Jako, że zrecenzowałam Wam już praktycznie całą obecnie używaną przeze mnie pielęgnację, której z resztą część już zużyłam a na jej miejsce powskakiwały nowe cudeńka, postanowiłam wrócić do dawno porzuconej przeze mnie serii postów o pędzlach do makijażu.
Dlaczego więc post zatytułowany jest pędzlowe kontrowersje? Zobaczycie sami...
Dzisiaj na tapecie Sephora.
Zacznę od widocznej na dole zdjęcia gąbeczki do rozcierania nr 11 o wdzięcznej nazwie sponge tip precision. Kupiłam ją już całe wieki temu jak zaczynałam moją przygodę z makijażem do rozcierania kredki na powiece (akurat wtedy taki makijaż był modny). Zapłaciłam za nią jakieś grosze - niespełna 20zł. Gąbeczka jest porządnie wykonana i pomimo użytkowania (swego czasu intensywnego) i prania (niezbyt delikatnego) przetrwała do dzisiaj w stanie praktycznie nienaruszonym i właściwie na tym jej zalety się kończą. Chociaż posiadam ją już tak długo nie nauczyłam się nią posługiwać - odkąd ją kupiłam i zaczęłam używać przysparzała mi ciągle jednego ale jakże niepożądanego efektu - mianowicie przy rozcieraniu kreski całkowicie ją ścierała. Można by się tak bawić cały dzień - rysować kreskę i ścierać tą gąbeczką, potem poprawiać kreskę i ponownie ją ścierać, znowu rysować i ścierać, i tak w nieskończoność. W roli zorcieracza dużo lepiej sprawdza się zwykły patyczek kosmetyczny niż ten gadżet. Ogólnie nie jestem z niej zadowolona i leży teraz zapomniana w kubku z pędzlami...
Drugim posiadanym przeze mnie Sephorowym przedmiotem do makijażu jest rozsuwany pędzel do pudru nr 51 i to właśnie pędzel wywołuje we mnie i w wielu innych jego użytkownikach takie kontrowersje. Zacznę od tego, że tak samo jak kocham ten pędzel tak samo go nienawidzę. Najpierw zalety: rozsuwany - idealny do torebki, po złożeniu jest mały i poręczny, nie zajmuje dużo miejsca a na dodatek nie pobrudzi się od innych walających się po damskich torebkach różności, ani sam nie ubrudzi wnętrza torebki znajdującymi się na nim resztkami pudru oraz to co dla mnie najważniejsze czyli gęste, dosyć zbite idealnie wyprofilowane włosie doskonale nabiera puder nie pyląc go w nadmiarze dzięki czemu kosmetyk się nie marnuje. Po prostu ideał, gdyby tylko nie te wady... Na początku łamało mu się włosie i po nałożeniu pudru poza nim na twarzy znajdowały się też małe, długości około 5mm, kawałki włosków. Trwało to dosyć długo ale niedawno włoski przestały się łamać. Myślałam, że będzie to początek mojej idealnej współpracy z tym pędzlem jednak okazało się, że moje nadzieje są płonne. Po krótkim czasie dobrej współpracy pędzel zaczął niesamowicie puszczać farbę przy praniu (nigdy wcześniej tego nie robił) oraz wypuszczać włosie na potęgę posępnego czerepu... Dzisiaj go prałam i po praniu chciałam powyciągać wszystkie poluzowane włoski, i w pewnym momencie aż się przeraz bo pomyślałam, że wyciągnę wszystkie... Masakra jakaś:( Na dodatek pędzel niesamowicie śmierdzi. Wiem, że wszystkie pędzle wykonane z włosia naturalnego po myciu pachną mokrym zwierzątkiem i ten też tak pachniał na początku ale teraz odkąd zaczął puszczać kolor śmierdzi niesamowicie. Niezbędne jest pranie co tydzień, a w przypadku nie używania koniecznie trzeba przechowywać go otwartego, bo inaczej zapach jest nie do zniesienia i nie daje się go używać. Myślę, że moja dalsza współpraca z tym pędzlem nie potrwa zbyt długo, bo wkrótce się rozleci i pomimo całej sympatii kolejnego egzemplarza na bank nie kupię. Chociaż porządnych rozsuwanych pędzli jest na rynku jak na lekarstwo to postaram się znaleźć coś innego. Wiem, że Yves Rocher ma taki pędzel w swoim asortymencie, więc na pewno zwrócę się w jego stronę...
Kurczę, rzeczywiście wady tego rozsuwanego pędzla muszą przeszkadzać, jak dla mnie wręcz go skreślają. Ale całe szczęście podpasował mi podwójny z H&M, póki co trzyma się dzielnie, więc pewnie jeszcze dłuuuuugo nie będę potrzebować nowego :)
OdpowiedzUsuńJa jestem z tego rozsuwanego pędzla zadowolona, ale używam go niezbyt długo, więc jeszcze problemy się nie pojawiły :(
OdpowiedzUsuń