poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Zużycia:)

Udało mi się zużyć dwa produkty
1. Essence Kajal Pencil w kolorze 01 BLACK o którym mogliście przeczytać TU. Kredka została zestrugana do miniaturki i w związku z tym, że niewygodnie mi się jej uzywało wylądowała w koszu.
2. Avon Błyszczyk Ultra Color Rich w odcieniu Natural Glow, o którym mogliście przeczytać TU.
Jak widać na załączonym zdjęciu jeszcze bardzo dużo błyszczyka zostało w opakowaniu ale niestety nie da się go stamtąd wydobyć i choćbym nie wiem jak się gimnastykowała to pędzelek jest suchy. Na dodatek częste używanie tego błyszczyka spowodowało wysuszenie ust i powstanie nieestetycznych skórek:(

niedziela, 28 sierpnia 2011

Dożynki;)

Ci, którzy mieszkali lub mieszkają na wsi wiedzą o co chodzi a Ci, którzy całe życie spędzili w mieście zobaczą na zdjęciach;)
Zdjęcia można a nawet warto powiększyć;)

Green eyes...

Jak zwykle niedzielny makijaż;)
 Zdjęcia oczywiście możecie sobie powiększyć:)


Twarz:
- Ziaja Tin Tin krem tonujący 01
- Essence Forget It! 3in1 concleaner
- Inglot Loose Powder - Puder Sypki, odcień 11
- Bourjois Pastel Jounes Blusher Bois de Rose 08
- Essence Moonlight Collection Shimmer Powder

Oczy:

- APC Wodoodporna baza pod makijaż
- Essence Moonlight Collection Shimmer Powder
- Inglot Matowy cień do powiek 43
- Inglot Cień do powiek Vertigo #84
- Sensique Paradise Island Cienie do powiek nr 231
- L'Oreal ColorAppeal Trio Pro Dark Eyes Eva Longoria 307 Lilac cień 1 i 2
- Versati kredka do oczu czarna N1
- Avon Kajalstick White&Lilac - White
- Astor Ultrablack Stimulong Mascara

Brwi:
- Delia Glamour Fashion Korektor do brwi - brązowy

Usta:
- Essence eclipse Collection Lipgloss 04 Don't Bite Me - Kiss Me

sobota, 27 sierpnia 2011

Pędzlowe kontrowersje...

Jako, że zrecenzowałam Wam już praktycznie całą obecnie używaną przeze mnie pielęgnację, której z resztą część już zużyłam a na jej miejsce powskakiwały nowe cudeńka, postanowiłam wrócić do dawno porzuconej przeze mnie serii postów o pędzlach do makijażu.
Dlaczego więc post zatytułowany jest pędzlowe kontrowersje? Zobaczycie sami...
Dzisiaj na tapecie Sephora.
Zacznę od widocznej na dole zdjęcia gąbeczki do rozcierania nr 11 o wdzięcznej nazwie sponge tip precision. Kupiłam ją już całe wieki temu jak zaczynałam moją przygodę z makijażem do rozcierania kredki na powiece (akurat wtedy taki makijaż był modny). Zapłaciłam za nią jakieś grosze - niespełna 20zł. Gąbeczka jest porządnie wykonana i pomimo użytkowania (swego czasu intensywnego) i prania (niezbyt delikatnego) przetrwała do dzisiaj w stanie praktycznie nienaruszonym i właściwie na tym jej zalety się kończą. Chociaż posiadam ją już tak długo nie nauczyłam się nią posługiwać - odkąd ją kupiłam i zaczęłam używać przysparzała mi ciągle jednego ale jakże niepożądanego efektu - mianowicie przy rozcieraniu kreski całkowicie ją ścierała. Można by się tak bawić cały dzień - rysować kreskę i ścierać tą gąbeczką, potem poprawiać kreskę i ponownie ją ścierać, znowu rysować i ścierać, i tak w nieskończoność. W roli zorcieracza dużo lepiej sprawdza się zwykły patyczek kosmetyczny niż ten gadżet. Ogólnie nie jestem z niej zadowolona i leży teraz zapomniana w kubku z pędzlami...
Drugim posiadanym przeze mnie Sephorowym przedmiotem do makijażu jest rozsuwany pędzel do pudru nr 51 i to właśnie pędzel wywołuje we mnie i w wielu innych jego użytkownikach takie kontrowersje. Zacznę od tego, że tak samo jak kocham ten pędzel tak samo go nienawidzę. Najpierw zalety: rozsuwany - idealny do torebki, po złożeniu jest mały i poręczny, nie zajmuje dużo miejsca a na dodatek nie pobrudzi się od innych walających się po damskich torebkach różności, ani sam nie ubrudzi wnętrza torebki znajdującymi się na nim resztkami pudru oraz to co dla mnie najważniejsze czyli gęste, dosyć zbite idealnie wyprofilowane włosie doskonale nabiera puder nie pyląc go w nadmiarze dzięki czemu kosmetyk się nie marnuje. Po prostu ideał, gdyby tylko nie te wady... Na początku łamało mu się włosie i po nałożeniu pudru poza nim na twarzy znajdowały się też małe, długości około 5mm, kawałki włosków. Trwało to dosyć długo ale niedawno włoski przestały się łamać. Myślałam, że będzie to początek mojej idealnej współpracy z tym pędzlem jednak okazało się, że moje nadzieje są płonne. Po krótkim czasie dobrej współpracy pędzel zaczął niesamowicie puszczać farbę przy praniu (nigdy wcześniej tego nie robił) oraz wypuszczać włosie na potęgę posępnego czerepu... Dzisiaj go prałam i po praniu chciałam powyciągać wszystkie poluzowane włoski, i w pewnym momencie aż się przeraz bo pomyślałam, że wyciągnę wszystkie... Masakra jakaś:( Na dodatek pędzel niesamowicie śmierdzi. Wiem, że wszystkie pędzle wykonane z włosia naturalnego po myciu pachną mokrym zwierzątkiem i ten też tak pachniał na początku ale teraz odkąd zaczął puszczać kolor śmierdzi niesamowicie. Niezbędne jest pranie co tydzień, a w przypadku nie używania koniecznie trzeba przechowywać go otwartego, bo inaczej zapach jest nie do zniesienia i nie daje się go używać. Myślę, że moja dalsza współpraca z tym pędzlem nie potrwa zbyt długo, bo wkrótce się rozleci i pomimo całej sympatii kolejnego egzemplarza na bank nie kupię. Chociaż porządnych rozsuwanych pędzli jest na rynku jak na lekarstwo to postaram się znaleźć coś innego. Wiem, że Yves Rocher ma taki pędzel w swoim asortymencie, więc na pewno zwrócę się w jego stronę...

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Intymnie....

Miałam pisać na blogu o kosmetykach do higieny intymnej. Sporo nad tym myślałam i stwierdziłam, że nie jest to dobry temat ale dzisiaj zmieniłam zadanie.
Zapewne zwróciliście uwagę na to, że ostatnio bardzo często piszę, iż coś mnie podrażnia albo wywołuje uczulenie. Już od dawna jestem alergiczką ale od dłuższego czasu moja alergia była wyciszona i często, gęsto obywałam się bez leków, jednak ten rok jest wyjątkowy. Alergia jakoś mocniej mi dokucza, leki raz działają jak trzeba raz nie i już dwa razy je zmieniałam w tym roku. Na dodatek zafundowałam mojemu organizmowi huśtawkę hormonalną co wywołało jeszcze większe ataki alergii i uczuleń, spowodowało wysyp na twarzy i niepojętą wprost skłonność do podrażnień. Wiadomo, że jak dzieje z nami coś niedobrego to najbardziej cierpią na tym najdelikatniejsze części naszego ciała i stąd ten post.
Standardowo na co dzień używam płynów drogeryjnych. Staram się wybierać takie bardziej zaawansowane ale ostatnio skusiła mnie najnowsza wersja płynów Ziaji i pomimo tego, że poprzednia wersja nie była zbyt dobra postanowiłam zabrać jedną butlę do domu. Takim sposobem w moim posiadaniu i używaniu znalazł się:
Ziaja
Intima
kremowy płyn do higieny intymnej z kwasem laktobionowym
regenerująco - łagodzący
Na zdjęciu widoczny po prawej.

OBIETNICE PRODUCENTA i SKŁAD:

MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Brak.
KONSYSTENCJA: Dosyć rzadka. Przypomina bardzo rzadki budyń (kolor jest mleczno biały ale lekko przezroczysty, coś jak mleko rozrobione wodą).
OBIETNICE PRODUCENTA: Spełniona jest tylko obietnica, że myje. Pozostałe obietnice to puste słowa zapisane na opakowaniu. Niestety przekonałam się o tym w chwilach kiedy najbardziej potrzebowałam ich spełnienia:(
WYDAJNOŚĆ: Jak na butlę 500zl to średnia. Używam go tyle co płyny 200-250ml i już się kończy - w tym wypadku na szczęście.
SKUTKI UBOCZNE: Brak.
OPAKOWANIE: Wielka biała nieprzezroczysta butla typowa dla Ziaji z bardzo praktyczną i higieniczną pompką. Grafika jest bardzo ascetyczna przez co sprawia wrażenie produktu aptecznego.
POJEMNOŚĆ: 500ml
DOSTĘPNOŚĆ: drogerie, internet
CENA: około 15zł ale w promocjach taniej
OCENA: 2/6
Podsumowując: Sprawdza się przy higienie codziennej jako zwykły płyn myjący ale niestety nie daje rady nawet niewielkim podrażnieniom a przecież obiecuje co innego. Na pewno nigdy już nie sięgnę po płyny do higieny intymnej Ziaji.
Na razie jednak przerywam jego używanie i po wizycie w aptece oraz konsultacjach z Panią farmaceutką poratuję się:
Lactacyd 
Femina plus +
Płyn ginekologiczny do higieny intymnej
Na podrażnienia i Upławy
Skuteczna pomoc w odbudowie naturalnej równowagi pH okolic intymnych
Niski odczyn pH 3.5
Wysoka zawartość kwasu mlekowego
Na pierwszym zdjęciu widoczny jest po lewej.
OBIETNICE PRODUCENTA:
Mam nadzieję, że będą spełnione chociaż w połowie a moje męki wreszcie się skończą.

niedziela, 21 sierpnia 2011

Sun Care

Eveline Cosmetics
Sun Care
Ochrona DNA skóry
Wodoodporny balsam do opalania
ujędrniający
niska ochrona 10 SPF UVA+UVB

OBIETNICE PRODUCENTA i SKŁAD:

MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Bardzo przyjemny jogurtowo-kawowy.
KONSYSTENCJA: Rzadka jak na balsam bardziej przypomina mleczko do ciała.
OBIETNICE PRODUCENTA: Spełnione częściowo. DZIAŁA OCHRONNIE - spełnione, moja skóra bardzo szybko reaguje zaróżowieniem na kontakt ze słońcem a po zastosowaniu tego balsamu takiej reakcji nie ma więc widać, że działa. UJĘDRNIA i NAWILŻA - nie stosuję go codziennie więc nie zauważyłam ujędrnienia ale nawilża bardzo dobrze. Mam wręcz wrażenie, że poziom nawilżania jaki daje jest dużo lepszy niż wiele drogeryjnych balsamów nawilżających i czasami ma ochotę stosować go tylko w tym celu. UTRWALA OPALENIZNĘ - Tutaj niestety nie spełnia obietnic producenta. Mam bardzo jasną karnację i opalenizna praktycznie wcale się na niej nie trzyma. Wystarczy dwa tygodnie bez przebywania na słońcu i już zaczynam blednąć. Stosowanie tego balsamu wcale nie przedłuża pobytu opalenizny na mojej skórze ale nie pomógł mi nawet balsam przedłużający opaleniznę z Yves Rocher.
WYDAJNOŚĆ: Duża chociaż wcale go sobie nie żałuję.
SKUTKI UBOCZNE: Brak.
OPAKOWANIE: Standardowa tuba z praktycznym korkiem stawiana na zatyczce. Plastik nie jest przezroczysty ale po światło widać ile kosmetyku jeszcze zostało.
POJEMNOŚĆ: 200ml
DOSTĘPNOŚĆ: drogerie, internet
CENA: około 15zł ale w promocjach taniej
OCENA: 4/6
 
Podsumowując: Pewnie zastanawiacie się dlaczego tak niski faktor skoro pisałam, że moja skóra szybko reaguje na słońce. Jest to uzasadnione tym, że bardzo rzadko i bardzo mało przebywam na słońcu. Poza tym wiosną i początkiem lata stosuję, zawsze kosmetyki z wyższym filtrem a późnym latem i jesienią te z mniejszym. Z tego balsamu jestem bardzo zadowolona więc na pewno jeszcze nie jednokrotnie sięgnę po kosmetyki z filtrami od Eveline.

Pokaż swoją prawdziwą twarz z Garnierem;)

Garnier
Skin Naturals
Podstawa Pielęgnacji
Złuszczający peeling w kremie
- Oczyszcza i wygładza skórę
- Nie zawiera mydła
z żywą wodą z owoców + witamina E
Skóra normalna i mieszana
testowany dermatologicznie

OBIETNICE PRODUCENTA i SKŁAD:

MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Owocowy, głównie winogronowy. Lekko kwaskowaty ale bardzo przyjemny, energetyzujący i odświeżający.
KONSYSTENCJA: Bardzo gęsta kremowa. Podstawę stanowi biała baza a w niej zanurzone są drobne białe i zielone granulki peelingujące.
OBIETNICE PRODUCENTA: Spełnione co do joty. Krem peelinguje dosyć mocno więc osoby posiadające wrażliwą skórę i tendencje do naczynek powinny uważać.
WYDAJNOŚĆ: Bardzo duża. Wystarczy odrobina, żeby dobrze oczyścić całą twarz.
SKUTKI UBOCZNE: Brak.
OPAKOWANIE: Standardowa tuba z praktycznym korkiem stawiana na zatyczce. Dolna połowa tubki jest przezroczysta więc doskonale widać kiedy kosmetyk się kończy.
POJEMNOŚĆ: 150ml
DOSTĘPNOŚĆ: drogerie, internet
CENA: około 15zł ale w promocji taniej
OCENA: 4,5/6
 
Podsumowując: Teoretycznie jest to peeling do codziennego stosowania ale ja używam go 2-3 razy w tygodniu. Początkowo nie byłam z niego zadowolona bo mocno ściera ale nauczyłam się go używać - nakładam na całą twarz i masuję czoło, nos, brodę i linię żuchwy, chwilę czekam a następnie spłukuję i teraz jestem bardzo zadowolona. Polecam tym, którzy lubią mocne ścieranie:)

sobota, 20 sierpnia 2011

Maseczka antybakteryjna od Ziaji

Ziaja
tin tin
maseczka antybakteryjna
cera trądzikowa i przetłuszczająca się

OBIETNICE PRODUCENTA i SKŁAD:

MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Ziołowy.
KONSYSTENCJA: Gęsta, przypomina mi kisiel;)
OBIETNICE PRODUCENTA: Spełnione. Nie mam specjalnych problemów ze skórą ale po szkole, kiedy maluję się kilka razy w ciągu jednego dnia, idealnie oczyszcza skórę, nie powodując podrażnień dzięki czemu bardzo zmniejsza się ilość pojawiających się później niespodzianek.
WYDAJNOŚĆ: Spora choć opakowanie jest małe.
SKUTKI UBOCZNE: Brak.
OPAKOWANIE: Podłużna, płaska tubka praktycznym korkiem stawiana na zatyczce. Plastik nie jest przezroczysty i nie widać ile kosmetyku jeszcze zostało. Łatwo się wyciska ale może sprawiać problemy kiedy kosmetyk będzie się kończył.
POJEMNOŚĆ: 60ml
DOSTĘPNOŚĆ: drogerie, internet
CENA: około 8zł
OCENA: 5/6
 
Podsumowując: Jak dotąd jest to mój maseczkowy hit bo oczyszcza skórę i nie zawiera przy tym alkoholu:)

Defence, Heat Defence...

Dove
Repair Therapy
Heat Defense
odżywka
chroni przed zniszczeniami powodowanymi wysoką temperaturą
zaawansowana pielęgnacja i odbudowa dla pięknych włosów
ochrona do 200 st. C

OBIETNICE PRODUCENTA i SKŁAD:

MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Chemiczny ale bardzo słodki.
KONSYSTENCJA: Gęsta. Gęściejsza niż typowe odżywki -coś na pograniczu odżywki i maski do włosów.
OBIETNICE PRODUCENTA: Spełnione. Czy chroni nie wiem ale na pewno pokrywa włosy obiecaną warstwą co jest wyczuwalne po ich dotknięciu. Włosy są śliskie i sypkie. Bardzo łatwo je rozczesać.
WYDAJNOŚĆ: Duża - trzeba nałożyć minimalną niezbędną ilość bo łatwo przedobrzyć.
SKUTKI UBOCZNE: Obciąża włosy, sprawia, że są oklapnięte i szybciej się przetłuszczają a im częściej używałam tej odżywki tym było gorzej. Może i chroni włosy przy suszeniu ale gra jest nie warta świeczki.
OPAKOWANIE: Podłużna,zwężająca się ku górze butla z praktycznym korkiem stawiana na zatyczce. Plastik nie jest przezroczysty ale pod światło widać ile kosmetyku jeszcze zostało. Łatwo się wyciska bo tworzywo jest odpowiednio miękkie ale bez problemu możemy kontrolować wydobywaną ilość.
POJEMNOŚĆ: 200ml
DOSTĘPNOŚĆ: drogerie, internet
CENA: około 8zł ale w promocjach taniej
OCENA: 3/6
 
Podsumowując: Odzywkę kupiła moja teściowa ale nie przypadła jej do gustu (zbytnio obciążała jej włosy) a jako, że ja właśnie przymierzałam się do jej kupna to przejęłam już napoczęte opakowanie. Na początku byłam zadowolona ale potem zaczął strasznie obciążać mi włosy. Teraz stosuję ją raz w tygodniu jako maskę bo inaczej się nie da. Na pewno nie powtórzę zakupu. Może jednak sprawdzi się u osób, które do stylizacji używają więcej urządzeń emitujących ciepło niż tylko suszarka.

Owocowa fantazja Joanny

Joanna
peeling do ciała gruboziarnisty
Fruit Fantasy
soczysta malina
energia i świeżość
OBIETNICE PRODUCENTA i SKŁAD:

MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Malinowy ale trochę chemiczny. Kojarzy mi się z malinowym kisielem:)
KONSYSTENCJA: Dosyć gęsta jak kisiel ale nie ciągliwa. Czerwona podstawa zawiera dużo przezroczystych drobinek.
OBIETNICE PRODUCENTA: Spełnione ale na opakowaniu producent nie obiecuje za dużo. Dla mnie w tym peelingu jest zbyt mało drobinek przez co bardziej przypomina mi peeling myjący do codziennego stosowania niż taki, którego używamy dwa razy w tygodniu dla skutecznego usunięcia zrogowaciałego naskórka.
WYDAJNOŚĆ: Średnia w kierunku niskiej. Trzeba sporo wycisnąć z butelki aby dobrze speelingować całe ciało.
SKUTKI UBOCZNE: Może trochę barwić skórę ale po porządnym spłukaniu kolorek znika.
OPAKOWANIE: Podłużna, owalnie zakończona butla z praktycznym korkiem stawiana na zatyczce. Wykonana jest z przezroczystego ale trochę zbyt twardego plastiku dzięki czemu widać ile kosmetyku na  zostało ale musimy się trochę natrudzić żeby wydobyć odpowiednią ilość. Jest to szczególnie trudne jeśli mamy mokre ręce.
POJEMNOŚĆ: 200ml
DOSTĘPNOŚĆ: drogerie, internet
CENA: około 10zł ale w promocjach taniej
OCENA: 3/6
 
Podsumowując: Nie jest to peeling idealny ale pięknie pachnie i stanowi miłą odmianę. Zazwyczaj peelingi robię sama (przepis TU) ale czasami mi się nudzą więc sięgam po coś delikatniejszego i przyjemnego dla nosa a ta seria jest idealna:)

wtorek, 16 sierpnia 2011

Odrobina lata od Lirene;)

Jako, że współpraca z moja stażodawczynią kiepsko się układa postanowiłam zrobić przyjemność sobie i Wam i naskrobać coś na blogu:) Jako, że współpraca idzie w tę a nie w inną stronę to postaram się teraz częściej pojawiać tutaj w tygodniu;)
Jako, że pogoda tego lata jest raczej niezbyt letnia a praca w galerii nie sprzyja opalaniu postanowiłam wykorzystać do tego celu preparat drogeryjny dlatego dzisiaj na tapecie:
Lirene Dermoprogram
body arabica
balsam brązująco ujędrniający
Cafe Latte
kompleks Slim
olej z karotki
Jasna karnacja
OBIETNICE PRODUCENTA i SKŁAD:

MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Kawowo-capuccinowy z orzechową nutką;)
KONSYSTENCJA: Dosyć rzadka. Coś pomiędzy mleczkiem a balsamem do ciała.
OBIETNICE PRODUCENTA: Ujędrnienia nie zauważyłam ale też nie stosowałam go codziennie. Maksymalnie było to trzy dni pod rząd a potem przerwa. Za to z obietnic brązowienia wywiązuje się rewelacyjnie. Brąz pojawia się stopniowo - już jednokrotna aplikacja daje lekki efekt a przy stosowaniu kilka dni z rzędu kolor jest mocniejszy. Nie daje efektu marchewy na nogach. Opalenizna znika po 3-4 dniach od zaprzestania stosowania. Nie smuży i nie tworzy plam ani przy nakładaniu ani potem jak schodzi. Dodatkowym atutem tego balsamu jest to, ze cudownie łagodzi podrażnienia po goleniu i nie powoduje wysypu różowych krostek. Ostatnio właściwie tylko w takiej formie go stosuję bo balsam Nivea, który już opisywałam robi z moich nóg masakrę i boje się go nawet zbliżać do świeżo ogolonej skóry.
WYDAJNOŚĆ: Średnia ale nie używam takich kosmetyków codziennie więc wystarczy mi na całe wakacje.
SKUTKI UBOCZNE: Trochę bieli przy nakładaniu ale szybko się wchłania więc białe smugi można bez problemu rozsmarować bez skutków ubocznych. Po jego zastosowaniu trzeba myć ręce.
OPAKOWANIE: Podłużna smukła butla z praktycznym korkiem. Nie jest przezroczysta ale pod światło da się zobaczyć ile balsamu zostało w środku.
POJEMNOŚĆ: 250ml
DOSTĘPNOŚĆ: drogerie, internet
CENA: około 13zł ale w promocjach taniej
OCENA: 5/6
Podsumowując: Jest to mój pierwszy kosmetyk tego typu ale mnie zachwycił i rozkochał w sobie. Daje idealne efekty i nie tylko nie podrażnia ale nawet łagodzi rozognioną goleniem skórę. Ten balsam bardzo pozytywnie nastawił mnie do kosmetyków marki Lirene i teraz będę po nie dużo częściej sięgać - za to Nivea idzie w odstawkę:(

niedziela, 14 sierpnia 2011

Krem regenerujący popękane pięty Scholl

To już ostatnia recenzja na dziś. Mam nadzieję, że Was nie zamęczyłam i nie zanudziłam a to co napisałam jest dla Was interesujące:)
 
Scholl
Krem regenerujący popękane pięty
Złuszcza i wygładza szorstką suchą i popękaną skórę pięt

OBIETNICE PRODUCENTA i SKŁAD:

MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Brak.
KONSYSTENCJA: Bardzo gęsta, kremowa.
OBIETNICE PRODUCENTA: Jak na mnie spełnione w połowie. Tej mniej ważnej połowie... Co prawda stosuję go raz dziennie, a nie dwa tak jak każe opakowanie, ale i tak moje pięty nie są gładkie chociaż używam go już ponad 3 tygodnie (opakowanie obiecuje 7dni) a tym bardziej efekty nie były widoczne po 3 dniach.
WYDAJNOŚĆ: Średnia - nie ma rewelacji. Chociaż używam go tylko na pięty to i tak go szybko ubywa w tubce.
SKUTKI UBOCZNE: Niedostateczne nawilżenie pięt.
OPAKOWANIE: Mała, miękka tubka z praktycznym korkiem. Nieprzezroczysta i nie widać ile jeszcze kremu zostało.
POJEMNOŚĆ: 60ml
DOSTĘPNOŚĆ: drogerie, internet
CENA: około 20zł ale w promocjach taniej
OCENA: 2,5/6
 
Podsumowując: Surowo go oceniłam ale to dlatego, że jest to dość drogi, ukierunkowany krem i mam prawo czegoś od niego wymagać. Dla mnie nie spełnia obietnic więc na pewno nie kupię go ponownie.

Mój numer 1 na świecie!

Teraz przeczytacie o najcudowniejszym kosmetyku na świecie - przynajmniej dla mnie;)

Yves Rocher
Pure Calmille
Żel do mycia twarzy

OBIETNICE PRODUCENTA: Delikaty żel wzbogacony o wyciąg z rumianku dokładnie oczyszcza skórę, eliminując zanieczyszczenia i ślady makijażu. odpowiedni dla każdego rodzaju skóry. Do codziennego stosowania.
SKŁAD: 

MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Bardzo delikatny, kwiatowy. Cudownie słodki.
KONSYSTENCJA: Żelowa ale rzadka. Coś jak rzadki kisiel ale się nie ciągnie.
OBIETNICE PRODUCENTA: Producent nie obiecuje dużo ale wszystko jest spełnione co do joty. Skóra jest oczyszczona a jednocześnie nie jest wysuszona ani ściągnięta. Żel rewelacyjnie zmywa makijaż. Radzi sobie ze wszystkimi kosmetykami poza wodoodpornymi (tymi prawdziwie wodoodpornymi bo te pseudo wodoodporne zmywa bez najmniejszego problemu).
WYDAJNOŚĆ: Ogromna - zużywam 3 może czasami 4 opakowania na rok.
SKUTKI UBOCZNE: Cudownie czysta skóra w doskonałej kondycji.
OPAKOWANIE: Wysoka ale wąska przezroczysta tuba z ascetyczną grafiką i praktycznym korkiem.
POJEMNOŚĆ: 200ml
DOSTĘPNOŚĆ: sklepy YR, internet
CENA: 19,90zł ale w promocji można nawet kupić o 50% taniej - dla mnie wart jest każdej ceny;)
OCENA: 6/6
Podsumowując: Tego żelu używam nieustannie już około 10lat. Dokładnie myje, zmywa każdy makijaż, łagodzi podrażnienia i nie powoduje nowych a przede wszystkim nie uczulił mnie. Nie szczypie w oczy. Poza nim nie znalazłam jeszcze kosmetyku, którego mogłabym używać codziennie opakowanie po opakowaniu bez ryzyka alergii i podrażnień. Mam nadzieję, że YR nigdy go nie wycofa;)

Lawendowy krem do stóp z Yves Rocher

Yves Rocher
Beaute des Pieds
Krem intensywnie odżywiający do suchych stóp

OBIETNICE PRODUCENTA i SKŁAD:

MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Lawendowy ale nie dusząco słodki tylko taki gorzkawy. To pierwszy lawendowy produkt (poza lawendowym olejkiem z Australii), którego zapach mi się podoba. Mogłabym go wąchać non stop - jest cudowny:)
KONSYSTENCJA: Gęsta, kremowa ale pod wpływem ciepła ciała topnieje i bardzo łatwo się rozprowadza.
OBIETNICE PRODUCENTA: No cóż... Nie mogę powiedzieć, że nie są spełnione bo to by było wierutne kłamstwo jednak moje piety są bardzo wymagające i ten krem im nie wystarcza. Jednak poza piętami stopy są gładkie odżywione i miękkie. Na dodatek ładnie pachną;)
WYDAJNOŚĆ: Średnia - nie ma rewelacji ale też tubka jest mała.
SKUTKI UBOCZNE: Niedostateczne nawilżenie pięt.
OPAKOWANIE: Mała, miękka tubka z praktycznym korkiem.
POJEMNOŚĆ: 50ml
DOSTĘPNOŚĆ: sklepy YR, internet
CENA: 29zł ale w promocji można nawet kupić o 50% taniej
OCENA: 4/6
Podsumowując: Jest to już drugie opakowanie tego kremu jakie zużywam więc jestem na 100% pewna, że ten krem nie radzi sobie z moimi stopami. Niestety wszystkie kobiety w mojej rodzinie mają twarde pięty ze skłonnością do pękania, i mało który krem sobie z tym radzi. Sam krem nie jest zły i jeżeli ktoś nie ma takich problemów jak ja a potrzebuje nawilżenia to ten krem będzie dla niego idealny. Ja puki co wracam do kremu Ziaji na pękającą skórę pięt bo on się u mnie najlepiej sprawdził.

FLOS-LEK na naczynka

Flos-Lek Labolatorium
Seria do skóry z problemami naczyniowymi
Żel maseczka
z aktywnymi ekstraktami z kasztanowca, arniki górskiej, fiołka trójbarwnego

OBIETNICE PRODUCENTA 

SKŁAD: Aqua, Propylene Glycol, Aesculus Hippocastanum Fruit Extract, Alcohol, Viola Tricolor Herb Extract, Arnica Montana Herb Extract, Arnica Chamissonis Herb Extract, Panthenol, Carbomer, Triethanolamine, Imidazolidinyl Urea, Methylparaben
Źródło: www.stara-apteka.pl

MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Bardzo delikatny lekko orzechowy.
KONSYSTENCJA: Średnio gęsta żelowa.
OBIETNICE PRODUCENTA: Spełnione. Ja wymagam tylko zlikwidowania widocznych naczynek i z tego wywiązuje się rewelacyjnie przy stosowaniu raz dziennie wieczorem.
WYDAJNOŚĆ: Duża. Do nałożenia na policzki i nos wystarczy odrobina wielkości ziarenka grochu.
SKUTKI UBOCZNE: Brak.
OPAKOWANIE: Zakręcana tuba stawiana na zakrętce. 
POJEMNOŚĆ: 50ml
DOSTĘPNOŚĆ: sklepy zielarskie, internet
CENA: około 15zł może mniej
OCENA: 5/6
Podsumowując: To już mój drugi produkt o takim działaniu i z tego jestem zdecydowanie bardzo zadowolona. Zostanie ze mną na długo.

L'biotica regenerujący krem do rzęs

L'biotica
regenerujący krem do rzęs

OBIETNICE PRODUCENTA:

SKŁAD: Petrolatum, Oleum Ricinic, Virginale Oil, Paraffinum Liquidum, Olea Europaea Serenoa Repens, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Buxus Chinensis (jojoba Oil) Polyglyceryl - 4 Isostearate, Panthenol 
Źródło: http://www.doz.pl/apteka/

MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Brak
KONSYSTENCJA: Bardzo gęsta - identyczna jak wazelina.
OBIETNICE PRODUCENTA: Spełnione co do joty. Co prawda na efekty trzeba trochę czekać ale są tego warte. Teraz rzęsy praktycznie wcale mi nie wypadają (nie oszukujmy się - rzęsy żyją tylko 3miesiące a po tym czasie na 100% wypadną i nie ma siły, która by je przed tym powstrzymała), są miękkie, sprężyste, długie, mocne i grube. Mam wrażenie, że stały się troszkę ciemniejsze.
WYDAJNOŚĆ: Bardzo duża. Do nałożenia wystarczy odrobina.
SKUTKI UBOCZNE: Na początku brak ale przy dłuższym używaniu powoduje masowe wypadanie rzęs:(
OPAKOWANIE: Tuba z wąskim dziubkiem. Idealna do higienicznego nakładania produktu - ja wyciskam trochę na palec a potem wcieram w powiekę i rzęsy. Nie jestem przy tym zbyt delikatna a rzęsom nic się nie dzieje;)
POJEMNOŚĆ: 10ml
DOSTĘPNOŚĆ: sklepy zielarskie, internet
CENA: około 15zł może mniej
OCENA: 2/6
Podsumowując: Na początku wydawało mi się, że jest to produkt idealny. Używałam go długo (chyba pół roku) i byłam bardzo zadowolona. Efekty były rewelacyjne chociaż trzeba było na nie długo czekać jednak po dłuższym użytkowaniu wywołał masowe wypadanie moich rzęs. Jest to produkt dobry ale do stosowania na chwilę dlatego zdecydowanie obniżam ocenę.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...