poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Meteoryty

Nawiązując do świątecznej atmosfery i przewodniej tematyki okresu Wielkiej Nocy mam dla Was recenzję kolorowych kulek. Co prawda nie są to pisanki ale też powinny się Wam spodobać ;)
Do współpracy zaprosiłam Martę, która ostatnio strasznie się rozleniwiła i pomimo moich mało subtelnych próśb oraz nacisków porzuciła bloga i nie raczy nas już swoimi recenzjami :( Tym razem jednak udało mi się ją zmobilizować więc zapraszam na recenzję gościnną ;)
Miłej lektury ;)
                                       
Kilka miesięcy temu skorzystałam  z wyprzedaży u Kasi i zakupiłam odsypkę meteorytów Guerlain. Kolor, który posiadam to najjaśniejszy 01 Teint Rose z podstawowej kolekcji.
   
Kosmetyk przychodzi do nas w postaci kuleczek w pięciu różnych kolorach. Podobno każda z nich ma swoje własne przeznaczenie, ale dla mnie liczy się całokształt, czyli efekt jaki uzyskuję po zmieszaniu wszystkich odcieni.
   
Zgodnie z zaleceniami Kasi, meteoryty stosuję jako wykończenie makijażu czyli nakładam je na zwykły puder transparentny, choć czasem zdarza się, że na sam podkład i korektor również. Kosmetyk nie stanowi problemów przy nanoszeniu na twarz. Kuleczki są bardzo miękkie i z łatwością przyczepiają się do pędzla, ale jednocześnie nie są kruche, wiec nawet kiedy jedna z nich wypadnie z opakowania czy zostanie ściśnięta, to nie rozpada się.
                                                  
                                                   
To, jak wygląda cera po zaaplikowaniu kosmetyku jest bardzo ciężkie do opisania. Każdy to powtarza, ale tę różnicę naprawdę trzeba zobaczyć na żywo, żeby w pełni zrozumieć o co chodzi. Mimo wszystko po długiej obserwacji stwierdzić mogę, że cera jest niesamowicie lśniąca (nie błyszcząca, nie świecąca się!), wygładzona, promienna , wygląda bardzo świeżo i zdrowo. Wszelkie zaczerwienienia czy nierówności w kolorycie zostają zniwelowane,  rysy twarzy zmiękczone, nie są tak bardzo wyraźne, a róż czy inne kosmetyki kolorowe rewelacyjnie wtopione w makijaż, wyglądają bardzo naturalnie. Nawet kiedy zdarzy mi się przesadzić z ilością różu, albo niedokładanie go rozprowadzę, to meteoryty i tak całość ujednolicą. Śmiało mogę powiedzieć, że dzięki nim uzyskujemy efekt Photoshopa, ale w naturalnym wydaniu.  Drobinki, które znajdują się na niektórych kuleczkach nie są widoczne na twarzy, zarówno w dziennym jak i sztucznym świetle. Trzeba się naprawdę bardzo dobrze przyjrzeć, żeby dostrzec niewielki pyłek.
   
Ponieważ moja cera nie ma problemu z przetłuszczaniem, a każdy makijaż trzyma się bardzo dobrze, ciężko mi stwierdzić czy meteoryty w jakikolwiek sposób wpływają na wygląd strefy T w miarę upływu czasu. Wiem jednak, że wspomniane wcześniej zniwelowanie zaczerwienień „trzyma się” przez cały dzień. W momencie zmywania makijażu czerwone policzki czy nos nie wybijają spod podkładu, choć w rzeczywistości taki właśnie kolor mają.
   
Niestety, meteoryty mają również wady, a właściwie jedną wadę, którą jest… tak zachwalany przez wszystkich zapach. Woń podobno ma być fiołkowa i rzeczywiście jest to w jakiś sposób wyczuwalne, ale mimo wszystko i tak całość przytłumiona jest dość duszącą kompozycją. Według mnie to trochę tani, bazarowy zapach, który nie uprzyjemnia stosowania kosmetyku, a wręcz trochę go utrudnia, gdyż muszę to robić „na wdechu”.
                                   
                                              
Podsumowując, meteoryty bardzo mnie zachwyciły i jeżeli kiedykolwiek uda mi się zużyć otrzymaną porcję, to zdecyduję się na zakup kolejnej, ewentualnie skuszę się na pełnowymiarowe opakowanie. Stosuję je codziennie i nie wyobrażam sobie teraz makijażu bez ich użycia.
    
Kasi dziękuję za możliwość posiadania tego cuda, a Wam z całego serca polecam jego zakup. Cena nieco przeraża, ale biorąc pod uwagę niesamowitą wydajność nie jest już tak strasznie, po za tym zawsze można kupić odsypkę ,która również wystarczy na baaardzo długo.

coralblush19

7 komentarzy:

  1. Szkoda, że zdjęć brak :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo do Marty trzeba mówić 'zrób to na wtedy i wtedy' i jak widać skutkuje ;) Pisałam tę recenzję i tak utwierdzałam się w przekonaniu, że ja naprawdę to lubię, tylko trochę leniwa jestem. Albo może to było chwilowe, ze względu na zbyt wczesną porę? :P Cieszę się, że okazałaś się tak dobroduszna i odstąpiłaś mi troszkę swoich kulek ;) Nie wiem jak mogłam bez nich funkcjonować!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To znaczy, że mam Ci wyznaczać terminy postów na twoim blogu? OK, to jest do zrobienia...
      Ja za to dzisiaj po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że kulki nie są do cery mieszanej L/

      Usuń
  3. Moich beżowych szukałam (tzn polowałam nań w promocjach i na bezłowce) przez jakieś 7-8 lat ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze - dzięki nim ten blog żyje :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...