wtorek, 30 kwietnia 2013

Ulubieńcy kwietnia 2013 :)

Aż trudno uwierzyć, że kwiecień już się kończy jednak czyniąc za dość tradycji zapraszam na ulubieńców :)
                     
TWARZ:
                           
Jako, ze przyszła wiosna... a właściwie to lato do łask wróciły minerały Annabelle Minerals, gdyż w ciepłe dni spisują się u mnie dużo lepiej niż zwykłe podkłady.
                 
Jak zwykle okolice podoczne poprawiał mi Yves Saint Laurent Touche Eclat No 1- jest idealny :)
                      
Kolorów mojej twarzy nadawał piękny i idealnie się spisujący na wiosnę Bourjois Pastel Teint. Nigdy nie przepadałam za bronzerami ale ten jest jakby skrojony dla mnie na miarę - zobaczycie go jeszcze nie raz ;)
                          
OCZY:
                     
Tutaj bardzo ubogo, gdyż cały czas trzymam się klasyki. Jedynym niezmiennym już od kilku miesięcy ulubieńcem zostaje Catrice LE Hollywood's Fabulous 40'ties Eyebrow Lifter 001 Casablanca Higlight's :)
                       
USTA:

Na co dzień zamiennie towarzyszyły mi Revlon Brush-on Shine Lip Gloss RazzBerry oraz Sephora Ultra Vinyl Lip Pencil 07 Gorgeous Peach - idealne na ciepłe dni do niezbyt nachalnego podkreślenia ust :)
                       
Za to na większe wyjścia do łask wkradł się NYX Lip Gloss with Mega Shine LG 145 Salsa - piękny, wibrujący ale niezbyt nachalny róż :)
                        
ZAPACH:
                
 Nie wiem co się stało ale tak urzekła mnie Yves Rocher fraicheur vegetale de Verveine Lippia citriodora EDC, że nie mogłam się jej oprzeć. Jak widać na zdjęciach moje upojenie tym zapachem trwało aż do dna ;)
                       
 Bardzo chętnie sięgałam też po Manila Bond Tight EDT - moim zdaniem najlepszy ze wszystkich zapachów MB. Jest świeży cytrusowo kwiatowy. idealny na wiosenne dni :)
                         
 PAZNOKCIE:
                       
 Trudno mi o ulubieńców w tej tematyce bo nie przepadam za malowaniem paznokci ale w tym miesiącu niezwykle chętnie sięgałam po Wibo Eliksir z jedwabiem. Dobrze wzmacnia i odbudowuje paznokcie. jak dłużej poużywam to dostanie własnego posta ;)

To już koniec ulubieńców. Jakby na to nie patrzeć sporo mi się ich uzbierało.
A Wy znaleźliście w kwietniu jakichś ulubieńców?

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Urodziny!!!

Dzisiaj blog świętuje swoje drugie urodziny :)
                 
Źródło: http://answear.com/urodziny/zyczenia.php?count=45&offset=7
                      
Dlatego chciałam Wam bardzo podziękować, za:
- to, że jest Was tutaj 378 :)
- to, że przeczytaliście moje 467 postów :)
 - prawie 124000 wyświetleń :)
- prawie 5100 komentarzy :)
                         
Dziękuję :)
Mam nadzieję, że kolejny rok będzie równie owocny :)

niedziela, 28 kwietnia 2013

L'biotica, DermoKrem InnovAge, Ultra nawilżający krem do cery suchej i odwodnionej.

Firma L’Biotica dotychczas była mi znana tylko z produktów do włosów. Dzięki uprzejmości Kasi miałam okazję stosować kosmetyk z zupełnie innej kategorii – krem do twarzy. Czy sprostał wymaganiom mojej cery?
                    
Ultra Nawilżający krem dermatologiczny z serii L’biotica DERMOKREM InnovAge  został przygotowany dla cery suchej i odwodnionej w celu zapewnienia jej długotrwałego nawilżenia i komfortu.
Efekt na skórze:  długotrwałe nawilżenie i ujędrnienie; skóra gładka i rozświetlona; zwężone pory; neutralizacja wolnych rodników; wzmocnienie układu odpornościowego skóry.
                            
Lekka konsystencja kremu daje uczucie długotrwałego nawilżenia i komfortu. Nie pozostawia tłustego filmu. Nie lepi się. Pozwala skórze oddychać, nie zatyka porów. Krem jest idealną bazą pod makijaż Jedyna w swoim rodzaju seria kremów oparta na innowacyjnym systemie InnovAge, który gwarantuje ciągłe utrzymanie podstawowych, fizjologicznych funkcji skóry oraz wykazuje działanie ukierunkowane w zależności od problemu skóry.
                        
Skład: Aqua, Caprylic/Capric Triglyceride, Glycerin, Glyceryl Stearate Citrate, Hydrogenated Didecene, Cetyl Alcohol, Isododecane (and) Hydrogenated Tetradecenyl/Methylpentadecene, Dimethicone, Glyceryl Stearate, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Isostearyl Isostearate, Isododecane (and) Dimethicone Crosspolymer, Ribes Nigrum (Black Currant) Oil*, Avena Sativa Bran Extract*, Magnesium Ascorbyl Phosphate (and) EDTA*, Tocopheryl Acetate*, Papain (and) Glucose*, Hyaluronic Acid (and) Silanetriol (and) Butylene Glycol, Allantoin, Tetrasodium EDTA, Pentaerythrityl Tetraisostearate, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Phenoxyethanol (and) Methylisothiazolinone, Parfum, CI 77891 (and) Mica (and) Tin Oxide, Sodium Hydroxide
*Składnik aktywny Phytobazy
                         
                                                   
Zadaniem kremu jest przede wszystkim długotrwałe nawilżenie skóry, co niestety nie wychodzi mu najlepiej. Produkt aplikowałam codziennie rano na oczyszczoną twarz, dzięki czemu znikało uczucie napięcia i ściągnięcia. Cera była gładka, delikatna i miła w dotyku, jednakże już wieczorem po zmyciu makijażu powracało uczucie nieodpowiedniego nawilżenia. W ciągu dnia, kiedy się nie malowałam można było zaobserwować nieznaczne poprawienie kolorytu cery, która sprawiała wrażenie faktycznie rozświetlonej i pełnej życia. Nie wiem czego to zasługa, ponieważ w kremie nie znajdują się jakiekolwiek drobinki, które mogłyby ‘udawać’, że krem naprawdę ma jakiś wpływ na wygląd skóry. Suche placki, które są moją zmorą nie zostały zredukowane, ani nawet zminimalizowane. Nie zauważyłam zwężenia porów, ale to dlatego, że nie mam z nim problemów, nie są rozszerzone, więc ciężko mi sprawdzić czy kosmetyk to robi. Podkład dobrze rozprowadza się na kremie, nie waży i nie roluje. Producent ostrzega, że przez kilka sekund po aplikacji może występować delikatne mrowienie, ponieważ kosmetyk zawiera papainę, ale u mnie taka sytuacja nigdy nie miała miejsca. Krem nie nadaje się do stosowania na noc, ponieważ jest zdecydowanie zbyt mało nawilżający i po przebudzeniu czułam potrzebę natychmiastowego zaaplikowania kolejnej dawki.
                             
                    
Konsystencja jest typowo kremowa, bardzo lekka i puszysta, dzięki czemu krem szybko się wchłania nie pozostawiająca na twarzy tłustego filmu. Zapach należy do przyjemnych, słodko-mydlano-kosmetycznych, choć w dużym stężeniu (w słoiczku) jest bardzo męczący. Po wydobyciu odpowiedniej ilości i rozprowadzeniu na buzi łagodnieje i staje się prawie niewyczuwalny.
                   
                              
Podsumowując, produkt jest zwykłym kremem, który nadaje się do stosowania na dzień. Nie wyróżnia się niczym szczególnym, ale nie jest także zły. Nie wykluczam, że podczas stosowania rano i wieczorem, tak jak zaleca producent można uzyskać lepsze rezultaty, jednakże u mnie ten sposób się nie sprawdził.
Kosmetyk polecałabym dla osób z cerą normalną, która wymaga tylko delikatnego nawilżenia.
                   
Pojemność: 50 mililitrów.
Cena: Około 23 złote.
Dostępność: apteki, galeriakosmetyki.pl
                    
Kasi oraz firmie L’biotica serdecznie dziękuję za możliwość testowania produktu.
Jednocześnie oświadczam, że fakt, iż kosmetyk otrzymałam za darmo nie miał wpływu ma moją recenzję, a umożliwił mi jej napisanie.
                      
coralblush19

piątek, 26 kwietnia 2013

Mozaikowe-love ;)

Nie wiem jak to się dzieje, że o różach nie pisałam już wieki chociaż mam ich spore stadko i towarzyszą mi praktycznie w każdym makijażu. Postanowiłam to jednak nadrobić i dzisiaj pojawia się pierwsza z "różowych recenzji" a za jakiś czas (czytaj: jak wrócę do domu i ogarnę zaległości) zrobię dla Was kilka postów poglądowych ze wszystkimi różami, bronzerami i rozświetlaczami. Na razie jednak musicie zadowolić się tym ;)
Zapraszam :)
                          
Essence
LE Marble Mania
blush
01 Swirlpool
Wypiekany róż do policzków z delikatnym połyskiem
                                        
MOJE WRAŻENIA:
Kosmetyk zapakowany jest w bardzo minimalistyczne acz trwałe pudełeczko, które zawiera 7g produktu. Dzięki temu, że jest przezroczyste dokładnie widać, który kosmetyk wyciągam z szuflady. Plastik jest mocny i odporny na zniszczenia. Pobyt w szufladzie nie zaszkodził jego urokowi (niezbyt się porysowało) a zatrzask cały czas działa bez zarzutu. Oby tak dalej! Opakowanie nie posiada aplikatora co nawet jest mi na rękę bo i tak zawsze nakładam kosmetyki swoimi pędzlami.
Róż pochodzi z edycji limitowanej w związku z czym jest już praktycznie niedostępny (wymianki, portale aukcyjne i inne takie) ale wcześniej można go było zakupić w sieci drogerii Natura i Hebe, perfumerii Douglas oraz w niesieciowych drogeriach, w których dostępne są kosmetyki Essence za cenę około 14zł.
                                     
                 
Róż jest wypiekany dzięki czemu ma bardzo zwartą i twardą konsystencję. Dosyć łatwo ale oszczędnie nabiera się na pędzel a przy tym nie pyli. Nie osypuje się również przy przy przenoszeniu go na skórę dzięki czemu jest niesamowicie wydajny, właściwie to nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się go zużyć bo jak dotąd ledwo starłam wytłoczoną na jego powierzchni delikatną kratkę.
Kosmetyk pachnie niezwykle delikatnie i przyjemnie jak krem. Aby wyczuć zapach trzeba przyłożyć naos do jego powierzchni gdyż w trakcie normalnego stosowania nie sposób go wyczuć.
                                      
Jak widać na powyższych zdjęciach róż ma formę mozaiki, która łączy w sobie 3 odcienie różu: ciemny - prawie czerwony, średni - mieszankę jasnego i ciemnego oraz jasny - czyli srebro z domieszką różu a także kolor pomarańczowy. Nabranie osobno poszczególnych kolorów jest praktycznie niemożliwe więc możemy uzyskać tylko jedną barwę końcową - jasny, satynowo połyskujący chłodny róż. Dodatkowo wrażenie rozświetlenia wzmagają maleńkie, błyszczące drobinki, które są tak subtelne że różem nie da się uzyskać efektu kuli dyskotekowej.
Pigmentacja jest dosyć słaba co podejrzewam, iż jest skutkiem konsystencji kosmetyku. Ma to jednak swoje zalety, gdyż nie da się nim przesadzić i nawet osoby niewprawione w nakładaniu różu nie zrobią sobie nim krzywdy.
Kosmetyk na twarzy daje efekt zaróżowionych i rozświetlonych policzków dzięki czemu cała twarz wygląda zdrowo, świeżo i promiennie.

                                     
Róż świetnie współpracuje z każdym innym kosmetykiem jaki nakładałam pod niego od płynnych podkładów utrwalonych pudrem po minerały, a do tego utrzymuje się na twarzy cały dzień. Co prawda w trakcie noszenia trochę blaknie i lekko się utlenia więc zwolenniczki mocniej podkreślonych polików będą potrzebować poprawek ale dla mnie jednokrotne jego nałożenie wystarcza na cały dzień. Przy tym zmywa się zupełnie bezproblemowo każdym kosmetykiem jaki zastosujemy do demakijażu nawet delikatnym żelem do mycia twarzy.
W trakcie jego stosowania nie zauważyłam jakiegokolwiek negatywnego oddziaływania na skórę.
                                    
OCENA: 5/6
                       
Podsumowanie: Bardzo dobry i przyjemny w użytkowaniu róż zarówno dla osób rozpoczynających zabawę z takimi kosmetykami jak i dal tych zaawansowanych. Szkoda, że nie jest dostępny w stałej ofercie marki, gdyż znalazłby wiele zwolenniczek :)

środa, 24 kwietnia 2013

Decubal balm...

Pewnie macie już dość wszędobylskich recenzji kosmetyków marki Decubal ale musicie jeszcze trochę wytrzymać ;) Właściwie to już tylko odrobinę bo to już ostatni post na ten temat ;)
Zapraszam :)
                      
Decubal
Lip & Dry spots balm
Balsam do ust i miejscowo zmienionej, popękanej i suchej skóry
                     
OBIETNICE PRODUCENTA:
Intensywnie regeneruje spierzchnięte i popękane usta. Intensywnie pielęgnuje suchą, łuszczącą się i miejscowo zmienioną skórę. Nawilża, łagodzi i regeneruje dzięki zawartości lanoliny, witaminy E i wosku pszczelego.
                         
SKŁAD:
petrolatum, lanolin, paraffinum liquidum, cera alba, ricinus communis seed oil, salicylic acid, tocopherol
Bezzapachowy.
Nie zawiera konserwantów.
Zawartość substancji tłuszczowych 100%.
                         
MOJE WRAŻENIA:
Opakowanie jest bardzo minimalistyczne i praktyczne. Na zewnątrz plastikowy kartonik a w środku mocna plastikowo-gumowa tubka zakończona dziubkiem i zamykana zakrętką. Mały otwór sprzyja precyzyjnemu wyciskaniu niewielkich porcji kosmetyku bez obawy jego przedawkowania.
W tubce znajduje się 30ml kosmetyku, który dostaniemy w stacjonarnych i internetowych aptekach za cenę około 20zł.
                              
Kosmetyk ma formę bardzo gęstego i zwartego masełka a jego konsystencja lekko rozluźnia się pod wpływem ciepła. Chociaż ciężko się rozprowadza to odrobina wystarczy aby natłuścić duży obszar skóry więc jest niewiarygodnie wydajny. Balsam jest półprzejrzysty i lekko żółtawy. Nie daje połysku. Pachnie dosyć specyficznie i zaskakująco, gdyż jego aromat przypomina mi zapach kory drzewa późną jesienią i zimą.
                           
Działanie balsamu jest bardzo dobre. Testowałam go na ustach, skórkach wokół paznokci a nawet całych dłoniach i wszędzie się sprawdził tak jak trzeba :)
Usta - Nawilża i wygładza nie zmieniając ich koloru, świetnie przygotowuje je do nałożenia kosmetyków kolorowych chociaż nałożony zbyt grubą warstwą sprawi, że kolor nie będzie się do nich przyklejał. Nie przypadł mi jednak do gustu w tej roli (głównie ze względu na zapach) więc stosuję go tylko w sytuacjach awaryjnych.
Skórki - Pięknie nawilża oraz sprawia, że pozostają niewielkie i nie wrastają na paznokcie. Łatwiej je usuwać a na palcach nie powstają zadziory. W razie powstania wielkiej zadziorowej dziury przyspiesza jej gojenie.
Dłonie - Użyłam tylko raz w trakcie pobytu u mamy bo tam woda jest chyba dużo twardsza niż w okolicach Krakowa i spowodowała u mnie takie wysuszenie, że schodziła mi skóra z dłoni. Balsam świetnie je natłuścił i poratował więc skóra przestała się łuszczyć chociaż noszenie go nie było przyjemnym doznaniem.
Nie odnotowałam jakichkolwiek nieporządanych skutków ubocznych w trakcie jego stosowania.
                                      
OCENA: 5/6 
                                          
Podsumowując: Świetny kosmetyk na sytuacje awaryjne o przystępnej cenie i wręcz natychmiastowym działaniu. Jeżeli bortykacie się z przesuszeniami to warto się za nim rozejrzeć. 
                                             
Produkt dostałam od firmy Decubal w ramach współpracy jednak nie miało to wpływu na moją ocenę.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Nawilżająca różyczka

Zasypuję Was ostatnio recenzjami masek ale to dlatego, że dużo ich zużywam i chcę się podzielić wrażeniami ze wszystkich. W związku z tym zapraszam na kolejną ;)
                         
L'biotica
Dermomask
Intensywne Nawilżanie
                                     
OBIETNICE PRODUCENTA i SKŁAD:
                        
MOJE WRAŻENIA:
Kosmetyk zapakowany jest w standardową dla jednorazowych maseczek foliową torebkę, która zawiera 10ml produktu. Dostaniemy ją w sieci w cenie około 18zł za 50ml.
                                           
Maska ma błękitną barwę, która znika po rozprowadzeniu i pachnie bardzo zaskakująco ... różami a właściwie to różaną konfiturą, taką jaką można znaleźć w pączkach. Zapach jest bardzo apetyczny i ogromnie przypadł mi do gustu zwłaszcza, że nigdy nie spotkałam się z kosmetykiem, który by tak pachniał.
Konsystencja kosmetyku jest lekka i kremowa dzięki czemu wystarczyła mi aż na 3 obwite nałożenia. Przypomina krem na dzień. Nie lepi się. Szybko się wchłania ale na skórze pozostawia uczucie wilgoci oraz połysk jakby twarz została polana wodą albo wodnym żelem a nie tłuszczem czy sylikonem.
                          
Co do działania to maseczka faktycznie spełnia obietnice producenta. Skóra jest przyjemnie nawilżona i napojona. Staje się gładka, miła i miękka w dotyku oraz bardziej elastyczna. Zauważyłam też, że towarzyszące mi codziennie zaczerwienienia stają się po jej użyciu mniej widoczne ale niestety efekt ten nie jest trwały i znika po najbliższym myciu.
Nie zauważyłam aby maska miała jakiekolwiek działania niepożądane. Po jej użyciu nie odnotowałam nawet szybszego wybłyszczania i nieestetycznego świecenia skóry następnego dnia. 
                          
OCENA: 4/6  
                                   
Podsumowując: Przyjemna ale trudno dostępna maseczka. Jej działanie jest dobre ale nie na tyle, żeby przekonać mnie do zakupu pełnowymiarowego opakowania. Nadal będę szukała ideału. 
                                               
Produkt dostałam od firmy L'biotica po spotkaniu bloggerek jednak nie miało to wpływu na moją ocenę.

sobota, 20 kwietnia 2013

Swatchowe porównanie baz pod cienie do powiek.

Dla mnie tak samo jak i pewnie dla większości z Was baza pod cienie do powiek to podstawa makijażu. Moja przygoda z tym kosmetykiem zaczęła się dawno, dawno temu od Virtual Eyeshadowbase. Jej pierwsze opakowanie to było objawienie - fantastyczny kosmetyk, który idealnie się wywiązywał z nałożonych na niego oczekiwań, drugie opakowanie to koszmar - użyłam jej zaledwie kilka razy i wylądowała w koszu bo nie dało jej się nabrać na palec a tym bardziej rozprowadzić na powiece. Kolejnym specyfikiem jaki wpadł w moje ręce była trudna w obsłudze i kapryśna Wodoodporna Baza pod Makijaż APC. W tym samym czasie w moje ręce wpadła KOBO Professional Utrwalająca baza pod pigmenty sypkie, której ze względu na konsystencję nie za bardzo lubię używać na co dzień. Po rozstaniu z bazą APC postanowiłam zakupić sławetną ArtDeco Eyeshadow Base, która niejako stała się przyczyną powstania tego posta ;) Obecnie bazy ArtDeco zostało mi na mniej więcej jedno użycie a jej następcą zostanie Avon Eye Shadow Primer.
Zatem do rzeczy:
                        
W szranki stają:
2. Avon Eye Shadow Primer Light Beige
3. KOBO Professional Utrwalająca baza pod pigmenty sypkie - Jak widać jest to zupełnie przezroczysty, bezbarwny płyn, który nie pozostawia na skórze widocznych śladów więc nie będę poświęcać mu więcej czasu ;)
                        
Bazy w słoiczku:
Już po pierwszym dotknięciu baz można zauważyć różnice.
 1. ArtDeco Eyeshadow Base - Ma konsystencję trzymanej na słońcu plasteliny. Jest miękka ale lepka. Dobrze przywiera do palca a następnie do powieki. Przyjemnie się rozprowadza. Odrobinę zgęstniała w czasie kiedy ją używałam jednak nadal jej używanie jest niezwykle przyjemne.
2. Avon Eye Shadow Primer Light Beige - Ma konsystencję trzymanego na słońcu masła. Jest rzadka i lekka, od razu czuć, że jej bazą jest sylikon. Niesamowicie szybko i w dużej ilości przywiera do palca wiec trzeba uważać aby nie nabrać zbyt wiele. Bardzo łatwo się rozprowadza.
                        
 Na skórze:
 1. ArtDeco Eyeshadow Base - Ma bardzo jasny beżowy kolor z maleńkimi rozświetlającymi drobinkami więc po roztarciu staje się niewidoczna a drobinki delikatnie rozświetlają skórę, chociaż pod matowymi cieniami zupełnie zanikają i nie zmieniają ich charakteru.
2. Avon Eye Shadow Primer Light Beige - Ma dosyć ciemny (jak dla mnie bladziocha) i intensywny bezowy kolor więc jest widoczna nawet po roztarciu. jest całkowicie matowa i nie zawiera drobinek.
                         
Cienie użyte do porównania:
                                            
1. Inglot Sprint SuperStar cień do powiek 90 - Czerwony bardzo dobrze napigmentowany cień ze złotymi drobinkami. Świetnie się nakłada, dobrze rozciera i nie zanika w trakcie użytkowania.
2. KOBO Pure Pigment 408 Cornflower - Niezwykle mocno napigmentowany, drobno zmielony, szafirowy matowy pigment. Nie tylko dobrze się nakłada i rozciera ale też wnika w skórę przez co ciężko go potem zmyć.
3. Essence eyeshadow 43 mystic lemon holographic effect - Słabo napigmentowały błyszczący i opalizujący cień. Dosyć ciężko się nakłada i zazwyczaj trzeba go sporo aplikować aby uzyskać ładny efekt.
                            
Informacje o cieniach:
                                 
Bazy w akcji:
                          
  Inglot Sprint SuperStar cień do powiek 90

 KOBO Pure Pigment 408 Cornflower
                                        
Essence eyeshadow 43 mystic lemon holographic effect
                          
PODBICIE KOLORU: Jak widać na zdjęciach najlepiej barwę cieni podbija KOBO Professional Utrwalająca baza pod pigmenty sypkie. Zaraz za nim uplasowała się ArtDeco Eyeshadow Base a na końcu została Avon Eye Shadow Primer Light Beige chociaż na niej i tak cienie wyglądają lepiej niż nałożone bez bazy.
                      
ZMYWANIE: Najbardziej oporny na zmywanie okazała się również KOBO Professional Utrwalająca baza pod pigmenty sypkie. Zmycie z niej cieni prasowanych jest ciężkie a pigmentów graniczy z cudem. Do testów używałam nawilżanych chusteczek dla niemowląt i musiałam się porządnie natrzeć aby oczyścić skórę i nie zostać z niebieskimi plamami. Dalej w szeregu znalazła się ArtDeco Eyeshadow Base, na której cienie również świetnie się przylepiły i trzeba było kilku przetarć aby oczyścić skórę. Również i tym razem na końcu znalazła się Avon Eye Shadow Primer Light Beige, która pozwoliła zmyć cienie już za pierwszym przetarciem chusteczką.
                                          
Jak na razie baza Avon wypadła najgorzej jednak jest to mój pierwszy z nią kontakt więc jestem w stanie jej to wybaczyć. Zobaczę jak spisze się przy regularnym stosowaniu a potem podzielę się z Wami jej recenzją :)

czwartek, 18 kwietnia 2013

Face Cream

O moich wymaganiach odnośnie kremów do twarzy pisałam Wam TUTAJ dlatego bez zbędnych wstępów zapraszam na recenzję :)
                                    
Decubal
Face Cream
Odżywczy i intensywnie nawilżający krem do twarzy
                                  
OBIETNICE PRODUCENTA:
Klasyczny krem nawilżający do twarzy, przeznaczony do cery suchej. Nawilża i koi skórę. Neutralizuje wpływ szkodliwych czynników zewnętrznych dzięki zawartości witaminy E. Odbudowuje barierę ochronną skóry dzięki zawartości substancji tłuszczowych.
                                     
SKŁAD:
aqua, caprylic/capric trygliceride, glycerin, cetyl alcohol, sorbitan stearate, glyceryl stearate, citric acid, lanolin, polysorbate 60, cetearyl glucoside, cetearyl alcohol, carbomer, tocopherol, ethylhexylglycerin, sodium gluconate, sodium hydroxide, phenoxyethanol, sodium benzoate
Bezzapachowy.
Zawartość substancji tłuszczowych 18%.
                                                   
MOJE WRAŻENIA:
Krem zapakowany jest w bardzo praktyczny, niezbyt głęboki plastikowy słoik dzięki czemu łatwo można wydobyć go do końca. Dodatkowym jego atutem jest to, iż opakowanie jest bardzo grube więc daje pewność, że w razie niekontrolowanego upadku nic się z nim nie stanie i zawartość będzie bezpieczna.
W jego wnętrzu znajdziemy 75ml kosmetyku, za który trzeba zapłacić około 25zł w stacjonarnych i internetowych aptekach.
                           
Krem ma bały kolor ale w ogóle nie bieli skóry. Pachnie mało przyjemnie i bardzo charakterystycznie dla całej serii trochę zjełczałym tłuszczem roślinnym ze względu na to, iż jest nieperfumowany. Jego konsystencja jest gęsta i kremowa jak w kremach na noc a jednocześnie kosmetyk jest lekki, łatwo się rozprowadza i szybko wchłania pozostawiając lekko błyszczące wykończenie dzięki czemu jest bardzo wydajny.
                                  
Stosowałam go jako krem na noc ze względu na to, że nie pozostawia skóry matowej i dodatkowo wybłyszcza się wraz z upływem czasu jednak rano skóra nie jest przetłuszczona i nie wygląda jak oblana smalcem a posiada zdrowy glow. Odnotowałam że doskonale nawilża, natłuszcza i odżywia skórę oraz poprawia jej stan. Pory stają się mniejsze a zaczerwienienia ukojone. Natychmiast niweluje uczucie ściągnięcia i wrażenie, że skóra zaraz popęka z przesuszenia. Regularne jego użytkowanie sprawia, że skóra staje się gładka, miękka i miła w dotyku, suche miejsca są dobrze nawilżone a moja przetłuszczająca się strefa T zaczęła produkować mniej sebum. Nie zauważyłam aby wywoływał jakiegokolwiek niepożądane skutki uboczne.

 OCENA: 6/6 
                                
 
Podsumowując: Świetny krem, który zaspokoi potrzeby nawet bardzo wymagającej skóry. Na dodatek stosunek ceny do pojemności/wydajności jest bardzo dobry więc chętnie będę po niego nadal sięgać.
                                
Produkt dostałam od firmy Decubal w ramach współpracy jednak nie miało to wpływu na moją ocenę.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Luksusowa czystość

Osoby, które śledzą mojego bloga wiedza doskonale, że nie przepadam za preparatami do demakijażu. Szczególnie nie lubię mleczek ze względu na to, że większość z nich szczypie mnie w oczy i powodują ich "zamglenie". Tym razem jednak trafiłam na produkt, który sprawił, że inaczej spojrzałam na demakijaż twarzy.
                                     
 Yon-Ka Paris
Lait Nettoyant
 Cleansing lotion and eye makeup remover
All skin types
Non-comedogenic
                                  
SKŁAD:
water/aqua, mineral oil/paraffinum liquidum, propylene glycol, glycerin, cetearyl alcohol, cetyl alcohol, stearic acid, algin, peg-33 castor oil, peg-40 castor oil, sodium cetearyl sulfate, lactic acid, borneol, citric acid, fragrance/parfum, methylparaben, propylparaben, blue 1/ cl 42090, alpha-isomethylicone*
* natural component of essential oil
                                      
MOJE WRAŻENIA:
 Opakowanie to bardzo solidna i elegancka buteleczka wykonana z aluminium. Wielka szkoda, że jest nieprzejrzysta i nie widać ile kosmetyku jeszcze w środku zostało. Aplikatorem jest naturalna pompka, która świetnie spisuje się przy wydobywaniu zawartości bez zacinania ani innych nieprzyjemnych fochów ;) Jedyne co mogę  mu zarzucić to to, że działa zbyt mocno i mleczko wręcz z niego wystrzeliwuje na wacik dlatego trzeba uważać.
W buteleczce znajduje się 50ml mleczka, za które w sieci trzeba zapłacić około 14$.
                             
                     
 Samo mleczko ma piękny, pastelowy, jasnobłękitny kolor a zapachem przypomina mi męskie kosmetyki do golenia - zwłaszcza TEN krem ;)
 Jego konsystencja jest bardzo gęsta jak na mleczko i bardziej przypomina dosyć zwarty balsam do ciała. Trzeba mu to jednak zaliczyć na duży plus ponieważ kosmetyk nie spływa a dobrze przywiera do skóry.
                        
 Oceniając działanie nie mogę mu nic zarzucić. Świetnie rozpuszcza nawet bardzo trwałe kosmetyki i bez najmniejszego problemu je usuwa. Doskonale radzi sobie zarówno z cieniami w kremie z Maybelline jak i wodoodpornym eyelinerem MIYO, mniej trwałe mazidła zmywa w mgnieniu oka. Do demakijażu wystarcza niewielka ilość kosmetyku co sprawia, że jest bardzo wydajny. Nie zauważyłam aby miał jakiekolwiek działania uboczne. Nie szczypie w oczy ani nie powoduje zamglenia. Nie wzmaga też wypadania rzęs.
                            
OCENA: 5/6 
                                  
Podsumowując: Pierwsze mleczko do demakijażu, z którego jestem tak bardzo zadowolona. Niestety wysoka cena i bardzo mała dostępność sprawiają że na tej buteleczce nasza wspólna przygoda się zakończy.
                                       
Produkt dostałam od producenta na targach kosmetycznych jednak nie miało to wpływu na moją ocenę.
                                
P.S. Dzięki uwadze zwróconej przez Angel w komentarzu dodaję informację, że jeden ze składników jest mało przyjemny dla zdrowia:
 CI 42090 - błękit brylantowy, E133, barwnik pochodzenia chemicznego. Rozpuszczalny w wodzie i etanolu, nierozpuszczalny w olejach roślinnych.
Stosowany w kosmetykach
(Z WYJĄTKIEM OKOLIC OCZU!) i przemyśle spożywczym. Kancerogenny. Może wywołać katar sienny, pokrzywkę, alergię. Zakazany w Szwajcarii.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Zakupowe podsumowanie: marzec 2013 :)

Wiem, że jestem mega opóźniona z tym postem ale przyczyną tego były siły wyższe ;)
Teraz jednak się spinam i nadrabiam zaległości więc do dzieła ;)
                                  
Zamówienie z Avon:
 1. Eye Shadow Primer w kolorze Light Beige - Wykończyłam już bazę z ArtDeco więc trzeba było znaleźć jakieś zastępstwo ;)
2. Super Shock gel eyeliner w kolorze Flash - To już moja trzecia kredka z tej serii więc chyba można to już nazwać uzależnieniem ;) Piękny szampański kolor idealny do rozświetlania wewnętrznego kącika.
3. In Bloom EDP - Gratis do zakupów :)
Całe zakupy kosztowały mnie 26zł więc nie tak źle ;)
                                    
Wizyta w Rossmannie:
 4. Eveline Just Epiol Krem do depilacji skóry wrażliwej - Cena 6,99zł - No cóż tu tłumaczyć... Zakup niezbędny i obowiązkowy ;)
5. Hipp Oliwka pielęgnacyjna - Cena 10,99zł - Miała służyć do mycia jaja ale się nie sprawdziła. na pewno jednak znajdę dla niej zastosowanie ;)
                                        
 Wizyta w Hebe i innych sklepach:
6. Dr. Beckmann Mydełko do odplamiania - Cena ok. 7zł - Również miało służyć do prania jaja ale sprawdziło się średnio. Zużyję do prania pędzli ;)
7. Nivea BB Cream - Próbki załączone jako gratis do Rsmannowskiej gazetki "Skarb". Jeszcze nie odwazyłam się ich przetestować ale słyszałam o nich dużo ... złego :(
8. Spineczki - Cena: 4,86zł. Postanowiłam trochę zapuścić włosy a potem zmasakrować je trwałą jednak na razie muszę je jakoś ujarzmiać do mycia i makijażu więc spineczki są nie zbędne a wykańczam ich przynajmniej kilka  na miesiąc ;)
9. "Makijaż - Sztuka Przemiany" Kevin Aucoin - Cena: 29,99zł - Co prawda w Krakowie i jego okolicach Hebe nie ma ale za to jest bardzo blisko mojej mamy;) Postanowiłam to wykorzystać i kiedyś wstąpiłam... Zakochałam się totalnie w tym, sklepie i ogromnie ubolewam nad tym, że nie mam go bliżej. Rewelacyjne promocje i bardzo miła obsługa :) Sama książka już od dawna wisiała na mojej wish liście więc nie mogłam jej odpuścić ;)
                        
Total za cały miesiąc wyszedł: 85,83zł. Co oznacza, ze nie ma tragedii i oszczędzanie mi się udaje ;)
Oczywiście poza tym kupiłam jeszcze kilka rzeczy, które były mi niezbędne ;)
                                
A jak tam Wasze zakupy w marcu?
Zaoszczędziliście coś czy popłynęliście z prądem promocji? ;)

sobota, 13 kwietnia 2013

Biovax, Serum wzmacniające z witaminą A+E.

Witam Was wiosennie :)
Dzisiaj pierwszy raz w historii bloga będziecie mogli przeczytać recenzję gościnną. W całości jej autorką jest Marta z bloga "Odkryj, pokochaj, pokaż. Jesteś niepowtarzalna!", na którego bardzo serdecznie Was zapraszam :)
                                        
 Dzięki uprzejmości autorki bloga, na którym właśnie czytacie ten wpis mam okazję stosować serum na końcówki marki Biovax. Produkty tej firmy bardzo lubię, a ten nie jest dla mnie kosmetykiem nowym, ponieważ zużyłam już kilka jego próbek, które dołączone są jako gratis do maski. Jeżeli jesteście ciekawe jak spisuje się u mnie, to zapraszam dalej.
                      
                                         
Włosy są bardzo wrażliwe na niedobór witamin A i E. Ich brak może powodować osłabienie, przesuszenie, pojawienie się łupieżu oraz większą skłonność do ich wypadania. Kruchość, brak połysku oraz tendencja do łamliwości jest widocznym objawem niedoboru tych witamin.

Witamina A - odpowiedzialna jest za poziom nawilżenia włosów oraz ich odporność na łamanie. Dostarczana w odpowiedniej ilości wzmacnia włosy oraz zabezpiecza je przed nadmierną utratą wilgoci.
Witamina E - sprawia, że włosy stają się bardziej elastyczne, sprężyste i miękkie. Zapobiega szkodliwemu działaniu wolnych rodników. Zwiększa odporność włosów na działanie promieniowania UV, dzięki czemu chroni je przed płowieniem.

Działanie produktu mogę określić jako bardzo dobre, gdyż odpowiednio wywiązuje się z powierzonego mu zadania. Przede wszystkim skutecznie zabezpiecza końcówki przed rozdwojeniami, a na tym zależało mi najbardziej. Mniej więcej w jednym czasie dość mocno skróciłam końce (około 7-10 cm) i zaczęłam aplikować na nie serum, czego wcześniej nie robiłam. Przez około dwa miesiące nie zauważyłam, żeby ich stan pogorszył się.  Nie dostrzegłam nowych uszkodzeń, włosy cały czas pozostały w tej samej kondycji, co zdarzyło się u mnie chyba po raz pierwszy. Kosmetyk aplikuję po każdym myciu czyli co drugi dzień, tylko i wyłącznie na wilgotne włosy. Nakładam go mniej więcej na 1/5 długości, ponieważ w innym przypadku powoduje obciążenie, szybsze przetłuszczanie i powstawanie strąków. Ułatwia rozczesywanie, ujarzmia kosmyki i ‘trzyma je w ryzach’. Delikatnie nabłyszcza, wygładza, zmiękcza i sprawia, że są one sypkie, ale jest to efekt, który utrzymuje się od mycia do mycia, gdyż takie serum nie działa leczniczo i długofalowo. 
                                                        
Zapach jest bardzo perfumowany i  intensywny, ale słodki i przyjemny czyli dokładnie taki jak lubię. Trochę przypomina liliową świeczkę Air Wick. Nie pozostaje zbyt długo na włosach. Kiedy wstaję rano jest on już prawie niewyczuwalny, co dla mnie stanowi zaletę, gdyż włosy spryskuję perfumami, a dzięki temu aromaty nie mieszają się.


Konsystencja produktu jest typowo olejkowa, tłusta i hm… śliska. Z łatwością rozprowadza się na włosach. Wystarczy jedna pompka do dokładnego porycia końcówek, dzięki czemu kosmetyk jest szalenie wydajny. Zaczynam się zastanawiać czy kiedykolwiek się skończy ;) Dozownik bardzo dobrze działa, wydobywa odpowiednią ilość kosmetyku, nic nie wylatuje bokami, ani nie rozpryskuje się dookoła.
                                       
Podsumowując, stosowanie Serum z witaminą A+E, to dla mnie sama przyjemność. Działanie, zapach i opakowanie spełniają moje oczekiwania w każdym stopniu.  Z czystym sumieniem mogę Wam je polecić, tylko pamiętajcie, że jest to kosmetyk zabezpieczający, więc nie oczekujcie regeneracji włosów czy spektakularnego działania. Ma on jedynie wspomagać ochronę przed uszkodzeniami, dzięki czemu nasze włosy na dłużej pozostaną zdrowe i bez uszkodzeń :)

Pojemność: 15 mililitrów.
Cena:  Około 14 złotych.
Dostępność: Super-Pharm, apteki, galeriakosmetyki.pl


Kasi oraz firmie L’biotica serdecznie dziękuję za możliwość testowania produktu.
Jednocześnie oświadczam, że fakt, iż kosmetyk otrzymałam za darmo nie miał wpływu ma moją recenzję, a umożliwił mi jej napisanie.
coralblush19

piątek, 12 kwietnia 2013

Face Wash

Niespełna tydzień temu TUTAJ opisywałam Wam charakterystykę mojej cery przy okazji recenzji kremu do twarzy. Zanim jednak zabieram się za karmienie skóry dokładnie ją oczyszczam i właśnie dzisiaj opowiem mam trochę o takim jednym czyściku ;)
                                 
Decubal
Face Wash
Nawilżająca pianka do mycia twarzy
                                  
OBIETNICE PRODUCENTA:
Łagodny i nawilżający preparat do mycia twarzy, odpowiedni dla cery suchej i wrażliwej. Delikatnie złuszcza naskórek dzięki zawartości alantoiny, nawilża dzięki zawartości gliceryny, łagodzi podrażnienia dzięki zawartości rumianku, pobudza naturalny proces regeneracji dzięki zawartości witaminy B3.
                         
SKŁAD:
glycerin, aqua, sodium cocoamphoacetate, peg-60 hydrogenated castor oil, niacinamide, sucrose cocoate, allantoin, caprylyl glycol, bisabolol, sodium gluconate, citric acid
Bezzapachowa.
Nie zawiera konserwantów.
Nie zawiera tłuszczu.
                             
MOJE WRAŻENIA:
Pianka zapakowana jest w bardzo praktyczną przezroczystą butelkę, dzięki czemu widać ile kosmetyku nam jeszcze zostało i kiedy trzeba zakupić następny. Dozownikiem jest naturalny spieniacz w postaci pompki, która świetnie spisuje się od momentu pierwszego użycia i sprawia, że codzienna oczyszczanie twarzy nabiera zupełnie nowego oblicza.
Z takiej formy dozowania oprócz przyjemności stosowania wynika jeszcze jedna zaleta a mianowicie niezwykła wręcz wydajność kosmetyku, którego bardzo powoli ubywa z opakowania dzięki czemu można się nim długo cieszyć.
W butelce znajduje się 150ml płynu, który dostaniemy w stacjonarnych i internetowych aptekach w granicach 15-20zł.
                                   
W opakowaniu kosmetyk ma formę lekko żółtawego płynu, który swoją konsystencją przypomina olej. Bardzo łatwo się spienia i wystarczy nim lekko poruszyć aby zobaczyć jak na jego powierzchni tworzą się bańki a w środku płynu zostają uwięzione maleńkie bąbelki powietrza. Po wyciśnięciu na dłoń płyn zamiennia się w śnieżnobiałą, lekką ale trwałą i nietłustą pianę, która łatwo przykleja się do twarzy nie spływając z nie,j a jednocześnie niezwykle bezproblemowo się z niej spłukuje. Mi przypomina ona pianę z ubitych białek powstającą na początku ubijania.
Pianka jest oczywiście nieperfumowana co sprawia, że pachnie niezwykle subtelnie chociaż mało apetycznie bo podobnie jak oleje. W zamian za to odnotowałam, że ma słodki smak co jest miłą odmianą biorąc pod uwagę, że większość kosmetyków jest gorzka.
                                   
W kwestii działania muszę przyznać, że pianka idealnie spełnia postawione jej zadanie - myje tak, że aż skóra robi się skrzypiąca a przy tym nie tylko jej nie wysusza, a wręcz nawilża. Stosując ją nie doznałam ściągnięcia ani napięcia nie mówiąc już o uczuciu, że skóra zaraz popęka i zejdzie z twarzy a jednocześnie miałam pewność, że jest dobrze oczyszczona. Wrażenie nieumytej buzi w takcie stosowania tej pianki staje się obce. Miłym aspektem jej użytkowania jest również to, że nie musiałam natychmiast nakładać na nią kremu z powodu odczuwanego dyskomfortu.
Pianka dobrze radzi sobie z makijażem na który składa się podkład, puder, baza pod cienie, cienie, eyeliner na bazie wody i tusz do rzęs. Z kredkami do powiek radzi sobie słabo więc warto je wcześniej zmyć preparatem do demakijażu.
Nie odnotowałam szczypania w oczy ani innych nieprzyjemnych skutków ubocznych.
                            
 OCENA: 6/6 
                                     
Podsumowując: Kolejny świetny produkt marki Decubal, który doskonale wywiązuje się ze swoich zadań bez skutków ubocznych. Dodatkowym jej atutem jest stosunek wydajności do ceny co sprawia, że warto po nią sięgnąć.
                                                    
Produkt dostałam od firmy Decubal w ramach współpracy jednak nie miało to wpływu na moją ocenę.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...