wtorek, 16 kwietnia 2013

Luksusowa czystość

Osoby, które śledzą mojego bloga wiedza doskonale, że nie przepadam za preparatami do demakijażu. Szczególnie nie lubię mleczek ze względu na to, że większość z nich szczypie mnie w oczy i powodują ich "zamglenie". Tym razem jednak trafiłam na produkt, który sprawił, że inaczej spojrzałam na demakijaż twarzy.
                                     
 Yon-Ka Paris
Lait Nettoyant
 Cleansing lotion and eye makeup remover
All skin types
Non-comedogenic
                                  
SKŁAD:
water/aqua, mineral oil/paraffinum liquidum, propylene glycol, glycerin, cetearyl alcohol, cetyl alcohol, stearic acid, algin, peg-33 castor oil, peg-40 castor oil, sodium cetearyl sulfate, lactic acid, borneol, citric acid, fragrance/parfum, methylparaben, propylparaben, blue 1/ cl 42090, alpha-isomethylicone*
* natural component of essential oil
                                      
MOJE WRAŻENIA:
 Opakowanie to bardzo solidna i elegancka buteleczka wykonana z aluminium. Wielka szkoda, że jest nieprzejrzysta i nie widać ile kosmetyku jeszcze w środku zostało. Aplikatorem jest naturalna pompka, która świetnie spisuje się przy wydobywaniu zawartości bez zacinania ani innych nieprzyjemnych fochów ;) Jedyne co mogę  mu zarzucić to to, że działa zbyt mocno i mleczko wręcz z niego wystrzeliwuje na wacik dlatego trzeba uważać.
W buteleczce znajduje się 50ml mleczka, za które w sieci trzeba zapłacić około 14$.
                             
                     
 Samo mleczko ma piękny, pastelowy, jasnobłękitny kolor a zapachem przypomina mi męskie kosmetyki do golenia - zwłaszcza TEN krem ;)
 Jego konsystencja jest bardzo gęsta jak na mleczko i bardziej przypomina dosyć zwarty balsam do ciała. Trzeba mu to jednak zaliczyć na duży plus ponieważ kosmetyk nie spływa a dobrze przywiera do skóry.
                        
 Oceniając działanie nie mogę mu nic zarzucić. Świetnie rozpuszcza nawet bardzo trwałe kosmetyki i bez najmniejszego problemu je usuwa. Doskonale radzi sobie zarówno z cieniami w kremie z Maybelline jak i wodoodpornym eyelinerem MIYO, mniej trwałe mazidła zmywa w mgnieniu oka. Do demakijażu wystarcza niewielka ilość kosmetyku co sprawia, że jest bardzo wydajny. Nie zauważyłam aby miał jakiekolwiek działania uboczne. Nie szczypie w oczy ani nie powoduje zamglenia. Nie wzmaga też wypadania rzęs.
                            
OCENA: 5/6 
                                  
Podsumowując: Pierwsze mleczko do demakijażu, z którego jestem tak bardzo zadowolona. Niestety wysoka cena i bardzo mała dostępność sprawiają że na tej buteleczce nasza wspólna przygoda się zakończy.
                                       
Produkt dostałam od producenta na targach kosmetycznych jednak nie miało to wpływu na moją ocenę.
                                
P.S. Dzięki uwadze zwróconej przez Angel w komentarzu dodaję informację, że jeden ze składników jest mało przyjemny dla zdrowia:
 CI 42090 - błękit brylantowy, E133, barwnik pochodzenia chemicznego. Rozpuszczalny w wodzie i etanolu, nierozpuszczalny w olejach roślinnych.
Stosowany w kosmetykach
(Z WYJĄTKIEM OKOLIC OCZU!) i przemyśle spożywczym. Kancerogenny. Może wywołać katar sienny, pokrzywkę, alergię. Zakazany w Szwajcarii.

12 komentarzy:

  1. Ja używam płynu micelarnego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ostatnio też zaczynam ale ciężko mi zaufać "wodzie do zmywania" ;)

      Usuń
  2. Zobacz, jak już trafiasz na dobry kosmetyk, to okazuje się trudno dostępny. To niesprawiedliwe!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem czy tak fantastyczne mleczko byłoby w stanie przekonać mnie do stosowania na dłuższą metę. Ja tam jednak wolę 'wody do zmywania'. A i cena taka gigantyczna, że w życiu bym tyle za produkt do demakijażu nie zapłaciła ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem pewna, że by Cię przekonało ;) Tylko cena rzeczywiście jest straszna i trudno je dostać :(

      Usuń
  4. Ten piękny niebieski kolorek to chemiczny barwik szkodliwy dla oczu zakazany w Szwajcarii, kancerogenny w dodatku. Demakijaż czymś, co ma olej mineralny to żaden demakijaż, to mycie brudu brudem ;) twarz i tak zostaje ZATKANA, można zapomnieć o świeżej skórze... sorry, rozpisałam się :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko jakie to paskudztwo! Jak można coś takiego dodawać do kosmetyków? Mnie tez przeraził ten olej ale i tak go zaraz zmywam wodą z dodatkiem jakiegoś żelu więc nie trzymam tego długo na twarzy.
      Bardzo dobrze, że się rozpisałaś. Możesz mi napisać, który ze składników to ten zły? Chciałabym umieścić o tym adnotację w poście.

      Usuń
    2. Jedno mycie wodą i żelem nie usuwa w całości oleju mineralnego z twarzy :) Wiele rzeczy jest szkodliwych i mimo to jest dodawane, bo ludzi lubią gładko, pachnąco i KOLOROWO :)

      Usuń

Dziękuję za wszystkie komentarze - dzięki nim ten blog żyje :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...