wtorek, 17 kwietnia 2012

Moja historia, część I: MAKIJAŻ

Dzisiaj będzie bez recenzji, bo jakoś ostatnio nie mam weny (wyżywam się artystycznie na sesjach i to chyba dlatego) i bez zdjęć ponieważ osoby o wrażliwych nerwach mogłyby tego nie wytrzymać. Będzie za to dużo pisaniny o mojej skórze. Motka może niezbyt przydatna ale za to będziecie mogły mnie bliżej poznać.
Zacznę od genezy czyli tego co wyniosłam z domu i jak zaczęła się moja historia z makijażem.
 Moja mama stosuje jedynie pomadkę albo błyszczyk. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek nakładała na siebie coś więcej ale z jej opowieści wynika, że też się kiedyś malowała.
Skąd więc u mnie takie zamiłowanie do wizażu? Czytajcie dalej;)
Od dziecka jeździłam na wakacje do braci mojej mamy (starszego i młodszego). Młodsza bratowa mojej mamy wyznaje zasadę: "im mniej tym więcej" więc z tego co pamiętam w jej łazience  pojedyncze kosmetyki do makijażu. Ciocia zawsze stosowała (i stosuje nadal) bardzo delikatny i subtelny makijaż maskujący niedoskonałości i odrobinę podkreślający naturalne walory. W jej łazience widziałam jedynie puder, róż, tusz do rzęs, 1 pastelowy cień i jakieś 2 pomadki podkreślający naturalny kolor ust. Nie było tego zbyt dużo więc nie wywołało mojego zainteresowania. Jednak starsza bratowa mojej mamy to prawdziwa kosmetykoholiczka i miała taki swój rytuał: codziennie rano robiła sobie kawę z mlekiem i punkt 9.00 zasiadała z tą kawką na około godzinę do robienia makijażu (nie wiem jak jest teraz więc opiszę tylko to pamiętam). Jej kosmetyczka to prawdziwy raj dla ciekawskiej nastolatki. Poza podkładem używała jeszcze pudru, cieni do powiek, kredki do oczu, tuszu do rzęs, kredki do ust i pomadki wszystkie w odcieniach brązu. Różu nie pamiętam ale o ile był to na pewno był brązowy;) Ciocia nie kupowała kosmetyków drogich. Wszystko czego używała kupowała na pobliskim bazarku za cenę 2-3zł.
Po tym przydługim wstępie pora jednak przejść do rzeczy:
Opowieści mojej mamy o jej malowaniu i wakacje u jej starszego brata zaowocowały tym, że w wieku około 14-tu cz 16-tu lat zaczęłam się malować. Nie będę ściemniać, że wcześniej nic nie stosowałam - zawsze wyłudzałam od mamy jakieś błyszczyki w kulce albo owocowe pomadki ochronne Bell ale to było wszystko. Z tego co pamiętam przygodę z makijażem zaczęłam od ciemnogranatowych cieni z podebranej mojej mamie niedrogiej paletki i tuszu do rzęs kupionego na targu. Nie pamiętam bardziej kolorowych błyszczyków i pomadek niż te używane wcześniej ale w tym czasie pojawiły się też u mnie pierwsze lakiery do paznokci również kupione na targu za około 2-3zł. Makijaż robiłam sobie tylko w niedzielę i większe święta a malowanie do szkoły nawet nie przyszło mi do głowy. 
W gimnazjum do mojego makijażowego zestawu doszedł jaskrawo różowy błyszczyk chyba Astor przysłany przez ciotkę (a właściwie to koleżankę mojej mamy z Australii) nakładany na usta i w bardziej mrocznym okresie mojego życia również na powieki;) Nie pamiętam również czarnych kredek, które są nieodzownym elementem bycia mrocznym więc chyba ich nie stosowałam.
Punktem przełomowym w moim makijażowym życiu było pójście do L.O. i przeprowadzka do Krakowa. Wtedy odkryłam Inglota i głównie na nim się opierałam. W tym czasie do makijażu stosowałam szary cień Oriflame i mocno różowy cień Eveline, odkryłam też czarne eyelinery i kredki. W Sephorze kupiłam nawet gabeczkę do rozcierania kredek, o której już TUTAJ pisałam. Zaczęłam kupować coraz droższe tusze do rzęs, zawsze miałam 1 na raz a kolejny kupowałam jak kończył mi się poprzednik - już nie takie po 3zł a Maybelline 2w1, Inglot (dużo tuszy Inglota), Max Factor 2000 kalorii (nie przypadł mi do gustu) i w końcu L'oreal Lash Architect (to był mój ulubieniec). Miałam też pojedyncze błyszczyki i pomadki w większości Inglota - wszystkie bardzo jasne. Pudru używałam bardzo sporadycznie ale kupiłam do niego mój pierwszy pędzel. Był to Inglot 15BJF, który dzielnie służy mi do tej pory. Takie praktyki stosowałam do końca liceum i na początku studiów.
Na studiach ograniczyłam makijaż do pudru,  błyszczyku, czarnej kredki i czarnego tuszu. Zazwyczaj używałam Rimmel Volume Flash Mascara. Dopiero na trzecim roku studiów sięgnęłam po podkłady - na początku sypkie Rimmel Lasting Finish Minerals Powder Foundation oraz rozszerzyłam swoje zapasy o kolorowe kredki i cienie do oczu, bazę pod cienie, kulki brązujące. Dopiero pod koniec studiów (V rok) odkryłam wizaż i bardziej zagłębiłam się w tym temacie. Nakupiłam więcej kosmetyków (w tym marmurkowy róż Avon), oszalałam na punkcie Essence i postanowiłam iść na kurs makijażu. Nawet kupiłam w pośpiechu TEN zestaw pędzli jednak plany się zmieniły i poszłam do szkoły wizażu i stylizacji. Dalszą historię już znacie bo zaczęłam pisać bloga więc jesteście na bieżąco. Teraz staram się malować jak najwięcej nie tylko siebie ale również na sesjach i myślę o rozpoczęciu własnej działalności;)

Pewnie część rzeczy pominęłam bo już o nich zapomniałam ale starałam się opisać wszystko co tylko pamiętam. Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam swoimi osobistymi wynurzeniami i będziecie chcieli poczytać jeszcze inne historie z mojego życia:)

3 komentarze:

  1. no to trzymam kciuki za Twoją działalność, i jak widać zaczęło się niewinnie...:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Własna działalność? Mam nadzieję, że się uda! Trzymam kciuki :) U mnie nie obyło się bez czarnych włosów, czarnych paznokci i oczu wymalowanych dookoła czarną kredką + za ciemny podkład i zasada, że im więcej tym lepiej. Brrr, wstydzę się tego, ale mimo wszystko wspominam czasem z uśmiechem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Puki co jestem na etapie "myślenia o działalności" więc jeszcze nie wiem czy się odważę i czy w ogóle coś z tego będzie.
      U mnie etap mroku przeszedł raczej łagodnie - ubierałam się na czarno a oczy i usta malowałam na jaskrawo różowo, a i to tylko wieczorem, nie na co dzień. Może to dlatego, że mieszkałam na małej wiosce a moje małe fanaberie to już było wielkie halo.

      Usuń

Dziękuję za wszystkie komentarze - dzięki nim ten blog żyje :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...