Opisałam Wam już historię mojej pielęgnacji i makijażu a teraz najwyższa pora przejść do sedna sprawy bo obie te rzeczy muszą mieć swoje miejsce, czyli skórę twarzy na którą je nakładamy;)
Szczerze muszę przyznać, że nie pamiętam jaki miałam rodzaj cery jak byłam dzieckiem i młodą nastolatką bo wtedy nie za bardzo mnie to interesowało;) Pamiętam jednak, że w tamtych czasach nigdy nie miałam z nią problemów a jedyne co mnie denerwowało to mocne zaczerwienienie policzków;)
W czasach kiedy przeprowadziłam się do Krakowa i na dobre zaczęła się moja przygoda z makijażem i pielęgnacją moja skóra była idealna. Była zdrowa i matowa a mycie nie powodowało na niej uczucia ściągnięcia. Mogłam stosować kosmetyki albo nie i jakiejś większej różnicy mi to nie robiło. Poza silnym rumienieniem się w okolicy policzków i pojedynczych białych mikro krostek pojawiających się w przeddzień "dni klątwy" (zwrot zapożyczony od Kawaii Maniac) nic nie burzyło mojej idealnej cery. Pomimo tego jednak mój idealizm nie pozwolił mi spocząć na laurach i chciałam poprawić to co było dobre (nie znałam wtedy jeszcze powiedzenia, że "lepsze jest wrogiem dobrego") i katowałam moją nieszczęsną skórę kosmetykami Garniera do cery mieszanej i tłustej (o ile dobrze pamiętam była to seria A - taka niebieska). Po tych zabiegach moja skóra była idealnie matowa na cały mój makijaż składał się cień do powiek, tusz i błyszczyk. Nawet koleżanki mi nie wierzyły jak im mówiłam, że to moja naga skóra i nie mam na niej ani grama pudru. Niestety takie traktowanie zaowocowało popękanymi naczynkami na polikach i w okolicach nosa. Zaczęłam więc bardziej dbać o tę kwestię i przerzuciłam się na kremy i toniki do skóry naczynkowej. Przetestowałam mnóstwo kremów o różnych cenach i najbardziej mojej skórze przypadła do gustu seria do skóry naczynkowej Ziaji, która kosztowała grosze. Za jeden krem płaciłam jakieś 6 czy 8zł a kupowałam dwa (na dzień i na noc) natomiast tonik kosztował około 6-7zł. Normalnie raj;) Po dłuższej kuracji naczynka się schowały ale skóra zaczęła się przetłuszczać i tak już zostało na stałe. Ja natomiast zaczęłam kupować i testować coraz to nowe kremy w celu znalezienie "świętego grala" Miedzy czasie na twarzy pojawiały mi się jakieś mniejsze lub większe pojedyncze wypryski, które jednak nie zaburzały w większy sposób wyglądu mojej twarzy.
Taki stan rzeczy utrzymywał się bardzo długo bo około ośmiu lat, jednak wiosną ubiegłego roku coś się mojej skórze odwidziało. Wiosną pojawiły się jakieś trudne do zidentyfikowania a tym bardziej wyleczenia krostki na brodzie, które jesienią przekształciły się w pojedynczo eksplodujące wulkany. Jak już się z nimi uporałam moja skóra zaczęła się dziwnie przetłuszczać wręcz ociekając sebum. Na początku zimy stan się trochę znormalizował i już myślałam, że będzie OK jednak moja skóra schła, schła i jeszcze raz schła aby w końcu na przełomie stycznia i lutego dojść do etapu skóry tak suchej, że zaczęła mi pionowo pękać na brodzie. Zawsze wydawało mi się, że osoby o skórze suchej są przewrażliwione i nie doceniają tego co dała im natura dopóki sama tego nie doznałam. O połysku mogłam zapomnieć (chociaż czasem zdarzało i się "zabłysnąć" jak moja skóra tak się przesuszyła, że aż zaczęła produkować zbyt dużo sebum aby się bronić) a podkład dosłownie odklejał się od twarzy plackami. Skóra była szara, umęczona, pory ogromne a ja widziałam w lusterku twarz starszą o jakieś 10 lat. Zaczęłam więc nawadniać i natłuszczać skórę najróżniejszymi kremami, serami i olejkami aż odkryłam, że najbardziej pomagają mi kremy przeciwzmarszczkowe 50 i 60 +. Zrobiłam sobie nimi 2-3tygodniowa kurację a potem przeszłam na krem do skóry suchej na noc i krem do cery naczynkowej na dzień. Obecnie stan jej się poprawił i zauważam już nawet normalny połysk typowy dla cery mieszanej (o dziwo bardzo polubiłam ten połysk i już mi nie przeszkadza) jednak jak tylko zapomnę się na chwilę to suchość powraca a skóra staje się przygaszona:(
Obecnie stosuję filtr 30 Ziaji a jak tylko go skończę mam zamiar przejść na 50. Mam nadzieję, że tłustość kremów z filtrem pomoże mojej skórze i zabezpieczy ją przed nadmiernym wysychaniem w trakcie upałów dzięki czemu będę mogła wrócić do normalnej pielęgnacji, i nie zastanawiać się co rano jaka moja skóra dzisiaj będzie.
widzę, że nie tylko ja nie mam cery idealnej, z tym że te "wulkany" o których mówisz to mam do tej pory :/ jak je wyleczyłaś? :( ja mam cerę mieszaną, z zaskórnikami i innymi przekleństwami które siedzą pod skórą i nie chcą wyjść i żaden dermatolog nic skutecznego mi nie przepisał... modlę się już o lato w pełni bo zawsze odrobinę mi się stan poprawia od nadmiaru słońca i mam nadzieję, że i tym razem tak będzie... ale wiem że na jesień przygoda zacznie się od nowa...
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia. One się pojawiły wiosną jako takie małe podskórne zgrubienia i wtedy próbowałam je poskromić zielonym żelem do mycia twarzy Ivostinu ale pomógł tylko częściowo (kilka zniknęło ale reszta została). W ten sposób przetrwały lato i na jesieni jak skóra zaczęła się przetłuszczać wyszły same. Możliwe, że wpływ na to miało to, że rozpoczęłam pracę w galerii handlowej i klimatyzacja wywołała dziwne reakcje mojej skóry.
Usuńczyli pozostaje czekać i się modlić żeby sobie poszły... :)
Usuń