czwartek, 31 stycznia 2013

Mój pierwszy raz: Ulubieńcy stycznia 2013 :)

Jako, że uporałam się już z częścią kosmetyków z projektu denko a Wy bardzo pozytywnie zareagowaliście na moją propozycję tworzenia ulubieńców dlatego dzisiaj następuje mój debiut w tej tematyce :) Postanowiłam, że ze względu na to, iż pielęgnację zużywam systematycznie opakowanie po opakowaniu to ulubieńców ograniczę jedynie do kolorówki.
Mam nadzieję że taka forma spodoba się zarówno Wam jak i mnie ;)
Zapraszam :)
                   
Na dobry początek TWARZ:
 W styczniu makijaż twarzy zdecydowanie zdominowały minerały. Te które widzicie na zdjęciu to mieszanka korektora i podkładu Annabelle Minerals z dodatkiem korektora Blondie od Lily Lolo, którego odsypkę dostałam od Marty. Chociaż uzyskany kolor mieszanki jeszcze nie jest idealny to jest jak do tej pory najlepszy jaki miałam możliwość kiedykolwiek nakładać na twarz :)
                                         
W tworzeniu makijażu idealnego wspomagałam je Sephora Concleaner Palette, która choć niezbyt trwała pozwala rozprawić się z nieprzyjaciółmi.
                                                         
Okolice podoczne rozświetlałam niezmiennie towarzyszącym mi już od kilku miesięcy Yves Saint Laurent Touche Eclat No 1, który pięknie rozświetla, dobrze maskuje zasinienia, nie wysusza i w ogóle nie szkodzi :)
                                 
 Na policzki najchętniej nakładałam Avon Jillian Dempsey Marmurkowy róż Heavenly Nude, który pięknie i subtelnie ożywia buzię :)
                                 
OCZY:
Chociaż mój codzienny makijaż oczu stanowią bezpieczne brązy to czasami mam ochotę na odrobinę szaleństwa. W tym miesiącu najchętniej sięgałam po ciemny granat z paletki Virtual Cienie do powiek Quattro 077 Satin Quattro, który na zdjęciu oznaczyłam pomarańczową kropką.
                                
Kilka razy miałam też takie dni kiedy w ogóle nie chciało mi się malować a bez makijażu nie mogło się obyć i wtedy ograniczałam się do podkreślenia oczu zieloną kredką z zestawu Avon Colortrend Kajalstick Green&Black. Nie jest to jakieś wybitne osiągnięcie w dziedzinie kredek do oczu (dzisiaj oceniłabym ją sporo niżej) ale dzięki temu, że jest bardzo miękka a pod wpływem ciepła ciała rozprowadza się jak masełko to w 30 sekund można nią podkreślić linię rzęs.
                        
Kiedy jednak trwałam przy klasyce towarzyszył mi Yves Rocher Eyeliner we flamastrze 12h 01 Noir, który trwa przy mnie niezmiennie od dobrych kilku miesięcy. Niestety już niedługo będę się musiała z nim rozstać bo zaczyna wysychać i trzeciego podcięcia końcówki już raczej nie zniesie ;)
                                       
Na koniec zostawiłam sobie kredkę, która towarzyszy mi właściwie w każdym makijażu bez względu na to co nakładam na powieki: Catrice LE Hollywood's Fabulous 40'ties Eyebrow Lifter 001 Casablanca Higlight's. Nałożona na linię wodną idealnie rozświetla i otwiera oko oraz sprawia, ze wyglądam na wypoczętą.
                         
USTA:
Na co dzień najchętniej malowałam usta Quiz SuperGloss Ultimate Lip Shine Nr. 34, który okazał się ideałem nawet na największe mrozy: rewelacyjnie natłuszcza i chroni wargi a jednocześnie nadaje im zdrowy, soczysty i młodzieńczy wygląd. Po jego zastosowaniu usta robią się takie całuśne ;)
             
Na większe okazje, kiedy nie chciało mi się mocniej podkreślać oczu nakładałam na usta Essence LE The Twilight Saga Eclipse Collection Lipgloss 01 Lunch at Cullen's - piękny, połyskujący, krwisto czerwony błyszczyk o ślicznym zapachu:)
                        
Dobrze jest się chociaż częściowo uwolnić się od projektu denko i próbować starych-nowych kosmetyków ;)
                       
A jak Wam minął styczeń?
Znalazłyście jakichś nowych ulubieńców?

środa, 30 stycznia 2013

Bardzo miły weekend...

Tym razem jestem mocno opóźniona i z notką spotkaniową przychodzę jako ostatnia ;)
Jak wiecie w sobotę 26-go w Suchej Beskidzkiej odbyło się spotkanie bloggerek w którym i ja miałam przyjemność uczestniczyć :)
W imprezie udział wzięły:
Teraz czas na  fotki:
Pełen skład :) Zdjęcie oczywiście podkradzione ale dziewczynki na pewno się nie obrażą ;)
                                
 
Iwonka i Ania :)
                 
Kasia i Dominika :)
             
Magda i Natalia :)
              
Dominika i Kornelia :)

I jeszcze jedna Kasia :)
          
Oczywiście były również gifty dlatego dziękuję wszystkim sponsorom:
Applause, Astor, Synesis, Anida, Bioderma, Bielenda, Barwa, Tenex, Cetaphil, Cleanic, Coty, Bell, Bandi, Donegal, Delia, Wibo, Lotion, Invex Remedies, Fennel,  Flos-Lek, Alkemika, Dermedic, Epona, Revitalash, Dax Cosmetics, Farouk, Golden Rose, Mariza, AA Cosmetics,  Rimmel, Vipera, Apis, Madame L'ambre, Safira.
                                      
Jako, że ostatnio moje życie to jeden wielki niekończący się stres postanowiliśmy z moim mężczyzną skorzystać z okazji i po spotkaniu bloggerek zrobiliśmy sobie wycieczkowy weekend.
Najpierw odwiedziliśmy termy w Szaflarach:
 To nie dym, to para z gorących basenów bo woda miała temperaturę około 36stopni a na zewnątrz temperatura wynosiła jakieś -15 stopni ;)
                 
 Odwiert, którym wypływa ciepła woda.
                        
Baseny: zabudowane i nie ;)
                    
 Następnie wybraliśmy się w góry, które choć początkowo były dosyć odległe...
                                    
 ...to szybko się zbliżały ;)

W końcu dotarliśmy :)
Na szczęście pogoda sprzyjała i z Krupówek widać było Giewont:)
                        
To jednak nie koniec bo w drodze powrotnej pogoda raczyła nas takimi wspaniałymi
śnieżno-lodowymi widowiskami :)
                        
Weekend upłynął nam więc intensywnie i pięknie :)
Jeszcze raz dziękuję Kornelii za organizację i zaproszenie na spotkanie. Było cudownie a małe grono pozwoliło mi zamienić parę słów ze wszystkimi. Mam nadzieję, ze będziemy miały jeszcze nie jedną okazję do takiego spotkania :)
Obiecuję, ze na następne ja tez coś upiekę...
Może oponki? ;)

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Bezksiężycowa noc...

Za namową Marty i pod wpływem nadarzającej się okazji postanowiłam zmobilizować się w końcu do kolejnych paznokciowych malunków.
Tym razem sięgnęłam po ciemny i intensywny kolor.
                      
 Silcare
Lovely Color
55
 Zdjęcie oczywiście powiększy się po kliknięciu.
                                  
            KOLOR: Niejednoznaczny ciemny granat z domieszką fioletu. W zależności od światła fioletu widać mniej lub więcej. Na zdjęciach jest niestety on praktycznie wcale niewidoczny. 
WYKOŃCZENIE: Kremowe.
 TRWAŁOŚĆ: Standardowa jak u mnie 1-1,5dnia.
 KONSYSTENCJA: Wręcz idealna. Nie jest gęsta ale też nie za bardzo, płynna, trochę lejąca ale nie rozlewa się po skórkach ani tam gdzie nie potrzeba. Dobrze się rozprowadza i "rozlewa" po paznokciu tworząc ładną, równą powierzchnię bez zgrubień i prześwitów. Schnie wręcz błyskawicznie. Jedna warstwa jest sucha i twarda już po kilkudziesięciu sekundach natomiast dwóm schnięcie zajmuje kilkanaście minut. Twardnieją trochę dłużej ale do szału na pewno nas tym nie doprowadzą i nie obudzimy się rano z odbitą pościelą.
 KRYCIE: Już jedna warstwa daje pożądany efekt bez widocznych prześwitów, natomiast dwie kryją fenomenalnie. 
WYDAJNOŚĆ: Bardzo dobra.
 SKUTKI UBOCZNE: Brak.
 OPAKOWANIE: Spora, przezroczysta, szklana buteleczka o kształcie beczułkowato wygiętego czworokąta z czarną, błyszczącą, wąską nakrętką. Grafika na opakowaniu jest biało-żółta. 
PĘDZELEK: Długi, dosyć szeroki i odpowiednio miękki. Dobrze się nim maluje bez większych problemów. Nie sprawia trudności przy precyzyjnym nakładaniu lakieru.
POJEMNOŚĆ: Brak danych ale oceniam ją na około 8-10ml.
 DOSTĘPNOŚĆ: Internet.
 CENA: 5,50zł chociaż ja mój egzemplarz dostałam na spotkaniu bloggerek KLIK i pokazywałam TUTAJ. 
OCENA: 5/6
                                
  Ten lakier spodobał mi się od pierwszego wejrzenia i zupełnie niepotrzebnie tak mu się opierałam bo jakość jest bardzo dobra jak na tak niską cenę. Teraz bardzo często będę po niego sięgać :)

                                                                            
Produkt ten dostałam od firmy Silcare na spotkaniu bloggerek jednak nie miało to wpływu na moją ocenę.

niedziela, 27 stycznia 2013

Spec od nawilżania ;)

Nie raz już pisałam, że moja skóra coraz bardziej się przesusza i wymaga coraz większej opieki oraz nawilżania. Staram się więc jak tylko mogę, żeby zaspokoić jej zachcianki aby jak najdłużej zachowywała młody i piękny wygląd. Kosmetyk, o którym Wam dzisiaj napiszę pojawił się u mnie w idealnym momencie i doskonale wpasował się w potrzeby mojej skóry.
Jesteście ciekawi co to takiego?
Zapraszam do dalszej części posta.
                                               
Dermedic
Hydrain 3 Hialuro
Maska nawadniająca
Skóra sucha, bardzo sucha i odwodniona
> Woda termalna
> Hyaluronic Acid
> Betaine
Do twarzy, szyi i dekoltu
 
                                           
OBIETNICE PRODUCENTA:
                                            
SKŁAD:
                                               
MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Słodki, specyficzny i niezbyt mocny. Przypomina mi zapach zgniecionych płatków kwiatów. Nie jest nachalny i nie powoduje bólu głowy.
SMAK: Nie próbowałam.
BARWA: Biała lekko transparentna jak mleko rozcieńczone wodą.
KONSYSTENCJA: Lekka i trochę lejąca. Przypomina lekki krem na dzień przeznaczony do używania latem. Maska dobrze przykleja się do skóry i nie ścieka z niej.
  DZIAŁANIE: Maska robi to co ma robić czyli rewelacyjnie nawilża i nawadnia skórę nie zatykając porów ani nie powodując powstawania wyprysków. Po jej zastosowaniu skóra jest miękka, gładka i miła w dotyku a przy regularnym użytkowaniu staje się elastyczna i ukojona.
WYDAJNOŚĆ: Bardzo dobra. Stosuje ją raz w tygodniu od kilku miesięcy i jeszcze trochę mam.
 SKUTKI UBOCZNE: Starta ręcznikiem pozostawia trochę lepka warstwę. Aby się jej pozbyć przecieram jeszcze twarz tonikiem.
OPAKOWANIE: Kartonik ze wszystkimi niezbędnymi informacjami a w środku tubka zamykana zamykana na klik, na której również znajdują się informacje przedstawione na pudełeczku. Tubka wykonana jest z białego, miękkiego, nieprzezroczystego, matowego i lekko szorstkiego w dotyku plastiku więc nie można podejrzeć ile kosmetyku jeszcze w środku zostało. Tubka stawiana jest na zakrętce wiec z wydobyciem zawartości do końca nie ma żadnych problemów. Grafika opakowania utrzymana jest w biało-niebiesko-czarnej kolorystyce.
POJEMNOŚĆ: 50ml
DOSTĘPNOŚĆ: Apteki, internet.
CENA: Około 20chociaż ja mój egzemplarz dostałam na spotkaniu bloggerek KLIK i pokazywałam już TUTAJ.
OCENA: 5/6
                               
Podsumowując: Po kiepskich doświadczeniach jakie zafundowała mi ostatnia maska sceptycznie do niej podchodziłam ale okazało się, że niepotrzebnie. Maska świetnie wywiązuje się ze swojego zadania nie czyniąc przy tym spustoszeń na twarzy. Bardzo się z nią polubiłam i chętnie będę do niej wracać. Wam też mogę ja spokojnie polecić :)
                                 
Produkt ten dostałam od firmy Dermedic Laboratorium na spotkaniu bloggerek jednak nie miało to wpływu na moją ocenę.

piątek, 25 stycznia 2013

Ukochany tonik :)

Kolejny post z cyku "jak ja mogłam to pominąć i nie zrecenzować do tej pory"...
Wczoraj mogliście zapoznać się z recenzją jednego z moich ulubionych żeli do mycia twarzy a dzisiaj uraczę Was podobną recenzją toniku, który stanowi nieodłączną parę dla żelu Ziaja tintin.
Zapraszam więc do dalszej części posta :)
                             
Ziaja
tintin
tonik antybakteryjny
cera trądzikowa i przetłuszczająca się
                               
OBIETNICE PRODUCENTA:
lukrecja, tymianek, prowitamina B5
Bezalkoholowy tonik odświeżający do twarzy.
działanie
* Łagodnie oczyszcza i zamyka rozszerzone pory.
* Skutecznie ogranicza wydzielanie substancji tłuszczowych.
* Intensywnie nawilża i tonizuje skórę.
efekty
* Wyraźnie zmniejszone obawy trądziku.
* Skóra przygotowana do zabiegów pielęgnacyjnych.
                                                 
SKŁAD:
aqua (water), glycerin*, polysorbate 20, propylene glycol, glycyrrhiza globra (licorice) roat extract*, thymus vulgaris (thyme) flover/leaf extract*, panthenol, sodium benzoate*, 2-bromo-2-nitropropane-1,3-diol, parfum (fragrance), benzyl salicylate, linalool, butylphenylmethylpropional, hydroxycitronellal, hydroxyisohexyl 3-cyclohexene carboxaldehyde, citronellol, eugenol, citric acid*
*surowiec zaaprobowany przez ECOCERT
                         
MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Podobny jak w żelu: słodki, specyficzny, ziołowy. Jednak tutaj mniej jest słodyczy a więcej ziół.
SMAK: Nie znam.
BARWA: Transparentna ale podbarwiona na żółto-brązowo jak taka bardzo słaba herbata.
KONSYSTENCJA: Wodnista - jak to tonik ;)
  DZIAŁANIE:
Kosmetyk spełnia wszystkie obietnice producenta a nawet jest ponad to: świetnie matuje, ściąga resztki kosmetyków i zanieczyszczeń, zamyka pory, łagodzi podrażnienia, delikatnie nawilża dzięki czemu znika uczucie ściągnięcia i zapobiega powstawaniu wyprysków pozostawiając skórę idealnie przygotowaną do dalszej pielęgnacji.
WYDAJNOŚĆ: Bardzo dobra. Buteleczka wystarcza na kilka tygodni używania dwa razy dziennie.
 SKUTKI UBOCZNE: Brak
OPAKOWANIE: Plastikowa, nieprzezroczysta, dosyć twarda biała butelka z korkiem zamykanym na klik. Grafika utrzymana jest w biało-zielono-niebieskiej kolorystyce.
POJEMNOŚĆ: 200ml
DOSTĘPNOŚĆ:
Jakiś czas temu kosmetyki te zostały wycofane a wcześniej można je było kupić w drogeriach, aptekach i wszystkich innych sklepach w których dostępne są kosmetyki oraz w internecie jednak jeżeli dobrze poszukacie to jeszcze można je znaleźć.
CENA: Około 8
OCENA: 6/6
                               
Podsumowując: Rewelacyjny kosmetyk: tani i działający cuda. Zupełnie nie rozumiem dlaczego został wycofany i bardzo nad tym ubolewam. Jednak polecam go i jeżeli jeszcze gdzieś się na niego natkniecie to róbcie zapasy. Ja już swoje mam ;)

czwartek, 24 stycznia 2013

Ukochany żel :)

Sięgając po ten żel do szuflady przejrzałam bloga i tak się zaczęłam zastanawiać jak to się stało, że tak niewiele tu o nim napisałam. Od wielu wielu lat jest moim ulubieńcem i z różnymi przerwami towarzyszy mi w trakcie codziennej pielęgnacji twarzy dlatego postanowiłam nadrobić braki w recenzjach bo przecież lepiej późno niż wcale ;)
                              
Ziaja
tintin
żel oczyszczający antybakteryjny
cera trądzikowa i przetłuszczająca się
                               
OBIETNICE PRODUCENTA:
lukrecja, tymianek, prowitamina B5
Aktywny żel myjący do oczyszczania twarzy.
działanie
 * Usuwa nadmiar substancji tłuszczowych, nie naruszając warstwy ochronnej naskórka.
* Dokładnie oczyszcza i odblokowuje pory.
* Regularnie stosowany zapobiega rozwojowi bakterii.
efekty
* Zmniejszona skłonność do powstawania zmian trądzikowych.
 * Skóra przygotowana do zabiegów pielęgnacyjnych.
                          
SKŁAD:
aqua (water), coco glucoside*, polysorbate 20, propylene glycol, glycyrrhiza globra (licorice) roat extract*, thymus vulgaris (thyme) flover/leaf extract*, panthenol, acrylates/c10-30 alkyl acrylate crosspolymer, sodium benzoate*, 2-bromo-2-nitropropane-1,3-diol, parfum (fragrance), benzyl salicylate, sodium hydroxide
*surowiec zaaprobowany przez ECOCERT
                                                                 
MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Niezbyt mocny i specyficzny: słodki i wyraźnie ziołowy. Nie jest brzydki ale też nie zachwyca. Trzeba się po prostu do niego przyzwyczaić. 

SMAK: Nie znam.
BARWA: Transparentna z delikatnym żółtawo-brązowym zabarwieniem jak bardzo, bardzo lekka herbata. 

KONSYSTENCJA: Żelowa, dosyć gęsta. Nie spływa z twarzy ani nie przecieka miedzy palcami a żeby żel wylał się z butelki trzeba ją trochę ścisnąć.  W kontakcie z wodą trochę się rozpływa i tworzy minimalną ilość piany tak, że stwierdzenie, że kosmetyk się nie pieni nie będzie kłamstwem.
  DZIAŁANIE: Ten żel jest idealny do mycia buzi rano i wieczorem. O poranku świetnie zmywa ślady zmęczenia, ściąga lekkie opuchnięcia, doskonale oczyszcza z resztek kremu na noc, sebum i snu a jednocześnie matuje i zapobiega powstawaniu wyprysków;) Zastosowany wieczorem radzi sobie z delikatnym makijażem: podkład/puder+cienie+tusz, doskonale oczyszcza skórę i przygotowuje ją do dalszej pielęgnacji. Kosmetyk spełnia wszystkie obietnice producenta i stosowany regularnie skutecznie hamuje nadmierne wydzielanie sebum dzięki czemu skóra przestaje się nieestetycznie świecić i traci skłonności do powstawania pryszczy. Dzięki niemu pory są odblokowane a niedoskonałości błyskawicznie się goją.
WYDAJNOŚĆ: Rewelacyjna. Opakowanie spokojnie wystarcza na kilka miesięcy codziennego użytkowania. 
SKUTKI UBOCZNE: Brak.
OPAKOWANIE: Plastikowa, nieprzezroczysta, dosyć twarda biała butelka z korkiem zamykanym na klik. Grafika utrzymana jest w biało-zielonej kolorystyce. 
POJEMNOŚĆ: 200ml
DOSTĘPNOŚĆ: Jakiś czas temu kosmetyki te zostały wycofane a wcześniej można je było kupić w drogeriach, aptekach i wszystkich innych sklepach w których dostępne są kosmetyki oraz w internecie jednak jeżeli dobrze poszukacie to jeszcze można je znaleźć.
CENA: Około 8zł
OCENA: 6/6 

                                       
Podsumowując: Żel jest rewelacyjny i świetnie się spisuje dlatego ogromnie ubolewam nad wycofaniem tej serii i szczerze mówiąc nie mam nawet pomysłu czym mogłabym go zastąpić aby uzyskać równie dobre efekty. Jeżeli jeszcze na niego gdzieś traficie to jak najbardziej go polecam i radzę robić zapasy. Ja swoje już zrobiłam (oczywiście w granicach zdrowego rozsądku) ;)

wtorek, 22 stycznia 2013

WOW!

Bycie bloggerką daje mi możliwość testowania wielu kosmetyków, które czasami okazują się świetne, w większości są średniakami a czasami są bublami jakich mało. Dzisiaj będzie jednym z takich kosmetyków. O tym czy to hit, kit czy średniak dowiecie się w dalszej części posta. Zapraszam :)
                                                        
Under Twenty
WOW! ENERGY
moc naturalnej witaminy C
2w1 kremowy peeling mycie + złuszczanie
(naturalna witamina C + minerały)
Skóra bez energii wymagająca nawilżenia
* delikatnie oczyszcza skórę i złuszcza martwy naskórek
* odświeża i nadaje skórze promienny wygląd
[testowany dermatologicznie]
               
OBIETNICE PRODUCENTA:
2w1 kremowy peeling mycie + złuszczanie
(naturalna witamina C + minerały)
Idealny dla cery wymagającej nawilżenia, pozbawionej energii i witalności. Skóra odzyskuje miękkość, gładkość i naturalny, promienny wygląd.
Innowacyjna formuła 2w1 kremowego peelingu, to połączenie pielęgnacji oczyszczającej i złuszczającej. Dzięki wyjątkowemu połączeniu naturalnej witaminy C i minerałów, skóra zostaje delikatnie oczyszczona i nawilżona, a drobinki peelingujące złuszczają martwy naskórek i zmiękczając cerę.
Jak działa?
* przywraca skóze energię i naturalną witalność
* nawilża cerę
* zmiękcza i wygładza
Dowody (skuteczność aplikacyjna potwierdzona dermatologicznie):
* delikatnie oczyszcza cerę: 100%
* złuszcza martwy naskóek: 92%
* skóra jest odświeżona i pełna energii: 92%
Jak stosować?
Zależnie od potrzeb, możesz stosować do mycia lub jako peeling oczyszczający. Na zwilżona skórę twarzy, nanieś kosmetyk okrężnym ruchem masującym a następnie obficie spłucz wodą. Stosuj 3-4 razy w tygodniu.
                           
SKŁAD:
aqua, paraffinum liquidum, glyceryl stearate se, glycerin, polyethylene, isostearyl isostearate, glyceryl stearate, magnesium aluminum silicate, cetyl alcochol, cocamidopropyl betaine, cellulose gum, gossypium herbaceum (cotton) seed oil, lactose, microcrystalline cellulose, malphigia punicifolia (acerola) fruit extract, sodium hyaluronate, peg-8, tocopheryl acetate, tocopherol, propylene glycol, ascorbyl palmitate, sea silt extract, oyster shell extract citric acid, ascorbic acid, methylparaben, methylchloroisothiazolinone, methylisothiazolinone, parfum, hexyl cinnamal, limonene, butylphenyl methylpropional, benzyl  alcohol, cl 77289
                          
MOJE WRAŻENIA:
Kosmetyk ma kredowo-pudrowy zapach z delikatną domieszką cytrusów. Nie jest on zbyt przyjemny ale też nie przestrasza ale też nie odstrasza. Ot, taki delikatny smrodek do zniesienia.
Kolorystyka jest biało-niebieska co oznacza, że niebieskie drobinki zatopione są w białej bazie.
Baza peelingu ma bardzo gęstą, zwartą i kremową konsystencję jak masło do ciała, natomiast drobinki są ciałem stałym i nie rozpuszczają się w wodzie.
 Działanie tego kosmetyku bardzo ciężko mi opisać bo poza zmiękczeniem i pseudo nawilżeniem właściwie nie zauważyłam aby kosmetyk spełniał obietnice producenta.
Wydajność kosmetyku jest rewelacyjna. Bardzo powoli ubywa go z tubki chociaż biorąc pod uwagę to co przeczytacie poniżej można stwierdzić, że to wada.
Najwięcej do powiedzenia przy tym produkcie mam na temat jego skutków ubocznych. Kremowa baza jest tak gęsta, że drobinki w niej zatopione praktycznie nie spełniają swojej roli więc od razu można zapomnieć o stosowaniu go jak peeling. Próbowałam go stosować jako peelingujący krem myjący ale to również nie przyniosło oczekiwanych efektów. Początkowo wydawało mi się, że kosmetyk myje i świetnie nawilża jednak potem okazało się, że zostałam wprowadzona w błąd. Peeling dosłownie oblepia twarz nie dając się spłukać co przy systematycznym stosowaniu spowodowało u mnie pogorszenie stanu cery: zszarzenie, zapchanie porów a w końcu wysyp ogromnych i bolesnych guli, które zaczęły się goić dosłownie w chwili odstawienia kosmetyku.
Produkt zapakowany jest w estetyczną i przykuwającą wzrok plastikową, odpowiednio miękką tubkę zamykana na klik i stawianą na zakrętce co sprzyja spływaniu i wydobywaniu kosmetyku. Jego kolorystyka utrzymana jest w biało-pomarańczowo-granatowych barwach.
Tubka zawiera 150ml kosmetyku i dostaniemy ją w każdej drogerii oraz w internecie.
Za całość trzeba zapłacić około 13zł chociaż ja mój egzemplarz dostałam na spotkaniu bloggerek KLIK i pokazywałam już TUTAJ.
                              
Podsumowując: Kosmetyk okazał się totalnym bublem i nie oceniłam go bo nie jestem w stanie tego zrobić. Niespełna dwóch tygodniach jego użytkowania musiałam go odstawić bo wyglądałam jak odwrócony muchomor (czerwone gule na białym tle) a moja twarz była okropnie obolała. Obecnie stosuję go do pielęgnacji stóp i tam krzywdy mi nie robi a nawet przynosi pozytywne efekty. Na przyszłość będę się trzymała od niego z daleka bo szkoda nerwów i cierpień :(

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Glinkowo...

Idąc za ciosem dzisiaj przedstawię Wam kolejną maseczkę oczyszczającą. Wiele z Was mi ją polecało więc miałam wobec niej ogromne oczekiwania. Czy je zaspokoiła? O tym w dalszej części posta :)
Zapraszam :)
                               
Ziaja
Maska Oczyszczająca
z glinką szarą
skóra mieszana, tłusta, trądzikowa
                              
OBIETNICE PRODUCENTA i SKŁAD:
                        
MOJE WRAŻENIA:
ZAPACH: Słodki, przyjemny. trudny do określenia ale kojarzy mi się z zapachem kremów.
SMAK: Nie znam.
BARWA: Jasno szara z ciemnymi drobinkami.
KONSYSTENCJA: Dosyć rzadka, błotnista ale nie lejąca. Nie spływa z twarzy ale między palcami już może się przelewać dlatego trzeba uważać. Łatwo się rozprowadza chociaż nierównomiernie i dobrze przykleja do skóry. Nie wysycha w trakcie trzymania na twarzy.
  DZIAŁANIE: Bardzo delikatne. Maseczka lekko oczyszcza (niestety nie tak jakbym tego oczekiwała), trochę zmniejsza wydzielanie sebum i całkiem przyjemnie łagodzi podrażnienia jednak niestety nie zauważyłam zmniejszenia porów.
WYDAJNOŚĆ: Dobra. Saszetka wystarczyła mi na 2 użycia.
 SKUTKI UBOCZNE: Brak
OPAKOWANIE: Typowa foliowa, nieprzezroczysta saszetka. Kolorystyka utrzymana jest w biało-szarych barwach.
POJEMNOŚĆ: 7ml
DOSTĘPNOŚĆ: Drogerie, internet.
CENA: Około 1,50
OCENA: 3/6
                               
Podsumowując: Przyjemna maseczka o średnim działaniu, która niestety nie spełniła moich oczekiwań. Pomimo wielu pochwalnych opinii nie okazała się "odkryciem" i więcej nie planuję do niej wracać.

sobota, 19 stycznia 2013

Pierwsze koty za płoty...

... czyli pierwsze wrażenia z testów kosmetyków mineralnych.
      
Dawno, dawno temu Krakowskim Spotkaniu Bloggerek KLIK poza pielęgnacją dostałam też sporo kolorówki. Wszystkie te cudowności, które wtedy wpadły w moje łapki mogliście oglądać TUTAJ. Jako, że od tamtego wydarzenia upłynęło już sporo wody w Wiśle to czas najwyższy podzielić się z Wami wrażeniami :)
Ostatnio moja skóra się trochę uspokoiła i wygładziła dzięki czemu nie potrzebuję mocnego krycia co sprawiło, że łaskawszym okiem spojrzałam na kosmetyki mineralne Annabelle Minerals.
Po małych roszadach na spotkaniu stałam się właścicielką pędzla do różu (ale nie o nim dzisiaj będzie mowa) i dwóch pełnowymiarowych kosmetyków:
1. Podkładu mineralnego rozświetlającego w odcieniu Beige Light
2. Korektora mineralnego w kolorze Dark.
                                            
Tak kosmetyki prezentują się po otwarciu. Niestety aparat trochę zbyt mocno je zaróżowił.
Po lewej znajduje się podkład a po prawej korektor.
 Tutaj prezentacja na skórze. Tym razem korektor znajduje się po lewej a podkład po prawej.
 Wersja roztarta palcem. Po nałożeniu pędzlem efekt jest bardziej subtelny:
                       
PODKŁAD pomimo tego, że w opakowaniu wydaje się być dosyć ciemny to na skórze okazał się jednak obiecująco jasny. Ładnie stapia się z moją skórą i nie odznacza od szyi chociaż jak dla mnie mógłby być odrobinę jaśniejszy. Pomimo, że zdjęcie tego nie oddaje to znajduje się w nim cała masa maleńkich drobinek połyskujących wszystkimi kolorami tęczy, które wspaniale rozświetlają skórę tak jak meteoryty ;) Dla mnie jest to jednak odrobinę za dużo światła... Krycie jest niskie do średniego. Z wypryskami i przebarwieniami może sobie nie poradzić więc warto zaopatrzyć się w korektor. Konsystencja podkładu jest sypka ale dosyć lepka dzięki czemu podkład prawie wcale nie pyli co sprawia, że bardzo przyjemnie się go używa. Podkład bardzo dobrze i bez zbędnych problemów współpracuje z innymi kosmetykami a sam spokojnie wytrzymuje na twarzy do zmycia. Początkowo daje pudrowy ale nie płaski efekt jednak po kilkudziesięciu minutach odrobinę się wybłyszcza i staje się satynowy. Niezwykłe jest jednak to, że na mojej przetłuszczającej się strefie T nie staje się paskudnie święcący a jedynie "naturalnie rozświetlony" i nie wymaga matowienia. Kosmetyk praktycznie nie pachnie ani nie daje niepożądanych efektów ubocznych. Zmywa się bardzo łatwo nawet żelem do mycia twarzy. Podkład zapakowany jest w plastikowy słoiczek z siteczkiem o pojemności 4g, który kosztuje 30zł. Kosmetyk pomimo, że maleńki wydaje się być nie do zużycia bo praktycznie nie ubywa go ze słoiczka.
                     
KOREKTOR Od razu zaznaczę, że nie potrafię posługiwać się korektorami mineralnymi i po kilku nieudanych próbach zaczęłam stosować go jako podkład więc tak go będę oceniać. Chociaż w opakowaniu jest jasny to niestety nałożony na twarz jest dla mnie zbyt ciemny przez co odznacza się od szyi. Jest również sporo ciemniejszy od podkładu dlatego nie można używać ich razem bo zostawia plamy. Kosmetyk nie zawiera drobinek i daje zupełnie matowe wykończenie. Krycie jest średnie do dużego w zalezności od ilości nałożonego kosmetyku dlatego dużo lepiej radzi sobie z wypryskami i przebarwieniami jednak nie kryje ich w 100% dlatego w gorszych przypadkach sięgałam po korektor. Konsystencja jest sypka i sucha dlatego pyli mocniej niż podkład przez co trzeba uważać przy nakładaniu. Całkiem dobrze współpracuje z innymi kosmetykami jednak przez suchą konsystencję z niektórymi gęstymi kosmetykami (np. korektorami czy kamuflażami) może dawać efekt gęstego ciasta dlatego ostrożność jest wskazana. Sam trwa dzielnie na buzi aż do zmycia. Po nałożeniu daje matowy i dosyć mocno pudrowy efekt ale już po kilku-kilkunastu minutach się wybłyszcza i staje się satynowy. Pomimo, że wybłyszcza się bardziej niż podkład to nie staje się paskudnie święcący i dodatkowe matowienie nie jest konieczne. Korektor również praktycznie nie pachnie ani nie daje niepożądanych efektów ubocznych. Tak samo zmywa się bardzo łatwo nawet żelem do mycia twarzy. Zapakowany jest w plastikowy słoiczek z siteczkiem o pojemności 4g, który kosztuje 30zł. Tak samo jak podkładu praktycznie nie ubywa go ze słoiczka.
                             
 Jako, że oba kosmetyki nie są dla mnie idealne a bardzo chciałam je wypróbować i czasami używać to tworzę sobie mieszankę pudru i korektora, która daje wyśrodkowane efekty: średnio kryje, jest bardziej matowa i zawiera mniej drobinek. Niestety jest też ciemniejsza.
Oto jak prezentuje się w słoiczku:
Tak wygląda na dłoni roztarta palcem:
                   
Bardzo ubolewam nad tym, że kosmetyki nie pasują do mnie idealnie i nie mogę ich spokojnie używać każdego dnia. Na pewno jednak znajdę dla nich jakieś zastosowanie albo dokupię najjaśniejszy z dostępnych korektorów i stworzę własną mieszankę idealną ;)
                     
Jeżeli zainteresowały Was opisywane przeze mnie minerałki to najzwyczajniej w świecie możecie je obejrzeć i zakupić na stronie internetowej Annabelle Minerals.
              
A Wy znacie już kosmetyki mineralne?
Lubicie je czy raczej nie wywarły na Was wrażenia?

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...