niedziela, 22 kwietnia 2012

Moja historia, część II: PIELĘGNACJA

Ciąg dalszy moich historii:) Miałam opisać wszystko na raz ale post wyszedł mi taki długi, ze postanowiłam go podzielić na mniejsze;)
Przygoda z pielęgnacją zaczęła się praktycznie równocześnie z makijażem bo to kosmetyki do demakijażu były pierwszymi, które zaczęłam używać. Tak jak poprzednią notkę, zacznę również od genezy;)
Moja mama jest zdecydowaną przeciwniczką zaawansowanej pielęgnacji skóry co oznacza, że jest moim całkowitym przeciwieństwem. Dla niej mydło i woda zupełnie wystarczą. Czasami pod moim bardzo mocnym naciskiem sięga po jakieś kremy przeciwzmarszczkowe ale nie nosi to nawet śladu regularności w związku z tym nie można mówić o jakimkolwiek ich wpływie na cerę. O stosowaniu jakichkolwiek filtrów nie ma co już nawet wspominać... Brak pielęgnacji, bardzo ciężkie życie i praca w pełnym słońcu spowodowały, że cera mojej mamy jest niesamowicie zniszczona: nierówna opalenizna, przebarwienia, zmarszczki oraz opuchnięcia pod oczyma przechodzące już w worki to smutna codzienność. Nie wiem jaki rodzaj skóry ma moja mama ponieważ nigdy się tym nie przejmowała jednak podejrzewam, że jest bardzo odwodniona. Takie zachowanie mojej mamy wynika z jej wychowania - dla mojej babci istnieje jedynie woda i mydło. Co do sposobów pielęgnacji drugiej babci nie mogę się wypowiadać bo nie utrzymywałam z nią kontaktów.
Wakacje u braci mojej mamy, o których pisałam w poprzedniej notce również miały tutaj swój wpływ. Młodsza bratowa mojej mamy poza wodą i mydłem stosowała jakieś tam kremy, natomiast jej starsza bratowa zawsze używała i z tego co wiem używa do tej pory kremu Nivea ale w jej kosmetyczce były jeszcze inne kremy i samoopalacze a poza tym wszystkim ciocia robiła sobie również maseczki np. z jajka, śmietany i czegoś tam jeszcze.
Wizyty u ciotki i pierwsze przygody z makijażem przyniosły również doświadczenia w kwestii pielęgnacji. Na samym początku za poradą mojej mamy ściągałam malowidła kremem Nivea i papierem toaletowym. Było to dosyć uciążliwe i dosyć drastyczne ale dawało radę. Jakiś czas później odkryłam mleczka do demakijażu i to było objawienie;) W tym samym czasie prawdopodobnie zaczęłam również używać jakichś lekkich kremów do twarzy ale nie pamiętam tego dokładnie.
Po przeprowadzce do Krakowa zakupiłam swój pierwszy tonik. Był to nawilżający aloesowy tonik Avon z serii Naturals. Uwielbiałam go wtedy in do tej pory darzę sentymentem. W tym czasie odkryłam świat kosmetyczny i zaczęłam stosować żele do mycia twarzy, więcej kremów, mleczka do demakijażu, później maski a na końcu balsamy do ciała oraz odkryłam markę Yves Rocher. Na początku niekoniecznie to wszystko dopasowane było do rodzaju mojej cery bo i nie znałam jej rodzaju ani potrzeb w związku z tym skutki były czasem lepsze, czasem gorsze a i z regularnością było różnie ale koniec końców szło mi coraz lepiej;)
W marę upływu czasu zapoznawałam się z rodzajami skóry, jej potrzebami i sposobami ich zaspokajania dzięki czemu doszłam do etapu na jakim jestem. Stosuję toniki, kremy, żele, maseczki i mnóstwo innych kosmetyków, o których możecie tutaj czytać;)

6 komentarzy:

  1. kiedys sie nie dlo o cere bo nie bylo takiej potrzeby teraz to same zanieczyszczenia i hormony

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię czytać te Twoje historie. Więcej tego, więcej! :)) Moja mama też nie miała stosu kosmetyków, ale zawsze były kremy do twarzy, malowidła, kremy do rąk, szampony, odżywki i obowiązkowo lakiery do paznokci Constance Carroll (do tej pory pamiętam te buteleczki i przeokropne perłowe odcienie, który wtedy wzbudzały moją fascynację :D) i później Inglot, który był w Naturach i kosztował 8 złotych ;)). Teraz przy moim udziale ten zbiór kosmetyczny ciągle się rozrasta, ale są to produkty typowo drogeryjne i takie najbardziej oczywiste :) Żadne kombinowanie z naturalnymi kosmetykami i czytaniem składów ;)) Próbowałam jej przemówić do rozsądku, że to co na etykietce to czysty marketing, ale ona swoje. A niech jej będzie ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi niezmiernie miło, że tak piszesz, i że moje wynurzenia komukolwiek przypadają do gustu;) Mamy chyba tak mają - to inne pokolenie, wychowane w innych czasach dlatego tak bardzo różnią się od nas. Ja też robię zakupy dla mojej mamy ale są to tylko rzeczy praktyczne: szampon, żel pod prysznic, żel do higieny intymnej i oczywiście kremy do których z niesłabnącym zapałem próbuję ją nakłonić.

      Usuń
    2. Moja na punkcie kremów ma fioła, że tak powiem :) Jak jeszcze byłam małym brzdącem, to zawsze smarowała mi twarz kremem dwa razy dziennie. W przypadku mojej młodszej siostry jest tak samo :) Krem obowiązkowa rzecz :)

      Usuń
  3. Walcz z mamą, bo dużo zależy od genów, ale jednak prawidłowa pielęgnacja dużo daje! Ja mam tak z babcią, która praktycznie nic nie używa, ale o dziwo twarz ma gładką i dość jędrną, jak na swój wiek...

    OdpowiedzUsuń
  4. Znam to :D U mnie było podobnie ;D Teraz już coraz lepiej jest ze stosowaniem kosmetyków, bardziej zwracam uwagę na skład i opinie innych niż na reklamę w telewizji "jakie to cudowne" ;D Powoli się wkręcam w kosmetyczny świat :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze - dzięki nim ten blog żyje :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...