Nawiązując do świątecznej atmosfery i przewodniej tematyki okresu Wielkiej Nocy mam dla Was recenzję kolorowych kulek. Co prawda nie są to pisanki ale też powinny się Wam spodobać ;)
Do współpracy zaprosiłam Martę, która ostatnio strasznie się rozleniwiła i pomimo moich mało subtelnych próśb oraz nacisków porzuciła bloga i nie raczy nas już swoimi recenzjami :( Tym razem jednak udało mi się ją zmobilizować więc zapraszam na recenzję gościnną ;)
Miłej lektury ;)
Kilka
miesięcy temu skorzystałam z wyprzedaży u Kasi i zakupiłam odsypkę
meteorytów Guerlain. Kolor, który posiadam to najjaśniejszy 01 Teint
Rose z podstawowej kolekcji.
Kosmetyk
przychodzi do nas w postaci kuleczek w pięciu różnych kolorach. Podobno
każda z nich ma swoje własne przeznaczenie, ale dla mnie liczy się
całokształt, czyli efekt jaki uzyskuję po zmieszaniu wszystkich odcieni.
Zgodnie
z zaleceniami Kasi, meteoryty stosuję jako wykończenie makijażu czyli
nakładam je na zwykły puder transparentny, choć czasem zdarza się, że na
sam podkład i korektor również. Kosmetyk nie stanowi problemów przy
nanoszeniu na twarz. Kuleczki są bardzo miękkie i z łatwością
przyczepiają się do pędzla, ale jednocześnie nie są kruche, wiec nawet
kiedy jedna z nich wypadnie z opakowania czy zostanie ściśnięta, to nie
rozpada się.
To,
jak wygląda cera po zaaplikowaniu kosmetyku jest bardzo ciężkie do
opisania. Każdy to powtarza, ale tę różnicę naprawdę trzeba zobaczyć na
żywo, żeby w pełni zrozumieć o co chodzi. Mimo wszystko po długiej
obserwacji stwierdzić mogę, że cera jest niesamowicie lśniąca (nie
błyszcząca, nie świecąca się!), wygładzona, promienna , wygląda bardzo
świeżo i zdrowo. Wszelkie
zaczerwienienia czy nierówności w kolorycie zostają zniwelowane, rysy
twarzy zmiękczone, nie są tak bardzo wyraźne, a róż czy inne kosmetyki
kolorowe rewelacyjnie wtopione w makijaż, wyglądają bardzo naturalnie.
Nawet kiedy zdarzy mi się przesadzić z ilością różu, albo niedokładanie
go rozprowadzę, to meteoryty i tak całość ujednolicą. Śmiało mogę
powiedzieć, że dzięki nim uzyskujemy efekt Photoshopa, ale w naturalnym
wydaniu. Drobinki, które znajdują
się na niektórych kuleczkach nie są widoczne na twarzy, zarówno w
dziennym jak i sztucznym świetle. Trzeba się naprawdę bardzo dobrze
przyjrzeć, żeby dostrzec niewielki pyłek.
Ponieważ
moja cera nie ma problemu z przetłuszczaniem, a każdy makijaż trzyma
się bardzo dobrze, ciężko mi stwierdzić czy meteoryty w jakikolwiek
sposób wpływają na wygląd strefy T w miarę upływu czasu. Wiem jednak, że
wspomniane wcześniej zniwelowanie zaczerwienień „trzyma się” przez cały
dzień. W momencie zmywania makijażu czerwone policzki czy
nos nie wybijają spod podkładu, choć w rzeczywistości taki właśnie kolor
mają.
Niestety,
meteoryty mają również wady, a właściwie jedną wadę, którą jest… tak
zachwalany przez wszystkich zapach. Woń podobno ma być fiołkowa i
rzeczywiście jest to w jakiś sposób wyczuwalne, ale mimo wszystko i tak
całość przytłumiona jest dość duszącą kompozycją. Według mnie to trochę
tani, bazarowy zapach, który nie uprzyjemnia
stosowania kosmetyku, a wręcz trochę go utrudnia, gdyż muszę to robić
„na wdechu”.
Podsumowując,
meteoryty bardzo mnie zachwyciły i jeżeli kiedykolwiek uda mi się zużyć
otrzymaną porcję, to zdecyduję się na zakup kolejnej, ewentualnie
skuszę się na pełnowymiarowe opakowanie. Stosuję je codziennie i nie
wyobrażam sobie teraz makijażu bez ich użycia.
Kasi
dziękuję za możliwość posiadania tego cuda, a Wam z całego serca
polecam jego zakup. Cena nieco przeraża, ale biorąc pod uwagę
niesamowitą wydajność nie jest już tak strasznie, po za tym zawsze można
kupić odsypkę ,która również wystarczy na baaardzo długo.
coralblush19
Szkoda, że zdjęć brak :)
OdpowiedzUsuńZdjęcia są. Widać masz jakiś problem z przeglądarką.
UsuńAle o jakie zdjęcia chodzi?
UsuńBo do Marty trzeba mówić 'zrób to na wtedy i wtedy' i jak widać skutkuje ;) Pisałam tę recenzję i tak utwierdzałam się w przekonaniu, że ja naprawdę to lubię, tylko trochę leniwa jestem. Albo może to było chwilowe, ze względu na zbyt wczesną porę? :P Cieszę się, że okazałaś się tak dobroduszna i odstąpiłaś mi troszkę swoich kulek ;) Nie wiem jak mogłam bez nich funkcjonować!
OdpowiedzUsuńTo znaczy, że mam Ci wyznaczać terminy postów na twoim blogu? OK, to jest do zrobienia...
UsuńJa za to dzisiaj po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że kulki nie są do cery mieszanej L/
Moich beżowych szukałam (tzn polowałam nań w promocjach i na bezłowce) przez jakieś 7-8 lat ;)
OdpowiedzUsuńWow! Czyste szaleństwo ;)
Usuń