Kajam się mocno bo ten post powinien był
się pojawić już dawno dawno temu ale jak mówi powiedzenie "Co się
odwlecze to nie uciecze." ;)
L'oreal Paris
Rouge Caresse
101 Tempting Lilac:
Więcej zdjęć możecie zobaczyć TUTAJ.
MOJE WRAŻENIA:
Pomadka ma kolor liliowego, lekko fioletowawego różu. W opakowaniu sprawia wrażenie dosyć ciemnego jednak na moich mocno napigmentowanych ustach wydaje się jasny, wręcz pastelowy. Dobrze to widać na zdjęciach w linku. Pigmentacja jest słaba co jest jednak celowe bo pomadka ma dawać efekt jak barwiący balsam do ust. Oczywiście krycie można stopniować dokładając kolejne warstwy jednak nie da się uzyskać całkowitego. Po pociągnięciu nią ust uzyskujemy wrażenie podkreślonych i nawilżonych ust. Niestety kolor trzyma się na ustach krótko, maksymalnie 2 godziny bez jedzenia i picia więc pomadkę trzeba mieć koniecznie przy sobie aby wprowadzać poprawki. Na szczęście jej użytkowanie jest łatwe i przyjemne. Można ją nakładać po ciemku i bez lusterka a i tak nie da się nią zrobić sobie krzywdy. Demakijaż jest wręcz niepotrzebny bo jak tylko zaprzestaniemy poprawek to sobie zniknie. Jeżeli się jednak się uprzemy to zmyć ją można byle czym.
Pomadka ma niezwykle delikatny, lekko słodkawy, czekoladowy zapach wyczuwalny tylko wtedy, gdy przyłożymy ją do nosa. Smaku nie odnotowałam.
Sztyft w opakowaniu ma dosyć zwartą konsystencję i jest twardawy jednak nie polecam noszenia go w kieszeni bo pod wpływem ciepła może się rozpłynąć. Aplikuje się niezwykle łatwo jak balsam bo miękko i wdzięcznie sunie po wargach pozostawiając na nich cienką warstwę.
Współpracę z innymi kosmetykami testowałam na przykładzie balsamu do ust i konturówki. Otóż pomadki nie da się nałożyć na balsam bo po prostu nie przykleja się do ust. Z konturówką współpracowała bardzo dobrze jednak znikała dużo szybciej niż ona więc musiałam ciągle zerkać w lusterko żeby poprawić usta na czas zanim pomadka zeszła, bo w przeciwnym wypadku uzyskiwałam look wprost z lat 60-tych.
W związku z koniecznością wprowadzania ciągłych poprawek dosyć szybko jej ubywa i jest mało wydajna. Na dodatek mam wrażenie że im częściej ją aplikuję tym bardziej wysusza oraz podrażnia (wywołuje uczucie pieczenia i mrowienia oraz przekrwienie) wargi co skłania mnie do jeszcze częstszych aplikacji przez co jeszcze bardziej się zużywa oraz nasila problem.
Pomadka ma klasyczną formę sztyftu i a jej opakowanie jest bardzo biżuteryjne. Połączenie przezroczystego plastiku ze złotem prezentuje się elegancko i przyciąga wzrok. jednocześnie jest bardzo trwałe i dobrze chroni delikatne wnętrze.
Pomadka waży 3,6g i kosztuje około 45zł. Dostać ją można właściwie w każdej perfumerii, drogerii i w sieci - wszędzie tam gdzie dostępne są kosmetyki tej marki.
OCENA: 3/6
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńNiestety, to nie jest miejsce na reklamę.
UsuńPo przeczytaniu pierwszej połowy wpisu stwierdziłam, że muszę mieć to cudo, ale później skutecznie mi się odechciało ;) Zostaję przy swoich kiczowatych, tanich Eliksirach z Wibo ;) Efekt pewnie ten sam, cena mniejsza no i żalu takiego nie będzie jak się nagle okażą bublem.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie warto wydawać na niego tyle kasy. Mam jej odpowiednik od Pierre Rene i efekt jest taki sam a skutków ubocznych nie ma.
UsuńBardzo ładny kolor :)
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że na kolorze kończą się jej zalety.
UsuńZa tyle pieniędzy nie warto;/
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie.
Usuńa ja myślałam że jest taka cudowna... opakowanie chyba wyłacznie i kolor :(
OdpowiedzUsuńDokładnie. Szkoda, że działanie nie jest adekwatne do wyglądu.
Usuńmój kolor, tylko szkoda że na nim koniec plusów ;/
OdpowiedzUsuńNo niestety :(
UsuńSzkoda, że się nie sprawdziła...
OdpowiedzUsuńTeż żałuję bo pokładałam w niej duże nadzieje i pieniądze...
Usuń