sobota, 10 sierpnia 2013

Perfekcja od Chanel...

Oto upały nastały jak we wnętrzu Wezuwiusza, a ja po oczytaniu się różnych sprzecznych informacji na temat filtrów i niemałej walce z pryszczami, które wystąpiły na me lico jak Pierścień Ognia wokół Pacyfiku w trakcie ich stosowania, odpuściłam sobie trochę ich nakładanie. W związku z powyższym lico me przybrało odcień ciemniejszy niż standardowa barwa, sprawiająca wrażenie, jakbym się do wczoraj chowała w kopalniach Morii i tymże sposobem mogłam sięgnąć po szpachlę przeznaczoną dla zwykłych śmiertelników w jakże nieosiągalnym dla mnie najjaśniejszym odcieniu z dostępnej palety... Tym razem padło na górną półkę więc i słowa będą górnolotne...
Z resztą zobaczycie sami, zapraszam ;)
                                                              
Chanel
Perfection Lumiere
Long-Wear Flawless Fluid Makeup SPF 10
10 Beige
                                
Opakowania nie posiadam bo w dłonie me wpadła tylko butla z zawartością więc i wywnętrzać się na temat obietnic producenta nie będę (spragnionych wiedzy odsyłam do wujka Google) i  od razu przejdę do rzeczy.
                                 
MOJE WRAŻENIA:
Podkład zapakowany w butlę wykonaną z grubego matowego szkła wsadzony do torebki spokojnie razem z moim ceglastym telefonem może pełnić funkcję zaczepno-obronną i biada temu, kto wkurzy mnie aż tak, żebym chciała go użyć... Płynną zawartość wydobywa się za pomocą pompki, która pomimo "szlacheckiego" pochodzenia lubi się upieprzyć jak świnia w błocie czym zakłóca moje feng shui i zmusza mnie do zużywania kolejnych chusteczek/ręczników przy każdym makijażu bo ścierpieć takiego wyglądu nie mogę! Całości dopełnia plastikowa zatyczka mamiąca złudnym klik a lubiąca się otwierać wtedy gdy najbardziej nie powinna (czyli jak podnoszę za nią podkład).
Aplikatora nie uświadczysz - trza nakładać paluchami albo samemu się zaopatrzyć w jakieś narzędzie.
                                                           
Zapach jest ładny no ale kurka to jest podkład a nie perfumy... Takiej mocy życzyłabym sobie w mgiełce zapachowej a nie czymś co nakładam na twarz. Oczywiście pozbyć się tej woni nie jest łatwo bo trzyma się zarówno w trakcie aplikacji jak i dłuższą chwilę po niej więc jak komuś nie przypadnie do gustu to migrena murowana. Mnie na szczęście nie przeszkadza chociaż i tak uważam go za zbędny dodatek. Konsystencja jest płynna i łatwa w rozsmarowaniu a jednocześnie nie rozpływająca się między palcami więc jest OK choć wymaga specjalnego traktowania. Bez najmniejszych problemów rozprowadza się jajem potocznie zwanym Beautyblenderem, natomiast przy zastosowaniu pędzli (obojętnie czy sa to duofibre czy języczkowe) lubi robić ciężkie do zniwelowania smugi, nad którymi trzeba się ostro namachać aby znikły. Na szczęście nie zasycha zbyt szybko więc dobrze się z nim pracuje za co duży plus. Nie podkreśla porów ani zmarszczek i nie zbiera się w nich, ale za to okropnie uwidacznia suche skórki, co u podkładu rozświetlającego z założenia przeznaczonego do skóry suchej jest nie do przyjęcia.
Zmywanie go jest bezproblemowe - czymkolwiek by się go nie potraktowało zejdzie bez oporów.
                                                        
Barwa tego specyfiku to jasny (niestety niedostatecznie) beż w wyraźnymi, ciepłymi, żółtymi tonami. Kolor ten utrzymuje się przez cały czas noszenia bo podkład nie ciemnieje w ciągu dnia. Sprawdzi się u osób o ciepłej karnacji oraz walczących z naczynkami oraz zaczerwienieniami. Nie zawiera w sobie żadnych drobinek co jak na podkład rozświetlający jest rzadko spotykane. Jak prezentuje się w starciu z innymi tego typu kosmetykami możecie sobie zobaczyć TUTAJ.
Pigmentacja nie jest jego atutem. Z jakimiś minimalnymi niedoskonałościami nałożony jajem daje sobie radę ale jeżeli wyskoczy coś większego (i nie mówię tu o pryszczu gigancie) to bez korektora się nie obejdzie. Optymalnym rozwiązaniem byłoby posiadanie cery idealnej, tylko po co wtedy nakładać na nią podkład? Nie jest też mistrzem w zakrywaniu rumieńców więc trzeba go nałożyć całkiem sporo aby uzyskać ładny efekt. U mnie normą przy robieniu nim makijażu jest użycie 2,5 pompki, co jak na moje osiągi jest ogromnym wyczynem. W związku z tym podkładu ubywa mi w tempie błyskawicznym i śmiem twierdzić, że skończy się szybciej niż pora "tropikalna" w tym roku.
Po dokładnym rozprowadzeniu i uzyskaniu oczekiwanego krycia okazuje się, że bardzo dobrze współpracuje ze wszystkimi kosmetykami jakie kiedykolwiek na niego nakładałam. Żadnych plam ani przebarwień. Wszystko świetnie się rozprowadza i rozciera.
Trwałości nie można zarzucić zbyt wiele ale ja raczej nie nazwałabym go "long-lasting" bo o ile w porównaniu do zwykłego, drogeryjnego podkładu może świecić przykładem tak w starciu z moim ukochanym Matchmasterem odpada w przedbiegach. W upalne dni potrafi niestety w strategicznych miejscach zrobić się ciastowaty i odklejać od skóry jednak bibułki matujące trochę ratują sprawę.
Efekt wizualny jaki daje ten podkład to wypoczęta i rozświetlona (za sprawą zawartych w podkładzie mikrosfer przechwytujących i rozpraszających światło) skóra o zdrowym wyglądzie więc jak ktoś zarwie kilka nocy to można się nim poratować ;)
Negatywnych skutków ubocznych jego stosowania nie odnotowałam.
                                             
Dostać można go w perfumeriach oraz internecie w cenie około 225zł za 30ml.
                                                                
OCENA: 2,5/6
                       
Podsumowanie: No cóż specyfik ten jest bardzo kontrowersyjny. Ja jestem zdecydowanie na NIE bo lepszy efekt osiągałam dużo tańszym podkładem Bourjois. Gdybym w czasie gdy wpadł w moje ręce zapłaciła za niego tą wygórowaną kwotę 299zł (tyle kosztował zaraz po wprowadzeniu na rynek) to gryzłabym szklaną butlę z nerwów i rzucała epitetami jak szpaki pestkami czereśni w czerwcu...
Mam w zanadrzu jeszcze jeden podkład Chanel ale szczerze mówiąc, po spotkaniu z tym, to aż boję się po niego sięgać bo mogą polecieć soczyste sentencje... :/
                                    
                 
                           
Natchnieniem dzisiejszej notki stała się piosenka zespołu Imagine Dragons, którego członkom należą się szczególne podziękowania ;)

12 komentarzy:

  1. Świnia w błocie i zakłócanie feng shui, dobre :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam ten podkład za wszystko :) Ale w końcukażdy ma inne upodobania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście ;)
      Na szczęście ja też już znalazłam swój podkład idealny :)

      Usuń
    2. Dla mnie Chanel nie jest idealny tylko ze względu na cenę..:)

      Usuń
    3. Ja jestem strasznie czepialska w przypadku kosmetyków z górnej półki więc mi nie pasuje. Zdecydowanie wolę MACa ;)

      Usuń
  3. Ja nie wiem co mam Ci napisać... Sposób w jaki napisałaś notkę powali niejednego sztywniaka, zapewniam ;) A co o tym podkładzie myślę, to mniej więcej wiesz. Szkoda, że zapach ma taki kadzidlany i kosztuje aż tyyyle, bo byłby moim ulubieńcem. No może gdyby kolor miał ciut jaśniejszy.

    Pisz tak częściej, pisz. Będziesz moim lekiem na nerwicę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja tym bardziej ;) Najpierw to ja muszę sama wyluzować a dopiero potem zajmę się innymi "sztywniakami" ;)
      Wiem, wiem co o nim myślisz, z resztą nie tylko Ty. Zapach jest straszny chociaż mam teraz kosmetyk, który bije go na głowę i wyczuwalnie pachnie ponad godzinę po nałożeniu...
      Co do koloru to szkoda komentować. Niestety Chanel dla bladziochów nie jest stworzone :(

      Postaram się pisać bardziej po "mojemu" a za leczenie nerwicy fakturkę Ci strzelę ;)

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że będziesz wystawiała tą fakturę w takim tempie, jak wspomniana przeze mnie ostatnio księgarnia ;) Zdążę w tym czasie spakować się i uciec gdzieś na drugi koniec świata. Zmienię nazwisko i mnie nie znajdziesz, o! :P

      Usuń
    3. Teraz, gdy już wiem jakie masz plany to będę Cię bardziej pilnować :P
      Poza tym wiesz, że przede mną nie uciekniesz :P

      Usuń
  4. zastanawiałam się kiedyś nad jego zakupem:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To musisz go dobrze wypróbować przed zakupem, żebyś nie była zawiedziona.

      Usuń

Dziękuję za wszystkie komentarze - dzięki nim ten blog żyje :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...