środa, 30 kwietnia 2014

Technologia epidermalna od Soraya

Nie wiem jak to się dzieje ale zawsze gdy tylko pojawi się chwila wolnego w pracy to domowe czasozajmowacze mnożą się jak króliki na wiosnę i ciężko nawet ogarnąć się na tyle, żeby napisać posta. Na szczęście udało mi się dzisiaj wygospodarować chwilę i coś dla Was skrobnę.
Zapraszam :)
                                         
Soraya
Hialuronowy Mikrozastrzyk
Natychmiastowe Wygładzenie
Serum 100%
Przeciwzmarszczkowy koncentrat kwasu hialuronowego
na dzień i na noc
                                      
OBIETNICE PRODUCENTA:
Kompleksowa technologia wygładzania zmarszczek i odmładzania wyglądu skóry
Koncentrat kwasu hialuronowego to wyjątkowe serum dla kobiet, które od kosmetyku oczekują natychmiastowego efektu "lepszej skóry". Koncentrat intensywnie nawilża naskórek, otacza go przyjemnym, wilgotnym kompresem i zapewnia natychmiastowe wygładzenie jego powierzchni. Pojawia się odczucie niezwykłego komfortu, a skóra staje się jedwabista w dotyku i ładnie napięta. Regularnie stosowany redukuje zmarszczki.
Potwierdzone rezultaty stosowania:
- Spektakularne wygładzenie naskórka
- Intensywne nawilżenie
- Natychmiastowy efekt jedwabistej cery
- Poprawa napięcia skóry
- Natychmiastowa poprawa komfortu cery
Kwas hialuronowy odgrywa niezmiernie ważną rolę w skórze, pomagając jej zachować odpowiednie nawilżenie, sprężystość i jędrność. Jego cząsteczki mają ogromną zdolność do wiązania wody, przez co jest to jeden z najlepszych nawilżaczy znanych w kosmetologii.
Epidermalna technologia natychmiastowego wygładzenia naskórka - zastosowany w serum skoncentrowany kwas hialuronowy w formie wielkocząsteczkowej, niczym wilgotny kompres otula powierzchnię naskórka, utrzymując wodę, zapewniając intensywne nawilżenie oraz natychmiastowe odczucie satynowo gładkiej skóry.
                                        
SKŁAD:
aqua, soadium hyaluronate, phenoxyethanol, methylparaben, ethylparaben, propylparaben
                                                                         
                                         
Kosmetyk ma formę bezbarwnego i bezzapachowego, dosyć rzadkiego żelu, który błyskawicznie się wchłania i pozostawia lekką warstwę na twarzy dającą efekt wygładzenia skóry.
                                 
Nie wiem jak serum spisuje się solo bo tak go nigdy nie stosowałam ale zaaplikowane przed nałożeniem kremu bardzo przyjemnie nawilża i wygładza oraz likwiduje uczucie ściągnięcia. Po jego nałożeniu skóra nie woła już pić i nie piecze. Stosowane regularnie sprawia, że drobne zmarszczki zostają wygładzone a stan skóry poprawia się do tego stopnia, że aplikację serum spokojnie można ograniczyć do jednej w ciągu dnia. Kosmetyk bardzo dobrze sobie radzi również z suchymi skórkami, których właściwie nie obserwuję od momentu jego wprowadzenia.
Żadnych negatywnych skutków jego użytkowania nie odnotowałam.
                                                 
Opakowanie zaliczam na + : miły dla oka i utrzymany w jasnych barwach kartonik skrywa zakręcaną tubkę, w której znajduje się serum. Tubka zakończona jest precyzyjnym dzióbkiem, który ułatwia dozowanie. Jedyne co mi przeszkadza w opakowaniu to zakrętka bo zdecydowanie bardziej wolałabym zamknięcie na klik.
                              
                                             
POJEMNOŚĆ: 30ml
DOSTĘPNOŚĆ: Drogerie, internet
CENA: Około 20zł
                            
Dobry i działający kosmetyk o niewygórowanej cenie i bezproblemowej dostępności. Nie powoduje i nie przyspiesza przetłuszczania się skóry a jednocześnie likwiduje uczucie ściągnięcia i napięcia.
Polecam.
         
EDIT: Niestety przy dłuższym i regularnym stosowaniu specyfik ten mnie wywołał u mnie na brodzie totalny i nieustępujący wysyp gul, które nie chciały ani się wchłonąć ani wyjść do wierzchu. Dużo wody w Wiśle upłynęło zanim odkryłam, że to jego sprawka ale na szczęście po jego odstawieniu skóra całkiem szybko wróciła do stanu normalności i tylko wielkie czerwone plamy dosyć długo przypominały mi o minionej masakrze. Resztki zużyłam jako dodatek do glinki i w takiej postaci nie zrobiła mi krzywdy.
Ewidentnie kosmetyki z kwasem hialuronowym mi nie służą więc będę je omijać szerokim łukiem a do tego gagatka więcej nie wrócę.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Ulubieńcy: kwiecień 2014

W związku z ogromnymi zawirowaniami jakie w kwietniu przyniosła nowa praca makijaż choć robiony codziennie zszedł jednak na dalszy plan. Sięgałam głównie po sprawdzone produkty przeznaczone do zdenkowania, których nakładanie zajmuje mi minimum czasu i daje maksymalny efekt. Pomimo tego udało mi się jednak znaleźć kilku ulubieńców, których z przyjemnością Wam pokażę.
                                      
                                                     
Zapraszam :)
                                                
                             
Na twarzy standardowo już królował M.A.C. Matchmaster Foundation 1.0. Jest tak dobry, że podrasowuję nim mniej pasujący mi podkład. Muszę go w końcu zrecenzować ale jakoś zawsze mi z tym nie po drodze ;)
                                    
Pod oczyma również typowo YSL Touche Eclat 01, który daje mi idealny efekt końcowy i spisuje się nawet wtedy, gdy dopada mnie jakiś dziwny przesusz w tych okolicach.
                 
                                       
Na górnej powiece bezdyskusyjnie panowała kredka Paese Linea Automatic Eyeliner 453 Plum Glam. Łatwość aplikacji, genialna trwałość, piękny wielowymiarowy kolor i wysuwana forma sprawiają, że jej po prostu nie da się nie kochać ;)
                                  
Na linii wodnej również bez zmian: Catrice LE Hollywood's Fabulous 40'ties Eyebrow Lifter 001 Casablanca Higlight's. Już sobie nie wyobrażam makijażu bez jej użycia aczkolwiek...
                             
W tym miesiącu zdarzało mi się również sięgać po Al- Sherifain Kohl w proszku. Co prawda nie przepadam za czernią na linii wodnej ale ten preparat okazał się doskonałym panaceum na niewyspanie, alergię i przesuszenie oczu a nawet ból głowy. Zdecydowanie muszę mu dokupić kolegę w sztyfcie, którego w złe dni będę mogła zabrać w torebce do pracy.
                                      
                            
Wstyd się przyznać ale przez zabieganie praktycznie przestałam poświęcać czas na malowanie ust. W związku z tym postanowiłam zużyć próbkę tintu, którą dostałam od Marty i efekt tak bardzo przypadł mi do gustu, że wyciągnęłam zalegające w wyprzedażowym pudełeczku egzemplarze Essence LE A New League lip tint 01 My Retro Jacket's Red oraz Essence LE Vampire's Love lipstain 02 True Love, które poza Chap Stick'iem stanowią mój jedyny makijaż ust w pracy. Zdecydowanie to jest to czego mi było potrzeba ;)
                            
                             
W kwietniu mój nos okazał się wyjątkowo łaskawy i pozwolił mi nosić przepiękny i super trwały zapach jakim jest Giorgio Armani Aqua di Gioia Essenza. Aromat ukryty w buteleczce jest idealny na wiosnę oraz pierwsze ciepłe i słoneczne dni. Sięgam po niego tak często, że już widać poważny ubytek ;)
                           
To już wszystkie kosmetyki, które wyjątkowo przypadły mi do gustu w kwietniu a jak Wam upłynął miesiąc?
Znaleźliście coś godnego miana "ulubieńca"?
Podzielcie się swoimi odkryciami.

sobota, 26 kwietnia 2014

Wysoka technologia w tuszu

Nie raz już pisałam, że tusz do rzęs to mój must have w makijażu dlatego często je zmieniam i wypróbowuję różne wersje w poszukiwaniu ideału. Poprzednia maskara okazała się totalnym niewypałem a jak było tym razem?
Jeżeli jesteście ciekawi to zapraszam do dalszej części posta ;)
                                       
Pierre Rene
Hi-Tech Mascara
Black
                                                                      
POJEMNOŚĆ: 10ml
DOSTĘPNOŚĆ: Sieciowe i nie sieciowe drogerie, internet
CENA: Około 14zł
                             
     

  
  
Szczotka jest długa i składa się z sylikonowych, dosyć gęsto upakowanych ząbków. Łatwo się nią operuje i bez problemu można dotrzeć nawet do najmniejszych rzęs w kącikach ale jednocześnie trzeba zachować ostrożność, gdyż nie chcący można sobie dosyć nieprzyjemnie po kłuć powiekę albo oko.
                             


                        
                                                          
Choć szczotka wygląda obiecująco to niestety efekt jaki uzyskujemy jest marny. Producent obiecuje pogrubienie, precyzyjne rozdzielenie i potrójną objętość rzęs oraz gwarantuje super czarne, maksymalnie podkreślone rzęsy a ekskluzywna formuła ma dbać o ich kondycję oraz chronić je przez cały dzień przed atakiem zanieczyszczeń i czynników zewnętrznych przez co rzęsy mają być wzmocnione i jeszcze piękniejsze każdego kolejnego dnia to niestety o takich osiągach możemy zapomnieć. Niestety obietnice nadają się tylko do włożenia między bajki bo jedyna, która zostaje rzetelnie spełniona to ta obiecująca super czarny kolor.
                      
Oko po lewej 1 warstwa tuszu, po prawej saute:
                                   
Jego konsystencja jest bardzo rzadka przez co niestety zjeżdża z rzęs w trakcie aplikacji lubi się paskudnie rozmazywać na dolnej i górnej powiece zaraz po pomalowaniu i ma ogromne tendencje do sklejania rzęs tym mocniej im więcej warstw nałożymy. Kiedyś chciałam wzmocnić efekt trzecią warstwą i niestety to co otrzymałam nadawało się jedynie do zmycia. Wyjątkowo dałam mu czas na złapanie oddechu i przeschnięcie ale nic to nie dało. Nawet po miesiącu wszystko było tak samo. Mam wrażenie, że przez to okaże się niezużywalny i niezniszczalny. Na szczęście jednak nie grudkuje, nie osypuje się i nie robi lumpów klumpów.
                                                      
Oko po lewej 2 warstwy, po prawej saute.
                                                          
Tak jak już wspominałam kolor jest piękny i głęboki ale to tylko jedna z bardzo dwóch jego zalet gdyż tusz nie pogrubia i nie podkręca a jedynie odrobinę wydłuża. Drugą zaletą jest to, że świetnie pokrywa końcówki rzęs dzięki czemu wyraźnie uwidacznia ich rzeczywistą długość.
Zmywa się bajecznie łatwo i bezproblemowo a jednocześnie gdy już uda mu się zaschnąć nie rozmazuje ani nie tworzy efektu pandy więc nie trzeba co chwilę zaglądać w lusterko. Nie uczula, nie podrażnia ani nie wywołuje żadnych reakcji ubocznych.
                                                                                                                                                


                   
             
Opakowanie jest skromne, klasycznie czarne i spłaszczone dzięki czemu wygląda elegancko oraz gustownie. Napisy się nie ścierają ale nie narażałam ich wybitnie na zniszczenia więc nie mam pojęcia jak przetrwałyby noszenie w torebce. W każdym razie całość jest miła dla oka i jak najbardziej w moim guście.
                    
               
           
                       
                        
Pomimo świetnych zapowiedzi i całkiem obiecujących parametrów tusz okazał się dla mnie całkowitym niewypałem bo co z tego że ma ładny kolor się nie nie rozmazuje kiedy z nim na rzęsach wyglądam praktycznie tak samo jak i bez tuszu?
Po niespełna miesiącu jego użytkowania poszedł w odstawkę i choć już kilka razy po niego sięgałam w ramach sprawdzenia skutków "podeschnięcia" to za każdym razem z wielkim rozczarowaniem odkładałam go ponownie.
Polecać go zdecydowanie nie będę bo nie mam ku temu powodów jednak widziałam tez kilka jego pozytywnych recenzji w sieci a moja koleżanka jest z niego bardzo zadowolona więc możecie wypróbować na własne ryzyko. Dużych strat finansowych to nie przyniesie.

środa, 23 kwietnia 2014

Kosmetyczne niewypały: kwiecień 2014

Wieki już nie pisałam o bublach ale to nie znaczy, że mi się nie trafiały. W postach ze zużyciami zobaczycie, że od czerwonych znaczków aż się roi ale do niedawna nic mnie nie zirytowało na tyle że chciałabym to publicznie i szczegółowo obsmarować. Niedawno jednak przytrafiły mi się aż trzy takie gagatki więc aż się prosiło o posta. Jeżeli jesteście ciekawi co tak bardzo podziałało mi na na nerwy to zapraszam ;)
                                                 
                                                               
Mrs. Potter's
Ekspresowa odżywka bez spłukiwania
odbudowa i nawilżanie/włosy suche i zniszczone
Niestety nazywanie tego specyfiku odżywką to jedno wielkie nieporozumienie. Mam wrażenie, że ktoś nalał tam wody, lekko podbarwił ją na turkusowo i próbuje na tym zarabiać. Jedyny jej pozytyw to ładny zapach i praktyczne, nie psujące się opakowanie ale co z tego? Co prawda w składzie jest obiecywany aloes ale niestety daleko w składzie a do tego przytłoczony kilkoma alkoholami i toną innej chemii. Z włosami nie robi kompletnie nic. Nie wygładza, nie nadaje połysku, nie ułatwia rozczesywania. Na szczęście też nie obciąża. Stosując ją stwierdziłam, że równie dobrze mogłabym spryskiwać włosy wodą ze studni albo z kranu :( Żeby ją zużyć i nie zniszczyć przy tym włosów muszę co drugi dzień sięgać po odżywkę do spłukiwania a razem z nią na przynajmniej połowę długości włosów stosować serum wygładzające. Więcej do niej nie wrócę a wręcz będę omijać szerokim łukiem.
                                                          
Pat&Rub
Balsam do rąk
cynamon, imbir, goździk, szałwia
Tym razem preparat, który choć w przeciwieństwie do poprzednika skład ma zacny to tak jak i on nie robi totalnie nic! Ma ładny zapach ale zbyt mocny i trwały. Opakowanie też jest miłe dla oka i praktyczne ale niestety to koniec jego zalet. Stosowałam go nawet kilkanaście razy na dzień i jedyne co mogłam zaobserwować to nieustannie pogarszający się stan moich dłoni. Konsystencja przypomina mleczko do ciała ale się nie wchłania w skórę za to błyskawicznie wyciera. Kosmetyk lubi pozostawiać mokrą, śliską, olejkową i tłustą warstwę, która bardzo przeszkadza a jednocześnie nie ma żadnych dobroczynnych właściwości. Cena balsamu jest piorunująca a wydajność zatrważająca bo praktycznie jej nie ma :/ Dla mnie jest on zupełnie nie wart zakupu bo o wiele taniej mogę mieć kremy działające cuda.
                                                                                                                 
The Body Shop
Chocomania
Beautifing Oil
Suchy olejek do twarzy, ciała i włosów
Następne drogie i beznadziejne dziadostwo, w którego składzie jakiekolwiek wartościowe olejki zajmują się za zapachem :( Stosowałam go jako dodatek do glinki i się nie sprawdził bo zamieniał ją w kamień oraz sprawiał, że nie przyklejała się do skóry. W związku z tym zaczęłam nakładać ją na włosy i tu też dał ciała bo nie robi kompletnie nic a na dodatek trzeba ją usuwać mocnym szamponem gdyż niesamowicie przyspiesza przetłuszczanie. Ponad to zapach jest okropny: intensywny, mdlący i mocny więc wywołuje u mnie potężny ból głowy wiec koniecznie muszę dokładać do niej oliwkę o równie intensywnym acz mocniejszym aromacie dzięki czemu oba zapachy się niwelują i da się to jakoś znieść. Na szczęście na rynku jest na tyle świetnych i tańszych kosmetyków, że spokojnie będę mogła o nim zapomnieć.
                                                       
To już Wszystko co dla Was przygotowałam. Na całe szczęście nie ma tego dużo ale muszę przyznać, że i tak mocno mi się uprzykrzają. Mam nadzieję, że po ich zużyciu już nie trafię na nic równie beznadziejnego?
                                           
Jak tam u Was?
Trafiacie na jakieś paskudy, czy wszystkie kosmetyki, które używacie są dobre?

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Meteoryty

Nawiązując do świątecznej atmosfery i przewodniej tematyki okresu Wielkiej Nocy mam dla Was recenzję kolorowych kulek. Co prawda nie są to pisanki ale też powinny się Wam spodobać ;)
Do współpracy zaprosiłam Martę, która ostatnio strasznie się rozleniwiła i pomimo moich mało subtelnych próśb oraz nacisków porzuciła bloga i nie raczy nas już swoimi recenzjami :( Tym razem jednak udało mi się ją zmobilizować więc zapraszam na recenzję gościnną ;)
Miłej lektury ;)
                                       
Kilka miesięcy temu skorzystałam  z wyprzedaży u Kasi i zakupiłam odsypkę meteorytów Guerlain. Kolor, który posiadam to najjaśniejszy 01 Teint Rose z podstawowej kolekcji.
   
Kosmetyk przychodzi do nas w postaci kuleczek w pięciu różnych kolorach. Podobno każda z nich ma swoje własne przeznaczenie, ale dla mnie liczy się całokształt, czyli efekt jaki uzyskuję po zmieszaniu wszystkich odcieni.
   
Zgodnie z zaleceniami Kasi, meteoryty stosuję jako wykończenie makijażu czyli nakładam je na zwykły puder transparentny, choć czasem zdarza się, że na sam podkład i korektor również. Kosmetyk nie stanowi problemów przy nanoszeniu na twarz. Kuleczki są bardzo miękkie i z łatwością przyczepiają się do pędzla, ale jednocześnie nie są kruche, wiec nawet kiedy jedna z nich wypadnie z opakowania czy zostanie ściśnięta, to nie rozpada się.
                                                  
                                                   
To, jak wygląda cera po zaaplikowaniu kosmetyku jest bardzo ciężkie do opisania. Każdy to powtarza, ale tę różnicę naprawdę trzeba zobaczyć na żywo, żeby w pełni zrozumieć o co chodzi. Mimo wszystko po długiej obserwacji stwierdzić mogę, że cera jest niesamowicie lśniąca (nie błyszcząca, nie świecąca się!), wygładzona, promienna , wygląda bardzo świeżo i zdrowo. Wszelkie zaczerwienienia czy nierówności w kolorycie zostają zniwelowane,  rysy twarzy zmiękczone, nie są tak bardzo wyraźne, a róż czy inne kosmetyki kolorowe rewelacyjnie wtopione w makijaż, wyglądają bardzo naturalnie. Nawet kiedy zdarzy mi się przesadzić z ilością różu, albo niedokładanie go rozprowadzę, to meteoryty i tak całość ujednolicą. Śmiało mogę powiedzieć, że dzięki nim uzyskujemy efekt Photoshopa, ale w naturalnym wydaniu.  Drobinki, które znajdują się na niektórych kuleczkach nie są widoczne na twarzy, zarówno w dziennym jak i sztucznym świetle. Trzeba się naprawdę bardzo dobrze przyjrzeć, żeby dostrzec niewielki pyłek.
   
Ponieważ moja cera nie ma problemu z przetłuszczaniem, a każdy makijaż trzyma się bardzo dobrze, ciężko mi stwierdzić czy meteoryty w jakikolwiek sposób wpływają na wygląd strefy T w miarę upływu czasu. Wiem jednak, że wspomniane wcześniej zniwelowanie zaczerwienień „trzyma się” przez cały dzień. W momencie zmywania makijażu czerwone policzki czy nos nie wybijają spod podkładu, choć w rzeczywistości taki właśnie kolor mają.
   
Niestety, meteoryty mają również wady, a właściwie jedną wadę, którą jest… tak zachwalany przez wszystkich zapach. Woń podobno ma być fiołkowa i rzeczywiście jest to w jakiś sposób wyczuwalne, ale mimo wszystko i tak całość przytłumiona jest dość duszącą kompozycją. Według mnie to trochę tani, bazarowy zapach, który nie uprzyjemnia stosowania kosmetyku, a wręcz trochę go utrudnia, gdyż muszę to robić „na wdechu”.
                                   
                                              
Podsumowując, meteoryty bardzo mnie zachwyciły i jeżeli kiedykolwiek uda mi się zużyć otrzymaną porcję, to zdecyduję się na zakup kolejnej, ewentualnie skuszę się na pełnowymiarowe opakowanie. Stosuję je codziennie i nie wyobrażam sobie teraz makijażu bez ich użycia.
    
Kasi dziękuję za możliwość posiadania tego cuda, a Wam z całego serca polecam jego zakup. Cena nieco przeraża, ale biorąc pod uwagę niesamowitą wydajność nie jest już tak strasznie, po za tym zawsze można kupić odsypkę ,która również wystarczy na baaardzo długo.

coralblush19

sobota, 19 kwietnia 2014

Wesołego jajka!

W tę wietrzną i deszczową Wielką Sobotę chciałabym Wam życzyć:
                                
 Źródło: http://www.students.ch/res/pl/index.html
                                                
Przede wszystkim zdrowia a zaraz potem spełnienia marzeń, odpoczynku i wytchnienia oraz smacznego jajka a także mokrego Dyngusa. Blogger(k)om wiele natchnienia i samych poczytnych tematów a czytelnikom wolnych chwil i pysznej kawki/herbatki do lektury ;)
                                                
Źródło: https://www.facebook.com/Soonx3/photos/a.273666745999998.70730.260986790601327/686453071388028/?type=1
                                                            
A na po Świętach życzę Wam idealnych sylwetek i żeby kulinarne fanaberie nie wypłynęły boczkami ;)

środa, 16 kwietnia 2014

Zużycia: marzec 2014

Jest już prawie połowa kwietnia więc czas najwyższy zakończyć podsumowania poprzedniego miesiąca. Dzisiaj będzie o tym co udało mi się zdenkować i pożegnać
                                               
                                                
Zapraszam :)
                              
Na początek to co zużywa się najdłużej:
1. Sunshade Minerals Bambo Kabuki - O jego zakupie pisałam TUTAJ. Nie był to mój ulubiony pędzel i głównie leżał nieużywany w szafce. Ostatnio jednak po tym jak posypało mi się jajo i Real Techniques Stippling Brush wzięłam go ostro w obroty i służył mi do nakładania płynnych podkładów. Niestety nie wytrzymał długo tej presji :(
 2. L'Oreal True Match Korektor kryjący niedoskonałości cery Ivory - Odlewka od Marty. Niestety nie dogadywał się z moją skórą więc cieszę się, że już się skończył a zakupu pełnowymiarowego egzemplarza nie planuję.
 3. Amilie Mineral Cosmetics Bing Cherry Blush - Przyjemniaczek ale jednak nie do końca podobał mi się kolor jaki dawał na twarzy.
 4. Oriflame Amazonia for Her EDT - Opinia KLIK. Świetny zapach na wiosnę i lato. Na szczęście kupiłam druga buteleczkę gdy była dostępna więc tego lata również będę mogła się nim cieszyć.
                                                  
 5. Top Choice Pilniczek - Przyjemny ale bardzo nietrwały.
 6. Ann Co Pilnik EKO - 180/220 - Bardzo dobry. Świetnie piłuje a przy tym nie niszczy paznokci.
 7. Exclusive Szklany Pilnik - Niestety bardzo kiepski bo warstwa ścierna błyskawicznie się zniszczyła.
 8. Wibo Eliksir z jedwabiem - Recenzja KLIK.
 9. Alkemika Pielęgnujący zmywacz lakieru - Recenzja KLIK.
                                                          
 10. Joanna Naturia Żel do higieny intymnej Ekstrakt z kory dębu - Ładny zapach, wydajny, ma przyjemną, gęstą konsystencję. Nie powoduje podrażnień i zapobiega ich powstawaniu. Butelka ma idealną pojemność na wyjazd.
 11. Yves Rocher Jardins du Monde Kremowy żel pod prysznic Ziarna kawy z Brazylii - Ładny zapach choć za kawą nie przepadam. Ma świetna konsystencję i tworzy wspaniała pianę. Wydajność OK. Musze wypróbować inne żele w kremowej wersji.
 12. Joanna Fruit Fantasy Kremowy żel pod prysznic Brazylijska mandarynka - Zapach, konsystencja i mycie OK. Trochę wysusza skórę wiec balsam jest niezbędny ale to standard wśród żeli z SLS/SLES. Wydajność bardzo dobra. Opakowanie jest trochę zbyt twarde więc trzeba się pomęczyć żeby go wydobyć, zwłaszcza pod koniec.
                                              
 13. Mariza Active Care Krem do rąk Naprawczy - OK, choć początkowo ciężko mi było się z nim dogadać. Wolno się wchłania i pozostawia lepką sylikonową warstwę więc bardziej nadaje się na noc niż do torebki. Ładnie pachnie.
 14. Eveline Slim Extreme 4D Argan Oil Termoaktywne Serum Wyszczuplające - Zapach bardzo intensywny, średnio mi się podobał, przyjemna konsystencja żelu-balsamu ale złote drobinki zupełnie zbędne. Rozgrzewa do tego stopnia, że parzy a skóra swędzi. Na szczęście nie uczula. Mam wrażenie, że działa ale nie mierzyłam się więc dowodów nie mam. Nie wrócę tylko dlatego, że pieczenie nie przypadło mi do gustu bo nie lubię aż tak mocnych wrażeń.
 15. Venus Balsam do ciała Ujędrniający - Ma ładny, delikatny zapach. Dobrze nawilża, szybko się wchłania, nie pozostawia tłustego ani lepkiego filmu. Ma przyjemną lejącą konsystencję śmietany 30%.
                                                           
16. Barwa Ziołowa Szampon Czarna Rzepa - Zużyłam go do prania ręcznego i mycia pędzli. Kiepski jest.
17. Joanna Friut Fantasy Szampon z odżywką Brazylijska mandarynka - Dobrze oczyszcza, nie obciąża, nie przyspiesza przetłuszczania. Zapach OK, bardzo dobra wydajność ale bez odżywki się nie obejdzie bo trochę plącze włosy.
18. Loton Argan-Repair Odżywka z olejkiem arganowym - Ma świetny brzoskwiniowy zapach i dobrą pompkę, która działa do końca. Bardzo ułatwia rozczesywanie i wygładza włosy ale trzeba uważać bo lubi obciążać włosy.
                                            
19. Domowy peeling kawowy.
20. Bondt Żel do golenia - Bardzo dobry, robi co ma robić i nie pachnie zbyt mocno i męsko a na dodatek jest tani :)
                                               
To już wszystko co wylądowało w torebce ze zużyciami. Co prawda przystopowałam trochę ale ciesze się, że nadal utrzymuję dobre tempo i powoli znikają mi zapasy. Mam nadzieję, ze taka tendencja utrzyma się jeszcze jakiś czas.
                                       
Jak Wam upłynął marzec?
Skończyło się Wam dużo kosmetyków czy uparcie zajmują miejsce na półkach i w szafkach?

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Ultra intensywne nawilżanie

Czas na kolejną recenzję kosmetyku marki Cetaphil. Wszystko na ich temat znajdziecie na stronie producenta KLIK KLIK więc zapraszam na moje wrażenia z jego stosowania :)
                                                         
Cetaphil
DA Ultra
Krem intensywnie nawilżający
                                   
SKŁAD:
aqua (purified water/eau purifiee), glycerin, hydrogenated polyisobutene, cetearyl alcohol (and) ceteareth-20, macadamia integrifolia seed oil, butyrospermum parkii (shea butter), tocopheryl acetate, cyclopentasiloxane, sodium pca, cyclopentasiloxane (and) dimethiconol, benzyl alcohol, phenoxyethanol, panthenol, sodium polyacrylate, farnesol, staearoxytrimethylsilane (and) stearyl alcohol, acrylates/c10-30 alkyl acrylate crosspolymer, citric acid, sodium hydroxide
                                                                     
                                                                             
POJEMNOŚĆ: 85g
DOSTĘPNOŚĆ: Apteki, internet
CENA: Około 30zł
                                                     
                                                                 
Krem ma postać białego, lekkiego balsamu i przypomina mleczko do ciała. Pachnie bardzo delikatnie, wręcz niewyczuwalnie nawet po przyłożeniu nosa do opakowania.
Wydajność kosmetyku jest ogromna i praktycznie się nie zużywa.
                                                                         
Kosmetyk świetnie nawilża skórę i błyskawicznie się wchłania pozostawiając bardzo delikatny naturalny połysk. Stanowi doskonałą bazę pod makijaż i nie powoduje przetłuszczania się skóry. Bez obaw można stosować go również na wrażliwą skórę wokół oczu gdyż jego działanie nie ma żadnych niepożądanych skutków ubocznych. W kryzysowych sytuacjach można go również wetrzeć w dłonie.
                                                      
Krem zapakowany jest w plastikową tubkę zamykaną na klik umieszczoną w kartonowym pudełeczku, na którym zamieszczone są wszystkie informacje i skład. Otwór zaopatrzony jest w niewielki dzióbek, dzięki któremu domknięcie jest szczelne a kosmetyk nie wypływa na klapkę. Dodatkową zaletą jest to, iż tubka stawiana jest na zakrętce więc krem spływa w dół i łatwo go wydobyć do ostatniej kropli.

                                                         
Podsumowując: Bardzo dobry i delikatny krem do wrażliwej i bardzo wysuszonej skóry. Gorąco polecam :)

sobota, 12 kwietnia 2014

Targi, targi i po targach ;)

Dzisiaj miałam pokazać Wam co udało mi się zużyć w marcu ale nie mogłam się powstrzymać i postanowiłam podzielić się z Wami tym co udało mi się kupić w ubiegły weekend na 29. Międzynarodowym Kongresie i Targach Kosmetycznych LNE & spa.
Zapraszam :)
                                                   
                                                
Rzecz jasna skleroza nie boli więc zapomniałam aparatu (w obydwa dni) więc zdjęć z kongresu nie będzie ale za to udało mi się kupić wszystko co chciałam (a nawet trochę więcej) oraz uczestniczyć w całym bloku wizażowym, który miał miejsce w niedzielę :)
 Mam nadzieję, że na kolejne targi również uda mi się wybrać a tymczasem zapraszam do oglądania moich nabytków.
                                                          
Na początek pędzlowe szaleństwo, które odbyło się na stoisku Maestro. Nie wiem co mnie opętało ale nie żałuję ;) Od góry:
Złota Seria Foundation III
Złota Seria Foundation II
Złota Seria Modelage
                                       
Pędzel do pudru Seria 110 rozmiar 22 - U mnie będzie służył jako pędzel do różu :)
Pędzel wachlarzowy do pudru Seria 142 rozmiar 20 - Mam zamiar stosować go do brązera.
Pędzel do maseczek i kwasów owocowych Seria 840 rozmiar 6 - Dla mnie będzie idealny do rozświetlacza.
                                         
Pędzel do malowania ust Seria 720 rozmiar 2 - Stwierdziłam, że nada się idealnie do punktowego nakładania kamuflażu.
Pędzel do brwi Seria 640 rozmiar 4
Pędzel do eyelinera i brwi Seria 660 rozmiar 4 - Może dzięki niemu wreszcie przekonam się do eyelinerów w żelu ;)
                                               
W zbliżeniu od lewej:
Pędzel do eyelinera i brwi Seria 660 rozmiar 4
Pędzel do brwi Seria 640 rozmiar 4
Pędzel do malowania ust Seria 720 rozmiar 2

                                                          
Poza pędzlami przytrafił mi się zupełnie nieplanowany zakup paznokciowy:
Orly Bonder
                                      
Od uczestników targów dostałam kilka próbek:
 Clarena Algaplast Black Caviar Mask - 2  sztuki
 Clarena Napinający aktywator do alg - 2sztuki
Natural Aromas Cukrowy peeling do ciała Owoc mango
                                      
Jak widzicie poszalałam totalnie i teraz czeka mnie wielomiesięczny ban na zakup pędzli oraz realizację zachcianek kosmetycznych. Będę musiała ograniczyć się do tego co niezbędne.
                                                   
Byliście na targach?
Jak wrażenia?
Kupiliście coś ciekawego?

środa, 9 kwietnia 2014

Evolution of Smooth

Ten kosmetyk już wieki temu pojawił się na mojej wish liście ale jakoś zawsze było mi nie po drodze z jego zakupem. W zeszłym roku dostałam go jednak jako prezent urodzinowy od Marty i nie było już wymówek. Co prawda odleżał swoje w komodzie z kolorówką ale w tym roku nareszcie się za niego zabrałam i oto nadszedł czas na wnioski.
Zapraszam :)
                                      
E.O.S.
Evolution of Smooth
Lip balm
Medicated Tangerine
                                                           
OBIETNICE PRODUCENTA:
Use helps relieve symptoms of cold and chapped lips.
                                                   
SKŁAD:
olea europea (olive) fruit oil, beesvax (cire d'abeille), hydrogenated coconut oil, simmondsia chinensis (jojoba) seed oil, flavour, butyrospermum parkii (shea butter), stevia rebaudiana leaf/steam extract, camellia sinensis leaf extract, punica granatum (pomegranate) seed oil, zingiber officinale (ginger) root extract, euterpe oleracea (acai)fruit extract, helianthus annuus (sunflower) seed oil, tocopherol, sesamum indicum (sesame) seed oil, zinc oxide, ascorbyl palmitate, citric acid, honey, benzyl benzoate*, citrall*, geraniol*, limonene*, linalool*
*Component of flavour
                                        
POJEMNOŚĆ: 7g
DOSTĘPNOŚĆ: Internet
CENA: Około 20zł
                                          
Kosmetyk ma bardzo ciekawą i miłą dla oka formę, która zwróciła nawet uwagę mojego mężczyzny ;) Opakowanie to początkowo zafoliowana (!!!) kula z zagłębieniem z jednej strony, które ułatwia odkręcanie. W jego środku znajduje się półkula balsamu. Co niezwykłe kosmetyk nie znajduje się w zagłębieniu opakowania a jest jedynie do niego przymocowany dzięki czemu można go zużyć do samego końca bez potrzeby macania go placami.
Jajko jest fajne i szpanerskie ale już z praktycznością jest gorzej. Wszystko jest ok gdy trzymamy go w domu albo ciągle nosimy ze sobą dużą torbę, natomiast w przypadku gdy musimy zmieścić się do małej torebeczki, kopertówki albo kieszeni to już nie ma szans na zabranie go ze sobą. Jak dal mnie jest to kosmetyk jedynie do postawienia na nocnej szafce koło łóżka.
                                                                    
                                         
Według mnie balsam pachnie chemicznie i mało przyjemnie, ma słodki zupełnie nie przypominający czegokolwiek smak i biały kolor. Na ustach jest bezbarwny i pozostawia jedynie satynowy połysk. Na szczęście po kilku użyciach przywykłam do zapachu i zupełnie przestałam go czuć. Smak jest mi obojętny chociaż czasami mocno mnie wkurza, gdyż nie mogę jeść słodyczy a bywają dni kiedy bardzo, bardzo za nimi tęsknię :( W opakowaniu ma twardą i zwartą konsystencję, która tylko trochę topi się pod wpływem ciepła więc trzeba nim trochę pomazać po ustach aby go nałożyć odpowiednią ilość. Ma to także swoje plusy gdyż ciężko z nim przesadzić.
                                                             
Na koniec zajmę się kwestią najtrudniejszą i najbardziej sporną, czyli działaniem. Niestety nie jest ono ani takie jakiego można by się spodziewać ani takie jakiego oczekiwałam :( Ten kosmetyk nie robi kompletnie NIC poza lekkim nawilżeniem. Jeżeli usta są w dobrym stanie bez pęknięć, zajadów, otarć, suchych skórek oraz najróżniejszych innych niedoskonałości i potrzebują jedynie nawilżenia i natłuszczenia to wtedy balsam się spisze. Tak samo jak sprawdziłaby się najzwyklejsza wazelina czy jakiekolwiek inne, nawet najtańsze mazidło. Jeżeli jednak usta są w złym stanie to nie ma szans aby ten cudak im pomógł i konieczne jest wspomaganie go innym preparatem.
Na szczęście nie odnotowałam aby wywoływał jakiekolwiek niepożądane skutki uboczne.
Wydajność również pozostawia sporo do życzenia jednak jest to zrozumiałe gdyż uczucie nawilżenia znika w tej samej chwili co balsam więc trzeba go często re-aplikować.
                                                       
Podsumowując: Jak dla mnie specyfik ten jest zupełnie nie wart ani swojej ceny, ani szumu jaki jest wokół niego. Za dużo mniejsze pieniądze można dostać lepszy, wydajniejszy i bardziej praktyczny produkt, który sprawdzi się w każdej sytuacji.
Jeżeli nie macie wielkiego problemu z ustami a bardzo chce cie go mieć to wypróbujcie inne wersje (podobno zdecydowanie lepiej pachną) ale jeżeli potrzebujecie czegoś co Wam pomoże to omińcie go i szukajcie dalej bo czeka Was kosztowny zawód :(

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Kosmetyczne nowości: marzec 2014

Czas najwyższy na kolejny post podsumowujący ubiegły miesiąc. Tym razem pokażę Wam wszystko co wpadło do mojej kosmetyczki.
                                                         
                                                                      
Zapraszam :)
                                                
Na początek zakupy:
Chap Stick Classics Wiśniowy - Mazideł do ust u mnie dostatek ale potrzebowałam czegoś małego, co w pracy będę mogła wcisnąć do kieszeni i nie wyglądać przy tym dziwnie.
Intervion Pilnik do paznokci - Kolejne uzupełnienie zapasów.
Pupa Intensywna kuracja przeciw zatrzymywaniu wody i antycellulitowa - 2 próbki - gratis do pilniczka :)
                                          
Oriflame Atomizer do perfum - Kończą mi się próbki i potrzebowałam czegoś w czym mogłabym nosić odrobinę zapachu w torebce. Może nie jest to jakieś cudo ale za cenę 13,90zł i tak jestem z niego zadowolona. Na 100% niedługo pojawi się o nim notka.
Green Pharmacy Krem do stóp przeciw odciskom i zgrubieniom - Ostatni kosmetyk jaki miałam w zapasach jest już w połowie zużyty dlatego musiałam nabyć coś na przyszłość. Ciekawe jak się sprawdzi.
                                                      
Gifty, które wpadły mi w łapki na szkoleniach :)
Pupa:
Pupa Definition Liner Vamp! Eyeliner w filcową końcówką 100 - Czarny. Byłoby z nim wszystko OK, gdyby nie to, że wystarczy jedna łza i wszystko spływa wiec nie ma szans na jaskółkę ale myślę, że przy delikatnym podkreślaniu rzęs się sprawdzi.
Pupa Limited Edition 4 Sun all in One Gold SPF15 Puder Brązujący 005 - Świetny produkt łączący w sobie 3 odcienie brązera i rozświetlacz. Nadaje się zarówno do konturowania jak i do opalania twarzy i ciała. Dobrze spisuje się na jasnych karnacjach i nie wygląda sztucznie. Nie jest też pomarańczowy. Polubiliśmy się od pierwszego użycia :)
Pupa Cream Eyeshadow Vamp! 100 - Cienie w kremie bez przesadnego połysku i drobinek. Po pierwszym teście mnie nie zachwyciły ale dam im jeszcze szansę i zobaczę jak się będą spisywać jako baza.
                                                  
Puder Brązujący:
                                         
                                     
                                                
 Eyeliner i cień w kremie:
                                       
                                         
                                            
Gosh:
 GlySkinCare Cream 5 Krem Pilingujący 5 - Krem złuszczający z kwasem glikolowym w stężeniu 5%. Jeszcze nigdy nie stosowałam kosmetyków z kwasami a bardzo by mi się to przydało wiec jestem go ogromnie ciekawa jednak powstrzymam ciekawość i poczekam z jego stosowaniem do jesieni.
GlySkinCare Super Sunblock SPF30 - Czysto chemiczny filtr przeciwsłoneczny uzupełniający krem z kwasem. Chętnie bym go przetestowała ale niestety zawiera składnik, który mnie uczula więc zużyję go do ciała a na twarz będę musiała znaleźć coś innego.
Gosh BB Cream All in One SPF15 02 Beige - Niestety dla mnie za ciemny więc znalazł już nowy dom.
Gosh Catchy Eyes Provocateur Mascara Black - Po przeczytaniu wielu pozytywnych recenzji na jej temat zaczęłam o niej myśleć a tu myk, jest już w mojej kosmetyczce. Będzie musiała trochę poczekać na swoją kolej ale już nie mogę się doczekać jej testowania.
Gosh Volume Lip Shine 02 - Trochę mleczny, lekko przejrzysty błyszczyk. Czegoś takiego brakowało w moich zbiorach więc chętnie wypróbuję choć ostatnio wolę balsamy w kredce.
                                        
Nowością w marcu jest też rudy odcień na mojej głowie, który choć siedzi tam już kilka dni to nadal budzi we mnie mieszane uczucia i bardzo negatywne u mojego mężczyzny. Mam nadzieję, że się jednak przyzwyczaimy bo im dłużej go noszę tym bardziej mi się podoba ;)
                                               
Takim sposobem dotarliśmy do końca :)
Jestem z siebie dumna bo choć kusiło mnie wiele kosmetyków to udało mi się powstrzymać i kupiłam tylko to co niezbędne.
Jak Wam upłyną marzec?
Szaleliście na zakupach czy ograniczaliście wydatki i stawialiście na zużywanie tego co już macie w swoich zbiorach?

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...