wtorek, 19 lutego 2019

Clarins Puder brązujący w kompakcie Edycja Limitowana - recenzja

Cześć Kochani,
Pamiętacie jeszcze z instagrama te piękne zdjęcia nie naruszonego bronzera Clarins, które pokazywałam Wam w sierpniu, a które dzisiaj posłużą mi za zdjęcie główne do wpisu? Do tej pory patrząc na nie wiem, dlaczego go kupiłam ale czy było warto, czy spełnił moje oczekiwania? Tego dowiecie się w dalszej części wpisu ;)



Zacznę może od początku, czyli od uzasadnienia dlaczego akurat jego wybrałam:
Latem skończyłam trio do konturowania Smashbox, które jak wiele razy już wspominałam zachwycało mnie swoimi cechami (w tym kolorem) ale strasznie wkurzało opakowaniem. Miałam już co prawda na oku kilka innych bronzerów do kupienia ale gdy tylko zobaczyłam ten, oszalałam. Jego opakowanie, tłoczenie i kolory, a przede wszystkim to, że wszystko znajduje się w jednej blaszce mnie zachwyciło. Oczekiwałam kosmetycznego objawienia.
             
NAZWA: Clarins Bronzing Compact Limited Edition
POJEMNOŚĆ: 17g
CENA: 169zł
DOSTĘPNOŚĆ: sklep internetowy Clarins (był też w Douglas)
                     
Obecnie kosmetyk prezentuje się już tak jak poniżej. Za nami prawie 6 miesięcy praktycznie codziennego użytkowania więc ewidentny ubytek jest już widoczny a piękne tłoczenie praktycznie wytarte.

                   
Jak prezentuje się na twarzy możecie zobaczyć na kilku filmach na moim kanale na YouTube: KLIK KLIK a poniżej dla Was swatches. Licząc od dołu mamy: najjaśniejszy kolor, chłodny, ciepły i u samej góry całość.
                       
               
Kosmetyk ma przyjemny, charakterystyczny dla marki perfumowany, kwiatowy i dosyć intensywny zapach.
Puderniczka jest wykonana z porządnego plastiku i zawiera w środku spore, ale jednak mniejsze od całego kosmetyku lusterko. Plastik co prawda nie jest odporny na zarysowania ale w miarę zużywania nie traci na uroku a nadruk nie znika. Duży plus za to, że jest "odciskoodporny" i nie trzeba go pięćset razy przecierać po każdym użyciu żeby wyglądał estetycznie.
Jak sami widzicie na zdjęciach puder posiada trzy kolory: jasny, ciepły "puder"; chłodny bronzer do konturowania oraz ciepły bronzer do ocieplania twarzy, co daje wrażenie, iż otrzymujemy niesamowicie uniwersalny i praktyczny kosmetyk. Niestety jest to tylko wrażenie. Już na swatches widać, iż chłodny bronzer jest słabo napigmentowany, a na dodatek bardzo niechętnie nabiera się na palec czy pędzel, a wierzcie mi, że gmerałam w nim z zapałem paluchem, żeby zrobić ładny swatch do zdjęcia. W jednym z filmów na YT, próbowałam z jego pomocą wykonturować twarz i efekt jest jaki jest. Z resztą możecie zobaczyć i ocenić sami: KLIK KLIK. Pozostałe kolory są mocno ciepłe a najciemniejszy posiada mocny pigment więc ewidentnie dominuje w całym kosmetyku co ostatecznie daje na twarzy efekt ocieplonej i muśniętej słońcem twarzy.
Choć producent twierdzi, że bronzer jest matowy to jego wykończenie nie jest płaskie i kredowe, a moim zdaniem bliżej mu do satynowego co zaliczam mu na duży plus bo wygląda dzięki temu bardzo naturalnie.
Cały kosmetyk jest bardzo twardy i mocno sprasowany. Nie pyli się ani nie kruszy, a żeby go nabrać trzeba porządny, niezbyt miękki pędzel najlepiej z włosia naturalnego co wróży mu ogromną wydajność.
           
Podsumowując: Niestety dosyć mocno się zawiodłam na kolorystyce tego kosmetyku, jednak ładne wykończenie i nie przesadzony efekt jaki daje sprawiają, że stanowi dobry bronzer do ocieplania twarzy w codziennych makijażach, więc nie muszę szukać nic nowego i zostanę przy nim aż się skończy.
Czy polecam? Tak ale tylko osobom o niezbyt dużych wymaganiach i na pewno nie tym, którzy lubią wyraźne konturowanie twarzy.
         
Jeżeli znacie ten kosmetyk albo inne bronzery Clarins to podzielcie się swoim zdaniem o nich.
   
Do zobaczenia.
Pa :)
                       
23.10.2019r.
EDIT:
Bronzer zamówiłam 23.07.2018r., przyjechał do mnie jakoś niedługo później a 22.10.2018r się rozpadł i wylądował w koszu.
Ogólnie stwierdzam, iż był on stratą pieniędzy. Przez te niespełna rok i trzy miesiące musiałam go trzy razy skrobać bo jego wierzchnia warstwa kamieniała (pierwszy raz skrobałam go jeszcze przed upływem roku od zakupu) a specjalnie wybierałam do niego najbardziej twarde i szorstkie naturalne pędzle jakie mam w swojej kolekcji. Kolor dawał jedynie najciemniejszy pasek zwłaszcza po tym jak zaczął kamienieć (jedynie ta najciemniejsza część nie kamieniała). Dodatkowo pod koniec swojego żywotu zaczęło się z nim dziać coś dziwnego i zaczął się "warzyć"przy nakładaniu, tzn, nierównomiernie się osadzał, miejscami ścierał a w innych łapał aż za mocno i nie dawał się dobrze rozetrzeć. Na policzkach jeszcze wyglądał ok ale na czole było słabo. Myślę, że możecie to zaobserwować w kilku makijażach z jego udziałem. Po pokazaniu denka zaczął się kruszyć z każdym tygodniem coraz bardziej. Zastanawiałam się nawet czy go nie reprasować ale ostatecznie stwierdziłam, że nie chcę mieć więcej do czynienia z tak słabym kosmetykiem a pieniądze uznałam po prostu za utopione i odpuściłam. Cieszę się, że już nie muszę go oglądać i kończę moje eksperymenty z kosmetykami tej marki.

4 komentarze:

  1. Lubię delikatny efekt, ale i tak nie jestem zaciekawiona :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze nie mialam kochana ale przyznaje ze bardzo podoba mi sie jego odcien <3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze - dzięki nim ten blog żyje :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...