środa, 28 stycznia 2015

Pojedynek tytanów: ChapStick, NUXE, TBS

Zima to ciężki czas dla ust. Narażone są na działanie mrozu, wiatru, ogrzewania a tym samym zmian temperatury, klimatyzacji i pewnie jeszcze wielu, wielu innych czynników, które akurat teraz wyleciały mi z głowy, dlatego tak ważna jest odpowiednia pielęgnacja, która nie tylko sprawi, że będą pięknie wyglądały ale również zapobiegnie przykrym dolegliwościom jak pierzchnięcie czy pękanie. W związku z tym, że zima w końcu i do nas zawitała chciałabym Wam dzisiaj opowiedzieć o trzech kultowych już kosmetykach do pielęgnacji ust. Jeżeli jesteście ciekawi czy ich reputacja to prawda, czy tylko mit to zapraszam do dalszej części posta.
                         
                                   
Na pierwszy ogień pójdzie praktycznie sięgające już dna The Body Shop Lip Butter. Posiadam wersję jagodową Blueberry, choć szczerze mówiąc koło borówek to ona nawet nie leżała. Zapach jest przyjemy, świeży, słodkawy, no po prostu ładny i apetyczny ale z tymi pysznymi owocami ma niewiele wspólnego, choć może to tylko mój nos jest taki wybredny ;) W każdym razie OK. Smak jest początkowo słodki ale potem pozostawia po sobie dziwny syntetyczny posmak. Niezbyt to smakowite ale w końcu masełko nie służy do jedzenia tylko do smarowania, więc tutaj również nie jest źle, choć mogłoby być ciut lepiej. W opakowaniu ma biały kolor i nałożone na usta ten kolor utrzymuje. Im więcej go nakładamy tym bardziej bieli a jako, że ja lubię sobie na noc zapodać porządną dawkę nawilżenia to wyglądam dość zabawnie i poza Halloween to raczej bym się nie odważyła tak wyjść do ludzi. Konsystencja jest bardzo przyjemna i rzeczywiście maślana, a na dodatek topi się pod wpływem ciepłoty ciała dzięki czemu łatwo nabiera się na palec i to w dość sporej ilości. Nie wpływa to jednak negatywnie na wydajność i wbrew moim początkowym obawom można się nim długo cieszyć. Niestety ta przyjemna konsystencja jest zamknięta w niezbyt udanym plastikowym słoiczku, który jest dosyć wysoki i wąski więc trzeba mieć krótkie paznokcie do jego wydobywania. Na domiar złego balsamy wypełnia jedynie połowę opakowania, co już na wstępie utrudnia sięganie po niego i jest zbędnym marnotrawieniem plastiku.
Na koniec punkt najważniejszy, czyli działanie: Kosmetyk bardzo dobrze nawilża i zmiękcza usta. Sprawia, że stają się gładkie i przyjemne w dotyku a suche skórki regenerują się w ciągu jednej nocy. Zapobiega również pierzchnięciu i pękaniu. Nie nadaje się jednak jako baza pod kolorową pomadkę gdyż zostawia śliski i błyszczący film, na który inne kosmetyki się nie przyklejają, a jak już uda się je nałożyć to znikają w tempie ekspresowym.
                       
SKŁAD: butyrospermum parkii butter/butyrospermum parkii (shea) butter, ricinus communis seed oil/ricinus communis (castor) seed oil, brassica campestris/aleurites fordii oil copolymer, cera alba/beeswax/cidre d'abeille, peg-8 beeswax, hydrogenated castor oil, aroma/flavor, limonene, ammonium glycymhizate, linalool, tocopheryl acetate, vaccinium myrtillus seed oil, tocopherol, citral, citric acid, cl 77891/titanium dioxide
                           
POJEMNOŚĆ: 10ml
DOSTĘPNOŚĆ: Sklepy TBS, internet
CENA: 24zł
                           
                               
Kolejnym kultowym kosmetykiem, do którego od czasu do czasu wracam jest ChapStick Wiśniowy. Pachnie ślicznie i bardzo apetycznie pestkami z wiśni. Uwielbiam ten aromat :) Smaku natomiast nie posiada co zaliczam mu na plus. W opakowaniu ma arbuzowo-czerwony kolor choć nałożony na usta staje się bezbarwny. Jego konsystencja jest gęsta i zwarta, nie rozpuszcza się pod wpływem ciepła nawet długo noszony w kieszeni, więc wystarcza na bardzo długo. Kosmetyk zamknięty jest w maleńkim plastikowym sztyfcie, który idealnie mieści się w miniaturowej torebce czy niewielkiej kieszeni, co czyni go bardzo praktycznym i higienicznym.
Działa bez zarzutu, choć uważam go bardziej za kosmetyk prewencyjny niż pielęgnacyjny. Zmiękcza usta, niweluje widoczność suchych skórek i zapobiega ich powstawianiu a także zabezpiecza przed wysuszaniem oraz pierzchnięciem. Sprawdza się praktycznie w każdych warunkach, a nałożony cienką warstwą stanowi całkiem niezłą bazę pod pomadki kolorowe. Nadaje lekki połysk.
                       
SKŁAD: petrolatum, paraffin, paraffinum liquidum, octyldodecanol, arachidyl propionate, phenyl trimethicone, aroma, cera alba, isopropyl lanolate, ethulhexyl dimethyl paba, lanolin, cera carnauba, isopropyl myristate, camphor, cetyl alcohol, methylparaben, propylparaben, saccharin, menthol, hexyl cinnamaldehyde, cl 15850
               
POJEMNOŚĆ: 4,2g
DOSTĘPNOŚĆ: Apteki, internet
CENA: Około 7zł
                                         
                               
Na koniec kosmetycznych rozważań wisienka na torcie: NUXE Reve de Miel, który wpadł w moje rączki najpóźniej i zrobił najbardziej piorunujące wrażenie. Zapach ma nieziemski, pomarańczowy z odrobiną miodu. Słodki, naturalny, energetyczny aż ślinka napływa do ust. Podejrzewam, że wąż skusił Ewę w raju wcale nie jabłkiem, czy jabłkiem granatu tylko właśnie takim aromatem. Smaku nie posiada i dobrze, bo pewnie wyjadłabym go paluchem wprost z opakowania zamiast nakładać na usta. W słoiczku balsam ma kolor ciemnego, scukrzonego miodu i dokładnie tak samo wygląda, a po aplikacji staje się bezbarwny, i nie zostawia absolutnie żadnego połysku. Jest to efekt dosyć szokujący, bo jeszcze nigdy nie spotkałam się z kosmetykiem pielęgnacyjnym, który zostawiałby po sobie totalny mat. Ma bardzo gęstą, wręcz ciągliwą konsystencję, jeszcze bardziej zwartą niż wspomniany wyżej scukrzony miód, choć ogromnie go przypomina. Dzięki temu niesamowicie przywiera do warg i wystarczy nałożyć go odrobinę aby osiągnąć pożądany efekt. Jest to jak dotąd jedyny w moim życiu kosmetyk, którego nie muszę obficie nakładać na noc więc wróżę mu ogromną wydajność i już teraz widzę, że bardzo powoli go ubywa z opakowania. Specyfik ten zamknięty jest w porządnym słoiczku wykonanym z grubego matowego szkła zamykanym plastikową ale również konkretną nakrętką. Całość prezentuje się bardzo elegancko na nocnej szafce.
Działanie jest wręcz piorunujące. Balsam błyskawicznie nawilża, natłuszcza i regeneruje wargi. Sprawia, że stają się gładkie i zdrowie praktycznie od razu po nałożeniu. Zaaplikowany na noc czyni cuda i rano odkrywamy zupełnie nową jakość ust, a istnieniu suchych skórek możemy totalnie zapomnieć, gdyż nie powoduje złuszczania powierzchniowej warstwy naskórka. Stanowi doskonałą bazę pod makijaż, bo od razu po nałożeniu pozostawia usta matowe i delikatnie tępo-lepkie więc każdy nakładany na niego kosmetyk doskonale przywiera do ich powierzchni. Teraz już zupełnie nie dziwię się dlaczego nawet najsłynniejsi wizażyści tak chętnie po niego sięgają.
                 
SKŁAD: cera alba/beeswax, olus oil/vegetable oil, lecithin, behenoxy dimethicone, prunus amygdalus dulcis (sweet almond) oil, butyrospermum parkii (shea butter) extract, mel/honey, butyrospermum parkii (shea butter), dimethicone, ethylhexyl methoxycinnamate, citrus grandis (grapefruit) peel oil, caprylic/capric trigliceride, hydrogenated vegetable oil, glycine soya (soybean) oil, rosa moschata seed oil, tocopheryl acetate, tocopherol, citrus medica limonium (lemon) peel oil, candelilla cera/euphorbia cernifera (candelilla) wax, allantoin, calendula officinalis flower extract, bht, citric acid, citral, limonene, linalool
                   
POJEMNOŚĆ: 15g
DOSTĘPNOŚĆ: Wybrane apteki, internet
CENA: Około 30zł
                           
Wszystkie trzy kosmetyki działają bardzo dobrze i nie można im nic zarzucić jednak moim zdaniem zdecydowanie najlepszy okazał się balsam NUXE więc własnie do niego będę wracać. Masełko TBS pomimo bardzo przyjemnego składu okazało się najmniej trafiać w moje gusta i raczej nie wróżę nam długotrwałej przyjaźni.
W trakcie pisania tego posta przypomniałam sobie, że kiedyś, dawno temu Yves Rocher miało w swojej ofercie kosmetyk bardzo podobny do NUXE Reve de Miel i z przyjemnością po niego sięgałam. Potem niestety został wycofany czego nie mogłam przeboleć. Teraz na szczęście znalazłam godnego (o ile nie lepszego) następcę. Będzie nam razem bardzo dobrze ;)

sobota, 24 stycznia 2015

Czerwień z różowym pyłem

Wbrew ponurej aurze na zewnątrz i opadom śniegu z deszczem pokażę Wam dzisiaj piękny lakier o niezwykłym elektryzującym kolorze.
Zapraszam.
                                         
                                       
Eveline
miniMAX
nail polish
357
                                   
                                       
POJEMNOŚĆ: 5ml
DOSTĘPNOŚĆ: Drogerie, internet
CENA: Około 5zł
                               
                                     
Jak już wspomniałam wyżej emalia ta ma piękny kolor energetycznej czerwieni, w której zatopiony jest pył w kolorze fuksji nadający jej niezwykły połysk i lekko metaliczne wykończenie.
                               
                   
Krycie jest standardowe: dwie cienkie warstwy.
                               
                         
Konsystencja lakieru jest bardzo rzadka, wręcz wodnista więc łatwo go rozprowadzać. Na szczęście nie rozlewa się po skórkach ani nie ucieka z nakładanego miejsca, a jednocześnie ładnie się poziomuje i nie zostawia smug ani prześwitów.
                               
                           
Buteleczka jest ładna i praktyczna. Nie sprawia trudności w przechowywaniu i idealnie zmieści się nawet do podróżnej kosmetyczki. Napisy nie ścierają się w trakcie przechowywania więc estetyka jest zachowana.
                     
                           
Pędzelkowi również nie można nic zarzucić. Jest odpowiednio długi, szeroki i miękki. Świetnie spisuje się przy precyzyjnym rozprowadzaniu emalii nawet na małych paznokciach.
                             
                             
Niestety poza wieloma zaletami i wspaniałym kolorem lakier ma również wady:
- Najgorsza z nich to farbowanie przy zmywaniu. Niestety bez dodatkowego czyszczenia szczoteczką i mydłem się nie obejdzie, bo przy jakimkolwiek kontakcie ze zmywaczem zaraz paćka całe skórki i paznokcie. Trzeba sporo cierpliwości, żeby się go zupełnie pozbyć z palców.
- Konsystencja, dzięki której tak łatwo się rozprowadza sprawia, że różowy pył w tempie ekspresowym opada na dno buteleczki a potem trzeba wieków porządnego wstrząsania buteleczką, żeby go stamtąd podnieść.

                               
Pomimo fantastycznego koloru, lakier ten nie należy do moich ulubieńców i ląduje w koszyczku "do oddania". Stałam się zbyt wybredna, a moja kolekcja liczy za dużo lakierów żeby mi się chciało z nim bawić w długie wstrząsanie a potem jeszcze dłuższe zmywanie. Nie dyskwalifikuję jednak emalii tej marki bo jakość zależy od koloru i wiele z nich bardzo polubiłam, a nawet co jakiś czas dokupuję nowe egzemplarze.

sobota, 17 stycznia 2015

Nowości: grudzień 2014

Czas już najwyższy zakończyć podsumowania grudnia i ostatecznie pożegnać rok 2014.
Nie przedłużając więc zapraszam Was do obejrzenia tego co mi przybyło :)
                                       
                                   
Na samym początku miesiąca, gdy wybrałam się po Zucę odwiedziłam też salon Clinique. Po długich namysłach zdecydowałam się na Mydełko do twarzy Extra Mild oraz miniaturę kremu Moisture Surge Intense, który mam zamiar zabierać ze sobą na wszelakie wyjazdy bo luźne próbki już mi się skończyły. Do zakupów dostałam, próbkę Dramaticaly different moisturizing lotion+, który bardzo szybko podbił moje serce (a raczej skórę) i na pewno znajdzie się w moich kolejnych zakupach tej marki.
                                 
                                   
W Inglocie uzupełniłam braki w kufrze i kupiłam Duo klej do rzęs tym razem w kolorze czarnym, Duraline a w promocji skusiłam się na szalone fioletowe rzęsy.
                                 
                                 
Znowu jestem na etapie poszukiwania pielęgnacji idealnej i tym razem zamierzam postawić na kosmetyki apteczne. Żeby nie ryzykować kolejnych przygód zebrałam sporo próbek i mam nadzieję znaleźć wśród nich krem doskonały. Niepodpisana odlewka w słoiczku do krem Nuxe, który nie do końca mi pasuje i raczej nie pojawi się na mojej półce.
                                 
                               
Następne poszukiwania, tym razem perfumeryjne, zaowocowały koniecznością nabycia chusteczek odświeżających Tami a dla pędzli zakupiłam kolejne dwa mydełka Himalaya. Zepsutą temperówkę, która poległa w starciu z kredką Avon SuperShock zastąpiłam podwójną strugaczką z Sephory. Jak na razie jest OK ale spodziewałam się po niej ciut więcej, a zwłaszcza, że nie będzie się sama otwierać. Z konieczności w mydlarni uzupełniłam zapasy Olejku z drzewka herbacianego, tym razem padło na Avicenna Oil, który ma skład identyczny jak poprzednik a jest o wiele tańszy. Przy okazji uzupełniania zapasów do kufra sięgnęłam po wazelinę kosmetyczną Bielenda. Mam nadzieję, że opakowanie okaże się szczelne i porządne.
                                               
                               
Dalszy ciąg zakupów do kufra to Chusteczki uniwersalne Europrofiti, dwa opakowania wacików Lilibe 70szt. oraz patyczki higieniczne Cleanic. Wszystko niezbędne ;)
                                         
                               
Jako, że zima (wiosna?) w pełni postanowiłam się po rozpieszczać smakowitymi żelami pod prysznic Isana, a przy okazji uzupełniłam zapasy antyperspirantów. Zdecydowałam się sięgnąć po sprawdzone kulki Fa w nowych wersjach zapachowych.
                                         
                               
Z polecenia postanowiłam wypróbować Embryolisse Lait-Creme Concentre. Mam nadzieję, że parafina w składzie nie okaże się dla mnie zabójcza. Przy okazji zakupów w niesieciowej drogerii trafiła do mnie miniatura antyperspirantu Nivea Stress protect, która będzie mi towarzyszyła w torebce. Grudniowe perturbacje kosmetyczne sprawiły, że zdecydowałam się wreszcie na zakup tuszu Maybelline The Colossal Volum' Express. Na początku ciężko mi się było przyzwyczaić do jego wielkiej szczoty ale teraz jestem z niego bardzo zadowolona. W ramach zaspokajania zachcianki kosmetycznej kupiłam liliowo-wrzosowy lakier Eveline miniMAX 936.
                               
                                   
Nie oparłam się (nie)stety grudniowym promocjom i moje zapasy pędzli rozrosły się o Hakuro H69 oraz Zoeva 225 Eye blender, 320 Smoky liner i 316 Classic liner. Poza tym do koszyka trafił żel do brokatu Kryolan Multi Gel, który na pewno przyda się w kufrze.
                               
                                 
Również, w grudniu doczekałam się wreszcie mojej nagrody, która leciała do mnie zaledwie od lipca... W mocno wyczekiwanej paczce znalazło się trochę pomylone zamówienie zawierajace antyperspirant i brokatowy top Lumene oraz pomadka w kredce i róż Gosh.
                               
                                     
Jako ostatnie trafiły do mnie perfumy z wymianki: Oriflame Puressence by Ecobeauty oraz Davidoff Cool Water Wave, który już szuka nowego domku TUTAJ. Przy okazji kolejnego podejścia do stanowiska Inglot zdecydowałam się wreszcie na wkład cienia o numerze 160. To była dobra decyzja, choć okupiona długimi przemyśleniami ;)
                             
Dla tych, którzy dotrwali do tego momentu swatches:
                     
                     
                           
Jak widać grudniowe zakupy były "na bogato" a z założenia, miało być tak skromnie... ;)

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Jak mleko...

Czasami gdy mam już dość kolorów albo lakier, którym ostatnio potraktowałam paznokcie okazuje się zbyt mocny i barwi mi płytkę oraz skórki, a ja nie mogę tego domyć na jakiś czas rezygnuję z malowania paznokci bądź sięgam po odżywkę, a w sporadycznych momentach mleczną emalię. Dzisiaj pokażę Wam właśnie taki, ratunkowy specyfik.
Zapraszam :)
                                             
                                       
Silcare
The Garden of Colour mini
13
                                     
                               
POJEMNOŚĆ: 9ml
DOSTĘPNOŚĆ: Internet
CENA: około 6zł
                                         
                         
Lakier ma bardzo delikatny mleczny kolor z odrobiną różowych tonów. Ma delikatne kremowe wykończenie i jest transparentny - dwie warstwy dają efekt widoczny na zdjęciach więc świetnie sprawdzi się przy french manicure.
                                           
                                       
Konsystencja emalii jest zaskakująca, ani rzadka, ani specjalnie gęsta. Trzeba odczekać dłuższa chwilę aby na pędzelku uformowała się kropla. Rozprowadzanie jest bezproblemowe bo lakier nie ucieka na skórki i dobrze się ciągnie. Niestety nie poziomuje się na paznokciu więc trzeba aplikować go bardzo uważnie i ostrożnie.
                                         
                                 
Buteleczka jest urocza i praktyczna w przechowywaniu. Niestety jednak napisy łatwo ścierają się w trakcie przechowywania więc w miarę upływu czasu wyglądają coraz gorzej.
Pędzelek jest krótki (dopasowany do maleńkiej buteleczki) ale za to całkiem puchaty i złożony z dużej ilości odpowiednio miękkiego włosia. Maluje precyzyjnie i przy nakładaniu kolejnej warstwy nie narusza kolejnej o ile tylko odczekamy odpowiednią ilość czasu, żeby przyschła.
                                             
                       
Jest to już mój kolejny lakier Silcare i niestety muszę przyznać, że kolor nie trafia w mój gust. Zdecydowanie wolę emalie z większą ilością różowego pigmentu a french manicure nie robię. Na miarę moich rzadkich chwil z tak pomalowanymi paznokciami spokojnie wystarczą odżywki, które poza efektem wizualnym wzmacniają również płytkę. Jednak fankom transparentnego mlecznego efektu polecam. Będziecie zadowolone.

sobota, 10 stycznia 2015

Mega dno, czyli zużycia i wyrzutki: grudzień 2014

Grudniowe denko chyba powinnam potraktować jakoś symbolicznie bo okazało się wyjątkowo obfite. To pewnie jakiś znak, że powinnam się pozbyć tego co mi zalega i co mnie denerwuje. Na szczęście jestem na dobrej drodze więc oby tak dalej ;)
                                                 
                               
Jak widać na powyższej fotce denkowa torebka wręcz pęka w szwach więc czas najwyższy jej ulżyć. Zapraszam do obejrzenia szczegółowych zdjęć :)
                                   
                                 
1. Cleanic Chusteczki odświeżające Pure&Glamour - Recenzja KLIK. Jak widać opakowanie ciężko zniosły trudy mieszkania w mojej torebce ale same chusteczki okazały się niezawodne nawet w najbardziej ekstremalnych momentach. Będę wracać :)
2. Sensique Zmywacz do paznokci o zapachu magnolii - Do różnych wersji zapachowych tego zmywacza wracam nieustannie i raczej szybko tego nie zmienię. Uwielbiam go bo świetnie sobie radzi z lakierami i nie niszczy paznokci a przy tym ładnie pachnie.
3. Luksusowy zmywacz do paznokci - Acetonowy morderca kupiony w nagłej potrzebie. Lakiery zmywa fantastycznie ale paznokcie go nie lubią.
4. Balsam Shea czekolada z pomarańczą - W opakowaniu zastępczym po mazidle. Zużyłam go na noc do rąk w celu ratowania skórek. Spisał się bardzo dobrze :)
5. Garnier Regenerujący krem do rąk zniszczonych - Ulubieniec mojego mężczyzny, który trafił do mnie tylko w celu wygrzebania resztek po rozcięciu. O dziwo całkiem nieźle się spisywał chociaż strasznie lepił. Idealny w zimne dni, gdy wieszałam pranie na strychu bo świetnie chronił łapki przed zimnym powietrzem.
6. Himalaya Odświeżające mydło ogórkowe - Tak jak poprzednie fantastycznie spisało się przy praniu ręcznym i czyszczeniu pędzli. Zdecydowanie będę wracać :)
                           
                         
7. Babydream Oliwka Pielęgnacyjna - Zużyłam ja do włosów, twarzy i ciała zarówno do nawilżania jak i po depilacji a nawet do prania pędzli. Ładnie pachnie, jest niesamowicie wydajna, tania i ma świetny skład.
8. Joanna Odzywka Objętość - Obkleja włosy i ciężko ją zmyć, sprawia, że są szorstkie i lepkie w dotyku oraz szybciej się przetłuszczają. Nie wiem co mnie skłoniło do zużywania jej na włosy zamiast do golenia...
9. VitalDerm Odbudowujący szampon - Dobrze odżywia włosy i wygładza je, sprawia, że są lśniące i ciężkie. Myje dobrze ale nie radzi sobie z olejami. Niestety okazał się mało wydajny. Słabo się pienił a przy zmywaniu olei czy środków do stylizacji praktycznie wcale. Uwaga osoby ze skłonnością do przetłuszczania - może obciążać.
10. Aussie Odżywiająca mgiełka do włosów, które potrzebują uniesienia - Spodziewałam się więcej, spodziewałam się cudu! A tu co? Od zwykła odzywka na bazie denaturatu. Bez szału a już na pewno nie za taką cenę :/
11. John Masters Organics Szampon do włosów przetłuszczających się Mięta i Wiązówka Błotna - Wiele o nim powiedzieć na podstawie próbki nie mogę ale zapach jest taki, że klękajcie narody, to tego efekt chłodzenia. Byłby idealny na lato.
                                       
                                         
12. Isana Krem do ciała z masłem Shea i kakao - Ładny zapach ale na dłuższą metę się nudzi. Dobrze nawilża i szybko się wchłania. Jest bardzo wydajny i tani.
13. Domowy peeling solno-kawowy
14. Dove Purely Pampering Odzywczy żel pod prysznic Krem pistacjowy z magnolią - Zapach OK, choć przebija chemią, pieni się bardzo dobrze - dużo lepiej niż poprzednik, wydajny. Myje OK, nie wysusza.
15. Natural Aromas Cukrowy Peeling do ciała Owoc mango - Obłędny zapach.
                               
                                   
16. Perfecta Efekt MAT Krem na dzień - Zapach średni, trochę cierpki, trudny do określenia. Konsystencja lekkiego kremu, łatwo się rozprowadza, szybko wchłania i całkiem nieźle matuje choć nie na cały dzień. Dobry do skór bardzo tłustych bo dla wymagających może dawać za słabe nawilżenie i trzeba go wspomagać cięższym kremem na noc.
17. Eveline Hydra Booster Intensywnie nawilżający krem-żel na dzień i na noc - Ładny zapach, lekka kremowo-żelowa ale trochę tłusta konsystencja, szybko się wchłania ale pozostawia lekko tłustą i błyszczącą warstwę. Dobrze nawilża i natłuszcza ale przy równoległym stosowaniu matującego kremu na dzień trzeba go było nakładać więcej niż zazwyczaj. Daje dobry poślizg do masażu. Nie zapycha i nie obciąża choć pod koniec opakowania miałam wrażenie, że moja skóra ma go dość. Nie uspokaja skóry wrażliwej i nie nadaje się na dzień do skór ze skłonnością do świecenia.
18. Ingrid HD Innovation Płyn Micelarny - Ładnie pachnie, całkiem dobrze zmywa, nie pozostawia lepkiego filmu ale za to pierońsko szczypie w oczy (pieczenie ustaje po przemyciu wodą) więc nadaje się tylko dla twardzieli. Wydajny, ma bardzo niską cenę.
19. Bioderma Sensibio Płyn micelarny - Najlepszy micel na świecie! Błyskawicznie rozpuszcza każdy makijaż, nie podrażnia skóry ani oczu, łagodzi rumień, nie wysusza, nie pozostawia lepkiego filmu. Bardzo wydajna.
20. L'Orient Olejek z drzewa herbacianego - Mój najlepszy przyjaciel na pryszcze. Kolejna buteleczka jest już w użyciu :)
21. Etude House B.B. Deep Cleansing Foam - Niesamowicie wydajna i niesamowicie skuteczna. Mam wrażenie, że gdyby się postarać to można by nią zmyć beton ze ściany. Zdecydowanie godna uwagi jeżeli ktoś lubi mega mocne oczyszczanie.
22. Ziaja Liście manuka krem nawilżający balans korygująco-ściągający - Wydajny ale wywołuje u mnie mieszane odczucia. Dla mnie za mało nawilżał.
23. Ziaja Liście zielonej oliwki Skoncentrowany krem oliwkowy foto-ochronny - Przyjemny, dobrze nawilża i sprzyja gojeniu podrażnionej innymi kosmetykami skóry. Bardzo wydajny.
24. John Masters Organics Różany żel do twarzy - Zapach jest kontrowersyjny ;) Dobrze oczyszcza, przyjemnie się pieni, nie wysusza i nie podrażnia. Wydajny.
                                   
                                           
25. Manila Bond Tight EDT - Średniak za grosze. Zdecydowanie nie mój typ.
26. Eveline ArtScenic Korektor do brwi Brown - Dobry ale nie na tyle żebym na stałe przy nim została. Lekko podkreśla i dobrze utrwala.
27. My Secret Extra Lash Mascara Pogrubiająca - Recenzja KLIK.
28. The Twilight Femme Fatale Surrender Lip Gloss - Ładny, neutralny kolor wpadający w róż, dobre nawilżanie i właściwości pielęgnacyjne, przyjemny zapach cappuccino, ogromna wydajność. Szkoda, że już nie jest dostępny.
29. L'biotica Regenerujący balsam do ust - Recenzja KLIK. Wreszcie się skończył. Co za ulga...
30. Inglot Rozcieńczalnik do lakieru do paznokci - Super sprawa. Spisuje się bardzo dobrze. Nie jest drogi i nie jest wielki więc zainwestować w niego można nawet jak się ma tylko kilka lakierów.
31. Beauty Day Pilnik - Kiepski :(
                                     
Teraz czas na wyrzutki, czyli kosmetyki, które już wołały o pomstę do nieba i trzeba się było z nimi rozstać:
               
                                   
32. Wibo Rose Touch Różany cień do powiek Sweet Summer 04 - Staroć.
33. Sensique Cienie do powiek Paradise Island nr 231 - Staroć. Recenzja KLIK.
34. Applause Flash Vibant L5 - Rozpadł się w palecie brudząc wszystko wokół :/
35. Inglot Profesjonalny cień do powiek Złoto - Staroć. Recenzja KLIK.
36. Eveline 3D Soft Matt Effect 169 - Staroć. Recenzja KLIK.
37. Vollare Cienie do powiek Tercet do powiek 44 - Recenzja KLIK. Zabrakło mi już do niego siły bo przy niedokładnym roztarciu, czy nieuważnej aplikacji robił brudną plamę. Kończąc z tym cieniem oficjalnie ogłaszam, ze wszystkie kosmetyki z mojego drugiego projektu denko zostały zużyte i wreszcie jestem od nich wolna ;)
38. Rimmel Scandaleyes Rockin Curves Mascara - Nie zdążyłam się nim umalować nawet raz bo zasechł w opakowaniu :/
39. Pierre Rene Mascara Lash precision - Tego tuszu również nie zdążyłam ani razu użyć bo wysechł w opakowaniu...
40. Golden Rose Extreme Sparkle Eyeliner 04 - Staroć. Recenzja KLIK.
41. Golden Rose Extreme Sparkle Eyeliner 03 - Staroć. Recenzja KLIK.
42. Essence Breaking Dawn part 2 Glitter Eyeliner 02 Jacob's Protection - Staroć. Swatches KLIK.
43. Oriflame Blue Lagoon Shadow Pencil Turquoise Island - Staroć.
44. Quiz Cosmetics SuperGloss Ultimate Lip Shine Nr 34 - Staroć, rozwarstwił się i zmienił zapach. Recenzja KLIK.
45. Essence Eclipse Lipgloss 01 Lunch at Cullen's - Staroć, zmienił zapach i smak. Recenzja KLIK.
46. Yves Rocher Lumienlle Rouge Dragee No 51 - Staroć, zmieniła zapach. Recenzja KLIK.
47. Inglot Cień do powiek Vertigo #76 - Staroć. Recenzja KLIK.
48. Inglot Cień do powiek Vertigo #84 - Staroć. Recenzja KLIK.
                               
Ufff to już wszystko. Mam nadzieję, że udało się Wam dobrnąć do końca ;)
Teraz spokojnie mogę się cieszyć wolnością od zbędnych kosmetyków i wreszcie opróżnić torebkę na opakowania ze stycznia.

czwartek, 8 stycznia 2015

Zielono mi...

Zanim uraczę Was ostatnim denkiem roku 2014 postanowiłam wbrew bieli za oknem uraczyć Was odrobiną zieleni. W końcu dzień się już wydłuża a wiosna coraz bliżej ;)
Zapraszam.
                                     
                             
Hean
Lakier do paznokci
842 Promised Land
                                         
                               
POJEMNOŚĆ: 6ml
DOSTĘPNOŚĆ: Internet, wybrane drogerie niesieciowe
CENA: Około 5zł
                                 
                             
Lakier ma piękny i intensywny zielony kolor bez domieszki niebieskich tonów. Kryje standardowo, czyli przy dwóch warstwach i ma śliczne kremowe wykończenie.
Konsystencja emalii jest rzadka i lejąca ale nie ucieka poza wyznaczone miejsce. Ładnie się poziomuje.
                               
                                     
Buteleczka jest maleńka i miła dla oka. Wszelakie napisy znajdują się na naklejkach umieszczonych na zakrętce więc nic się nie niszczy w trakcie przechowywania.
Pędzelek jest wąski i ma średnią długość. Świetnie spisuje się tam gdzie trzeba precyzji ale przy większych paznokciach trzeba przeciągnąć nim kilka razy więcej niż takimi płaskimi. Jest odpowiednio miękki więc przy dokładaniu kolejnych warstw nie narusza poprzednich i nie niszczy manicure.
                               
                               
Jest to jeden z moich ulubionych lakierów, który pięknie prezentuje się zarówno solo jak i w połączeniu z brokatem. Z przyjemnością sięgnęłabym po kolejne buteleczki, gdyby tylko wpadł mi w oko jakiś kolor ;)

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Ulubieńcy: listopad i grudzień 2014

Styczeń już nastąpił więc czas najwyższy zabrać się za podsumowania grudnia. Na początek standardowo już ulubieńcy jednakowoż będą to kosmetyki, które upodobałam sobie zarówno w grudniu jak i w listopadzie.
                                       
                               
Zapraszam :)
                           
                                 
W makijażu twarzy królowały dwa róże: Gosh Bronzing Shimmer Powder 002 Pink świetnie spisujący się się solo oraz Golden Rose Terracotta Blush-on 9, który rewelacyjnie współpracuje z bronzerem i stanowi doskonałe jego uzupełnienie.
                                 
                                 
Na powieki nadal niestrudzenie nakładałam cienie z Paletki Sleek (mieszanka Oh so special i Storm), która tak mocno przypadła mi do gustu, że chyba prędzej się skończy niż pójdzie w odstawkę. Linię rzęs zamiennie podkreślałam za pomocą kredki Avon Super Shock Violet oraz Sephora Long-lasting Eyeliner 06 Dark brown, który okazał się zaskakująco dobry.
                 
                                 
Usta również podkreślałam bez większych fanaberii. W zależności od nastroju, pogody i posiadanego czasu nakładałam Vivo Cosmetics Colour Stain Lip Crayon Things Called Love lub Maybelline ColorSensational Cream Gloss 215 I love lilas, który jest bardzo kapryśny i raz mi nie pasuje a dwa razy tak ;)

Chyba się starzeję, bo jakaś stała się zrobiłam w przypadku dobierania sobie ulubieńców i ich wąskie grono raczej się nie zmienia ;)

piątek, 2 stycznia 2015

Imprezowy duet :)

Świąteczne obżarstwo i lenistwo już za nami więc czas wrócić do blogowania. Nawiązując do świąteczno-karnawałowego czasu przedstawiam Wam dzisiaj imprezowy mani.
Zapraszam :)
                   
Bazę manicure stanowi:
L'Ambre
Lakier do paznokci
5
                                 
                                 
POJEMNOŚĆ: 8ml
DOSTĘPNOŚĆ: Internet
CENA: b.d.
                             
                         
Lakier ma piękny czerwony kolor, na który składa się drobny czerwony był zanurzony w lakierowej bazie nadający mu niezwykłe i ciekawe wykończenie, które nie jest ani do końca metaliczne ani tym bardziej perłowe. Dzięki temu lakier prezentuje się niezwykle elegancko i jest bardzo intrygujący.
Krycie jest dobre: dwie warstwy dają idealny efekt.
Pomimo intensywnego koloru nie sprawia problemów przy zmywaniu i nie barwi wszystkiego wokół.
Konsystencja emalii jest bardzo rzadka i lejąca ale nie sprawia problemów przy aplikacji. Dobrze się rozprowadza nie tworząc smug ani prześwitów, dobrze się poziomuje a jednoczenie nie rozlewa po skórkach.
Buteleczka jest mała i bardzo elegancka. Napisy są trwałe i nie niszczą się w trakcie przechowywania co jest dodatkowym atutem.
Pędzelek jest całkiem spory i spłaszczony, wykonany z odpowiednio miękkiego włókna dzięki czemu posługiwanie się nim to czysta przyjemność nawet na krótkich paznokciach.
                   
                         
Dla urozmaicenia manicure dwa paznokcie pociągnęłam dodatkową warstwą:
Golden Rose
Classics Glamour
Nail Lacquer
179
                       
                               
POJEMNOŚĆ: 11ml
DOSTĘPNOŚĆ: Sklepy i wyspy Golden Rose, internet, niesieciowe drogerie
CENA: Około 5zł
                                 
                               
Jest to drobny złoty brokat zanurzony w bezbarwnej bazie. Prezentuje się pięknie lecz tak jak chyba wszystkie brokaty przy wysychaniu odrobinę traci na połysku i trzeba go pociągnąć nabłyszczającym topem.
Jak na brokat zmywa się wyjątkowo mało opornie.
Pełnego krycia oczywiście nie ma co oczekiwać więc najlepiej stosować go jako top.
Konsystencja jest dosyć gęsta i przypomina żelową co sprawia, że drobinki są w nim rozmieszczone równomiernie i tak też rozkładają się na paznokciu.
Buteleczka jest ładna choć dosyć wysoka co może przysparzać problemy przy przechowywaniu.
Pędzelek jest odpowiednio długi i szeroki a przy tym miękki więc nie niszczy nałożonych uprzednio warstw lakieru bazowego.
                       
                                       
Lakier L'Ambre choć w buteleczce wywoływał we mnie mieszane odczucia i wylądował na liście "do oddania" ostatecznie podbił moje serce swoim urokiem i zostanie ze mną na stałe natomiast brokat Golden Rose stał się dla niego świetnym kompanem i ten duet zagości u mnie jeszcze nie raz :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...