Wrzesień już na dniach się z nami pożegna a ja nadal nie podsumowałam sierpnia. Bardziej opóźnioną już chyba być nie można... ;) Na szczęście powoli się ogarniam i mam w zanadrzu kilka recenzji więc w październiku blog nie powinien tak świecić pustkami, jednak na 100% to nic nie obiecuję bo odkąd moim blogowym mottem stały się słowa "nic na siłę" to ciężko mi się zmobilizować do pisania. Nie przedłużając jednak zapraszam do sprawdzenia co w poprzednim miesiącu wzbogaciło moją kosmetyczkę :)
Postanowiłam chwilowo zdradzić mój ulubiony szampon z Oriflame i zaspokoić ciekawość. W związku z tym w moim zakupowym koszyczku znalazły się VitalDerm Restoring Shampoo Argan oraz Receptury Babuszki Agafii Szampon No 4, o którym mogliście już sobie poczytać TUTAJ. Na chwilę obecną mogę dodać, że rosyjski szampon świetnie spisuje się w praniu staników więc nie ma tego złego... Co do szamponu VidalDerm to trzeba uważać przy zakupie, bo wersja 1000ml ma dużo gorszy skład niż zakupione przeze mnie 400ml, co z resztą tłumaczy różnicę w cenie wynoszącą zaledwie 10zł...
Szał na kosmetyki o zapachu czarnych porzeczek, który wywołał u mnie żel Isana spowodował zakup DAX Perfecta SPA Mus do ciała Wyszczuplający. Po wyjazdowych perypetiach zaopatrzyłam się również w Himalaya Herbals Zestaw podróżny, w którego skład wchodzi składana szczoteczka do zębów, mini nić i mini pasta wybielająca, który wstępnie pokazywałam Wam TUTAJ. Problemy z cerą w końcu zmusiły mnie do zakupu L'Orient Olejek z drzewa herbacianego, który spisuje się rewelacyjnie i już doprowadził moją skórę do prawie idealnego stanu. Skutkiem ubocznym zakupów są próbki: Kolastyna dołączona była do gazety natomiast drugą dostałam przy zakupie olejku.
Babydream Nawilżane chusteczki dla niemowląt to nieodzowny element mojej torby gdy wybywam w nieznane rejony oraz kufra, bo w końcu czymś trzeba usuwać resztki kosmetyków z rąk. Bardzo je lubię i zawsze do nich wracam choćbym nie wiem jak starała się je sobie odpuścić ;) Lactacyd Femina Hydro-Balance to mój kolejny ulubieniec, bez którego nie wyobrażam sobie codziennej kąpieli. Mam nadzieję, że nowe wersje będą równie dobre.
Spora promocja i deficyt w szufladzie z zapasami skłoniły mnie do zakupy Aussie Miracle Recharge Aussome Volume, która poza ładnym zapachem i niezbyt ciekawym składem nie charakteryzuje się niczym szczególnym. Jako zapas capnęłam również w promocji Green Pharmacy Eliksir ziołowy do włosów łamliwych, zniszczonych i farbowanych. Skleroza nie boli ale za to owocuje zakupami - na wyjeździe, na który pakując się zapomniałam o antyperspirancie przygarnęłam Lady Speed Stick 24/7 Invisible Gel. Pachnie zupełnie nie w moim typie ale działa i był w promocji, co jest szczególnie ważne, bo jak zobaczyłam "normalne" ceny antyperspirantów w wioskowych sklepach to mało nie padłam na zawał.
W zupełnie niepozornej aptece całkowicie przypadkiem udało mi się dostać NUXE Reve de Miel Balsam do ust w bardzo atrakcyjnej cenie. Nie obyło się również bez dodatku w postaci próbki kremu ;) Na Biedronkowych wyprzedażach ostatecznie zdecydowałam się też na Zestaw pędzelków. Promocyjna cena 10zł sprawiła, że moje postanowienie o ich niekupowaniu legło w gruzach...
Wspominałam Wam już wcześniej o szale na kosmetyki o zapachu czarnej porzeczki: no to tutaj mamy ciąg dalszy w postaci Avon Senses Mood therapy revitalising Shover Gel, który w rzeczywistości z porzeczkami ma niewiele wspólnego. Uzupełniłam też zapas ulubieńca: Oriflame Nature Secrets Almond & Strawberry Colour Care Shampoo. Dobrze, że to zrobiłam bo miałabym teraz spory problem z doprowadzeniem włosów do dobrego stanu i przekonaniem ich do pozostania na głowie.
Jako, że moje włosy już całkiem ładnie odrosły postanowiłam zadbać o ich końcówki i pierwszy raz świadomie zdecydowałam się na taki specyfik jak Green Pharmacy Jedwab w płynie. W planach było serum VitalDerm, którego próbka mnie zachwyciła, ale w związku z tym, że poszalałam zakupowo, cena mnie lekko zniechęciła. Nic jednak straconego bo i tak na 100% je kupię - o ile wcześniej nie zetnę włosów ;) Czasami próbki dobijają się drzwiami i oknami. Te przyszły do mnie pocztą: Yves Rocher Quelques Notes d'Amour.
Teraz czas na to co cieszy mnie najbardziej: wreszcie udało mi się zdobyć eyeliner, który nie spływa z moich powiek z prędkością światła: Make Up For Ever Aqua Liner 13. Matowa Czerń, która taka matowa wcale nie jest. Przy okazji dokonałam też wymiany tuszy w Sephorze na miniatury Clinique High Impact Mascara.
Wizyta w sklepiku Avon oczywiście nie zakończyła się tylko na pokazanym wyżej żelu. W moje łapki wpadły również: Avon Super Shock eye-liner gel Black (nie, to nie jest druga kredka Avon, ona po prostu lubi być fotografowana i bezczelnie wepchnęła się na zdjęcie z balsamem NUXE i pędzelkami), który chodził za mną już od dłuższego czasu, Avon Incandessence EDP, w mini wersji do torebki (jak pisałam już skleroza nie boli i czasami zapominam się czymś popsikać przed wyjściem z domu) oraz Avon Gel Finsh Nail Enamel Wine and Dine Me w obłędnym winnym kolorze.
No cóż, nie da się ukryć, że mocno poszalałam. Tłumaczyć się nie będę, bo wiadomo: nic mnie nie usprawiedliwia. Na szczęście we wrześniu udało mi się (na razie) zachować więcej rozsądku więc nie zarastam zapasami ;)
Miałam balsam z tej serii, co Twój szampon - świetny był!
OdpowiedzUsuńKtórej marki?
UsuńPierwoje Rieszenie - Babcia Agafia - ten No 4. Szampon chyba też sobie sprawię.
UsuńW takim razie bądź ostrożna. Na mojej głowie ten szampon zrobił masakrę :(
Usuń