że efekt przyciemnienia, podkreślenia i rozświetlenia brwi jest widoczny a jednocześnie nie przerysowany. Niestety nie utrwala ani nie usztywnia on włosków więc osoby potrzebujące tego mogą się poczuć zawiedzione tak jak ja.
                                             
Tak prezentuje się w pełnym słońcu:
                              
A tak w cieniu:
                                               
Jak prezentuje się na brwiach możecie zobaczyć TUTAJ.
                                        
Żel dobrze współpracuje z innymi stosowanymi przeze mnie kosmetykami do brwi i jest bardzo trwały - trzyma się od nałożenia do zmycia a sam demakijaż jest zupełnie bezproblemowy bo zmywa się praktycznie każdym kosmetykiem przeznaczonym do usuwania makijażu.
W trakcie jego stosowania nie odnotowałam żadnych niepożądanych skutków ubocznych.
                                           
OCENA: 4/6
                       
Podsumowanie: Całkiem dobry, łatwo dostępny kosmetyk za niską cenę. Ma swoje zalety i wady, ale i tak pewnie czasami będę do niego wracała bo nie znalazłam jeszcze specyfiku, który spełniłby wszystkie moje wymagania ;)

środa, 17 lipca 2013

Woda do zmywania

Płyny micelarne jakoś nie cieszą się u mnie powodzeniem i szczerze mówiąc nawet wiem czemu. Jak dotąd zbyt często trafiały mi się płyny "micelarne" tylko z nazwy a mające z nimi niewiele wspólnego i sprawdzające się jedynie jako tonik. Tym razem jest jednak inaczej.
Spragnionych wiedzy co to za specyfik wreszcie u mnie zadziałał zapraszam do dalszej części posta:)
                             
Flos Lek
Płyn micelarny do skóry wrażliwej
demakijaż twarzy i oczu
Seria hypoalergiczna
                                
OBIETNICE PRODUCENTA:
Zastosowanie: codzienne oczyszczanie wrażliwej skóry twarzy, dekoltu i szyi z zanieczyszczeń oraz makijażu. Skutecznie zastępuje mleczko i tonik. Nie wymaga spłukiwania wodą.
Działanie: płyn skutecznie i łagodnie usuwa wszelkie zanieczyszczenia, makijaż oraz martwy, zrogowaciały naskórek. Delikatna formuła zawierająca micele, wzbogacona aktywnym kompleksem roślinnym łagodzi i wzmacnia mechanizmy obronne skóry wrażliwej.
Efekt:  nawilżona, wygładzona i czysta skóra twarzy, szyi i dekoltu. Nadmiar sebum zredukowany. przywrócone naturalne pH skóry.
                                 
SKŁAD:
aqua, polymer 184, peg-60 almond glycerides, glycerin, phenoxyethanol, panthenol, peg-8, baprylyl glycol, helianthus annus seed extract, ppg-1-peg-9 lauryl glycol ether, butylene glycol, hedera helix leaf steam extract, phytic acid, sodium polyacrylate, ethylhexylgrycerin, disodium edta, allantolin, triethanolamine
                                                       
MOJE WRAŻENIA:
Opakowanie to standardowa plastikowa butla zamykana na klik z niewielkim otworem, przez który wydobywa się odpowiednia ilość płynu, o pojemności 200ml. Specyfik ten można dostać w niesieciowych drogeriach i sklepach zielarskich oraz internecie w cenie około 16zł.
                         
Płyn jak to płyn, ma wodnistą, nie pieniącą się konsystencję, nie ma barwy i pudrowo, słodkawo ale odrobinę chemicznie pachnie.
                                                   
Jego działanie i skutki uboczne zależą od użytej do demakijażu ilości - im więcej go wylejemy z opakowania na wacik tym łatwiej i skuteczniej usunie makijaż ale niestety po dostaniu się do oczu tym większe wywołuje szczypanie (chociaż nie występuje ono zawsze). Mój demakijaż nim ogranicza się do zmycia okolic oczu a resztę pozostawiam żelom. Zazwyczaj na początku wylewam go tyle aby zamoczyć 1/3 wacika a następnie w miarę potrzeby dolewam i wtedy niezbędna jest odrobina cierpliwości aby usunąć co odporniejsze kosmetyki (kredka Versati, tusz NYX), jednak cienie na bazie schodzą bez najmniejszego oporu. W trakcie przecierania powieki nasączonym nim wacikiem tusz i kredka migrują na dolną powiekę i tam muszę je dodatkowo ścierać. Przy intensywniejszym makijażu pod oczyma powstaje niezbyt mocna panda, gdyż zmyty makijaż nie wsiąka w wacik tylko pozostaje na jego powierzchni i odkleja się od niego brudząc skórę, a po kąpieli i myciu żelem widzę jeszcze pod dolnymi rzęsami cień z resztek tuszu i kredki. Przy użytkowaniu tego płynu 1 wacik wystarcza mi akurat na demakijaż obu oczu i nic więcej. Jeżeli jednak używam innego tuszu czy nie nakładam kredki Versati z demakijażem nie ma najmniejszego problemu.
Wszystko to wpływa na jego wydajność, która jednak o dziwo jest w normie a kosmetyk nie znika w ekspresowym tempie z opakowania.
                                                        
OCENA: 4/6
 
 Podsumowując: Dobry micel o skutecznym działaniu i dobrej wydajności. Skutki uboczne jego stosowania są niezbyt uciążliwe (mi przytrafiły się zaledwie 2-3razy) więc polecam ale osoby o bardzo wrażliwych oczach muszą na niego uważać.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Doll Eye

Która z kobiet nie marzy o oczach jak u lalki otoczonych firanką długich, grubych i podkręconych rzęs?
Chyba takiej nie ma ;)
Jako, że Matka Natura zbyt szczodra nie jest ratujemy się wszelakimi dostępnymi na rynku specyfikami a najpopularniejszy z nich jest tusz.
Ja na swoje rzęsowe wyposażenie nie narzekam ale nie ukrywam też, że chciałabym aby tusz
 czynił na moich rzęsiskach cuda i tworzył efekt jak z reklamy. Tym razem w poszukiwaniu maskary idealnej sięgnęłam po specyfik amerykańskiej marki NYX. Jeżeli jesteście ciekawi czy sprostał moim wymaganiom to zapraszam do dalszej części posta :)

NYX
Doll Eye Mascara
DE02 Volume
Extreme Black
                                                               
OBIETNICE PRODUCENTA:
Tusz do rzęs wydłużający i pogrubiający rzęsy.
                                     
SKŁAD:
                                                 
MOJE WRAŻENIA:
Opakowanie jest standardowe i wrzecionowato wyciągnięte. Przyjemnym akcentem jest kartonik, na którym znajduje się skład, i który zaklejony był taśmą w momencie kupienia więc mam pewność, że nikt wcześniej nie wtykał nosa do środka.
Aplikator to bardzo gęsta szczoteczka wykonana z włosia i wyprofilowana na kształt klepsydry. Kończy się czymś na wzór kulki więc wymaga trochę wprawy przy domalowywaniu rzęs w zewnętrznym a szczególnie w wewnętrznym kąciku oka. Całkiem dobrze sprawia się przy rozczesywaniu, chociaż konsystencja tuszu działa na jej niekorzyść. Niestety ze względu na specyficzny kształt dosyć ciężko dobrze nanieść tusz na końcówki rzęs. Najogólniej rzecz ujmując: nie leży mi taka szczota bo wymaga poświęcenia zbyt dużej ilości czasu na uzyskanie efektu do przyjęcia.
                                      
                                      
Tusz tak jak obiecuje producent ma rzeczywiście mocno czarny kolor i świetną pigmentację dzięki czemu pięknie przyciemnia rzęsy. Niestety pogrubienie jest raczej marne a o wydłużeniu nie ma mowy zwłaszcza biorąc pod uwagę, że w ogóle ciężko nim domalować końcówki rzęs. W efekcie otrzymujemy mocno czarne ale naturalne spojrzenie, które możecie sobie obejrzeć TUTAJ. Wielkim minusem jest w nim również to, że mocno usztywnia rzęsy i trzeba szybko go nakładać bo po zaschnięciu poprawienie albo dołożenie czegokolwiek jest niemożliwe. Na szczęście nie odnotowałam żadnych negatywnych skutków jego stosowania.
Co do trwałości to nie mogę mu nic zarzucić. Nie rozmazuje się, nie osypuje ani nie znika w ciągu dnia nawet wtedy gdy ucięłam sobie w nim drzemkę a nie jest wodoodporny ;) Trwa na rzęsach od nałożenia aż do zmycia.
Niestety z taką trwałością wiąże się koszmarne zmywanie. Za pomocą chusteczek do demakijażu jest praktycznie nie do ruszenia, odrobinę lepiej działa mleczko ale i tak pozostawia wiele do życzenia. Najlepiej zmywało mi się go za pomocą sporej ilości żelu micelarnego BeBeauty i ogromną ilością wody albo płynu micelarnego i tutaj bezspornym jego pogromcą okazał się płyn Bioderma. W przypadku użycia czegokolwiek innego niezbędne było pocieranie i duża doza cierpliwości.
                                                    
Konsystencja tuszu już na początku była gęsta i sprawiała wrażenie suchej co wzbudziło we mnie obawy, iż nie da się nim malować i zaraz wyląduje w koszu. Na szczęście nie było tak źle. Wraz z upływem czasu kosmetyk przeszedł niespodziewaną przemianę - jego konsystencja rozluźniła się i stała się bardziej mokra. Niby fajnie ale niestety tusz zaczął osadzać na rzęsach niemożliwe do wyczesania lumpy-klumpy a domalowanie końcówek rzęs stało się jeszcze trudniejsze:( To wpływa na jego wydajność, gdyż po niespełna dwóch miesiącach użytkowania mam ogromną ochotę cisnąć go w kosz i sięgnąć po maskarę, która nie będzie wymagała przy nakładaniu więcej uwagi niż cały mój pozostały makijaż.
Pachnie chemicznie i słodkawo ale niezwykle delikatnie i nawet po przyłożeniu szczoteczki do nosa ledwo można wyczuć zapach.
                                                       
Tusz ma 8g pojemności i kosztuje około 60zł. Kiedyś można było go kupić w perfumeriach Marionnaud ale teraz pozostaje chyba tylko sklep NYX w Warszawie i internet więc nie ma lekko ;)
                                                                    
OCENA: 3/6
                       
Podsumowanie: Tusz przyzwoity ale bardzo trudny w obsłudze i wymagający sporej wprawy oraz cierpliwości. Taki efekt w zamian za sporą kasę i trudności w zdobyciu go sprawiają, że więcej się na niego nie zdecyduję i pozostanę przy pewniakach.

sobota, 13 lipca 2013

Makijaże czerwca 2013

Pokazywałam Wam już ulubieńców czerwca - KLIK i w związku z tym, że kosmetyków było sporo a moje makijaże nagle stały się kolorowe postanowiłam pokazać Wam jak się malowałam.
Zapraszam :)
                                               
Zdjęcia oczywiście można powiększyć przez kliknięcie.
                                        
Miłego oglądania:)
                                         
1. Makijaż codzienny w wersji "nie mam czasu bo już muszę wychodzić":
 
Do jego zmalowania użyłam:
Oriflame Kredka do powiek Sparkle in Paris Purple Shimmer
                                                             
2. Makijaż codzienny gdy miałam trochę więcej czasu:
Do jego zmalowania użyłam:
Virtual Lava Eye Shadows 308
Lovely Eye Liner Matte Nr 1 (Granatowy, matowy eye liner do oczu)
                                                        
3. Makijaż wyjściowy gdy potrzebowałam niezawodnej trwałości:
Do jego zmalowania użyłam:
L'Oreal Color Infaillible 004 Forever Pink
Virtual Lava Eye Shadows 308.
MAC Superslick Liquid Eye Liner Pure Show
                                                
To najważniejsze i najczęściej wybierane przeze mnie wersje ale oczywiście wariacji kolorystycznych na bazie wyżej wymienionych kosmetyków było o wiele więcej ;)
                                                                
Stałymi elementami każdego makijażu na zdjęciach były:
NYX Loose Powder LFP 11 Light Beige, Kryolan Anti-Shine Powder i Color Blend White (mieszanka) 
Sephora Concealer Palette najjaśniejszy beż
Wibo Eyebrow Stylist
Avon Eye Shadow Primer Light Beige
NYX Doll Eye Mascara Volume Extreme Black

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...