wtorek, 7 kwietnia 2015

Koniec

Po długich przemyśleniach postanowiłam zakończyć działalność bloga. Usunęłam go już ale po namyśle przywróciłam. Na razie tak zostanie a ja zapraszam Was na facebook i Instagram.



Do zobaczenia :)

wtorek, 31 marca 2015

NIE-nudny NUDE

Znowu jestem opóźniona tym razem przez świąteczne porządki ;) Mycie okien i ścieranie kurzów rzeczywiście potrafią pochłonąć uwagę. Na szczęście najgorsze już za mną i teraz mogę oddać się przyjemnościom.
Zapraszam :)
                         
                                   

piątek, 27 marca 2015

Dermokonsultacje Sylveco

Nie wiem jak to się dzieje ale ostatnio mam wrażenie, że doba ma zdecydowanie mniej godzin niż powinna. W każdym razie bez względu na wszystko udało mi się zorganizować trochę czasu na napisanie posta o dermokonsultacjach marki Sylveco, w których po wielu perypetiach i ostatecznie zupełnie przypadkiem wzięłam udział we wtorek 24 marca.
                         
                     

środa, 18 marca 2015

Miętówka

Czas szybko leci i mamy już środek tygodnia. Jeszcze tylko dwa dni i weekend ;) Tymczasem zapraszam Was na kolejny wiosenno-letni post paznokciowy :)
                                 
                               

poniedziałek, 16 marca 2015

Zakupy i nowości: luty 2015

Po niedawnym kryzysie udało mi się na szczęście odzyskać zdjęcia nowych nabytków lutego więc zapraszam :)
                       
                       

sobota, 14 marca 2015

Bordo

Czasami zdarzają się takie okazje kiedy czerwień wydaje się zbyt krzykliwa, a czerń zbyt groteskowa i wtedy nie wiadomo co nałożyć na paznokcie. Na szczęście problem ten łatwo rozwiązać sięgając po stonowany ciemny lakier w klasycznym kolorze bordo. Rzadko sięgam po takie odcienie ale w mojej kolekcji znajduje się jedna emalia o tej barwie i dzisiaj chcę ją wam pokazać.
Zapraszam :)
                             
                                     

środa, 11 marca 2015

Zużycia: luty 2015

Powoli ogarniam się po paskudnym choróbsku, które dorwało mnie ponad tydzień temu i nadrabiam stracony czas. Ulubieńców lutego nie będzie z racji tego, że właściwie cały czas maluję się tymi samymi kosmetykami, które mam zamiar po zużywać ale za to zapraszam na zużycia.
                                                   
                     

poniedziałek, 9 marca 2015

Lila z lawendą

Jeszcze jesienią zachciało mi się lakieru w kolorze liliowo-lawendowym i choć próbowałam walczyć to pokusą okazała się tak silna, że przegrałam z kretesem w małym sklepiku...
                                     
                                     

środa, 25 lutego 2015

PARSZYWA DWUNASTKA, czyli 12 kosmetyków na 12 miesięcy 2015 roku: projekt denko.

Uporałam się już z zaległymi denkami, zrobiłam porządki w szafkach z kosmetykami, wyrzuciłam sporo kosmetyków i dużo rozdałam. Wszystko co mi nie pasowało wyleciało na pierwszy ogień, nie zalegają mi już kosmetyki co do których nie byłam pewna ani te, które choć wiekowe nadal pałętały się w koszyczkach.
Jakby na to nie patrzeć okres listopad-styczeń był dla mnie bardzo gorący i zakończył etap "obrastania" w mazidła. Uwolniłam siebie oraz swoją przestrzeń i choć do minimalizmu daleka droga to mam już w głowie cel, i widzę światełko w tunelu. Zużywanie idzie mi o dziwo rewelacyjnie bo jakby nie było większość kosmetyków jest mocno nadszarpnięta zębem pędzla ;) Jest mi coraz lżej i właściwie nie mam już problemów z masą kosmetyków ale zainspirowana postem na jednym z blogów o wiele mówiącym tytule "15 kosmetyków na 2015 rok" postanowiłam wytypować swoją pulę. Co prawda piętnastu kosmetyków nie znalazłam (nie chciałam nic typować na siłę) ale za znalazł się tuzin: po jednej sztuce na każdy miesiąc, co i tak będzie niezłym osiągnięciem jeżeli tylko weźmie się pod uwagę, że to kolorówka. Poza tym oczywiście inne mazidła też mam zamiar używać i denkować ;)
Nie przeciągając już dalej tego i tak przydługiego wstępu zapraszam Was do obejrzenia moich typów.
                                                       
                           

poniedziałek, 23 lutego 2015

Zimowe niebo

Dzisiaj poniedziałek, czyli najbardziej nielubiany dzień tygodnia dlatego przychodzę do Was z lekkim i przyjemnym postem lakierowym.
Zapraszam :)
                                       
                                         

sobota, 21 lutego 2015

Zakupy i nowości: styczeń 2015

Idę jak burza... Luty już dobiega końca a ja ledwo wyrabiam z podsumowaniami stycznia. Trudno, czas nadrabiać zaległości ;)
Zapraszam.
                           
                                         

środa, 18 lutego 2015

Malinowa czerwień

Wreszcie udało mi się otrząsnąć po paskudnym choróbsku, które mnie ostatnio dorwało więc wracam z radośnie kolorowym postem :)
Zapraszam.
                               
                               
Donegal
Beauty Shine by Donegal
Lakier do paznokci
Art. Nr: 7107
                               
                     
POJEMNOŚĆ: 6ml
DOSTĘPNOŚĆ: Drogerie, internet
CENA: Około 10zł
                                 
                         
Lakier ma niesamowity odcień intensywnej malinowej czerwieni, ze sporą ilością mocno różowych tonów o kremowym wykończeniu. Szkoda, że aparat nie oddaje idealnie koloru :/
Krycie jest standardowe, co oznacza, że dla wspaniałego efektu należy nałożyć dwie warstwy lakieru.
                                     
                             
Konsystencja jest rzadka ale nie wodnista i lejąca. Dobrze się rozprowadza bez smug i prześwitów. Nie spływa też na skórki.
Zmywanie emalii nie przysparza żadnych problemów.
                               
                               
Buteleczka jest maleńka i ładna choć trwałość napisów pozostawia wiele do życzenia, co z resztą dobrze widać na zdjęciach. Duży plus za kształt bo takie kanciaste i niskie opakowania przechowuje się o wiele lepiej niż inne.
Pędzelek jest wąski i długi. Idealnie spisuje się tam gdzie potrzeba precyzji ale na dużych paznokciach trzeba się jednak trochę na pracować. Włosie jest odpowiednio miękkie aby przy dokładaniu kolejnych warstw nie naruszać poprzednich.
                                   
                                 
Jak już sami zauważyliście jest to mój trzeci lakier tej marki, który opisuję na blogu i jednocześnie bardzo lubię. Emalie te mają świetną jakość i dają piękny efekt na paznokciach. Jeżeli się gdzieś na nie natkniecie to polecam przyjrzeć się im uważniej i przygarnąć choć jeden do kolekcji ;)

sobota, 14 lutego 2015

Zużycia: styczeń 2015

Wiem, że dzisiaj Walentynki i wszystkim udziela się miłosna atmosfera ale czas na kolejny post podsumowujący styczeń. Dla przekory tym razem będzie o rozstaniach ;)
                                 
                                 
Zapraszam.
                     
                           
1. Krem do rąk - W opakowaniu zastępczym po kremie Oriflamie oczywiście przypadły mi do zużycia resztki kremu po moim mężczyźnie. Dla niego kosmetyk kończy się w momencie gdy nie można go już wycisnąć z opakowania, a że w tym przypadku tuba była twarda to te "resztki" wystarczyły mi na ponad miesiąc codziennego stosowania na noc. Kosmetyk dobrze odżywiał i nawilżał choć kosmicznie się lepił, ale w sumie nie ma się co dziwić skoro był to krem na noc.
2. No 36 Krem do stóp Intensywnie regenerujący - ładny zapach, lekka, szybko wchłaniająca się konsystencja i całkiem niezły skład ale niestety działanie słabe. Nie poradził sobie nawet z utrzymaniem kondycji dobrze wypielęgnowanych stóp.
                                   
                                       
3. Lactacyd Femina hydro-balance - Moja ulubiona wersja i ulubiona duża pojemność. Wielka szkoda, że po zmianach już go nie ma. Całe szczęście, że w ostatniej chwili udało mi się zrobić zapas. Niestety teraz muszę zrobić research wśród nowości marki i znaleźć jego odpowiednik.
4. Nivea Żel do golenia Sensitive - Ulubiony żel mojego TŻa. Dobrze się spisuje i delikatnie pachnie. Mam wrażenie, że jest jednak trochę lepszy od męskiej Isany.
5. Lady Speed Stick 24/7 Invisible Gel - Dobrze chroni, nie brudzi ubrań, wydajny a w promocji tani. Dla mnie jedyną wadą był jego zapach ale dał się znieść.
                                 
                             
6. Oriflame Colour Care Shampoo Olejek migdałowy i truskawki - Ulubieniec (jak sami widzicie w comiesięcznych denkach) ale mam wrażenie że został wycofany bo choć wcześniej był w katalogach to nie można go było dostać a teraz to już w ogóle ani widu ani słychu :(
7. Avon Senses Mood Therapy Revitalising Shover gel - Totalna klapa. Mała wydajność, gęsta, glutowata żelowa konsystencja, nie chciał się pienić a zapach niczym nie przypominał porzeczek. W ogóle jakiś taki rozwodniony był i dziwny. Mówię stanowcze NIE żelom Avon w tej pojemności!
8. Perfecta SPA Mus do ciała - Miał pachnieć porzeczkami a czuć go było ... kredą. Miał gęstą, zbitą konsystencję przez co ciężko go było nabrać. Powierzchownie wygładzał i dawał przyjemny efekt, który bardzo spodobał się mojemu TŻowi ale nie przynosił żadnego nawilżenia. Długotrwałych efektów jego stosowania też nie było.
                                     
                               
9. John Masters Organics Kremowy żel do twarzy z kwiatu lipy - Fenomenalny wręcz zapach prawdziwego kwiatu lipy, gęsta konsystencja śmietanki, dobrze myje i odświeża a jednocześnie rewelacyjnie nawilża. Bardzo wydajny choć ma tylko 118ml (początkowo szybko go ubywało i miałam wrażenie, że skończy się w mgnieniu oka ale potem nie mogłam go skończyć). Będę wracać zwłaszcza zimą.
10. Soraya Hialuronowy Mikrozastrzyk 30+ - Niby ok ale jednak trochę za słabo działał. Trzeba go było nałożyć całkiem sporo, żeby skóra nie wołała pić a pod koniec i tak musiałam wspomagać go emulsją nawilżającą Clinique. Dla mnie zbyt cienki, żebym wróciła.
11. Flos Lek Żel do powiek i pod oczy ze świetlikiem lekarskim - Bardzo dobrze nawilża, nie pachnie, ma lekką żelową konsystencję. Jest wydajny, nie drogi . Nie obciąża skóry, nie uczula jej i nie powoduje przetłuszczania.
12-17. Próbki - NUXE ze słoiczka w ogóle nie przypadł mi do gustu bo okazał się tępy na skórze i za słabo nawilżał, Uriage był fantastyczny i bardzo możliwe, że zdecyduję się na pełnowymiarowe opakowanie. Moje naczynka go pokochały. Hydratime Plus to średniak. Nawilżał dobrze ale niestety nadal byłam po nim czerwona, gdyż właściwości łagodzących nie posiada. LRP Rosaliac AR Intense to żelowa kuracja, która również świetnie się u mnie spisała. Bioderma Hydrabio Riche to totalna pomyłka. Zapychał mnie.
                                                               
                               
18. DKNY Golden Delicious EDP - Trwałość nie powala ale teraz gdy jestem taka nadwrażliwa na zapachy absolutnie mi to nie przeszkadza. Ładny, nienachalny zapach w sam raz dla migrenowców. Możliwe, że kiedyś zdecyduję się na inną wersję.
19. Minerały - Mieszanka wszystkich minerałów i pseudo-minerałów jakie miałam w swojej kolekcji.
20. Applause Flash Vibrant L1 i L4 - Nieużywane rozpadły się w paletce. Mam wrażenie, że ta paleta jest jakaś pechowa bo to już kolejne egzemplarze...
21. NYX HD Foundation - Zużyłam tę próbkę solo i mieszając z innymi podkładami, i nadal nie wiem. Niby jest OK, ale tak nie do końca.
                                       
                       
22. Avon Super Shock Gel Eyeliner Violet - Tyle razy pokazywałam Wam go w ulubieńcach, że w końcu nie wytrzymał presji i się skończył. Na szczęście mam zastępstwo :)
                       
Tak oto dotarliśmy do dna mojej denkowej torebki, która stoi już otworem dla opakowań z lutego a przed Wami jeszcze post zakupowy. Będzie co oglądać ;)

środa, 11 lutego 2015

Roziskrzony granat

Karnawał sprzyja szaleństwom w makijażu i manicure dlatego dzisiaj przychodzę do Was z propozycją właśnie takiego lakieru. Sprawdzi się on zarówno u fanek wielkich szaleństw, jak i u zwolenniczek subtelności, które od czasu do czasu chciałyby nałożyć na paznokcie coś odważniejszego.
Zapraszam :)
                                
                                
Mariza
Brilliant
Lakier do paznokci z iskrzącymi drobinkami
7719
                           
                     
POJEMNOŚĆ: 10ml
DOSTĘPNOŚĆ: Internet, wybrane drogerie
CENA: Około 10zł
                                     
                                         
Lakier ma granatowy kolor z domieszką srebrnego drobnego brokatu o tęczowym, holograficznym połysku, który nadaje mu niesamowity efekt.
Kryje dobrze już przy jednej warstwie jednak ja wolę nakładać dwie, gdyż wtedy lakier zyskuje na wyrazistości.
                                       
                               
Jego konsystencja jest, że "średnia" ani zbyt wodnista ani zbyt płynna. Dobrze się rozprowadza, nie rozpływa ani nie tworzy smug, prześwitów czy zacieków więc aplikacja nie przysparza żadnych trudności.
Zmywa się również bezproblemowo jak lakiery o kremowym wykończeniu. Nie barwi skórek ani paznokci i nie stawia oporów jak typowy brokat.
                                 
                                     
Buteleczka jest duża i klasyczna. Lubię takie "klocki" ze względu na łatwość przechowywania i to, że można je bez trudu ładnie ustawić w pudełeczku.
Pędzelek jest długi, średniej grubości i miękki. Idealnie sprawdza się przy tej konsystencji emalii. Zarówno precyzyjne malowanie wąskich paznokci jak i dokładanie kolejnych warstw nie przysparzają żadnych problemów.
                                   
                                    
Jest to już kolejny lakier tej marki, który używam i muszę przyznać, że wszystkie trzymają doskonały poziom. Zdecydowanie warto się za nimi rozglądać.

poniedziałek, 9 lutego 2015

Ulubieńcy: styczeń 2015

Ostatnie zawirowania sprawiły, że mam spore opóźnienie w pisaniu postów dlatego koniecznie nadrabiam i zapraszam Was na pierwszych w tym roku ulubieńców :) Nie ma tego wiele ale zawsze coś ;)
                               
                           
Na twarzy dość standardowo na co dzień kładę, na szczęście kończące się już minerały lub w razie potrzeby normalny podkład więc nie ma co pokazywać za to kolorytu dodaję sobie dwoma różami, które ostatnio jakoś wyjątkowo przypadły mi do gustu. Pierwszy z nich to Gosh Bronzing Shimmer Powder 002 Pink, który używam do normalnego podkładu razem z bronzerem i rozświetlaczem, natomiast drugi to Yves Rocher Róż Jasna morela, ten z kolei nakładam gdy na twarzy mam podkład mineralny. Róż ten jest bardzo jasny i sprawdzi się jedynie u bladziochów. Bardzo subtelnie podkreśla rysy twarzy i ożywia makijaż nie dając efektu "zmalowania".
                                 
                       
Na oku również bez większych szaleństw. Na co dzień i od święta towarzyszy mi paletka Sleek zrobiona przez Martę, co z resztą widać po postępujących ubytkach ;) Do uzupełnienia cieni kreska musi być i tym razem znowu upodobałam sobie kredkę Avon SuperSchock tym razem w kolorze Blackberry oraz Sephora Jumbo Liner 12Hr wear Waterproof 14 Violet. Obie kredki świetnie się spisują i są bardzo trwałe więc przez cały dzień nie muszę się martwić o makijaż.
                       
                                     
W związku z tym, że pogoda dopisuje coraz mniej na ustach najczęściej lądowała Vivo Colour Stain Lip Crayon w kolorze Thing Called Love. Poza nią często sięgałam po pomadkę L'Oreal ale to bardziej z racji tego, że było jej już naprawdę niewiele i chciałam ją w końcu zużyć, niż z jakiegoś wyjątkowego upodobania czy sympatii.
                 
Niestety to już wszystko. Perfum ulubionych nie ma bo DKNY Golden Delicious się skończyły a ja jeszcze nie wytypowałam kolejnej mojej miłości a paznokcie się połamały więc ich nie maluję. Mam  nadzieję, że niedługo odrosną i będę mogła pokazać Wam resztę moich lakierów.
               
Pozdrawiam cieplutko bo za oknem sypie śnieg ;)

sobota, 7 lutego 2015

Brąz ze złotem

Witam Was cieplutko po przymusowej przerwie. Tydzień zleciał szybciutko więc czas najwyższy przerwać głuchą ciszę na blogu. Na osłodę manicure w kolorach brązu i złota.
Zapraszam :)
                                   
                                       
Miss Sporty
Lasting Colour Nail Enamel
415
                               
                             
POJEMNOŚĆ: 7ml
DOSTĘPNOŚĆ: Rossmann, niesieciowe drogerie, internet
CENA: Około 9zł
                                 
Lakier ma ciekawy kolor chłodnego, wręcz błotnistego brązu z domieszką szarości o kremowym wykończeniu. Szybko wpada w oko i zbiera sporo komplementów oraz pytań co to za jeden.
Kryje całkiem dobrze przy jednej grubszej warstwie, jednak ja zdecydowanie wolę nakładać dwie cieńsze, gdyż wtedy nie muszę się martwić o prześwity.
Konsystencja jest płynna i rzadka ale o dziwo nie spływa momentalnie z pędzelka tylko się go trzyma. Pozostaje również tam gdzie się go nakłada i nie rozpływa się po paznokciach ani skórkach. Dobrze się poziomuje i nie tworzy smug ani prześwitów.
Buteleczka jest ładna i charakterystyczna dla marki. Jakoś tak bardzo mi odpowiada ich design i chociaż skierowany jest dla nastolatek to nie razi tandetą po oczach.
Pędzelek jest całkiem spory i spłaszczony co ułatwia aplikację. Odpowiednia długość i miękkość włosia sprawia, że nie ma problemów z precyzyjnym malowaniem ani z dokładaniem kolejnych warstw.
                               
                                                 
Vipera
Winter Fever
Lakier do paznokci
65
                                         
                                     
POJEMNOŚĆ: 9ml
DOSTĘPNOŚĆ: Drogerie, internet
CENA: Około 9zł
                       
Emalia składa się ze złoto-oliwkowego pyłu zatopionego w bezbarwnej bazie, które dają jej iskrzące metaliczne wykończenie. Dzięki takiemu rozwiązaniu można ją wykorzystać zarówno jako top (1 warstwa) jak i lakier (dwie i więcej warstw). Krycia całkowitego chyba się nią nie da uzyskać jednak trzy warstwy jak na zdjęciu dają już zadowalający efekt.
Konsystencja lakieru jest płynna, wręcz wodnista. Nadmiar od razu spływa z pędzelka. Co prawda nic nie rozlewa się po skórkach, ale trzeba się pilnować i lepiej na raz nakładać mniej niż więcej. Nie tworzy smug ani prześwitów.
Buteleczka jest duża, ciężka i spłaszczona. Bardzo charakterystyczna.
Pędzelek jest krótki i wąski. Przystosowany do precyzyjnego rozprowadzania emalii nawet na maleńkich paznokciach. Dzięki odpowiednio miękkim włoskom nie narusza poprzednich warstw przy dokładaniu kolejnych.
                                   
                                 
Oba lakiery doskonale spisują się solo ale ich połączenie okazało się strzałem w dziesiątkę i na pewno zagości u mnie jeszcze nie raz. Iskrzące złotko Vipera ładnie ożywia nieco błotnisty wygląd lakieru Miss Sporty, natomiast brąz je tonuje i sprawia, że manicure nie wygląda na typowo Sylwestrowe szaleństwo.
                                 
                                 
W obu przypadkach jest to mój pierwszy kontakt z lakierami danej marki i w obu jestem równie zadowolona. Jeżeli znów najdzie mnie pragnienie jakiegoś koloru i potrzeba jego szybkiego zakupu to na pewno w poszukiwaniach nie ominę drogerii, w których dostępne są Miss Sporty i Vipera.

środa, 28 stycznia 2015

Pojedynek tytanów: ChapStick, NUXE, TBS

Zima to ciężki czas dla ust. Narażone są na działanie mrozu, wiatru, ogrzewania a tym samym zmian temperatury, klimatyzacji i pewnie jeszcze wielu, wielu innych czynników, które akurat teraz wyleciały mi z głowy, dlatego tak ważna jest odpowiednia pielęgnacja, która nie tylko sprawi, że będą pięknie wyglądały ale również zapobiegnie przykrym dolegliwościom jak pierzchnięcie czy pękanie. W związku z tym, że zima w końcu i do nas zawitała chciałabym Wam dzisiaj opowiedzieć o trzech kultowych już kosmetykach do pielęgnacji ust. Jeżeli jesteście ciekawi czy ich reputacja to prawda, czy tylko mit to zapraszam do dalszej części posta.
                         
                                   
Na pierwszy ogień pójdzie praktycznie sięgające już dna The Body Shop Lip Butter. Posiadam wersję jagodową Blueberry, choć szczerze mówiąc koło borówek to ona nawet nie leżała. Zapach jest przyjemy, świeży, słodkawy, no po prostu ładny i apetyczny ale z tymi pysznymi owocami ma niewiele wspólnego, choć może to tylko mój nos jest taki wybredny ;) W każdym razie OK. Smak jest początkowo słodki ale potem pozostawia po sobie dziwny syntetyczny posmak. Niezbyt to smakowite ale w końcu masełko nie służy do jedzenia tylko do smarowania, więc tutaj również nie jest źle, choć mogłoby być ciut lepiej. W opakowaniu ma biały kolor i nałożone na usta ten kolor utrzymuje. Im więcej go nakładamy tym bardziej bieli a jako, że ja lubię sobie na noc zapodać porządną dawkę nawilżenia to wyglądam dość zabawnie i poza Halloween to raczej bym się nie odważyła tak wyjść do ludzi. Konsystencja jest bardzo przyjemna i rzeczywiście maślana, a na dodatek topi się pod wpływem ciepłoty ciała dzięki czemu łatwo nabiera się na palec i to w dość sporej ilości. Nie wpływa to jednak negatywnie na wydajność i wbrew moim początkowym obawom można się nim długo cieszyć. Niestety ta przyjemna konsystencja jest zamknięta w niezbyt udanym plastikowym słoiczku, który jest dosyć wysoki i wąski więc trzeba mieć krótkie paznokcie do jego wydobywania. Na domiar złego balsamy wypełnia jedynie połowę opakowania, co już na wstępie utrudnia sięganie po niego i jest zbędnym marnotrawieniem plastiku.
Na koniec punkt najważniejszy, czyli działanie: Kosmetyk bardzo dobrze nawilża i zmiękcza usta. Sprawia, że stają się gładkie i przyjemne w dotyku a suche skórki regenerują się w ciągu jednej nocy. Zapobiega również pierzchnięciu i pękaniu. Nie nadaje się jednak jako baza pod kolorową pomadkę gdyż zostawia śliski i błyszczący film, na który inne kosmetyki się nie przyklejają, a jak już uda się je nałożyć to znikają w tempie ekspresowym.
                       
SKŁAD: butyrospermum parkii butter/butyrospermum parkii (shea) butter, ricinus communis seed oil/ricinus communis (castor) seed oil, brassica campestris/aleurites fordii oil copolymer, cera alba/beeswax/cidre d'abeille, peg-8 beeswax, hydrogenated castor oil, aroma/flavor, limonene, ammonium glycymhizate, linalool, tocopheryl acetate, vaccinium myrtillus seed oil, tocopherol, citral, citric acid, cl 77891/titanium dioxide
                           
POJEMNOŚĆ: 10ml
DOSTĘPNOŚĆ: Sklepy TBS, internet
CENA: 24zł
                           
                               
Kolejnym kultowym kosmetykiem, do którego od czasu do czasu wracam jest ChapStick Wiśniowy. Pachnie ślicznie i bardzo apetycznie pestkami z wiśni. Uwielbiam ten aromat :) Smaku natomiast nie posiada co zaliczam mu na plus. W opakowaniu ma arbuzowo-czerwony kolor choć nałożony na usta staje się bezbarwny. Jego konsystencja jest gęsta i zwarta, nie rozpuszcza się pod wpływem ciepła nawet długo noszony w kieszeni, więc wystarcza na bardzo długo. Kosmetyk zamknięty jest w maleńkim plastikowym sztyfcie, który idealnie mieści się w miniaturowej torebce czy niewielkiej kieszeni, co czyni go bardzo praktycznym i higienicznym.
Działa bez zarzutu, choć uważam go bardziej za kosmetyk prewencyjny niż pielęgnacyjny. Zmiękcza usta, niweluje widoczność suchych skórek i zapobiega ich powstawianiu a także zabezpiecza przed wysuszaniem oraz pierzchnięciem. Sprawdza się praktycznie w każdych warunkach, a nałożony cienką warstwą stanowi całkiem niezłą bazę pod pomadki kolorowe. Nadaje lekki połysk.
                       
SKŁAD: petrolatum, paraffin, paraffinum liquidum, octyldodecanol, arachidyl propionate, phenyl trimethicone, aroma, cera alba, isopropyl lanolate, ethulhexyl dimethyl paba, lanolin, cera carnauba, isopropyl myristate, camphor, cetyl alcohol, methylparaben, propylparaben, saccharin, menthol, hexyl cinnamaldehyde, cl 15850
               
POJEMNOŚĆ: 4,2g
DOSTĘPNOŚĆ: Apteki, internet
CENA: Około 7zł
                                         
                               
Na koniec kosmetycznych rozważań wisienka na torcie: NUXE Reve de Miel, który wpadł w moje rączki najpóźniej i zrobił najbardziej piorunujące wrażenie. Zapach ma nieziemski, pomarańczowy z odrobiną miodu. Słodki, naturalny, energetyczny aż ślinka napływa do ust. Podejrzewam, że wąż skusił Ewę w raju wcale nie jabłkiem, czy jabłkiem granatu tylko właśnie takim aromatem. Smaku nie posiada i dobrze, bo pewnie wyjadłabym go paluchem wprost z opakowania zamiast nakładać na usta. W słoiczku balsam ma kolor ciemnego, scukrzonego miodu i dokładnie tak samo wygląda, a po aplikacji staje się bezbarwny, i nie zostawia absolutnie żadnego połysku. Jest to efekt dosyć szokujący, bo jeszcze nigdy nie spotkałam się z kosmetykiem pielęgnacyjnym, który zostawiałby po sobie totalny mat. Ma bardzo gęstą, wręcz ciągliwą konsystencję, jeszcze bardziej zwartą niż wspomniany wyżej scukrzony miód, choć ogromnie go przypomina. Dzięki temu niesamowicie przywiera do warg i wystarczy nałożyć go odrobinę aby osiągnąć pożądany efekt. Jest to jak dotąd jedyny w moim życiu kosmetyk, którego nie muszę obficie nakładać na noc więc wróżę mu ogromną wydajność i już teraz widzę, że bardzo powoli go ubywa z opakowania. Specyfik ten zamknięty jest w porządnym słoiczku wykonanym z grubego matowego szkła zamykanym plastikową ale również konkretną nakrętką. Całość prezentuje się bardzo elegancko na nocnej szafce.
Działanie jest wręcz piorunujące. Balsam błyskawicznie nawilża, natłuszcza i regeneruje wargi. Sprawia, że stają się gładkie i zdrowie praktycznie od razu po nałożeniu. Zaaplikowany na noc czyni cuda i rano odkrywamy zupełnie nową jakość ust, a istnieniu suchych skórek możemy totalnie zapomnieć, gdyż nie powoduje złuszczania powierzchniowej warstwy naskórka. Stanowi doskonałą bazę pod makijaż, bo od razu po nałożeniu pozostawia usta matowe i delikatnie tępo-lepkie więc każdy nakładany na niego kosmetyk doskonale przywiera do ich powierzchni. Teraz już zupełnie nie dziwię się dlaczego nawet najsłynniejsi wizażyści tak chętnie po niego sięgają.
                 
SKŁAD: cera alba/beeswax, olus oil/vegetable oil, lecithin, behenoxy dimethicone, prunus amygdalus dulcis (sweet almond) oil, butyrospermum parkii (shea butter) extract, mel/honey, butyrospermum parkii (shea butter), dimethicone, ethylhexyl methoxycinnamate, citrus grandis (grapefruit) peel oil, caprylic/capric trigliceride, hydrogenated vegetable oil, glycine soya (soybean) oil, rosa moschata seed oil, tocopheryl acetate, tocopherol, citrus medica limonium (lemon) peel oil, candelilla cera/euphorbia cernifera (candelilla) wax, allantoin, calendula officinalis flower extract, bht, citric acid, citral, limonene, linalool
                   
POJEMNOŚĆ: 15g
DOSTĘPNOŚĆ: Wybrane apteki, internet
CENA: Około 30zł
                           
Wszystkie trzy kosmetyki działają bardzo dobrze i nie można im nic zarzucić jednak moim zdaniem zdecydowanie najlepszy okazał się balsam NUXE więc własnie do niego będę wracać. Masełko TBS pomimo bardzo przyjemnego składu okazało się najmniej trafiać w moje gusta i raczej nie wróżę nam długotrwałej przyjaźni.
W trakcie pisania tego posta przypomniałam sobie, że kiedyś, dawno temu Yves Rocher miało w swojej ofercie kosmetyk bardzo podobny do NUXE Reve de Miel i z przyjemnością po niego sięgałam. Potem niestety został wycofany czego nie mogłam przeboleć. Teraz na szczęście znalazłam godnego (o ile nie lepszego) następcę. Będzie nam razem bardzo dobrze ;)

sobota, 24 stycznia 2015

Czerwień z różowym pyłem

Wbrew ponurej aurze na zewnątrz i opadom śniegu z deszczem pokażę Wam dzisiaj piękny lakier o niezwykłym elektryzującym kolorze.
Zapraszam.
                                         
                                       
Eveline
miniMAX
nail polish
357
                                   
                                       
POJEMNOŚĆ: 5ml
DOSTĘPNOŚĆ: Drogerie, internet
CENA: Około 5zł
                               
                                     
Jak już wspomniałam wyżej emalia ta ma piękny kolor energetycznej czerwieni, w której zatopiony jest pył w kolorze fuksji nadający jej niezwykły połysk i lekko metaliczne wykończenie.
                               
                   
Krycie jest standardowe: dwie cienkie warstwy.
                               
                         
Konsystencja lakieru jest bardzo rzadka, wręcz wodnista więc łatwo go rozprowadzać. Na szczęście nie rozlewa się po skórkach ani nie ucieka z nakładanego miejsca, a jednocześnie ładnie się poziomuje i nie zostawia smug ani prześwitów.
                               
                           
Buteleczka jest ładna i praktyczna. Nie sprawia trudności w przechowywaniu i idealnie zmieści się nawet do podróżnej kosmetyczki. Napisy nie ścierają się w trakcie przechowywania więc estetyka jest zachowana.
                     
                           
Pędzelkowi również nie można nic zarzucić. Jest odpowiednio długi, szeroki i miękki. Świetnie spisuje się przy precyzyjnym rozprowadzaniu emalii nawet na małych paznokciach.
                             
                             
Niestety poza wieloma zaletami i wspaniałym kolorem lakier ma również wady:
- Najgorsza z nich to farbowanie przy zmywaniu. Niestety bez dodatkowego czyszczenia szczoteczką i mydłem się nie obejdzie, bo przy jakimkolwiek kontakcie ze zmywaczem zaraz paćka całe skórki i paznokcie. Trzeba sporo cierpliwości, żeby się go zupełnie pozbyć z palców.
- Konsystencja, dzięki której tak łatwo się rozprowadza sprawia, że różowy pył w tempie ekspresowym opada na dno buteleczki a potem trzeba wieków porządnego wstrząsania buteleczką, żeby go stamtąd podnieść.

                               
Pomimo fantastycznego koloru, lakier ten nie należy do moich ulubieńców i ląduje w koszyczku "do oddania". Stałam się zbyt wybredna, a moja kolekcja liczy za dużo lakierów żeby mi się chciało z nim bawić w długie wstrząsanie a potem jeszcze dłuższe zmywanie. Nie dyskwalifikuję jednak emalii tej marki bo jakość zależy od koloru i wiele z nich bardzo polubiłam, a nawet co jakiś czas dokupuję nowe egzemplarze.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...