czwartek, 29 maja 2014

Zmiana adresu!

Od dawna już chodziła za mną zmiana adresu ale jakoś nie mogłam się na to zdobyć jednak dzisiaj po odpowiedniej przerwie wreszcie się na to odważyłam.
                        
Od tej chwili będzie trochę prościej:

środa, 21 maja 2014

AA Sensitive Nature

Wena zupełnie mi dzisiaj nie dopisuje i długo nie mogłam się zmobilizować do napisania czegokolwiek jednak w ramach walki z niemocą postanowiłam przybliżyć Wam krem, który towarzyszy mi codziennie.
Zapraszam :)
                            
AA
Wrażliwa Natura 20+
Nawilżająco-rozjaśniający krem pod oczy
               
OBIETNICE PRODUCENTA:
Każdego dnia Twoja cera narażona jest na działanie szkodliwych czynników, które przesuszają skórę, negatywnie wpływają na jej koloryt i zdrowy wygląd. Czerpiąc z bogactwa natury, laboratorium Oceanic stworzyło Nawilżająco-rozjaśniający krem pod oczy, oparty na składnikach pochodzenia naturalnego, pozbawiony syntetycznych dodatków i parabenów, który otuli Twoją skórę naturalnym pięknem.
Jak działa krem?
- Organiczna woda z bławatka, pochodzącego z certyfikowanych upraw ekologicznych, poprawia napięcie skóry, a dzięki zawartości witaminy C także ją rozjaśnia.
- Naturalna betaina optymalnie nawilża skórę i poprawia jej elastyczność.
- Wyciąg z pestek dyni łagodzi podrażnienia i wspomaga procesy odnowy skóry.
Efekty: Skóra wokół oczu jest odpowiednio odżywiona i nawilżona.
                              
SKŁAD:
aqua, octyldodecanol, dicaprylyl ether, cetearyl alcohol, glyceryl stearate citrate, cucurbita pepo seed extract, glycerin, centaurea cyanus flower water, betaine, xanthan gum, citric acid, glyceryl caprylate, phenthyl alcohol
                            
POJEMNOŚĆ: 15ml
DOSTĘPNOŚĆ: Drogerie, internet
CENA: Około 15zł
                                                    
                            
Kosmetyk ma formę bardzo lekkiego i błyskawicznie wchłaniającego się kremu o konsystencji przypominającej nierozlewające się mleczko do ciała więc idealnie nadaje się na okres wiosenno letni. Rozprowadza się fantastycznie, wręcz niewyczuwalnie więc nie ma obaw o naciąganie delikatnej skóry wokół oczu.
Ma biały kolor i pachnie niezbyt przyjemnie jednak jest to typowe dla kosmetyków nieperfumowanych.
                        
Producent nie składa na opakowaniu wygórowanych obietnic więc nie mam się do czego przyczepić.
Krem bardzo dobrze nawilża i odżywia wymagającą skórę wokół oczu oraz sprawia, że cienie się rozjaśniają. Wiadomo, że nie ujarzmi sińców wywołanych ostrym imprezowaniem ale niedosypianie przez kilka nocy jest w stanie ogarnąć. Odkąd go stosuję i udało mi się w miarę uregulować tryb życia to od czasu do czasu, a właściwie przez ostatnie 1-2 tygodnie zdarza mi się zapominać o nałożeniu korektora pod oczy więc to dobrze o nim świadczy ;) Stanowi również świetną bazę pod makijaż, gdyż nie przetłuszcza dodatkowo powiek i kosmetyki lepiej się trzymają.
Nie szczypie w oczy ani nie wywołuje żadnych iinych negatywnych reakcji skórno-ocznych.
                                              
                                     
Krem zapakowany jest w plastikową odpowiednio miękka tubka z typowym dla kremów pod oczy dzióbkiem. Co prawda nie jest ona przejrzysta ale pod światło spokojnie można podejrzeć ile kosmetyku jeszcze w środku zostało. Tubka znajduje się w bardzo nielubianym przeze mnie typie opakowania, czyli niestety ogromnym kartonowym pudełeczku, które spokojnie pomieściło by tubkę o pojemności 30 a nawet 50ml. Na kartoniku znajduje się skład kosmetyku, opis od producenta i zakodowana data, którą rozkodować można TUTAJ.
                        
Choć teoretycznie jestem już trochę za stara na taki krem to oceniam go bardzo dobrze i zdecydowanie będę polecała na okres wiosenno-letnio-jesienny bo jednak na zimę może być trochę za lekki.

poniedziałek, 19 maja 2014

Beauty Base

Kolejnym z moich "must have" w makijażu jest baza pod cienie. Jako posiadaczka tłustych powiek nie mogę się bez niej obejść jeżeli tylko chcę cokolwiek na nie nałożyć. Przebrnęłam już przez kilka takich specyfików i żaden z nich nie okazał się niestety ideałem dlatego ciągle szukam i dzisiaj opowiem Wam trochę o kolejnej wersji z mojej kosmetyczki.
                           
Lumene
Beauty Base
Baza pod cienie do powiek
OBIETNICE PRODUCENTA:
Baza na powieki zatrzymuje cienie do powiek na :swoim miejscu" i utrzymuje je w idealnym stanie przez cały dzień. Naturalny beżowy odcień wyrównuje koloryt skóry powiek.
                                       
W kartonowym pudełeczku znajdujemy maleńką tubkę o pojemności 7ml z dzióbkiem jak w przypadku kremu pod oczy więc nawet posiadaczki długich paznokci nie muszą się z nią siłować. Na opakowaniu znajduje się pełny skład i opis zawartości. Bazę można kupić w niektórych drogeriach i drogerio-aptekach, zazwyczaj tych niesieciowych oraz w internecie za kwotę około 30zł.
                      
Kosmetyk ma jasno beżowy kolor utrzymany w ciepłej tonacji bez dodatku różowych pigmentów. Nie pachnie a konsystencją przypomina sylikonowy podkład. Mam tylko wrażenie, że rozprowadza się odrobinę bardziej tępo. W miarę upływu czasu konsystencja bazy nie zmienia się więc nie ma obaw, że polowa produktu się zmarnuje a my będziemy męczyć powieki przy jej nakładaniu.

                                          
Moje powieki są wybitnie tłuste dlatego bez gruntu w postaci podkładu i pudru nawet najlepsza baza się nie sprawdzi więc już dawno zrezygnowałam z nakładania ich na gołą skórę czy korektor. W związku z tym barwa kosmetyku i wyrównywanie kolorytu skóry jest dla mnie bez znaczenia jednakowoż muszę przyznać jej plus za to, że jej odcień jest bardzo jasny i nie odcina się od mojego super jasnego podkładu. Na plus trzeba jej też zaliczyć to że świetnie współpracuje z przypudrowanym podkładem i absolutnie nic się nie warzy, nie grudkuje i nie zamienia w ciasto.
Nałożone na nią cienie trzymają się bez zarzutu od aplikacji do zmycia nawet jeżeli jest to około 16 godzin a przy tym dobrze rozcierają. Baza podbija też pigmentację więc nawet delikatne cienie stają się widoczne. Kosmetyk przedłuża również trwałość kredek do powiek i eyelinerów choć nie wpływa na ich wodoodporność. Zmywa się bardzo przyjemnie więc wystarczy najzwyklejszy i najtańszy micel aby pozbyć się jej razem z cieniami z powieki.
                                            
Baza po roztarciu:
                                     
Choć baza nie jest idealna i bez zagruntowania powieki podkładem i pudrem zupełnie dobie nie radzi to jednak nie mogę jej zdyskwalifikować i muszę przyznać, że pomimo tego spisuje się całkiem nieźle. Posiadaczki mniej tłustych powiek będą  niej bardzo zadowolone. Ja z przyjemnością zużyję ją do końca ale raczej do niej nie wrócę tylko dalej będę poszukiwała ideału. Może Urban Decay albo Lime Crime okażą się lepsze?

sobota, 17 maja 2014

Make Me Bio

Po mocno nawilżającej kuracji Cetaphilem, którą zafundowałam mojej skórze stwierdziłam, że trochę matowienia dobrze jej zrobi zwłaszcza, że w pracy spędzam całe dnie i poprawki makijażu to ostatnia rzecz, na którą mam ochotę zwłaszcza gdy w powietrzu ciągle lata pył cementowo-gipsowy. W tej kwestii miał mi przyjść bardzo naturalny krem. Jak się spisał? Zobaczcie sami.
Zapraszam :)
                             
Make Me Bio
Featherlight
Lekki krem dla cery tłustej i mieszanej
                                            
OBIETNICE PRODUCENTA:
Wiemy jak trudno jest znaleźć idealny krem do cery tłustej i mieszanej dlatego z uwagą stworzyliśmy idealny produkt do pielęgnacji Twojej skóry. Tłoczony na zimno olej z orzechów laskowych jest lekki i szybko się wchłania wzmacniając naczynia włosowate i równocześnie ujędrniając i nawilżając skórę. Fantastyczny olej jojoba w połączeniu z wodą z kwiatu pomarańczy reguluje gruczoły łojowe a olej z grejpfruta tonizuje i rozjaśnia skórę.
                         
SKŁAD:
citrus aurantium dulcis (orange blossom) flower water, corylus americana (hazelnut) seed oil, prunus armenica (apricot) kernel oil, simmondsia chinensis (jojoba) oil, cetearyl glucoside, glycerin, tocopherol (vitamin E), xanthan gum, benzyl alcohol, potassium sorbate, dehydroacetic acid, citrus grandis (grapefruit) oil, limonene*
* Naturalnie występujące olejki eteryczne
                                
POJEMNOŚĆ: 60g
DOSTĘPNOŚĆ: Sklep internetowy producenta
CENA: 69zł
                                    
                               
Kosmetyk zamknięty jest w wykonanym z grubego, ciemnego szkła słoiczku z plastikową nakrętką, który na pewno jeszcze na coś mi się przyda ;) Zakrętka zapieczętowana jest naklejką dzięki czemu mamy pewność, że nikt przed nami do niego nie zaglądał. Nalepki są proste i skromne co wzmaga pozytywny odbiór kremu a jednocześnie kojarzy się z jego naturalnym pochodzeniem. Na naklejce znajduje się skład, natomiast opis znajdziemy na załączonej do słoiczka za pomocą konopnego sznurka karteczce.
                                      
Krem ma dosyć intensywny cytrusowo-chemiczny zapach, który choć nie jest nieprzyjemny mojego serca nie podbił. Jego barwa jest kremowa a konsystencja rzadka i trochę lejąca. Niezbyt łatwo się rozsmarowuje gdyż pozostawia lekko białe smugi więc trzeba się do tego przyłożyć bo samo wklepanie nie wystarczy. Po rozprowadzeniu pozostawia tłustą oleistą i lepką warstwę, która potrzebuje dłuższej chwili aby się wchłonąć. Niestety nawet po odczekaniu kilkunastu minut nie otrzymujemy oczekiwanego matu a lekki naturalny glow i nadal wilgotny film. W ciągu dnia krem nie jest w stanie powstrzymać błyszczenia. Obecnie sięga już dna i na dniach powinien się skończyć więc nie da się ukryć, że przetestowałam go sumiennie stosując zarówno na dzień jak i na noc, i muszę przyznać, że jestem mocno rozczarowana wydajnością. Rano nakładałam go tylko na twarz a wieczorem na twarz, szyję i dekolt i wystarczył mi na niespełna miesiąc.
                                              
W kwestii pozostałego działania niestety wcale lepiej nie jest i chyba najlepiej będzie jeżeli odniosę się do poszczególnych obietnic:
- wzmocnienie naczyń włosowatych - niestety nie zauważyłam bo wypieki na moich polikach się zaogniły :(
- ujędrnienie - na brak jędrności nie narzekam ale poprawy nie odnotowałam.
- nawilżenie skóry - krem nie tylko nie nawilża ale muszę przyznać, że wręcz wysusza. Po kuracji Cetaphilem moja skóra była w całkiem niezłej kondycji a ten krem sprawił, że mam na twarzy masę suchych skórek a po jego nałożeniu na skroniach, górnej części policzków, nad brwiami i na żuchwie czuję paskudne i długotrwałe ściągnięcie.
- tonizuje i rozjaśnia skórę - tego też nie odnotowałam. Przebarwienie nad łukiem brwiowym jak było tak jest nadal.
Ponad to mam wrażenie, że krem powoli pogarsza stan skóry i opóźnia gojenie wszelakich ran oraz pozostałości po pryszczach choć nie mogę z całą pewnością mu tego udowodnić.. Nawet na dekolcie, który początkowo bardzo pozytywnie na niego zareagował zauważyłam w ciągu ostatnich dni pojawienie się drobnych czerwonych wyprysków.
Nie stanowi też dobrej bazy pod makijaż gdyż przypudrowany podkład i/lub kamuflaż ochoczo spływa w ciągu dnia choć na innym kremie nie robił mi takich psikusów.
                                 
Niestety pomimo mojego pozytywnego nastawienia i sumiennego stosowania krem przyniósł mi spore rozczarowanie. Po zakończeniu tego opakowania więcej do niego nie wrócę.
                       
Znacie może ten krem?
Stosowaliście?
Jak się u Was spisał?

środa, 14 maja 2014

Atomizer od Oriflame

Perfumy w torebce to rzecz ważna aczkolwiek nie niezbędna. Czasem warto je mieć przy sobie żeby odświeżyć zapach albo psiknąć się gdy zapomni się tego zrobić w domu, jednak noszenie ze sobą flakonika jest sprawą uciążliwą ze względu na wagę i niebezpieczną bo przecież można go stłuc. Z pomocą przychodzi nam wiele firm oferując torebkowe atomizery w różnych kolorach, pojemnościach i cenach. Zazwyczaj jest to około 50zł lub więcej ale ja jakiś czas temu natknęłam się na takie cudo w katalogu Oriflame a jego promocyjna cena wynosiła bardzo zachęcające 13,90zł.
Dzisiaj jestem już po pierwszych testach i mogę Wam co nieco o nim opowiedzieć.
Jeżeli jesteście ciekawi jak się sprawdził i czy warto na niego polować to zapraszam do dalszej części posta :)
                         
                                       
Zamknięty atomizer wygląda niepozornie i raczej nie przyciąga wzroku choć połączenie srebra i bordo jakoś nie specjalnie przypadło mi do gustu. Ogólnie całość kojarzy mi się z tamponem ;)
Niestety ani na pojemniczku ani na załączonej do niego instrukcji nie ma informacji o jego pojemności jednak oceniam ją na jakieś 5-10ml.
                                    
                            
Po zdjęciu zatyczki naszym oczom ukazuje się atomizer, który wbrew moim obawom spisuje się świetnie i tworzy prawdziwą mgłę złożoną z maleńkich drobinek zapachu.
Kolejnym krokiem jest odkręcenie bordowej osłony.
                                     
                              
Pod nią znajduje się szklany słoiczek (buteleczka), do której wlewa się perfumy. Aby to zrobić należy odkręcić szklaną część i do niej przepsikać albo przelać ulubiony zapach.

                                  
Na koniec wystarczy wszystko poskładać i wrzucić do torebki aby w razie potrzeby móc cieszyć się ulubionym zapachem.
                                     
Proste, tanie i skuteczne prawda? Ale czy aby na pewno?
                               
No niestety nie bo szklana buteleczka nie dokręca się szczelnie i to czego nie wypsikamy zaraz na początku w trakcie noszenia w torebce wyleje się pod aluminiową osłonę przez co niestety możemy się pożegnać z zawartością.
Jestem tym strasznie rozczarowana bo bardzo się ucieszyłam gdy mogłam do niego przelać odlewkę pięknej wody toaletowej Chloe Love Chloe Eau Florale, któą dostałam od Marty i cieszyć się prawdziwą mgiełką zapachu przy aplikacji. Dam mu jeszcze jedną szansę, tym razem przy użyciu o wiele tańszego zapachu jednak gdy ktoś mnie zapyta o opinię to będę go odradzać.
                        
Widzieliście go w katalogach?
Może skusiliście się na zakup?
Jak się sprawdził?

poniedziałek, 12 maja 2014

Sztuka maskowania

Niedoskonałości cery towarzyszą każdemu i choć czasami zdarza się chwila odpoczynku od nich to zazwyczaj trzeba się męczyć i jakoś je kamuflować. W związku z moją ostatnią ogromną potrzebą tuszowania tego i owego na twarzy zapraszam Was dzisiaj na recenzję kultowego już kamuflażu.
                              
Catrice
Camouflage Cream
010 Ivory
                     
Jak widać na zdjęciach kosmetyk zapakowany jest w czarny plastikowy słoiczek, z którego trzeba go wydobywać za pomocą palca lub pędzelka. Wieczko szczelnie się domyka dzięki czemu zawartość nie wysycha choć towarzyszy mi już dosyć długo. W opakowaniu znajduje się 3 gramy niesamowicie wydajnego kosmetyku, który chyba nigdy mi się nie skończy ;)
                                 
                  
Zawartość opakowania jest dosyć gęsta i lepka jak roztopiona na słońcu plastelina jednak rozprowadza się bardzo przyjemnie. Pod wpływem ciepłoty ciała następuje jej rozluźnienie więc bez problemu można ją delikatnie wklepać w odpowiednie miejsce i wtopić w makijaż.
Kolor  kosmetyku to bardzo jasny beż, który spisze się nawet u bladziochów z dosyć mocnymi żółtymi tonami a jego pigmentacja jest wręcz niesamowita. Nawet jego odrobina potrafi wyrównać koloryt mocno zaczerwienionego policzka a umiejętnie zastosowany bez większego problemu zamaskuje nawet wielki czerwony wulkan. Początkowo aplikowałam kamuflaż tradycyjnie, czyli za pomocą palca jednak w newralgicznych miejscach nie uzyskiwałam zadowalającego krycia. Szczerze mówiąc planowałam już nasze rozstanie oraz zastąpienie go innym kosmetykiem jednak wtedy doznałam olśnienia i zaczęłam go nakładać wąskim pędzelkiem do eyelinera. Takie rozwiązanie okazało się doskonałe i po 1-3 seriach minimalistycznego dozowania go pędzelkiem a następnie wklepywania palcem spokojnie ukrywa już nawet wielkie czerwone gule i jednocześnie nie odznacza się od reszty makijażu.
Pod oczy go nie nakładałam i szczerze mówiąc bałabym się to zrobić ze względu na możliwość podkreślania załamań na dolnej powiece.                                      
Nałożony na rękę:
                                      
O ile nie dotyka się twarzy w zamaskowanych miejscach spokojnie przetrwa na nich cały dzień zwłaszcza jeżeli utrwali się go sypkim pudrem wklepanym za pomocą palca. Na wyjątkowo odporne na zamaskowanie pryszcze, na których skóra jest naciągnięta, śliska i jakby lekko wilgotna, i z których wszelakie korektory i kamuflaże spływają w błyskawicznym tempie stosowałam pod niego bazę pod cienie do powiek i to gwarantowało mi nieskazitelną trwałość od nałożenia do zmycia makijażu.
Jego zapach jest chemiczny - typowy dla zapachu kosmetyków i podobny do aromatu kredek do oczu a przy tym bardzo delikatny i właściwie niewyczuwalny.
                              
Po rozprowadzeniu:
                                       
DOSTĘPNOŚĆ: Drogerie Natura i Hebe oraz internet
CENA: około 13zł
                            
Pomimo początkowo dość trudnej współpracy kosmetyk ten okazał się być świetnym doraźnym remedium na nieprzyjemne niespodzianki. Jeżeli szukacie czegoś co pozwoli Wam ukryć niedoskonałości za przystępną cenę to w pełni go polecam.
                                
Znacie go? Stosowaliście już a może dopiero zamierzacie?
Jak się u Was spisał?

sobota, 10 maja 2014

Paese Linea

Roztrzepana jestem dzisiaj jak jajko do omleta i nie mogę się konkretnie zabrać do niczego ale w końcu postanowiłam się zmobilizować i skrobnąć recenzję na bloga dlatego nie przedłużając zapraszam :)
                                    
Paese
Linea
Automatic Eyeliner
453 Plum Glam
Jak sama nazwa mówi kosmetyk ma formę automatycznej kredki o oszałamiającej wadze 0,31g co niestety wpływa na jej niezbyt imponującą wydajność. Opakowanie wykonane jest z porządnego, odpornego na zniszczenia czarnego plastiku i zaopatrzone w elementy w kolorze kredki (w tym przypadku fioletowe) dzięki czemu łatwo odnaleźć pożądany odcień w kosmetyczce. Napisy nie ścierają się więc wyciągnięcie kredki w miejscu publicznym czy pokazanie jej koleżance nie grozi obciachem. Wyposażenie opakowania jest full wypas bo kredka zaopatrzona jest zarówno w gąbeczkę do rozcierania:
                        
                                   
jak i w ukrytą pod nią strugaczkę, dzięki której w razie potrzeby można sobie zaostrzyć rysik.
                         
                                            
Jak już wspominałam kredka ma kolor fioletowy idealny dla posiadaczek niebieskich i zielonych tęczówek, ale nie jest to barwa jednoznaczna i oczywista, gdyż w ciemnej fioletowo-grafitowej bazie o delikatnym satynowym połysku zatopione są opalizujące fioletem maleńkie drobinki, dzięki czemu narysowania nią linia nie tylko podkreśla spojrzenie ale również rozświetla oko.
                             
                                   
Rysik jest miękki więc bajecznie łatwo się nim rysuje nawet z jeszcze zaspanymi oczyma i średnio napigmentowany. Narysowana kreska wydaje się być pół transparentna jednak w zależności od potrzeb można zwiększyć jej krycie do całkowitego. Po zastygnięciu linia jest praktycznie nie do ruszenia. Nie straszne jej pot, łzy a nawet pocieranie jednak zmywanie jej jest bajecznie łatwe i poradzi z nią sobie każdy micel czy mleczko. Za wielki plus trzeba jej zaliczyć to że nie podrażnia oczu więc nie robi krzywdy nawet jeżeli wpakuje się ją do oka. Ja tak zrobiłam przy porannym makijażu, gdy byłam bardzo zaspana i na szczęście nie ucierpiałam zbytnio ;)
                 
Kredka na ręce:
                                          
                                           
Kredkę dostać można w niesieciowych drogeriach i internecie za kwotę około 20zł. Trochę drogo jeżeli weźmie się pod uwagę wagę rysika ale komfort aplikacji i trwałość to wynagradzają.
                                       
Bardzo dobra i trwała kredka do codziennego (i nie tylko) makijażu, która sprawdzi się nawet wtedy, gdy potrzebujecie ją nosić mocno ponad 12godzin. Jeżeli szukacie czegoś o takich parametrach a niekoniecznie żelowego to warto się za nią rozejrzeć.

środa, 7 maja 2014

Zużycia: kwiecień 2014

Czas najwyższy na ostatnie z podsumowań miesiąca i opróżnienie torby na nowe pudełka po kosmetykach.
 Zapraszam zatem do dalszej części posta :)
                                            
                                             
KUPIĘ NA PEWNO/KUPIŁABYM GDYBY BYŁO JESZCZE DOSTĘPNE
NIE WIEM CZY KUPIĘ PONOWNIE
NIE KUPIĘ PONOWNIE
                                           
1. Oriflame Oasis Warm Sunset EDT - Recenzja KLIK.
2. Pupa Intensywna kuracja przeciw zatrzymywaniu wody i antycellulitowa - Nie wierzę w takie bajki ;)
3. Amilie Minerals Apple Blossom Blush
4. Biowax A+E Serum wzmacniające
5. Bell Lip Tint Light 12
                                               
6. Cetaphil MD Dermoprotektor - Recenzja KLIK.
7. Cetaphil DA Ultra Krem intensywnie nawilżający - Recenzja KLIK.
8. DAX Perfecta Maseczka Regenerująca na twarz, szyję i dekolt - Recenzja KLIK.
9. Queen Helene Mint Julep Masque Maseczka Miętowa - Recenzja KLIK.
10. Green Pharmacy Delikatny żel do mycia twarzy Szałwia - Recenzja KLIK.
11. Noni Care Nawilżający żel zmywający - Recenzja KLIK.
                                                  
12. Soraya Piękne ciało Żel pod prysznic Malinowa obsesja - Sztuczny zapach, przyjemna konsystencja budyniu, myje ok, pieni się ok ale trzeba go dużo wylać więc jest mało wydajny.
13. Flos Lek Balsam do ciała Opuncja, Biała herbata - Przyjemna konsystencja żel-kremu, ładny aczkolwiek zbyt intensywny zapach jaśminu (?), dobrze nawilża i wygładza ale szybko go ubywa ale w końcu to tylko 200ml. Mam na oku wersję z mango ;)
14. Joanna Sensual Krem do depilacji nóg - Nie śmierdzi, ma przyjemną konsystencję ale bardzo kiepsko działa. Zużyję jeszcze 1 sztukę bo mam w zapasie ale więcej do niego nie wrócę.
15. Domowy peeling solno-kawowy.
                                                    
16. Pat & Rub Balsam do rąk - Opinia KLIK.
17. Farmona Nivelazione Ochrona i regeneracja Krem do stóp 4w1 - Ładnie pachnie, świetnie nawilża, wygładza i regeneruje, zapobiega rogowaceniu naskórka i twardnieniu pięt, mało wydajny, ma zbyt gęstą konsystencję do tubki i szybko trzeba ją rozcinać.
18. No 36 do stóp Preparat z olejkiem drzewa herbacianego - Ładnie pachnie, dobrze odświeża, niweluje zmęczenie, wydajny.
                                                   
19. Green Pharmacy Olejek do masażu Rozgrzewający - Piękny zapach ale szkoda, że to praktycznie sama parafina. Musze sobie zrobić jego organiczną wersję. Stosowałam go do masażu, na nogi po depilacji i trochę do włosów a nawet czasami na ciało po kąpieli. Działał OK.
20. Joanna Argan Oil Odżywka włosy suche, zniszczone - Zapach OK, rzadka, spływająca konsystencja, kiepskie działanie, całkowicie wypłukuje się z włosów przez co znowu się plączą i stają się szorstkie.
                                                        
Takim oto sposobem dobrnęliśmy do końca.
Jestem z siebie dumna bo poszło mi całkiem nieźle i zapasy regularnie topnieją.
Jak Wam idą zużycia?

poniedziałek, 5 maja 2014

Magiczny połysk

Często w ulubieńcach pokazuję Wam kosmetyki, po które sięgam nagminnie, a które jakoś nie mogą doczekać się wzmianki na blogu. Dzisiaj postaram się choć odrobinę poprawić ;)
Zapraszam.
                          
L'Ambre
Magic Shine Lip Gloss
04
                                              
POJEMNOŚĆ: brak danych
DOSTĘPNOŚĆ: Sklep Internetowy L'Ambre, konsultantki
CENA: 20zł
                                                                                   
 Błyszczyk ma pudrowo-perfumeryjny, lekko różany zapach dawnych kosmetyków, które pamiętam z lat dzieciństwa. Smak nie jest zły ale bardzo związany z zapachem więc nie zachęca do zjadania. Konsystencja mazidła jest gęsta i lepka. Mocno przywiera do ust ale niestety też lubi lepić się do włosów i wszystkiego co tylko się do nich zbliży. Nie wysusza a wręcz trochę nawilża jednak zawarte w nim drobinki brokatu czasami podrażniają wargi.
                                     
Moje usta saute:
                                           
Błyszczyk ma barwę średniego ale nie jaskrawego i zupełnie nie barbiowego różu z dodatkiem drobnego srebrnego brokatu. Na ustach kolor staje się mało widoczny a główną rolę przejmuje brokat, który nadaje im chłodną srebrzystą poświatę. Trwałość nie powala i co 1-2 godziny trzeba nanosić poprawki. Na szczęście brokat nie migruje po twarzy ani się nie osypuje. Jedzenie i picie całkowicie ściągają go z ust więc nawet jeżeli był poprawiany przed posiłkiem to po jego zakończeniu na ustach nie zostaje nic i trzeba ponawiać aplikację.
                               
Usta pokryte błyszczykiem:
                                                         
Kosmetyk zapakowany jest w tubkę zakończoną pędzelkiem typową dla korektorów pod oczy, która w całości wykonana jest z plastiku. Opakowanie wygląda bardzo elegancko. Jego dalsza końcówka oraz zatyczka jest lustrzano-złota z czarnymi, dobrze wykonanymi i nie zdzierającymi się napisami, natomiast część znajdująca się bliżej pędzelka jest zupełnie przejrzysta dzięki czemu widać ile mazidła jeszcze w środku zostało oraz przesuwający się tłoczek. Kosmetyk wydobywa się przekręcając dolną część opakowania oraz aplikuje za pomocą przytwierdzonego pędzelka wykonanego w całości z włosia syntetycznego, które jest bardzo przyjemne w dotyku i nie odkształca się w trakcie użytkowania. Całość zapakowana jest w miłe dla oka, małe i również złote kartonowe pudełeczko.

                                         
Choć początkowo błyszczyk bardzo mi się spodobał i namiętnie po niego sięgałam to teraz jakoś przygasła moja miłość do niego a plany zakupienia kolejnych egzemplarzy się rozmyły i nawet ten rzadko odkurzam. Podejrzewam, że to ze względu na jego zimy, srebrzysty połysk, który lepiej prezentuje się w ponure zimowe dni niż w radosnym i ciepłym wiosenno-letnim słońcu więc wróżę mu powrót do łask dopiero w okolicach września-października.
Jeżeli jesteście fankami różu z chłodnym połyskiem z będziecie z niego bardzo zadowolone bez względu na porę roku ;)

sobota, 3 maja 2014

Kosmetyczne nowości: kwiecień 2014

Kwiecień był dla mnie miesiącem uzupełniania mocno przerzedzonych zapasów dzięki czemu mogłam sobie pozwolić na realizację kosmetycznych marzeń i zachcianek oraz gratisów bo tego wpadło mi całkiem sporo dlatego dzisiejszy post będzie wyjątkowo obfity.
                                                           
                                   
Jeżeli jesteście ciekawi co takiego mi przybyło to zapraszam do dalszej części posta :)
                                   
 BeBeauty Delikatny Żel-krem łagodzący do mycia twarzy
John Masters Organics Kremowy żel do twarzy z kwiatu lipy
+ 2 próbki:
JMO Scalp Spearmint & Meadowsweet Scalp Stimulating Shampoo
JMO Różany żel do twarzy
                                            
Body Resort Tropical Mango Bath & Shower Gel - Totalna zachcianka bo ostatnio ześwirowałam na punkcie zapachu mango ;)
Synergen Łagodny żel pod prysznic Emotion
Isana Żel pod prysznic Violet Passion
                                                        
Isana Krem do ciała Owoc granatu i Figa
Orientana Balsam do ciała w kostce Lawenda i Ylan Ylang
Body Resort Tropical Mango Body Lotion - Uzupełnienie żelu ;)
AA Ciało wrażliwe Regenerujące kakaowe masło do ciała z witaminą E
                                           
Eveline Just Epil Krem do depilacji skóry właściwej
Isana Men Sensitive Żel do golenia dla wrażliwej skóry
Fuss Wohl Krem zmiękczający do stóp
                                                                       
Essence Kabuki brush
Essence Colour Flash Maskara pogrubiająca - szafirowa, niestety aparat przekłamał kolory :/
                                      
Teraz czas na próbki i gratisy:
Gosh Pomadka do ust z balsamem 38 Aubergine
Maybelline Color Sensational Cream Gloss 215 I Love Lilas
                                                 
Gosh Eyeliner Brush Fine
Gosh Foundation Brush
                                     
Dalan d'Oliwe 100% Olive Oil Soap
The Secret Soap Store Bio mydło Żurawinowe
The Secret Soap Store Bio mydło Borowina
                        
 Lumene Arctic Aqua 24h Deep Moisture Face Cream
Pantene 2 minutowa Maska Głęboko Regenerujaca - 2 sztuki
The Secret Soap Store Shea Line Chocolate Hand Cream
Oillan Balance Hydro-aktywny żel pod oczy
Oillan Baby Krem pielęgnacyjny do twarzy i ciała od pierwszych dni życia - 2 sztuki
Farmona Tutti Frutti liczi & rambutan Masło do ciała
                                         
No cóż... To już wszystko.
Tym, którzy dotrwali do końca gratuluję ;)
Teraz zostaje mi tylko zużywać, zużywać i zużywać a wszystkie drogerie omijać szerokim łukiem.
                             
Jak kwiecień upłynął Wam?
Obłowiliście się na promocja czy zachowaliście umiar?
Podzielcie się swoimi nabytkami :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...