sobota, 28 czerwca 2014

Diorshow

Czas biegnie nieubłaganie a w mojej podręcznej "codziennej" kosmetyczce zmian praktycznie nie widać. Kolorówki ubywa bardzo powoli więc zazwyczaj zdążę się konkretnym kosmetykiem porządnie znudzić zanim przyjdzie czas wrzucić opakowanie po nim do torebki z denkami. Zupełnie inaczej ma się rzecz w przypadku tuszy do rzęs. Ledwo jakiś napocznę i zacznę myśleć o zrobieniu mu zdjęć a następnie napisaniu recenzji już czuję, że podsycha a niedługo trzeba będzie się z nim rozstać. Nie inaczej było tym razem choć moment rozstania przyszedł zdecydowanie zbyt szybko.
                                     
Dior
Diorshow
Black Out
Spectacular Volume Intense Black-Kohl Mascara
099 Kohl-Black
                                          
                      
Tusze Dior od dawna przyprawiały mnie o szybsze bicie serca i kiedy pierwszy raz po niego sięgałam nie mogłam powstrzymać ekscytacji ale również i obaw.
               
Pierwszy szok nastąpił gdy zobaczyłam szczoteczkę bo nigdy bym się nie spodziewała, że będzie to dosyć gęsta spirala miękkich i krótkich włosków, które z łatwością się sklejają. Myślałam, że jedyne co nimi osiągnę to efekt owadzich nóżek ale bardzo się myliłam. Z łatwością nakłada się nią tusz doskonale rozdzielając rzęsy a jednoczesne bez trudu można dotrzeć nawet do krótkich włosków w wewnętrznym kąciku. Nie pojawia się też problem umazanej powieki czy podrażnionego oka.

                   
Szczoteczka świetnie rozczesuje rzęsy a tusz nadaje im głęboki czarny kolor oraz porządnie je pogrubia. Zauważyłam również, że przyjemnie je unosi choć nie mogę tutaj mówić o podkręcaniu. Już jedna warstwa daje wyrazisty efekt i zdecydowanie usatysfakcjonuje amatorki naturalnego makijażu oka.
Konsystencja jest idealna i od razu gotowa do użycia dzięki czemu już przy pierwszym użyciu otrzymujemy optymalne wykończenie. Niestety ma to również wadę - tusz dosyć szybko wysycha i nie można się nim cieszyć dłużej niż przepisowe 3 miesiące.
                             
Po prawej oko saute, po lewej rzęsy z jedną warstwą tuszu:
                             
Dwie warstwy dają już zdecydowanie mocniejszy, wręcz teatralny efekt i tworzą firankę grubych rzęs. Spojrzenie staje się wyraziste i nawet kreska nie zawsze jest już potrzebna. Moim zdaniem dokładanie trzeciej warstwy zdecydowanie jest już zbędne.
                        
Po prawej oko saute, po lewej rzęsy pokryte dwoma warstwami tuszu:
                              
Czego ten tusz nie robi? Ano nie wydłuża choć pięknie pokrywa rzęsy od nasady aż po same końce uwidaczniając ich rzeczywistą długość, dlatego o osób krótkorzęsych może się nie sprawdzić natomiast osoby mocno nimi obdarzone zachwyci.
                                  
2 warstwy tuszu:
                                      
W kwestii trwałości nie mogę mu nic zarzucić. Tusz przysycha praktycznie od razu po nałożeniu więc nie ma najmniejszego problemu z rozmazywaniem czy odbijaniem a jednocześnie dołożenie kolejnych warstw nie stanowi problemu. Bez najmniejszego uszczerbku trwa na rzęsach od nałożenia do zmycia dobrym micelem, bo nie każdy sobie z nim radzi bez trudu. Nawet gdy się już zestarzał nie zdarzyło mu się osypywać czy rozmazywać.
Nie uczula, nie podrażnia ani nie wywołuje żadnych negatywnych reakcji nawet gdy dostanie się do oczu.
                                      
                     
Opakowanie jak przystało na kosmetyk luksusowy jest miłe dla oka i ręki. Na srebrnym, błyszczącym kartoniku znajdują się wszystkie potrzebne informacje oraz pełny skład produktu natomiast sama tubka tuszu jest prosta, elegancka i praktyczna.
                   
POJEMNOŚĆ: 10ml
DOSTĘPNOŚĆ: Perfumerie, internet.
CENA: 155zł
                  
Bardzo się cieszę, iż udało mi się zracjonalizować jedną z zachciewajek i przetestować ten tusz, jednak pomimo wspaniałego efektu, pięknego koloru i niezawodnej trwałości raczej nie zdecyduję się na powrót do niego. Na rynku jest tak duży wybór tuszy do rzęs, że bez najmniejszego problemu znajdę jego godne zastępstwo wśród kosmetyków przynajmniej trzykrotnie tańszych. Jeżeli jednak ktoś zapyta mnie czy go polecam to odpowiem, że zdecydowanie tak, bo moim zdaniem warto po niego sięgnąć i samemu wyrobić sobie zdanie na jego temat.

środa, 25 czerwca 2014

Granat i Acai od Oriflame

Było o oczyszczaniu więc czas na kilka słów na temat nawilżania.
Jakiś czas temu zdecydowałam się na zakup kremu Oriflame, gdyż nigdy żadnego mazidła od nich nie miałam okazji wypróbować. Ciekawi jak się spisał?
Zapraszam dalej :)
             
Oriflame
Pure Nature
Organic
Acai & Pomegranate
Antioxidant Night Cream
 
                     
Producent jest raczej oszczędny w obietnicach i serwuje nam lakoniczne: "Krem na noc z organicznymi ekstraktami z jagód acai i grantowca.".
W sumie mi więcej nie potrzeba bo krem ma działać a resztę mogę dopowiedzieć sobie sama.

                               
Po otwarciu dwukolorowego plastikowego słoiczka, w którym zamknięty jest kosmetyk można przeżyć nie małe zaskoczenie ze względu na to, iż ładny różowawo zabarwiony krem o przyjemnej niezbyt gęstej konsystencji pachnie raczej kiepsko, co jest skutkiem braku zapachowego dodatku.
W jego składzie znajdziemy olejek z rącznika pospolitego, ekstrakt z ryżu siewnego, wosk pszczeli ekstrakt z jagód Acai oraz ekstrakt z Granatowca więc nie jest źle.
              
Krem ładnie się wchłania, dobrze nawilża i przyjemnie odżywia skórę nie powodując jej obciążania ani przetłuszczania. Początkowo podejrzewałam go o zapychanie jednak winowajcą okazał się inny kosmetyk więc z całą pewnością mogę stwierdzić, że nie zapycha ani nie pogarsza stanu cery. Wręcz przeciwnie sprawia, że staje się ona promienna oraz miła i miękka w dotyku. Zauważyłam również jego pozytywny wpływ na poziom zaczerwienienia skóry, który widocznie się zmniejszył. Niestety nie radzi sobie z suchymi skórkami więc trzeba z nimi walczyć innymi metodami.
Krem ten sprawdzi się zwłaszcza w okresie wiosenno letnim kiedy to skóra nie potrzebuje ogromnego natłuszczenia.
                    
POJEMNOŚĆ: 75ml
DOSTĘPNOŚĆ: Konsultantki Oriflame, internet
CENA: 25zł

sobota, 21 czerwca 2014

Wakacje!

Ten kolor ewidentnie kojarzy mi się z wakacjami i chyba nie tylko mi bo widzę go dosłownie wszędzie ;)
                           
Wibo
Express growth
310
                        
                 
POJEMNOŚĆ: 8,5ml
DOSTĘPNOŚĆ: Rossmann
CENA: Około 5zł
                          
                         
Mocna energetyczna ale też lekko koralowa (czego niestety nie udało mi się uchwycić) pomarańcz o kremowo-żelowym wykończeniu.
Krycie ma standardowe - dwie warstwy dają bardzo satysfakcjonujący efekt choć końcówki mogą spod niego lekko wyzierać.

                  
Konsystencja jak zwykle u tych lakierów jest bardzo przyjemna. Łatwo się rozprowadzają, nie robią prześwitów ani smug a jednoczesnie nie zalewają skórek. Wszystko to wpływa na ich dobrą wydajność bo pomimo kilkukrotnego już używania na długie paznokcie ubytek jest niewielki.
                                      
                      
Opakowanie jest typowe dla tej serii i bardzo udane bo dzięki niemu łatwo ściśle ustawić lakiery i nie zajmują zbyt dużo miejsca. Zdecydowanie wolę kwadratowe i prostokątne buteleczki od okrągłych.
                                       
                              
Pędzelek również jest bardzo dobry i łatwo nim precyzyjnie rozprowadzić lakier. Co ważne przy rozprowadzaniu drugiej warstwy nie narusza pierwszej więc łatwiej o idealny efekt.
                       
                     
Posiadam kilka lakierów z tej serii i bardzo je lubię. Niska cena i dobra jakość sprawiają, że zazwyczaj właśnie po nie sięgam gdy mam ochotę na nowy kolor.

środa, 18 czerwca 2014

Odświeżający żel od Olay

Uwielbiam robić i nosić makijaż. Z resztą pewnie nie tylko ja ;) Towarzyszy mi on praktycznie każdego dnia jednak ta przyjemność niesie za sobą również pewne obowiązki. Przede wszystkim dotyczy to pielęgnacji a w szczególności oczyszczania, bo przecież nikt nie chce aby konsekwencją upiększania się była brzydka i poorana niedoskonałościami cera. W związku z tym staram się starannie dobierać i rozgraniczać kosmetyki do stosowania rano oraz te do dokładnego mycia skóry wieczorem. Dzisiaj opowiem Wam co nieco o kosmetyku, który towarzyszy mi każdego wieczoru i pomaga w usunięciu resztek makijażu oraz zanieczyszczeń z całego dnia.
                         
Olay Essentials
Odświeżający żel do mycia twarzy
cera normalna / sucha / mieszana
                  
Na opakowaniu producent obiecuje, że: "Odświeżający Żel do Mycia Twarzy Olay Essentials stworzono z myślą o łagodnym, codziennym oczyszczaniu skóry. Dzięki delikatnym składnikom oczyszczającym w połączeniu z ekstraktami z aloesu i ogórka, efektywnie usuwa zanieczyszczenia i makijaż oraz odświeża skórę. Widoczne efekty: Poczujesz różnicę: czysta, odświeżona i piękniejsza skóra każdego dnia."
Skład jest długi i zawiły a wyciąg z aloesu znajdziemy w nim dopiero na 10-tym miejscu. Ogórek znajduje się oczko wyżej wiec nie ma co spodziewać się pielęgnacyjnych cudów.
                                
                        
Kosmetyk jest bezbarwny i ma przyjemną żelową konsystencję taką "w sam raz". Nie rozlewa się ani nie jest zwartą galaretą. Jego zapach jest perfumeryjny, kwiatowy i miły dla nosa. Na szczęście producent zachował umiar i dużo zdrowego rozsądku przy odmierzaniu ilości środków aromatycznych więc natężenie zapachu jest umiarkowane i nie przytłacza.
       
Od żelu nie oczekuję cudów i pielęgnowania skóry jak ma to miejsce w przypadku serum czy kremu. Ma po prostu dobrze oczyszczać i nie przesuszać a ostatnio również na spory plus zaliczam brak pienienia się. Kosmetyk od Olay pieni się umiarkowanie choć gdy próbowałam używać go na dzień to jednak ilość piany i konieczność dłuższego jej spłukiwania mnie trochę irytowała (przyzwyczajenia robią swoje). Myje dobrze i nie przesusza zbytnio skóry ale niestety z makijażem nie specjalnie sobie radzi więc warto się z nim wcześniej rozprawić za pomocą kosmetyku do tego przeznaczonego. Owszem zmyje podkład, korektor i puder ale tusz, kredka, eyeliner i cienie na bazie przysporzą mu sporo problemów. Jedyny tusz z jakim się uporał to ten od Pierre Rene ale z moich doświadczeń wynika, że z nim uporałaby się nawet sama ciepła woda. Kredkę zmywa jedynie gdy jest ona nałożona na gołą/przypudrowaną powiekę, co u mnie oznacza totalny brak trwałości. Dla mnie to jednak nie jest problem, gdyż zawsze przed potraktowaniem buzi żelem oczyszczam ją za pomocą płynu micelarnego a z pozostałościami po tym zabiegu radzi sobie bardzo dobrze. Buzia jest oczyszczona, odświeżona i przygotowana no dalszych zabiegów pielęgnacyjnych.
Kosmetyk nie szczypie w oczy ani nie podrażnia nawet wrażliwej skóry naczynkowej. Tonizowanie skóry i nałożenie kremu są po jego użyciu koniecznością ale dla mnie to normalne. Nie odnotowałam za to wybitnego przesuszenia czy ściągnięcia

                 
Opakowanie oceniam jako sprzyjające użytkownikowi i miłe dla oka. Odpowiednio miękka, stawiana na zakrętce tuba ze szczelnym zamknięciem na klik to jest to co lubię najbardziej zarówno w łazience jak i w podróży.
                          
Jeżeli nie macie wielkich wymagań i oczekujecie jedynie mycia oraz miłych doznań organoleptycznych to żel od Olay będzie dla Was jak znalazł. Mnie nie uwiódł swoimi walorami ale też nie wspominam go źle.

sobota, 14 czerwca 2014

Nowości: maj 2014

W kalendarzu już prawie połowa czerwca a ja leżę w łóżku rozłożona niespodziewanym zapaleniem gardła. Na szczęście dzisiaj jest już ciut lepiej więc mogę coś dla Was naskrobać.
Zapraszam :)
                               

No cóż zapasy, nawet te największe kiedyś się kończą więc trzeba było je uzupełnić, co oznacza zakupy. Tym razem padło na Tołpa Dermo Face Rosacal Żel micelarny do mycia twarzy i oczu bo seria ta już od dłuższego czasu zaprząta moje myśli. W łapki wpadł mi również Garnier Alli in One Micellar Płyn micelarny - odlewka od Marty, którą już pokazywałam w zużyciach ;)
Nie samą pielęgnacją bloggerka żyje a rabaty -49% w Rossmannie nie pomagają w zachowaniu wstrzemiężliwości więc do koszyczka wpadł Revlon ColorBurst Lip Butter 050 Berry Smoothie. Dotąd nie rozumiałam fenomenu tych masełek ale postanowiłam zobaczyć co i jak. Teraz już rozumiem i pewnie to nie jest mój ostatni egzemplarz. Również do ust i także pielęgnacyjne wpadło mi The Body Shop Lip Butter Borówka. Zachcianka, zachcianka i jeszcze raz zachcianka. Niestety nie jest idealne ale ta konsystencja.... Jeżeli nie mieliście tego masełka to tak naprawdę nie wiecie co to "kremowe masełko". Więcej dowiecie się z recenzji, która pojawi się już niedługo.
                      
                              
Dla podrasowania twarzy na letnie miesiące zdobyłam się wreszcie na zakup Clinique Clarifying Lotion 3. Miałam małą wersję płynu nr 2 i wydawało mi się, że nie do końca działa więc zdecydowałam się na mocniejszą wersję w ogromnej butli 400ml. Na razie działa bardzo powoli ale zobaczę co będzie dalej. Przy zakupie płynu dostałam także apetyczne gratisy w postaci próbek Collistar Dermoplastyczny fluid do ciała oraz Collistar Supergloss 5 Rosa Pastello. Każda z nich ma 8ml więc błyszczyk sobie dobrze przetestuję ;)
                                
                             
Szał na aromat mango nadal trwał w maju w najlepsze więc zdecydowałam się na szalony i niezbyt tani zakup The Body Shop Mango Shower Gel oraz TBS Mango Body Sorbet. Zapachy są obłędne ale chyba jednak mango to nie jest owoc, który by do mnie idealnie pasował ;)
                                         
                         
Całkiem nie chcący i zupełnie przypadkiem wpadł mi w rączki Tołpa Planet of Nature Regenerujący krem-koncentrat do rąk. Mam nadzieję, że okaże się dobry a zużycie dwóch tubek nie będzie męczarnią ;) Dla ciała i włosów też znalazło się coś apetycznego. Tym razem padło na Babydeam Oliwka dla dzieci i niemowląt. Podobno działa cuda więc po depilacji będzie jak znalazł ;) Również dla włosów ale w innym sensie: Isana Men Żel do golenia Sensitiv. To już któreś z rzędu moje opakowanie bo spisuje się świetnie więc nie zamierzam tego zmieniać.

                            
Włosy, włosy i włosy, czyli farba Physiacolor 5,35 w kolorze mojego futra z upragnionym przeze mnie rudym połyskiem oraz woda 6% w liczbie dwóch sztuk. Aby precyzyjnie nałożyć nietoksyczną i słabo migrującą pomiędzy włosami farbę zaopatrzyłam się w InterVion Pędzel do farby, który okazał się bardzo pomocny i długo będzie mi służył. W gratisie do zakupu mazidła dostałam Entir Odżywka do włosów suchych i zniszczonych zabiegami kosmetycznymi.
                              
Zakupy nie obeszły się bez ogromnej liczby próbek, które będę zużywała wieki ;)
Lumene Time Freeze Firming Daz Cream
Lumene Age+Defzing / Repairing Daz Cream
Instituto Espanol Snail Extract Serum - sztuk 2
Redox Krem multifunkcyjny - NOC
Redox Krem multifunkcyjny - DZIEŃ
Scandia Cosmetics Bio mydło zurawinowe
Nivea Sensitive Krem na dzień
Vitalderm Repairing Hair Serum
                  
Uff to już koniec listy moich nabytków a czerwiec wcale nie zapowiada się skromniej...
Na szczęście zużycia dają mi wymówkę ;)
               
Jak Wam upłyną maj?
Poszaleliście na zakupach i promocjach?

środa, 11 czerwca 2014

Pożegnania i rozstania nadszedł czas, czyli garść zużyć: maj 2014

Trochę jestem ostatnio przepracowana więc pomimo ewidentnej weny ciężko mi wykrzesać z siebie energię do pisania. Na szczęście jeszcze mi się to udaje a wizja wyspania się w piątek mocno mnie mobilizuje do pracy twórczej więc zapraszam do obejrzenia co wylądowało w koszu :)
                                   
                       
1. Bell BB Cream 010 Nude - Recenzja KLIK. To niewiarygodne ile podkładu może jeszcze zostać w tubce, gdy nic nie chce z niej już lecieć. Był to jeden z lepszych podkładów jaki miałam okazję używać. Był delikatny i ładnie wtapiał się w skórę choć jego kolor nie do końca mi odpowiadał. Nie wykluczam, że jeszcze do niego wrócę.
2. NYX Loose Powder LFP 11 Light Beige - Recenzja KLIK. Pudełeczko z pudru Inglot bo jest ono najlepsze ze wszystkich jakie do tej pory miałam więc notorycznie przesypuję do niego pudry. Z tym kosmetykiem długo się męczyłam bo nie do końca mi odpowiadał ale na szczęście to już za mną. Teraz czas na inne pudry ;)
3. Vollare Cosmetics Cienie do powiek Tercet 44, cień nr 2 - Pisałam o nich TUTAJ. Ten cień towarzyszył mi praktycznie każdego dnia w makijażach dziennych i wieczorowych. Bardzo go lubiłam za łatwość obsługi i nie przesadzony efekt. Będę za nim tęskniła i ciężko mi będzie go czymś zastąpić.
4. Miss Sporty Metallic Eyeliner 012 Chic Eyes - Recenzja KLIK. Świetny kosmetyk ale niestety dokonał już żywota. Jego zapach stał się dziwny a pędzelek totalnie się zmierzwił więc stwierdziłam, że czas się rozstać. Teraz będę musiała znaleźć dla niego jakąś alternatywę.
5. Evolution of Smooth Lip Balm - Recenzja KLIK. Chyba wszystko na jego temat już napisałam w recenzji. Czasami mnie jeszcze kuszą inne wersje gdy oglądam je w sieci ale gdy myślę o działaniu to sobie odpuszczam. Szkoda kasy.
                          
                                     
6. Bielenda Esencja Młodości Nawilżający Płyn Micelarny - Recenzja KLIK. Co prawda szału nie było ale dobrze nam się współpracowało. Na rynku jest jednak zbyt wiele kosmetyków tego typu aby wracać do takiego, który szczypie w oczy.
7. Ziaja tin tin Tonik Antybakteryjny - Recenzja KLIK. To już mój ostatni egzemplarz tego toniku. Rozpaczać nie będę bo potrzeby mojej skóry się mocno zmieniły ale jednak trochę szkoda, że producent wycofał tak dobry produkt.
8. Make Me Bio Featherlight Lekki krem dla skóry tłustej i mieszanej - Recenzja KLIK. Niby było ok ale na sam koniec okrutnie mnie zapchał. To chyba po to, żebym miała pewność, iż powinnam trzymać się od niego z daleka.
9. Garnier All in One Micellar Płyn micelarny - Odlewka Od Marty. Spisał się u mnie świetnie i nie szczypał w oczy więc z pewnością sięgnę po pełnowymiarowe opakowanie.
                                    
                                       
10. Eveline Argan Oil Balsam do ciała pod prysznic - Ładny zapach, przyjemna konsystencja mała wydajność. Na wyjazdy, wakacje, basen TAK, do domu NIE. Nawilża OK ale nie radzi sobie z suchymi partiami. Boli mnie to, że trzeba go zmywać bo marnuje się więcej wody.
11. Orientana Balsam do ciała w kostce Lawenda i Ylang Ylang - Super nawilża ale jego wydajność jest żadna. Zapach ok choć obok lawendy to on nawet nie leżał.
12. Lady Speed Stick pH Active Antyperspirant - ładny zapach, konsystencja żelu, nie brudzi ubrań. Na początku dobrze chronił ale potem coś mu się stało i przestał :(
13. Organique Mydełko - Używałam je do prania pędzli i szału nie było. Nie warto się za nim rozglądać.
14. Isana Żel do golenia - Standardowy już bywalec mojej łazienki. Dobry, wydajny i tani. czego chcieć więcej ;)
                                                   
                                       
15. Ziaja Kuracja przeciwłupieżowa Szampon z piroktonianem olaminy i cynkiem - Dobry choć nie idealny. Oleje zmywał aż za dobrze, łupież likwidował średnio ale o wiele lepiej niż inne tego typu specyfiki. Pachnie mentolem ale nie chłodzi. Makabrycznie otwierał łuski włosa i zmieniał je w konopny sznurek więc używać go można tylko z dobrą odżywką. Konsystencja była przyjemnie żelowa.
16. L'Biotica Biowax Intensywnie regenerujący szampon Keryatyna + Jedwab - Kiepsko się pienił ale mył OK. Miał gęstą konsystencję i był piekielnie wydajny. Niestety wysuszał włosy i powodował koszmarny łupież. Zapach bez szału.
17. Mrs. Potter's Ekspresowa odżywka bez spłukiwania - Pisałam o niej TUTAJ. Zdecydowanie cały czas była jednakowo beznadziejna a pompka zepsuła się po zużyciu 2/3 zawartości butelki :/
                                   
Ufff wreszcie mogę opróżnić torebkę i powoli zacząć ją zapełniać bo to wszystkie puste opakowania jakie udało mi  się zebrać.
Jak Wam upłynął maj pod względem zużyć?

sobota, 7 czerwca 2014

Ulubieńcy: maj 2014

Właściwie posta o majowych ulubieńcach miało nie być jednak stwierdziłam, że dla ponownego wdrożenia się do blogowania pokażę Wam tę maleńką gromadkę, która urozmaicała mój okropnie monotonny makijaż do pracy.
                                      
                                 
W tej chwili zapewne składam życzenia Państwu Młodym na ślubie i czeka mnie całonocna impreza więc na komentarze odpowiem jutro ;)
 Zapraszam.
                                 
                            
Na powiece standardowo już od kilku miesięcy bezspornie królowała fioletowa kredka Paese Linea w odcieniu 453 Plum glam, która okazała się idealnym rozwiązaniem do pracy i na wszelakie szybkie wyjścia. Czasami jednak, gdy pragnęłam czegoś bardziej precyzyjnego bo akurat zachciało mi się wyciągniętej kreski a jednocześnie udało mi się wygospodarować odrobinę więcej czasu zamieniałam ją na brązowy eyeliner Yves Saint Laurent Easy Liner for Eyes nr 2. Tworzy on piękne, precyzyjne i bardzo trwałe kreski, którym nie straszny dwunastogodzinny dzień w pracy.
                                                 
W słoneczne i ciepłe dni, których maj nam trochę poskąpił oddawałam się również totalnemu szaleństwu nakładając na oczy iście wakacyjny duet w postaci wściekle różowego eyelinera MIYO Glam Eyes no 5 o wdzięcznej nazwie Kreskówka Hot Pink oraz równie intensywnego, aczkolwiek u mnie sprawującego się raczej średnio szafirowego tuszu Essence Colour Flash #02. Takie zestawienie bezsprzecznie przyciąga spojrzenia i wprawia w wakacyjny nastrój ;)
                                       
                                       
Na ustach natomiast dominował wręcz zimowy różo-fiolet w postaci pomadki Yves Rocher Luminelle Rouge Dragee nr 51, której resztki wykopałam z czeluści mojego pomadkowego koszyczka. Czas najwyższy ją już zużyć bo zapewne niedługo nie będzie się już nadawała do niczego ;)
                                         
                                        
Na koniec mistrzowie moich paznokci: baza pod lakier Orly Bonder, dzięki której nie muszę się martwić, że mój manicure nie przetrwa nawet jednego dnia w pracy oraz przyspieszający wysychanie lakieru Eveline 3w1 Multiaction Top Coat zapewniający mi piękne błyszczące wykończenie oraz zapobiegający powstawaniu pościelówek. Czy to prawda, że tylko ja w całym internecie jestem z niego zadowolona? ;)
                                     
To już wszyscy moi ulubieńcy. Zapachu żadnego sobie nie upodobałam bo zmieniałam je praktycznie za każdym razem.
             
Jak Wam upłynął maj? Upodobaliście sobie jakieś kosmetyki czy nic nie przypadło Wam do gustu?

środa, 4 czerwca 2014

Oprócz błękitnego nieba...

Zdążyłam już odpocząć od bloga a nawet się za nim trochę stęsknić więc wracam do Was ze świeżą weną i nowymi postami.
Zapraszam :)
                      
Colour Alike
Nail Colour
487 Daleko do Sopotu?
                                        
                 
POJEMNOŚĆ: 8ml
DOSTĘPNOŚĆ: Wybrane drogerie, internet
CENA: Około 10zł
                             
                    
Lakier ma piękny niebieski kolor z odrobiną zieleni. Mocny i intensywny. Niestety mój aparat nie uchwycił go idealnie i przerobił na błękitka.
Krycie jest bardzo dobre. Do pełni szczęścia wystarczą dwie cienkie warstwy a wykończenie kremowe i błyszczące. Pomimo tego nie przebarwia skórek ani paznokci.
                                    
                                       
Konsystencja emalii jest rewelacyjna. Doskonale się rozprowadza i nie tworzy smug ani prześwitów. Nie rozlewa się ani nie spływa więc nie ma obaw, że zepsuje nam wypracowany manicure.
Świetne krycie i przyjemna konsystencja sprawiają, że właściwie nie widać ubytku dzięki czemu będę mogła się nią długo cieszyć.
                                 
                                             
Schnięcie jest standardowe. Co prawda jedna warstwa jest sucha dosyć szybko jednak nie daje ona całkowitego krycia więc trzeba nałożyć drugą i albo uzbroić się w trochę cierpliwości, albo sięgnąć po wysuszacz.
                            
                           
Opakowanie jest typowe dla lakierów a zarazem proste i miłe dla oka.
Pędzelek za to jest idealny: ma odpowiednią wielkość oraz jest wystarczająco twardy aby dokładnie i precyzyjnie rozprowadzić lakier a także na tyle miękki aby nie zdzierać wcześniej nałożonej warstwy.
                                    
                      
Jest to mój pierwszy lakier tej marki i muszę stwierdzić, że bardzo przypadliśmy sobie do gustu.
Jeżeli szukacie lakierów o dobrym kryciu i odważnych kolorach to zdecydowanie warto przyjrzeć się emaliom Colour Alike.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...